Gaskin
#1
Gaskin - End Of The World (1981)

[Obrazek: R-2747539-1340528672-1901.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Sweet Dream Maker 03:52
2. Victim of the City 06:19
3. Despiser 05:30
4. Burning Alive 04:26
5. The Day Thou Gavest Lord Hath Ended 01:49
6. End of the World 03:35
7. On My Way 03:13
8. Lonely Man 04:45
9. I'm No Fool 03:26
10. Handful of Reasons 07:03

Rok wydania: 1981
Gatunek: Heavy Metal (NWOBHM)
Kraj: Wielka Brytania

Skład:
Paul Gaskin - śpiew, gitara
Stef Prokopczuk - bas
Dave Norman - perkusja

Scunthorpe w Anglii to miejsce powstania w roku 1980 zespołu, który swoją nazwę wziął od nazwiska lidera, Paula Gaskina. Grupa podpisała kontrakt płytowy z niedużą wytwórnią Rondelet Records z Mansfield, która wcześniej wydała płyty innego bandu NWOBHM - WITCHFYNDE.

Ten debiutancki album grupy Gaskina jest wręcz podręcznikowym przykładem mainstreamowego NWOBHM. Trio gra dokładnie to, co należy.
Proste melodyjne riffy gitarowe, a bas wbija w ziemię - tu nie przesadzam, bo wręcz aż za ciężki do gitary Gaskina. Ma jednak duże znaczenie wobec braku drugiego gitarzysty.
Otwieracz bardzo fajny w postaci „Sweet Dream Maker” zaostrza apetyt na więcej takich numerów, ale jakoś brak tu trochę więcej wiary w siebie. Może to wina Gaskina, o głosie delikatnym i raczej przeznaczonym do rockowego niż metalowego śpiewania. Inwencji jednak nie brak, bo sabbathowskie zagrywki „Victim of the City” pokazują, że od klasyki heavy rocka i metalu się nie odcinają. „The Day Thou Gavest Lord Hath Ended” to krótki przerywnik instrumentalny i tu słychać, w jakiej muzyce Gaskin czuje się najlepiej. Ładne granie w „Despiser”, ładne solo... ale czemu to tak momentami anemicznie?... no ale bas niszczy naturalnie. Zabrakło więcej numerów w stylu „End of the World”, gdzie jest energiczniej i ostrzej. No jeszcze zapewne ta nutka nonszalanckiej psychodelii i rocka w kroczącym „I'm no Fool”. Ten numer zawiera jeden z najznakomitszych riffów NWOHM, jakby ktoś nie wiedział i dla samego zapoznania z tym motywem warto po ten album sięgnąć.

Ale jak to mówią, jeden riff killerską płyty nie czyni. Porywająca to płyta nie jest. Chciałoby się więcej entuzjazmu, albo przynajmniej więcej śmiałości. Gaskin jako gitarzysta sprawdza się, ale próbując często grać bardziej rockowo, zaprzepaszcza wysiłki potężnej sekcji rytmicznej. Dla jasności - kapitalne jest ustawienie perkusji na tym albumie - wstyd dla dzisiejszych speców od plastikowych schowanych garów. Ostre blachy i dudniące bębny nieraz przerastają delikatne, koronkowe zagrywki gitarzysty.
Płyta nierówna, ale z przebłyskami geniuszu kompozytorskiego Gaskina, trochę błędnego rycerza poprzedniej dekady próbującego walczyć na bardziej brutalnym polu bitwy metalowych lat 80 tych.


Ocena: 7.5/10

23.08.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Gaskin - No Way Out (1982)

[Obrazek: R-1897350-1250890849.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Dirty Money 03:35
2. Free Man 03:24
3. Just Like a Movie Star 03:07
4. Say Your Last Word 03:52
5. Broken Up 03:52
6. Ready for Love 03:43
7. Come Back to Me 04:28
8. High Crime Zone 02:45
9. Queen of Flames 03:29
10. No Way Out 03:22

Rok wydania: 1982
Gatunek: Heavy Metal (NWOBHM)
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Bren Spencer - śpiew
Paul Gaskin - gitara
Baggy (Marcus Lagzdins) - bas
Dave Norman - perkusja

Po nagraniu debiutu "End of the World" Paul Gaskin rozumiejąc ograniczenia wynikające z jego średnich umiejętności wokalnych, postanowił rozszerzyć skład o wokalistę z prawdziwego zdarzenia, a sam skoncentrować na grze na gitarze. Kandydatów było kilku, ostatecznie wybór padł na Brena Spencera, który jednak okazał się śpiewakiem nieco tylko lepszym od Gaskina. Nową postacią był również basista Baggy i jemu z kolei daleko było do heavy metalowego stylu gry Prokopczuka, jego poprzednika. Druga płyta GASKIN ukazała się ponownie w ramach kontraktu z Rondelet Records, ale także w USA dzięki Roadrunner .

GASKIN tym razem przedstawił płytę z muzyką ogólnie łagodniejszą, bliższą hard rockowi niż heavy metalowi kojarzonemu jednoznacznie z głównym nurtem NWOBHM. W znacznej mierze te utwory ukierunkowane zostały na szersze grono słuchaczy niż poprzednio, także na tych, których upodobania kształtowały stacje radiowe i na tych, którzy nadal pozostawali wierni melodyjnemu heavy rockowi brytyjskiemu lat 70 tych. Ten rock/metal Gaskina jest tu ugładzony, może nawet chwilami nadmiernie przy tym same kompozycje jak na przeboje są niezbyt atrakcyjne. Radiowa długość utworów, aczkolwiek nie do końca "radiowa przebojowość"... Ta melodyjność jest wymuszona w "Dirty Money" czy w "Just Like a Movie Star", a brak autentycznie atrakcyjnych motywów przewodnich maskowany jest bardzo przesłodzonymi chórkami. Od czasu do czasu wplatają nieco soula w manierze WHITESNAKE, ale Spencer nie jest z całą pewnością konkurencją dla Coverdale'a. Gaskin gra dobre i bardzo dobre sola, urozmaicone i dynamiczne szkoda tylko, że do bladych kompozycji. Na płycie znalazł się także bardzo łagodny rockowy numer "Say Your Last Word" z metalem mający wspólnego niewiele i ogólnie można odnieść wrażenie, że Gaskin unika rozwiązań i nawiązań do głównego nurtu NWOBHM, nawet w typowym riffowym rytmicznym "Broken Up" czy jedynym mającym cechy komercyjnego przeboju "Ready for Love". Ugładzenie, wypieszczenie i niestety bezzębność, nawet jak na płytę odnoszącą się do hard rocka. W "Come Back to Me"dużo basu, który pełnił tak ważną rolę na poprzednim LP, ale otoczka jest miękka i pozbawiona polotu w rockowym rozegraniu.
Na miano heavy metalowej zasługuje chyba tylko po części szybki i krótki "High Crime Zone", jednak po obiecującym początku rozmywa się w graniu nijakim i niebudzącym emocji.
Brak emocji kładzie nie najgorszy "Queen of Flames" i ogólnego wrażenia nijakości nie rozwiewa standardowy numer mainstreamu NWOBHM "No Way Out".

Kilka dobrych zagrań Gaskina, sprawna sekcja rytmiczna, poprawny, aczkolwiek rzemieślniczy wokal, to w zasadzie wszystko, co można powiedzieć o tym LP wypełnionym miałkimi kompozycjami z pogranicza rocka i metalu.
Gaskin i Spencer nie do końca byli zadowoleni z uzyskanego efektu i planowali nadać muzyce GASKIN bardziej heavy metalowego charakteru. Doprowadziło to w tym samym roku do rozłamu w grupie i pojawienia się nowej sekcji rytmicznej. Zreformowany skład jednak już nic nie zdziałał i Gaskin band rozwiązał. Grał potem w innych rockowych formacjach, bez większego zresztą powodzenia. Przez lata komponował jednak numery własne z myślą o reaktywacji GASKIN i nagraniu nowej płyty, do czego doszło wiele lat później w innym składzie.
Bren Spencer zginął w wypadku samochodowym w roku 1996.


Ocena: 5,3/10

23.08.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Gaskin - Stand or Fall (2000)

[Obrazek: R-4109988-1355565993-3933.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Man is Back 04:04
2. Tomorrow Today 05:06
3. Still Got the Hunger 05:03
4. Don't Talk About Love 03:46
5. City of Light 03:20
6. Only the Brave 06:33
7. Stand or Fall 03:53
8. Breaking My Heart 04:50
9. England My England 05:03
10. Take 'Em Off 03:46
11. Still in Love 04:29
12. Why the Gun? 06:01

Rok wydania: 2000
Gatunek: Melodic Heavy Metal
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Paul Gaskin - śpiew, gitara
Andy Soloman - gitara
Tony Ilkiw - bas
Dave Pick - perkusja

Paul Gaskin jako lider własnej grupy GASKIN wniósł pewien wkład w melodic metalowy odłam NWOBHM dwoma albumami w początkach lat 80tych, potem jednak własnej działalności nie przejawiał przez 20 lat. W tym czasie jednak pracował nad nowymi kompozycjami i gdy stara gwardia NWOBHM u progu XXI wieku wróciła do łask, sformował nowy skład i nagrał płytę "Stand Or Fall", gdzie jak na debiucie sam podjął się obowiązków wokalisty. Płytę wydała nieduża wytwórnia brytyjska Edgy Records.

Dynamiczne melodic heavy metalowe otwarcie w postaci 'The Man Is Back" z fantazyjną solówką jest pewnym zaskoczeniem, o ile się pamięta raczej łagodny i miękki rock/metalowy album poprzedni "No Way Out", ale w rzeczywistości tego autentycznego metalu tym razem nie ma dużo. Płytę wypełniają utwory spokojne i melodyjne pośrednie pomiędzy komercyjnym hard rockiem a melodic metalem, okraszone zgrabnie dobranymi ozdobnikami gitarowymi i pastelowym śpiewem Gaskina, lepszym niż dwadzieścia lat wcześniej, ale nadal z lekka bezbarwnym. Jest pewna emocja i pewien momentami pasujący do stylu kompozycji tembr głosu jednak Gaskin nadal jest znacznie lepszym gitarzystą niż wokalistą. Także jako kompozytor wypada średnio. Gładkie, utrzymane w umiarkowanych tempach utwory w rodzaju "Still In Love", "Tomorrow Today", "Don't Talk About Love" czy City Of Light" brzmią miło dla ucha, póki brzmią, a gdy cichną, pamięta się z nich mało i jeśli coś, to najbardziej dobrane starannie gitarowe sola Gaskina. Czasem z lekka przesadza z ciężarem i te gitary w "England My England" brzmią zbyt topornie do melodii stanowiącej kwintesencję brytyjskiego stylu heavy metalu wypracowanego w ciągu co najmniej dwudziestu lat.
Niespecjalnie wyszedł również flirt z bluesem w "Still Got The Hunger" za to za bardzo udany należy uznać epicki hard rock z dawką mocniejszych riffów w stylu BLACK SABBATH z czasów Martina zagrany w "Only The Brave". Przebojowy mix southern rocka i hard'n'heavy "Stand Or Fall" ma bardzo dobrą melodię, przypominającą hity ZZ TOP jednak Gaskin nie ma wystarczająco zadziornego głosu, aby wbić drzazgę w serce słuchacza. Lepiej ten głos prezentuje się w żwawym i odważnie na granicy melodic power zagranym "Breaking My Heart". Autentyczny przebój, rasowy i ze świetnie dobranym refrenem i pięknym dumnym solem Gaskina. W "Take 'em Off" dużo wzięte zostało ze stylu WHITESNAKE z czasów Moody i Marsdena, tu jednak potrzeba Coverdale'a. Gaskin nie ma umiejętności mieszania rocka i soula i efekt jest przeciętny. Równie przeciętnie brzmi na koniec "Why The Gun?" i ten numer ma za mało treści w tym melodyjnym łagodnym rocku, aby rozciągać go na sześc minut.

Ta płyta zdominowana jest przez Gaskina. Pozostali muzycy po prostu mu towarzyszą. Druga gitara pozostaje w cieniu, prosta perkusja nabija rytm, a bas robi mocne doły, prawie tak mocne jak na słynącej z tego debiutanckiej płycie GASKIN. Jest to również płyta nierówna i zawierająca nagrania wynikające z różnych koncepcji i czasów. To, co tu jest melodyjnym heavy metalem, jest bardzo dobre i to najlepsze, co skomponował Gaskin dla GASKIN. Rock i hard rock na poziomie średnim, podobnie jak produkcja. Owszem, głos Gaskina i jego gitara ustawione są dobrze, ale już do brzmienia głuchawej perkusji można się przyczepić. Wiele lat wcześniej Gaskin chciał grać mocniej i bardziej metalowo, niż na swojej drugiej płycie i to stało się poniekąd przyczyną rozpadu tamtego składu ze złotych lat NWOBHM. Powrócił ostatecznie ponownie z muzyką rock/metalową lżejszego kalibru. Mimo wielu niedostatków ta płyta ma pewien specyficzny wdzięk, który upodabnia go do tego, co przez wiele lat stanowiło o sile innego melodyjnego zespołu brytyjskiego DEMON.

"Stand Or Fall" nie zawojował brytyjskiego rynku muzycznego. Jest to także jak na razie ostatni album Gaskina, jednego z najbardziej utalentowanych gitarzystów epoki NWOBHM, który jednak nie do końca spełnił pokładane w nim nadzieje. W dobie obecnej nieco zapomniany, a przecież wart uwagi.


Ocena: 6,6/10

23.08.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości