Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Iron Mask - Revenge is My Name (2002)
Tracklista:
1. Enemy Brother Overture 00:57
2. Revenge is My Name 04:42
3. March of Victory 05:12
4. The Witch Burner 04:51
5. Alien Pharao 05:06
6. Dimension X 00:50
7. Morgana's Castle 05:11
8. You Are My Blood 05:13
9. The Wolf and the Beast 08:13
10. Secret Tunnel of the King 02:47
11. Hold the Light 04:47
12. Warchild Requiem 02:51
Rok wydania: 2002
Gatunek: Neoclassical Melodic Power Metal
Kraj: Belgia
Skład zespołu:
Phil Letawe - śpiew
Dushan Petrossi - gitara, instrumenty klawiszowe
Vassili Moltchanov - bas
Youri Degroote - instrumenty klawiszowe
Anton Arkhipov - perkusja
Dushan Petrossi, belgijski gitarzysta, wzorujący się na stylu Yngwie Malmsteena, prowadzi równolegle dwa zespoły, z których IRON MASK jest bardziej nastawiony na granie neoklasycznego power metalu na sztywnych zasadach, przyjętych w tym gatunku.
Zespół debiutował tym właśnie albumem wydanym w roku 2002 przez Lion Music i tu trzeba od razu podkreślić, że jest to materiał niespójny. Po znakomitym początku w postaci speed power neoklasycznego "Revenge is My Name", mamy znacznie bardziej tradycyjnie metalowy "March of Victory", "Alien Pharao" ze starożytnymi motywami, nadmiernie udziwniony, "Hold the Light" wręcz AOR-piosenkowy, a "The Wolf and the Beast" mógłby się obyć bez tego dwuminutowego słuchowiska na wstępie. Za dużo też tych instrumentalnych kawałków. Owszem, Petrossi wymiata, ale nie do końca jest w tym sens. "The Witch Burner" bardzo dobry, ale także przeładowany pomysłami.
Wokal Letawe. Zazwyczaj uważa się, że położył on ten LP właśnie swoim śpiewem. Nie jest on wcale taki zły, tylko okropnie nierówny i są momenty wręcz kompromitujące. Te wpadki przysłaniają w dużym stopniu poprawny wokal w większości zwrotek i refrenów. Wielką zaletą na tym albumie jest perkusja. Głośna, dudniąca i sycząca blachami i wielkie uznanie dla Archipowa. Poziom gry Petrossi znakomity i nawet jeśli mocno przywodzi na myśl Malmsteena, to ma i cechy swoiste, przede wszystkim więcej tu ciepła i wykorzystania różnych pomysłów, blisko związanych z samymi melodiami poszczególnych utworów.
Brzmienie jest raczej lekkie i w pewnych miejscach, bardziej ponurych i mrocznych, odrobina ciężaru by nie zaszkodziła. Klawisze w dawce wystarczającej, bez przepychu, ale w kilku miejscach ładnie ścigają się z gitarą, a w numerach dłuższych podbudowują klimat w tle. Płyta jest jednak niespójna i przeładowana nieco instrumentalnym graniem, powtykanym bez większego uzasadnienia. Jeśli dołożymy do tego, średni powiedzmy poziom wokalu, to mamy płytę dobrą, gdzie ocenę podnosi kunszt gitarowy Dushana Petrossi.
Ocena: 7.5/10
29.07.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Iron Mask - Hordes of the Brave (2005)
Tracklista:
1. Holy War 05:12
2. Freedom's Blood - The Patriot 04:31
3. Time 05:08
4. The Invisible Empire 05:34
5. Demon's Child 05:38
6. High in the Sky 04:46
7. Alexander the Great - Hordes of the Brave (part one) 06:45
8. Crystal Tears 04:04
9. Iced Wind of the North 06:29
10. My Eternal Flame 05:08
11. Troops of Avalon 06:09
Rok wydania: 2005
Gatunek: Neoclassical power metal
Kraj: Belgia
Skład zespołu:
Goetz'Valhalla jr' Mohr - śpiew
Oliver Hartmann - śpiew
Dushan Petrossi - gitara
Richard Andersson - instrumenty klawiszowe
Vassili Moltchanov - bas
Anton Arkhipov - perkusja
oraz
Oliver Hartmann - śpiew (4, 8, 9)
Gdy belgijski wirtuoz gitary Petrossi zaprezentował z jednym ze swoich zespołów (drugi to MAGIC KINGDOM) album "Revenge Is My Name" w 2002 roku, można było podziwiać jego gitarowy kunszt, dobre i bardzo dobre kompozycje, oraz niezbyt fortunny dobór wokalisty. Płyta pokazała jednak jaki potencjał jest w tym zespole i Petrossi potwierdził to drugim albumem, wydanym przez Lion Music w marcu 2005. Wprowadził do składu gwiazdy w postaci Anderssona i Hartmanna (tu jego udział jest jednak ograniczony) oraz innego wokalistę Mohra. Zadbał o atrakcyjne melodycznie kompozycje i zrezygnował z numerów instrumentalnych, na poprzednim LP ciekawych, w dużej mierze jednak będących sztuką dla sztuki.
Wszystkie te posunięcia były trafione. Powstawała jednak z najlepszych płyt z melodyjnym neoklasycznym power metalem w historii tego gatunku, a Malmsteenowi przybył, przynajmniej na krótki czas groźny rywal do tronu w takim graniu.
Muzyka IRON MASK w prostej linii wyrasta z neoklasycznej tradycji wczesnych albumów Yngwie Malmsteena, posiada też ten pierwiastek epicki, który tak bardzo uatrakcyjnia ten dosyć hermetyczny gatunek. W przeciwieństwie do chłodnego akademickiego wręcz VIRTUOCITY czy nieco egocentrycznego RISING FORCE Malmsteena Petrossi prezentuje muzykę pełną pasji, emocji i nadzwyczajnego zaangażowania. Jest to też granie zespołowe i lider jest tu jednym z współtwórców muzycznej całości, a grupa nie stanowi tylko tła do jego solowych popisów. To, że potrafi bardzo dużo, udowadnia na tym LP cały czas. Swoboda przechodzenia od złożonych zagrywek neoklasycznych do powerowych natarć i pełnych finezji solówek jest tu momentami zdumiewająca. Gitara nie jest zbyt ciężka, a epickiej drapieżności dodaje tu przede wszystkim wokal Mohra.
Pięknie rozpoczyna się ten album od mocnego wejścia w postaci Holy War, nasyconego energią i najeżonego smaczkami i pomysłami. Ta płyta jest zresztą bardzo "napompowana"tymi wszelakiego rodzaju ozdobnikami jak chórki, gitarowe wstawki i klawisze w tle, a te w wykonaniu Richarda Anderssona muszą być po prostu najwyższej próby. Freedom's Blood - The Patriot pokazuje bardziej typowy power metal, ale pełny epickiej siły i dostojności. Ogólnie za szybki, ale rozpędzony solem Dushana i jego dialogiem z Anderssonem, przywodzącym na myśl te dialogi, którymi czarował ARTENSION.
Sekcja rytmiczna w tym zespole też godna mistrza, co słychać w Time gdzie i perkusja i bas odgrywają ważną rolę. Ta wolniejsza kompozycja ociera się o melodic metal, ale zwrotki śpiewane są przez Mohra z true heavy metalową ekspresją. Solo tym razem skomplikowane, pokazujące, że Petrossi to nie tylko speed metalowy shreder. W łagodnej nastrojowej kompozycji The Invisible Empire zaśpiewał Oliver Hartmann i trudno sobie wyobrazić lepszy wybór. Stylu AT VANCE tu nie ma wiele, jest za to trochę progresywnego podejścia do rocka i metalu, jest także kolejny dowód na uniwersalność Petrossiego, także jako kompozytora wychodzącego poza ramy neoklasycznego metalu. Natomiast Demon's Child to czysta malmsteenowska neoklasyka na początku, a potem ujawnia się ta cieplejsza strona muzyki IRON MASK w powerowym epickim rozwinięciu. Znów kapitalny dialog Petrossi - Andersson i trzeba przyznać, że takich nie było ani w MEDUZA, ani w MAJESTY, ani u Mistrza Yngwiego też nie. Słychać, że te inspiracje są czerpane z amerykańskiego progresywnego neoklasycznego power i heavy metalu. High in the Sky znów nieco wolniejszy, splatający neoklasyke i melodic heavy metal, a wszystko w pełnej żaru melodii, osiągającej apogeum w refrenie.
Alexander the Great, oparty na "starożytnym" motywie głównym nastawiony jest na epikę w średnim tempie, kroczącym i mocno akcentowanym. Znakomity utwór, w którym słychać to nasycenie wszelkimi dodatkami, o jakich już było wspomniane. Cały czas mimo długości tej kompozycji uwaga słuchacza jest absorbowana, trzyma to w napięciu i czeka się na to, co będzie dalej. Crystal Tears to ponownie wokalny występ Hartmanna i także tym razem jest on na właściwym miejscu. Melodic heavy metal na najwyższym poziomie i co ciekawe AT VANCE mógłby ten kawałek spokojnie włączyć także do swojego repertuaru.
Niesamowity galopujący neoklasyczny Iced Wind of the North to popis obu wokalistów w duecie. Teraz ten pęd jest dziełem nie tylko gitary, ale sekcji rytmicznej i klawiszy. Dorzucają tu do tego też pewną ilość celtyckich motywów i mamy utwór rozbudowany, a przy tym nierozłażący się na boki w meandrach pobocznych wątków. Wyciszenie w nastrojonym emocjonalnie zaśpiewanym My Eternal Flame i znów wirtuozerski popis Petrossiego w Troops of Avalon. Ta energia gitarowa ogromna i Malmsteen tyle serca w takie zagrywki to raczej nigdy nie wkładał. Ciekawie akcenty są w tym utworze rozłożone, bo te najszybsze partie to tylko Petrossi. A te wolniejsze to po raz kolejny wyborny śpiew Valhalli Jr. Napracował się on i to bardzo na tym LP.
Napracowali się wszyscy, ale warto było. Wykonanie i jego staranność podkreśla bardzo dobra produkcja i nawet gitara Petrossiego brzmi zupełnie inaczej niż ta Yngwiego dla przykładu.
Melodia, emocja, wirtuozeria. To mamy w tym ostatnim kawałku. Mamy także wysmakowane i wycyzelowane power metalowe brzmienie, a mix znakomitego francuskiego fachowca Didiera Chesneau bezbłędny.
To mamy też na całej płycie. Płycie niemal doskonałej, swoistej w klimacie i specyficznym, nienachalnym korzystaniem z metalowej neoklasyki.
Ocena: 9.5/10
29.07.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Iron Mask - Shadow of the Red Baron (2009)
Tracklista:
1. Shadow of the Red Baron 07:04
2. Dreams 04:32
3. Forever in the Dark 05:11
4. Resurrection 05:07
5. Sahara 04:21
6. Black Devil Ship 04:31
7. We Will Meet Again 04:33
8. Universe 04:51
9. My Angel Is Gone 04:16
10. Only the Good Die Young 03:56
11. Ghost of the Tzar 06:54
Rok wydania: 2009
Gatunek: Melodic Metal/Neoclassical Power Metal
Kraj: Belgia
Skład zespołu:
Goetz "Valhalla jr" Mohr - śpiew
Dushan Petrossi - gitara
Vassili Moltchanov - bas
Erik Stout - perkusja
Andreas Lindahl - instrumenty klawiszowe
Oliver Hartmann - śpiew (gościnnie)
Dushan Petrossi, belgijski wirtuoz gitary obracający się w kręgu malmsteenowskiego grania, mimo że stoi na czele dwóch zespołów (IRON MASK i MAGIC KINGDOM), nagrywa rzadko.
Cierpliwość fanów IRON MASK nagrodził dopiero niemal po pięciu latach, ale czy ich usatysfakcjonował to już kwestia mocno problematyczna.
Album, wydany przez Lion Musixc w grudniu, powstawał długo, wiele się pisało o tym, jaki będzie, ale w rzeczywistości do ostatniej chwili Petrossi kart nie odkrył.
Już promujący ten LP utwór „Forever in the Dark” był inny, niż można było oczekiwać od zespołu grającego do tej pory neoklasyczny power metal w sposób lekki i porywający. Nowoczesny, chwytliwy melodic metal, przebojowy, ale zupełnie oderwany od tradycji "Hordes Of The Brave" zaprezentowany w „Forever in the Dark” okazał się wierzchołkiem góry lodowej niespodzianek, jakie mistrz gitary przygotował na nowym krążku. Sam utwór tytułowy „Shadow of the Red Baron” umieszczony na początku jeszcze taką niespodzianką nie jest. Ostry powerowy numer, oparty na neoklasycznym kośćcu brzmi ciężko i dosyć surowo, co może w związku z tematyką wojenną, jakiej dotyczy, specjalnie nie dziwi. Gdyby cała płyta wypełniona była takimi kompozycjami można by było powiedzieć, że Petrossi zmężniał, okrzepł, stał się bardziej heavy i nagrał solidny album heavy power okraszony wirtuozerskimi solówkami. Tymczasem dalsza część albumu przypomina zbiór przypadkowych nagrań, jakby będących owocem wielu lat i nieudanych sesji nagraniowych. Arabska dyskoteka w „Sahara”, potwornie mdła i nudna ballada „My Angel Is Gone” i pozbawione polotu inne kompozycje, które przelatują nie pozostawiając po sobie żadnego wrażenia, jak dla przykładu „Resurrection” Kilka przebłysków w „Universe”, nieco zbyt wyrafinowanego kombinowania w „Ghost of the Tzar” i koniec płyty, witany raczej z ulgą. Jakże sympatycznie brzmi jednak na tym tle ten lajtowy „Forever in the Dark”.
O ile same kompozycje są niezmiernie nierówne to wykonanie i brzmienie co najmniej kontrowersyjne. Album ma "wyostrzone rysy”, które jednak tylko obnażają braki, błędy i potknięcia. Petrossi gra ciężko, jest jakby znużony. Jego sola technicznie interesujące są tylko odegrane, bez duszy i energii, jaka wkładał poprzednio. Elementy neoklasyczne są poupychane bez ładu i składu, często w najmniej oczekiwanych momentach a brzmienie gitary bardziej przywodzi na myśl Chrisa I. niż Yngwiego.
Wokalnie od Mohra też oczekiwałem więcej. Lekkość zniknęła i pozostał heavy powerowy krzykacz, solidny, ale na tle często mdłych melodyjek irytujący. Hartmann w zasadzie tu nie istnieje i poza tym, że coś dośpiewuje ciężko ocenić jego występ. Album jest totalnie zdewastowany przez okropne klawisze, okropne zarówno pod względem brzmienia jak i samego wykorzystania i najlepsze są momenty, gdy Lindahl wychodzi na piwo. Solidna sekcja rytmiczna i jak zwykle bas na wysokim poziomie, ale basowe plumkanie nie zagłuszy miałkości refrenów - brzydkich, nieatrakcyjnych i niegodnych melodic metalowej płyty artystów o takiej renomie.
Jeśli miała to być płyta melodic metalowa, to się nie udała. Jeśli heavy powerowa to tym bardziej nie. Długie lata pracy i efekt finalny mizerny i wymęczony.
Jeżeli Petrossi wciąż goni Malmsteena, to pozostał na etapie słabej kopii koncepcyjnej "Unleash The Fury". Malmsteen udowodnił "Perpetual Flame”, że neoclassical power wciąż jeszcze żyje. Petrossi swoim Czerwonym Baronem zasygnalizował tylko, że wegetuje na obrzeżach współczesnego heavy metalowego grania.
Wciąż ma szansę rehabilitacji przy okazji nowej zapowiadanej płyty MAGIC KINGDOM.
Podejście z IRON MASK niestety spalił.
Ocena: 4.5/10
16.12.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Iron Mask - Black as Death (2011)
Tracklista:
1. From Light into the Dark 01:41
2. Black as Death 06:59
3. Broken Hero 03:18
4. Feel the Fire 04:34
5. Ghengis Khan 05:53
6. God Punishes, I Kill 07:40
7. Rebel Kid 05:02
8. Blizzard of Doom 05:20
9. The Abscence 04:08
10. Magic Sky Requiem 05:40
11. Nosferatu 06:27
12. When All Braves Fall 05:41
Rok wydania: 2011
Gatunek: neoclassical power metal/melodic heavy metal
Kraj: Belgia
Skład zespołu:
Mark Boals - śpiew
Dushan Petrossi - gitara
Roma Siadletski – śpiew/harsh
Mats Olausson - instrumenty klawiszowe
Vassili Moltchanov - bas
Ramy Ali - perkusja
Aktywny w ostatnich latach Dushan Petrossi naprzemiennie atakuje swoją gitarową pirotechniką w MAGIC KONGDOM i IRON MASK i teraz przyszedł czas na ten drugi zespół. Cień na niego rzucił nieco "Czerwony Baron"i w sumie można było się spodziewać wszystkiego tym razem, tym bardziej że w składzie pojawił się znamienity wokalista Mark Boals a tytuł albumu i okładka są dosyć mroczne. Płyta została wydana przez AFM Records w grudniu, przy czym premiera w Japonii była dwa wcześniej nakładem Avalon.
W mrok prowadzi nastrojowe intro, po czym jednak "Black as Death" aż tak mroczny jednak nie jest. To power metal, do jakiego Petrossi już zdążył słuchaczy przyzwyczaić pompatyczny, ze średniowiecznymi chórami, ale i bardzo melodyjnym łagodnym refrenem z echami neoklasyki w melodic metalowej konwencji. Trochę to kontrastuje z tym symfonicznym tłem i szybkim power thrashowym rozwinięciem z jak zwykle znakomitym gitarowym popisem Dushana.
Chóry są na tym LP atrybutem nieodłącznym, bo i w "Broken Hero' stanowią ważny element szybkiej nieco malmstenowskiej kompozycji w chłodnym neoklasycznym stylu.
Dostojny i powolny jest orientalny epicki "Ghengis Khan" tyle że jakoś mało wyrazisty może także z tego powodu, że Boals na tym albumie jest w formie dobrej, ale nie najwyższej jednak i jakby z lekka brakuje mu mocy. Może to także wynik bogatych aranżacji mocnego tła i lekkiego wtopienia go w to wszystko. Taki mocniejszy bardziej wysunięty i epicki śpiew by się tu na pewno przydał. Epicki wymiar ma na pewno rozbudowany "God Punishes, I Kill" jest to jednak kolejna niejednoznaczna pod względem melodii kompozycja, z eleganckim, ale jakoś już wyeksploatowanym nawet przez Petrossiego rozwiązaniem refrenu. Bezpiecznie IRON MASK gra w melodic/neoclassical metalowym nastawionym na przebojowość "Rebel Kid"i chyba Dushana jednak stać pod względem kompozycyjnym na więcej. Gra jednak wybornie i jest to jeden z niekwestionowanych mistrzów europejskiej neoklasycznej gitary. Daje tego dowód w niesamowicie zagranym "Blizzard of Doom" speedowym i dumnie neoklasycznym. Ciepłe wyciszenie następuje w pięknym songu "Magic Sky Requiem" gdzie wreszcie Boals jest wyeksponowany i to wyjątkowo poruszająca kompozycja z organowym tłem i rockowym wokalem. "Nosferatu" to nieco ostrzejszego grania, hard wokalu Siadletskiego, chórów i speedu, pozornego chaosu i blastów, akademickiego neoclassical i to bardzo sprytnie poskładana z na pierwszy rzut ucha przeciwstawnie dobranych komponentów kompozycja. Płyta kończy się łagodniejszym melodic heavy metalowym utworem "When All Braves Fall" w średnim tempie i z prostym rozpoznawalnym refrenem.
Poziom wykonania instrumentalnego jest bardzo wysoki i to tyczy się nie tylko Petrossiego, ale i wszystkich pozostałych muzyków. Wrócił charakterystyczny bas Moltchanova, perkusista Ali to mistrz podgrywania w melodic power metalowych galopadach. Jedynie mniej tym razem słychać własnego wkładu Matsa Olaussona, ale on tu wystąpił w zasadzie w ostatniej chwili i zagrał to, co zostało przygotowane wcześniej.
Kompozycyjnie płyta dojrzała, w jakimś stopniu nawiązująca i do wczesnych albumów IRON MASK i do tego zaprawionego symfonicznych rozmachem grania MAGIC KINGDOM. Dużo neoklasyki, wysmakowanej i wykorzystanej niekiedy nietypowo. Jakiś niedosyt w tym wszystkim pozostaje, czegoś tu brak, a może po prostu niepotrzebnie wtłoczono w to wszystko melodic metal nie do końca pasujący do ogólnego charakteru tego albumu jak "The Absence".
Ocena: 8,4/10
16.12.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Iron Mask - Fifth Son of Winterdoom (2013)
Tracklista:
1. Back into Mystery 05:10
2.Like a Lion in a Cage 05:07
3. Only One Commandment 03:47
4. Seven Samurai 05:23
5. Fifth Son of Winterdoom 10:02
6. Angel Eyes, Demon Soul 03:22
7. Rock Religion 04:38
8. Father, Farewell 04:43
9. Eagle of Fire 04:19
10. Reconquista 1492 07:03
11. Run to Me 04:37
12. The Picture of Dorian Gray 07:54
Rok wydania: 2013
Gatunek: power metal
Kraj: Belgia
Skład zespołu:
Mark Boals - śpiew
Dushan Petrossi - gitara, gitara basowa, instrumenty klawiszowe
Vassili Moltchanov - bas
Ramy Ali - perkusja
oraz
Andreas Lindahl - instrumenty klawiszowe
Bywają czasem w życiu artysty takie okresy, że mu się po prostu nie chce. Bywają też okresy gdy brak weny, gdy muza go opuszcza. Wtedy artysta, a tym przypadku mam na myśli Dushana Petrossi, powinien po prostu dać sobie spokój na jakiś czas, albo, jeśli już zobowiązania wobec wytwórni i fanów stawia ponad osobiste problemy twórcze, nagrać płytę o "winylowej" długości 40 minut, stworzyć kilka solidnych numerów, wrzucić ze dwa killery w swoim klasycznym stylu i podeprzeć wszystko niezaprzeczalnym kunsztem wykonawczym.
Niestety, tym razem Dushan zrobił wszystko na opak. "Fifth Son of Winterdoom", wydany przez AFM Records w listopadzie, to prawie 70 minut prezentacji jego twórczej niemocy, także w obchodzeniu się z gitarą. Petrossi jako Guitar Hero spalił ten LP doszczętnie, spalił go także jako kompozytor. Dwanaście utworów... Dwanaście utworów, z których od biedy dałoby się wykroić jakiś słuchalny mini LP. Dwanaście utworów stylistycznie niespójnych, ba, niespójnych w wielu wypadkach wewnętrznie, łaciatych od zmian stylu wewnątrz kompozycji, ze źle zagraną i źle wstawioną do utworów neoklasyką.
Back into Mystery jest encyklopedycznym przykładem indolencji w tworzeniu kompozycji power metalowej, oklapła jak przekłuty balon, wyzutą z jakiejkolwiek energii. I taki numer daje się na otwarcie albumu?
Przykre jest to, że najlepszy kawałek na całej płycie Like a Lion in a Cage to ryczenie lwa i nieco wprawek neoklasycznych Dushana i ogólnie to druga liga AT VANCE. Połowy tych utworów mogłoby tu z powodzeniem wcale nie być. Mierne bezstylowe wypełniacze Rock Religion, Run to Me, Eagle of Fire są nic nie warte, a Angel Eyes, Demon Soul w kategorii melodic heavy metal jest po prostu kompromitujący. Seven Samurai to tandetne motywy japońskie, zupełnie nierozpoznawalna melodia i trochę w miarę dobrego refrenu. Jeśli wydaje się, że pomysł na melodię jest dobry, to się go eksploatuje do znudzenia, grając w kółko to samo w epickim, i owszem, Reconquista 1492. Dobra melodia, dobry klimat z arabskimi ornamentacjami, ale to nie powód by ciągnęło się to przez siedem minut. Są jeszcze i dwa inne kolosy - tytułowy Fifth Son of Winterdoom to ponad dziesięć minut, głównie grania motywu irlandzkiego ogranego już do bólu przez masę innych zespołów. Miłe to jest zawsze dla ucha, jednak tu się czeka na coś więcej po zdecydowanie zbyt długim "słuchowiskowym" wstępie. Wszystko siada i rozpada się w oceanie nudy w części drugiej, a zagrywki solowe Petrossiego są po prostu marne. Z kolei The Picture of Dorian Gray to chyba ciągoty w kierunku prymitywnego grania progresywnego power metalu, bo napchano tu wszystko i nic poza partią klawiszową nie jest interesujące.
Przykładem zmarnowanego potencjału jest pięknie rozpoczynający się smutny song Father, Farewell, ale i to musieli zepsuć ciężką gitarą w słabych refrenach.
Niemoc Dushana udzieliła się pozostałym członkom zespołu. Boals śpiewa raz lepiej raz gorzej, czasem próbuje coś więcej wyciągnąć z płaskich melodii, czasem jednak z rezygnacją po prostu odśpiewuje swoje. Finezja sekcji rytmicznej raczej wyparowała, a Ramy Ali kilka razy gra po prostu bezsensownie i zupełnie obok linii rytmicznej. Nawet samo brzmienie jest niezbyt interesujące. Każdy instrument jest zrealizowany bardzo klarownie i po prostu nieraz słychać kilka grających obok siebie instrumentów, a nie kompletny sound zespołu.
Podsumowując zestaw kompozycji, to doprawdy trudno by było wykroić z tego coś sensownego na krótszy LP. IRON MASK wrócił do czasów "Shadow Of Red Baron", a nawet spadł jeszcze niżej, nie prezentując na "Fifth Son of Winterdoom" ani jednej rasowej, porywającej kompozycji. Marne pomysły, wykonanie bez wiary i inwencji.
ocena: 4,8/10
new 28.09.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Iron Mask - Diabolica (2016)
Tracklista:
1. I Don't Forget, I Don't Forgive 04:40
2. Doctor Faust 07:41
3. Galileo 06:44
4. Oliver Twist 06:30
5. March 666 04:55
6. All for Metal 03:58
7. The Rebellion of Lucifer 06:01
8. Diabolica 05:08
9. The First and the Last 04:01
10. Ararat 07:05
11. Flying Fortress 04:53
12. Cursed in the Devil's Mill 13:45
Rok wydania: 2016
Gatunek: power metal/heavy metal
Kraj: Belgia
Skład zespołu:
Diego Valdez - śpiew
Dushan Petrossi - gitary, instrumenty klawiszowe
Vassili Moltchanov - gitara basowa
Ramy Ali - perkusja
oraz
Andreas Lindahl - instrumenty klawiszowe
Wpadka, jaką zaliczył Dushan Petrossi przy okazji "Fifth Son of Winterdoom" zmusiła go, by coś zmienił, coś przeorganizował... Podjęty krok był podobny do tego, jaki zrobił Yngwie Malmsteen, powierzając rolę wokalisty Ripperowi Owensowi - w IRON MASK pojawił się obdarzony równie potężnym głosem słynny Argentyńczyk Diego Valdez, w tym czasie występujący jeszcze w HELKER. Rozdzierający głos jednego z wokalnych spadkobierców Dio to jednak nie jest jedyny warunek sukcesu i Dushan musiał dokazać, że wygrzebał się także z kompozytorskiego i wykonawczego dołka.
We wrześniu 2016 roku nakładem AFM Records zaprezentował prawie 80 minut muzyki na szumnie reklamowanym monumentalnym albumie "Diabolica".
Oczywiście, jak zwykle w przypadku albumów IRON MASK, nie można mówić o jednorodnym stylistycznie materiale, bo taki Dushan rezerwuje dla MAGIC KINGDOM. Jest tu gatunkowo niemal wszystko z obszarów klasycznych odmian melodyjnego metalu, spięte klamrą wątków historycznych i literackich, no i kunsztem gitarowym lidera.
Do muzyki IRON MASK trzeba wykazać się określoną dawką cierpliwości, bo zazwyczaj momenty zachwytu mieszają się z głębokim zniesmaczeniem. Tak jest i tym razem.
Od razu trzeba zaznaczyć, że Valdez robi wszystko, co w jego mocy, by wydobyć z tego jak najwięcej dobrego metalu. Gdy śpiewa mocny heavy metal, to kruszy góry, ale gdy zmuszony jest do karkołomnych akcji typu neoklasycznego, to nie jest już tak nonszalancko przekonujący jak Ripper u Malmsteena...
Album rozpoczyna się od takiego nieco śmiesznego speedowego I Don't Forget, I Don't Forgive, z radosnym słonecznym refren typu AVANTASIA/HELLOWEEN i w sumie to marne jest, tym bardziej że jakieś echa źle dobranego fundamentu neoklasycznego są tu też słyszalne. Valdez się tu męczy, śpiewając wysoko, Dushan się męczy, grając niezborne solo. Słabo po prostu. O, Doctor Faust to już zupełnie co innego. Melodyjny, soczysty kawałek z elementami symfonicznymi i dumnym neoklasycznym motywem przewodnim. Bardzo elegancki refren i bardzo gustownie opowiedziana jest ta cała historia. Tu Dushan jest na swoim miejscu, jest pirotechnikiem shredu, a Valdez ciągnie głosem rewelacyjnie! Można? Można, oczywiście. Galileo to jednak chyba wynik zasłuchania się Petrossi w Nostradamusie JUDAS PRIEST, bo to praktycznie wariacja na temat muzyczny z tamtego dzieła. Przeciętny heavy metal, teoretycznie epicki, praktycznie tylko taki udający.
Ten album zmiennym jest... Oliver Twist jest bardzo dobry, żywiołowy, trochę folkowy trochę w manierze SKILTRON, gdzie Valdez śpiewał wcześniej i doskonale się czuje w takich klimatach. Trochę zgrzytają tu tuzinkowe wtrącenia melodic heavy w paru miejscach, ale jest bardzo dobrze. March 666 wykorzystuje klasyczny styl śpiewania Valdeza i jest to utrzymany w umiarkowanym tempie wojenny numer pełen patosu, bardzo klasyczny w formie i po części po niemiecku, bo rzecz dotyczy żołnierzy Reichu...
Nad All for Metal należy spuścić wstydliwą kurtynę milczenia. Fałszywe tony ogranych helloweenowskich motywów melodycznych ukazane tak, jak się robi chyba już to teraz tylko w Ameryce Środkowej. Zdumiewające, że Petrossi coś takiego odważył się umieścić na płycie. On miewał już kompromitujące refreny, ale ten przebija wszystko! Dno.
Ciśnienie powoli wraca do normy przy powolnym, ciężkim i epickim The Rebellion of Lucifer, zbudowanym na "ancient" motywie głównym. Tu Valdez jest fantastyczny, potężny i absolutnie na swoim miejscu. Jest klimat, jest wyborna opowieść podkreślona wspaniałym solem gitarowym Mistrza Dushana. W pewnym momencie ten Lucyfer jest bardzo blisko...
Diabolica jest jakby kontynuacją mrocznej opowieści o Szatanie i to dosyć wolne, uparte granie robi określone wrażenie, tym bardziej że refren jest tu kapitalny. Czyli jednak można... Petrossi mógłby jednak zagrać bardziej kreatywnie w solówce. Tu warto było pomyśleć, co dodać do tego fantastycznego refrenu.
A potem IRON MASK gra przepiękny klasyczny melodic heavy metal w The First and the Last i jest to prosty a jakże efektowny hit z niesamowitym romantycznym refrenem. Wspaniałe, po prostu wspaniałe i genialne w swojej prostocie.
Ararat to efektowny klimatyczne heavy metal epicki w wolnym tempie, nagle rozkwitający w niesamowicie zrobionym fragmencie instrumentalnym w stylu MAGIC KINGDOM, w "kashmirowej" rytmice. Valdez stoi na tym wszystkim jak Tytan. Epickie classic metalowe zniszczenie!
Flying Fortress przy poprzednich nagraniach to blady zwyczajny heavy metal tradycyjny z płaskim refrenem i niespecjalnie ciekawym wykonaniem. Taki trochę HELKER abo DIO w słabszej formie i tylko.
Cursed in the Devil's Mill to prawie 14 minut i strach pomyśleć co Dushan może zrobić w takim czasie... Bywało różnie, oj różnie. Łagodnie i akustycznie się to zaczyna, a potem Dushan wyciska łzy, wzrusza i porusza płaczącą gitarą w neoklasycznej rozpaczy. Wspaniale to wychodzi z dewastująco mocnym basem w tle, no a potem ekipa się rozpędza, Dushan się rozpędza i jest nie do zatrzymania. Dopiero po kilku minutach wchodzi Valdez i wszystko wydaje się nieco dziwne, ale zaskakująco wciągające. Stylistycznie niejasny metal, ale doprawdy ciekawe jest, co będzie dalej. A jest i wolna partia przypominająca niektóre refleksyjne partie IRON MAIDEN po 2000 roku i długie melodyjne pompatyczne solo Dushana. Jest też swobodne gitarowe wędrowanie w klimatach progressive power.
Dushan wykorzystał możliwości drzemiące w Valdezie. Przy całym szacunku dla Mistrza Boalsa, on by tego tak nie zaśpiewał.
Sam Dushan Petrossi zagrał wybornie, choć trochę więcej pirotechniki by się jednak zdało. Reszta ekipy też ozywiona i kreatywna. Album wyprodukował Petrossi wespół z Angelo Emanuele Buccolierim (jak w 2013 roku). Bardzo solidny heavy metalowy mix i mastering, z niebotycznie potężnym basem wtórującym wokaliście. Sound na miejscu, sound właściwy, sound udany i słychać to zwłaszcza w wolnych epickich numerach.
Dushan Petrossi z IRON MASK zrehabilitował się po niepowodzeniu artystycznym pod nazwą "Fifth Son of Winterdoom". Owszem, są tu i tu słabe momenty, są wpadki i niedociągnięcia, ale przeważają plusy kompozycji i wykonania i jest to bardzo dobra płyta Żelaznej Maski z Belgii.
ocena: 8/10
new 29.04.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Iron Mask - Master of Masters (2020)
tracklista:
1. Never Kiss the Ring 5:43
2. Tree of the World 4:47
3. Revolution Rise 4:28
4. One Against All 5:31
5. Nothing Lasts Forever 9:02
6. Dance with the Beast 5:31
7. Wild and Lethal 4:31
8. Mist of Loch Ness 5:38
9. My One and Only 3:54
10. A Mother Loved Blue 4:25
11. Sagittarius A 1:42
12. Master of Masters 5:45
rok wydania: 2020
gatunek: power metal/ neoclassical heavy metal
kraj: Belgia
skład zespołu:
Mike Slembrouck – śpiew
Dushan Petrossi – gitara, instrumenty klawiszowe
Vassili Moltchanov – gitara basowa
Ramy Ali – perkusja
oraz:
Olver Hartmann - śpiew
Na 4 grudnia 2020 planowana jest premiera nowej, siódmej już płyty IRON MASK, tym razem po czterech latach przerwy i z nowym mało znanym belgijskim wokalistą Mike Slembrouckiem. Album zostanie wydany przez wytwórnię AFM Records.
Dushan Petrossi w IRON MASk zawsze przedstawiał repertuar mniej monumentalny niż MAGIC KINDOM, ponadto gatunkowo nieraz dosyć zróżnicowany. Poprzedni album był bardzo dobry i można było mieć nadzieję, że wpadki w rodzaju "Fifth Son of Winterdoom" należą już zdecydowanie do przeszłości.
No i bardzo dobrze się to zaczyna w heroicznym melodic power metalowym z dużą dawką dramatyzmu, chórami i świetnym refrenem, a ogólnie to więcej w tym MAGIC KINGDOM niż IRON MASK, a i partia o charakterze folk metalowym, także z motywami orientalnymi jest tu pewnym zaskoczeniem. Folkowy, celtycki motyw to także fundament spokojnie zagranego Tree of the World z fantastycznym, pełnym podniosłego monumentalizmu refrenem. Piękny, pełen elegancji i wyważonego mixu melodic heavy metalu i neoklasyki jest dumny Revolution Rise i tu dał piękny popis Oliver. Co za siła przekonywania i autentyzmu w głosie! Szybki, z planem symfonicznym Nothing Lasts Forever zachwyca i melodią w power fantasy stylu i ogromną precyzją wykonania. No i kolejny porywający refren, taki jaki dominuje ostatnio w twórczości RHAPSODY OF FIRE. Szybko, energetycznie i wspaniałe neoklasyczne solo Dushana na dokładkę! No i jeszcze raz podkreślam, kapitalny ultra nośny refren.
To IRON MASK i cały czas heroicznie być nie może, jest tu więc także ładnie zaaranżowany song w konwencji AOR One Against All, dobry ale bardzo typowy. Bardziej uniwersalny, a zasadniczo epicki jest wspaniały wolny i pełen dostojeństwa melodic epic heavy Dance with the Beast. Patetyczny, poruszający Dance with the Beast... A jak pięknie śpiewają obaj wokaliści w uroczym balladowym songu A Mother Loved Blue... I gitara Dushana płacze, tak rzewnie płacze...
Niby jak hard'n'heavy zaczyna się Wild and Lethal, a w jaki szlachetny melodic heavy/power się rozwija. Wyborne wokale, także chóralne i pirotechniczne lekko modern solo Dushana. Moc! Lekka zapadająca w pamięć, nieco sentymentalna melodia My One and Only jest kapitalna i przypomina najlepsze czasy chociażby AT VANCE. Klasa, klasa światowa!
W Mist of Loch Ness symfoniczne akcenty mają charakter lekko folkowy, a całość to elegancko poprowadzona opowieść o wiadomej tajemnicy jeziora potraktowana inaczej niż w przypadku smutnego, nostalgicznego utworu JUDAS PRIEST. Rozległy, bardzo dobry refren to przykład stylu chociażby preferowanego w swoim czasie przez RING OF FIRE i inne podobne grupy z USA.
Tytułowy Master of Masters jest umieszczony na końcu i poprzedzony symfoniczną miniaturą i po raz kolejny jest tu przepiękna melodia, patos epicki i narastające muzyczne napięcie. Znakomicie wybrali utwór tytułowy i trafnie go usytuowali na końcu. Potężny epicki refren wstrząsa i porusza!
Mike Slembrouck okazał się bardzo dobrym wokalistą, dobrze czującym styl tej muzyki, a do tego wspiera go sam Olver Hartmann, któremu także trudno coś zarzucić, poza tym że w dawniejszych czasach śpiewał nieraz po prostu lepiej, ale i tu parę razy zachwycił, bezwzględnie zachwycił. Klasowa jak zwykle sekcja rytmiczna i Guitar Hero Dushan także nie zawodzą, co więcej niemal w każdej z kompozycji zagrał coś zdecydowanie innego, odległego od nieczytelnego czasem shredu. Od takiego Mistrza oczekuje się jak najwięcej indywidualnych popisów we własnym zespole. To tym razem otrzymujemy na złotym talerzu! Niesamowita inwencja i polot! Produkcja bardzo dobra, z dopracowanym planem symfonicznym, gdy występuje, wysuniętymi solami lidera i jedynie może perkusja mogłaby w bębnach być głębsza, choć za kartonową jej rzecz jasna uznać nie można.
Trochę fantasy flower power, trochę neoklasyki, trochę AOR dużo świetnych refrenów i wyborne wykonanie, szczególnie w planie gitarowym Dushana Petrossi. Na taki album, mocno nawiązujący do początków istnienia zespołu i jego pierwszych płyt długo trzeba było czekać. Brakowało płyty z taką muzyką w tym roku. Szczerze polecam, bo to najlepszy album IRON MASK i triumf muzyczny Dushana Petrossi jako kompozytora!
Wspaniałe muzyczne przeżycie.
ocena: 9,8/10
new 10.11.2020
przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni AFM Records
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
|