Gevaudan
#1
Gévaudan - Iter (2019)

[Obrazek: R-14442453-1574610754-5787.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Dawntreader 10:41     
2. Maelstrom 07:09     
3. The Great Heathen Army 08:30     
4. Saints of Blood 11:54     
5. Duskwalker 15:16    

Rok: 2019
Gatunek: Epic Heavy/Doom Metal
Kraj: UK

Skład:
Adam Pirmohamed - śpiew
Bruce Hamilton - gitara
Andy Salt - bas
David Himbury - perkusja

Gevaudan powstało w 2013 roku i składa się z samych debiutantów sceny brytyjskiej. Zadebiutowali późno, bo dopiero w tym roku, albumem wydanym własnym nakładem i zatytułowanym Iter.
Okładka może nieco pod Desire czy inny Doom/Death, ale tutaj jest doom w większości w czystej postaci i jest to wypadkowa muzyki Warning i Solstice, może też odrobina tego, co serwuje Pallbearer, chociaż nie aż tak dobrze wykonane.

5 kompozycji i niemal 55 minut muzyki.
Dawntreader to dobry wstęp, kojący, rozmarzony i jest też o tyle dobry, że jasno wyraża styl zespołu i pokazuje jego wszystkie wady i zalety.
Na plus są świetne riffy. Sporo tutaj zapadających w pamięć melodii, płaczącej, typowo brytyjskiej gitary i jest tutaj ten magiczny, chwytający klimat, lekko melancholijny.
Na minus jest wokalista, który nie jest zły i w Maelstorm śpiewa bardzo pewnie i ożywa, ale w szeptanych partiach czy melorecytacjach brzmi tak, jakby miał się rozpłakać przed mikrofonem i śpiewa jakby bez przekonania, jak to bywa w niektórych brytyjskich czy portugalskich zespołach. Do takich partii bardziej by pasował chociażby Joao Melo z A Dream of Poe. Minusem też są trochę sola, co prawda jakoś dużo ich nie ma, ale jak już się jakieś pojawiają, to są albo dość proste, albo zbyt heavy metalowe, chociaż jest tutaj parę udanych, ale trudno mówić tu o kontynuowaniu czy dopowiadaniu historii i może w tym by pomógł drugi gitarzysta?
Kiedy wszystko działa, są wyborni i Maelstorm to najmocniejszy kawałek płyty, nie ma żadnych dłużyzn, Pirmohamed śpiewa pewniej i podbarwiona heavy metalem druga połowa nie psuje kompozycji.
Zaskakującą niespodzianką jest epic heavy metalowy The Great Heathen Army i nie jest to wykonane źle, ale lepiej by to zagrało Battlelore, Lords of the Trident, Wotan czy cały legion innych greckich czy amerykańskich zespołów. No i wychodzi tu trochę brak mocy w głosie wokalisty, ale może to jest zamierzone? W końcu ginie król i chyba szykują się do wojny...
Saints of Blood zaskakuje, kiedy idą momentami w rejony doom/death i wychodzi na to, że Pirmohamed ma całkiem niezły growl. Może trzeba było rozważyć zatrudnienie dwóch wokalistów i robić duety?
Duskwalker to niezłe podsumowanie, bo kończy płytę tak, jak się ona zaczęła. Może nieco portugalski pod względem długości i rozmarzonej gitary, ale zagrany trochę mniej płaczliwie i pewniej, niż Maelstorm, ale rozwija się dość długo, może trochę za długo. Na rozwinięcie jednak czekać warto, bo to eksplozja emocji i klimatu i trochę szkoda, że trzeba na nią tak długo czekać.

O brzmienie trochę się obawiałem, mając w pamięci to, co zrobił Mike Exeter w 2014 roku w Judas Priest, ale na szczęście tutaj się spisał. Wszystko brzmi świetnie i nikt nikogo nie zagłusza, co najważniejsze, perkusja nie brzmi ani jak karton po soczku, ani nie jest też modernowo plastikowa, co niestety ostatnimi czasy często się zdarza.
Klimatu tutaj jest sporo, ale gitarowo, jak i wokalnie mogło być lepiej.
Jak mogło być pokazuje Pallbearer, który jednak jest lepszy.
Nie zmienia to faktu, że to debiut udany w gatunku, który jest już dość skostniały i chwali im się, że nie uciekają się do kopiowania Candlemass czy Solitude Aeturnus i zamiast tego szukają inspiracji w innych miejscach.
Solidny kawałek grania, któremu można wytknąć wiele, ale czasami debiutantom należy wybaczyć pewne błędy i zachęcić, dlatego ocena deczko zawyżona.
Ale tylko deczko i z nadzieją, że jeszcze o nich się usłyszy i poprawią to, co zrobili źle.

Ocena: 8/10

SteelHammer
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości