Godiva
#1
Godiva - Godiva (2003)

[Obrazek: R-864885-1166884284.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Gate 01:01
2. Razorblade Romantic 04:37
3. Heavy Metal Thunder 04:54
4. One Shot 04:01
5. Nightmare 04:53
6. Cold Blood 04:30
7. Where Angels Die 04:29
8. Riding Through Time 05:07
9. Let the Tanks Roll 04:35
10. Bullshit Lover 03:03
11. Sinner 03:45

Rok wydania: 2003
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Szwajcaria

Skład zespołu:
Anthony De Angelis - śpiew
Sammy Lasagni - gitara
Mitch Koontz - bas
Peter Gander - perkusja

Szwajcaria w tradycyjnych odmianach metalu słynie najbardziej z grup hard'n'heavy i grających melodyjny heavy metal/hard rock.
Grup proponujących heavy power i power metal jest tam niewiele, dlatego pojawienie się GODIVA zostało przyjęte z zainteresowaniem. Zespół ten uzyskał pomoc i wsparcie od niemieckich kolegów z PRIMAL FEAR i oprócz pomocy w realizacji tej płyty, pojawił się tu jako gitarzysta Tom Naumann, a także Sperling, który zagrał na perkusji w kompozycji "Where Angels Die". Utwór ten stworzył wspólnie Naumann i wokalista grupy De Angelis, który jednocześnie jest tu niekwestionowanym liderem i twórcą zdecydowanej większości kompozycji. Płytę wydała niemiecka Limb Music we wrześniu 2003 .

GODIVA jest zespołem grającym w pewny sensie w stylu PRIMAL FEAR, ale raczej późnego i album "Godiva" w jakimś stopniu pokazuje, jaką muzykę będą grać Niemcy w latach następnych. Jest to jednak heavy power faktycznie mocny i bardzo melodyjny przy tym, z bezwzględnymi atakami rytmicznie grających gitarzystów i trudno uciec od porównań z PRIMAL FEAR w znakomitym, ciężko brzmiącym "One Shot", gdzie nawet wysokie wokale w tle i chórkach to specyficzny znak rozpoznawczy Scheepersa, choć ten głos tu do niego nie należy. De Angelis to bardzo dobry wokalista, dysponujący głosem wystarczająco silnym, aby górować nad doprawdy ciężko tu brzmiącymi masywnymi gitarami. Ucieczki od PRIMAL FEAR nie ma i "Where Angels Dare", to zdecydowanie numer tej niemieckiej ekipy w każdym calu i bez problemu mógłby się znaleźć na ich dowolnej płycie, a co więcej, stanowić ozdobę tej płyty. Prawdziwy melodyjny heavy power killer. Bardzo atrakcyjny jest także zdecydowanie zagrany "Riding Through Time", zaśpiewany na dwa głosy.
No nie ma ucieczki od PRIMAL FEAR. Ta płyta brzmi jak kolejny album PRIMAL FEAR i nic w tym złego nie ma, jednak Szwajcarom nie starczyło talentu na stworzenie wystarczającej liczby tak atrakcyjnych kompozycji, jak na najlepszych płytach tych, których naśladują.
Z utworów De Angelisa na pewno na wyróżnienie zasługuje także bardzo dobry wolniejszy "Cold Blood", gdzie pewien epicki mrok miesza się z rockowym szwajcarskim feelingiem oraz "Razorblade Romatic", gdzie ten najbardziej klasyczny PRIMAL FEAR z wczesnych płyt jest zdecydowanie wart uwagi. To, co odróżnia GODIVA od PRIMAL FEAR na tym albumie to to, że Szwajcarzy grają nieco wolniej. Grają jednak bardzo dobrze i Sammy Lasagni radzi sobie świetnie w tym mocnym, zdecydowanym riffowaniu i solówkach ciekawych i melodyjnych. Bardzo dobra i pełna energii jest gra sekcji rytmicznej. Może się podobać bas, który tu mocno daje się we znaki cały czas mimo że nie ma Sinnera. Jest jednak kompozycja "Sinner" i wcale nie tak odległa od tych rytmicznych, niezbyt szybkich kompozycji SINNER, opartych o stylistykę hard'n'heavy i odegranych z heavy power metalową mocą. Tych pomysłów jednak nie starczyło na cały album. "Let The Tank Roll", "Nightmare" czy "Heavy Metal Thunder" to już taka produkcja masowa, jakiej pełno pojawia się, zwłaszcza w Niemczech od wielu lat, dobrze zagrana, ale niebywale wtórna i obarczona tą kwadratowością w negatywnym słowa znaczeniu. Gdzieś tu się pojawiają i echa UDO i podobnych zespołów. Najsłabiej prezentuje się "Bullshit Lover" i takie granie GODIVA powinien pozostawić KROKUS w dobrej formie.

Brzmieniowo to typowy sound niemiecki, co więcej, typowy dla PRIMAL FEAR, co w końcu nie dziwi, skoro płyta została zrealizowana w Niemczech. Nierówny, ale w połowie ekscytujący melodyjny heavy power, a że wtórny w 100%, to niczemu nie przeszkadza. De Angelis po nagraniu tego albumu opuścił zespół i nagle grupa straciła nie tylko najzdolniejszego z kompozytorów, ale i najważniejszy motor napędowy.
Dwa późniejsze albumy z Fernando Garcia (VICtORY) jako wokalistą to niezbyt interesująca próba wpasowania się w główny nurt melodyjnego, tradycyjnego heavy metalu, po czym zespół w zasadzie poszedł w rozsypkę.


Ocena: 7.7/10

9.03.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości