Jorn
#1
Jorn - Bring Heavy Rock to the Land (2012)

[Obrazek: R-4468505-1367058264-3394.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. My Road 02:49
2. Bring Heavy Rock to the Land 07:01
3. A Thousand Cuts 08:21
4. Ride Like the Wind (Christopher Cross cover) 04:59
5. Chains Around You 05:18
6. The World I See 06:23
7. Time to Be King (Masterplan cover) 04:26
8. Ride to the Guns 06:01
9. Black Morning 04:32
10. I Came to Rock 05:27
11. Live and Let Fly (bonus track) 04:15

Rok wydania: 2012
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Norwegia

Skład zespołu:
Jørn Lande - śpiew
Tore Moren - gitara
Tor Erik Myhre - gitara
Nic Angileri - bas
Willy Bendiksen - perkusja

Lepiej jest dla rock/metalowej muzyki gdy fantastyczny Jørn Lande podąża śladami Davida Coverdale'a niż R.J. Dio. Lepiej jest posłuchać po raz kolejny "Worldchanger" niż "Spirit Black" na ten przykład, a jeszcze lepiej zaprzyjaźnić się z nowym albumem solowym Jørna "Bring Heavy Rock to the Land" wydanym przez Frontiers Records w czerwcu. Oczywiście najlepiej pozostać przy MASTERPLAN przy czym tym razem wokalista na swym nowym LP przypomina utwór "Time to Be King", który tu brzmi jakby nieco bardziej nowocześnie...

Tym razem wszystko zaczyna się łagodnie i nostalgicznie w opanowanym przez Lande i gitarę akustyczną "My Road" jednak powtórki ze malowanej smutkiem ostatniej płyty MASTERPLAN nie ma. Jest za to mix Davida i Ronnie w ciężkim ale i brytyjsko rockowym numerze tytułowym w średnim tempie. Pięknie w klimacie i pięknie w solo gitarowym i ogólnie mocno. Mocne sa te gitary , wręcz miażdżące momentami ale czy mogą być inne gdy Jørn Lande jest w takiej dyspozycji ,że głosem obala betonowe ściany?
Nie za szybko, rytmicznie i dynamicznie w "A Thousand Cuts" twardym i zdecydowanym również w tych coverdale'owskich wstawkach jednak jeśli ktoś szuka w czasie tych aż ośmiu minut ulubionej rockowej progresji Lande to tego tu nie znajdzie.Znajdzie natomiast przyciężki cover Christophera Crossa "Ride Like the Wind" spopularyzowany jeszcze roku 1988 przez SAXON i solidny potoczysty heavy metalowo rozegrany rock w "Chains Around You", straszliwie jednak podobny do setek innych. Poza fascynującym solo gitarowym Morena naturalnie. "Ride to the Guns" takiego sola nie ma w tej samej kategorii niczym się absolutnie wyróżnia. Dio ponownie wyłania się w łagodnym śpiewie Lande we wstępie do "The World I See" , który zapowiada się jako balladowy song i po części takim jest . Po części , bo posępne partie gitarowe i dramatyczne apokaliptyczne sola nadają tu całości monumentalizmu.
Luźna, rockowa kompozycja w łagodnym jasnym stylu to specjalność Lande i serwuje coś takiego w postaci "Black Morning". Ładne, miłe i bardzo sympatyczne choć raczej niemetalowe..i jednak także w melodii ograne bardzo. Na koniec niemal jakoś zatraca się konkretność melodii w "I Came to Rock" i te kilka różnych wątków muzycznych dopasowanych jest do siebie nieszczególnie. Rock i metal w jednym, z którego wynika niezbyt wiele. No bonusowy "Live and Let Fly" zupełnie bez historii heavy metal.

Lande gra z towarzyszeniem bardzo dobrych muzyków doskonale rozumiejących jego intencje. Tak jest od lat i od lat to wszystko ma charakter odtwórczy. taki rzemieślniczo odtwórczy, poza chwilami przebudzenia Tore Morena. Lande jako producent ma dar kształtowania mocnego ultra przejrzystego soczystego soundu i ten album to także potwierdza. Lande jako kompozytor jednak od dłuższego czasu przestał fascynować i popadł w pewną rutynę i schematyzm. Ten schemat stał się przewidywalny na obszarach Coverdale - Dio (choć Dio tym razem mniej) a jego uzupełnienie takim standardowym melodyjnym heavy metalem jaki się tu pojawił niczego nie wniosło. Daleko do magii "Worldchanger"...
Sam wspaniały głos wokalisty to tym razem za mało aby rzucić słuchacza na kolana. Żadna z kompozycji tego uczynić nie jest w stanie. Miłości od pierwszego wejrzenia do płyty "Bring Heavy Rock to the Land" nie ma.
Zaprzyjaźnić się też będzie trudno.

Ocena: 7/10

1.06.2012
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Jorn - Life on Death Road (2017)

[Obrazek: R-10437292-1497629345-8070.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Life on Death Road 07:19
2. Hammered to the Cross (The Business) 05:29
3. Love Is the Remedy 04:52
4. Dreamwalker 04:58
5. Fire to the Sun 05:04
6. Insoluble Maze (Dreams in the Blindness) 05:39
7. I Walked Away 05:04
8. The Slippery Slope (Hangman's Rope) 05:29
9. Devil You Can Drive 06:06
10.The Optimist 04:52
11.Man of the 80's 04:49
12.Blackbirds 06:11

rok wydania: 2017
gatunek: heavy metal
kraj: Norwegia / Niemcy

Skład zespołu:
Jørn Lande - śpiew
Alexander Beyrodt - gitara
Mat Sinner - gitara basowa
Francesco Jovino - perkusja
Alessandro Del Vecchio - instrumenty klawiszowe
oraz
Craig Goldy - gitara ("Life on Death Road")
Gus G. - gitara ("The Optimist")

Co jakiś czas Jorn wraca sentymentalnie do czasów Coverdale i Dio, do czasów "Worldchanger" i wczesnego MASTERPLAN i tak wraca na albumie "Life on Death Road" z czerwca 2017 roku wydanego przez Frontiers Records.
Niezwykle ciekawy jest tym razem skład jego ekipy, bo jest to cały znakomity melodic metalowy VOODOO CIRCLE oprócz wokalisty Readmana. A że ci muzycy to ponadto giganci niemieckiego metalu z PRIMAL FEAR, a Alessandro Del Vecchio to po prostu Alessandro Del Vecchio, to robi się tym bardziej ciekawie. Jeśli dołożymy do tego osiągnięcia Beyrodta w melodic power rocku nowej generacji w SILENT FORCE z 2013, to jest jeszcze ciekawiej.

Znakomici muzycy nie gwarantują jednak sukcesu, gdy Jorn jest w słabszej formie (a był kiedyś?). Jorn jest tym razem w dyspozycji wybornej, zasięg głosu ogromny, wyższe partie perfekcyjne, rockowy feeling zabójczy.
Pozostaje więc poziom samych kompozycji. Jorn obraca się w kręgu muzyki zbliżonej do tej z "Bring Heavy Rock to the Land" oraz MASTERPLAN, jednak Alexander Beyrodt gra inaczej niż Grapow czy też Norwegowie z czasów tamtej płyty i jest to takie wszystko nieco nowocześniejsze, nieco bardziej napakowane energią, może nie PRIMAL FEAR, ale SILENT FORCE z 2013 na pewno.
To słychać w najdłuższym, dynamicznym i potoczystym Life on Death Road, śmiało umieszczonym na samym początku. Długim owszem, ale na pewno nie dłużącym się. Jest przebojowa melodia, są znakomite sola gitarowe i Lande jest melancholijny i nostalgiczny, ale na pewno pełen energii.
Kilka kompozycji jest obdarowanych melodiami, które Jorn w jakiś sposób już wykorzystał już wcześniej (Hammered to the Cross, Fire to the Sun), ale oprawa tego jest tak dobra, że można wybaczyć mu drobne autoplagiaty. Szczególnie zadziorny i skłaniający się ku arena metalowi WHITESNAKE Fire to the Sunwybornie brzmi w manierze gitarowej Beyrodta z SILENT FORCE.
Melodic rock/metalowa potęga drzemie w Love Is the Remedy i Devil You Can Drive, gdzie troszeczkę progresywnych akcentów Jorn przemycił, jednocześnie stwarzając wrażenie nowocześniejszego potraktowania tematów z lat 80tych. Gdy pojawia się pianino i gitara akustyczna i motyw wzięty z WHITESNAKE, a równocześnie nie jest to nic z hard rocka, to nieodparcie przychodzi na myśl "Worldchanger" w Dreamwalker. Oczywiście Jorn nie byłby sobą, gdyby nie złożył hołdu Davidowi w niesamowitym I Walked Away. Jak on to robi, że Coverdale staje przed oczami i przypominają się Złote Lata zabarwionego soulem melodyjnego eleganckiego rock/metalu lat 80 tych? Co za wykonanie... Niesamowite i poruszające...
Nie mogło zabraknąć nawiązań do DIO i tu jest ono zdecydowanie wyrażone w mocnych, także wokalnie, Insoluble Maze (Dreams in the Blindness) oraz w The Slippery Slope (Hangman's Rope). Moc!
The Optimist jest autorstwa Gusa G. on też tu zagrał na gitarze. Ta kompozycja nie nawiązuje do mocnego grania Gusa G. z FIREWIND, DREAM EVIL czy MYSTIC PROPHECY, jest to raczej ten rockowy obszar, jaki eksploatuje na swoich solowych albumach. Delikatna, rozmarzona kompozycja  o radiowej stylistyce balladowej, pięknie zabrzmiała na tej płycie.

Muszę przyznać, że znakomity muzycznie w manierze MASTERPLAN Man of the 80's  bardzo mnie poruszył, ale nie z powodu muzyki, a tekstu. Jorn mówi o ludziach, którzy byli młodzi w latach 80 tych, wspomina wydarzenia tamtego okresu.
Poruszył mnie, bo i ja w tamtych czasach byłem jeszcze młody i pełne nadziei i życiowych planów. To będzie bardzo smutny czas, gdy na zawsze odejdzie to pokolenie, które konsumowało i tworzyło kulturę, nie wiedząc, że kiedyś pojawią się komputery i smartfony...

Man of the 80’s in the same old shoes (oh...)
Reading the future and the same old news (oh...)
Turning pages in the chapter he belongs
Man of the 80’s, still coming on strong, yeah...

Pięknie się z tym łączy vintage song Blackbirds, który przypomina słynny "Sailing Ship" WHITESNAKE, ze słynnym Steve Vai jako gitarzystą.
Fantastyczna, perfekcyjna realizacja to zasługa Jorna i Alessandro. Być może jest to najlepiej wyprodukowany album solowy Jorna w ogóle, jeśli patrzeć na płyty nie mające stricte hard rockowego charakteru. Repertuar stworzyli między innymi tacy wybitni twórcy jak Simone Mularoni z DGM (on także robił mastering) oraz Carmine Martone, Alexander Beyrodt i Gus G. Ciekawe, że tak różni artyści zdołali stworzyć tak spójny stylistycznie materiał. Towarzyszący Jornowi Niemcy jeszcze raz pokazali kunszt i wykonanie jest pełne pasji a także wyczucia, zwłaszcza coverdale'owskiej  konwencji.
Najlepsza i najbardziej konkretna płyta solowa Jorna Lande od wielu lat, tyle, że w tym samym roku pojawiła się ekipa THE FERRYMEN z genialnym Romero jako wokalistą i nagrała podobny, ale jeszcze lepszy album.


ocena: 9/10

new 8.04.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Jorn - Worldchanger (2001)

[Obrazek: R-3580707-1336112115.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Tungur knivur 06:17
2. Sunset Station 04:30
3. Glow in the Dark 04:38
4. House of Cards 04:57
5. Bless the Child 04:41
6. Captured 04:08
7. Worldchanger 04:51
8. Christine 02:54
9. Bridges Will Burn 05:33

Rok wydania: 2001
Gatunek: melodic progressive heavy metal
Kraj: Norwegia

Skład zespołu:
Jørn Lande - śpiew, instrumenty klawiszowe
Tore Moren - gitara
Øystein Ringsby - gitara basowa
oraz
Jan Axel "Hellhammer" Blomberg - perkusja
Dag Øverlie - instrumenty klawiszowe


Zgodnie z prawdą historyczną to "Starfire" jest pierwszą płytą Jorna, ale kto o tym pamięta? Zresztą i sam Lande mówi o "Worldchanger" jako pierwszym właściwym kroku...

Fenomen tej płyty jest zjawiskiem szerszym niż tylko muzycznym. Jest czymś w rodzaju dowodu na to, że w sztuce nic nie przemija, że wszystko ma swoją kontynuację, jednoznaczną i nie planowaną. Być może dla części młodszego pokolenia, wychowanego na popisach Andy Derisa David Coverdale, jest tylko jednym z wielu około metalowych wokalistów ze śmieszną fryzurą i w śmiesznym stroju, ale ja i nie tylko ja pamiętam, z jakim nabożnym skupieniem otwierało się sprowadzony z zagranicy winyl z koncertem WHITESNAKE z 1978 roku.
Coverdale był Kimś przez duże K, kimś zupełnie wyjątkowym i wydawałoby się... na zawsze niepowtarzalnym. Jednak, jak napisałem istnieje jakaś ponadczasowa ciągłość i Jørn Lande to nie jest ani naśladowca, ani tym bardziej klon Davida. Jest po prostu jego ciągiem dalszym, być może najdoskonalszym z doskonałych.
Ekipa, która mu tu towarzyszy to w tym czasie po prostu mniej lub bardziej rozpoznawalni w Norwegii muzycy rockowi metalowi. Tore Moren to po prostu jakiś tam gitarzysta. Zresztą, to samo przecież dotyczy samego Lande. Kto w roku 2001 zwracał uwagę na klasyczny metal z Norwegii, światowej twierdzy black?
Jest oczywiste, że pewne kompozycje z tej płyty dzielą nawet tych, którzy pospadali z krzeseł przy pierwszym przesłuchaniu tego albumu. Dzieli zapewne Tungur knivur, który jest na pewno bardziej progresywny, trudny momentami, dzieli  na pewno rockowy Christine, ale przecież to właśnie Christine jest esencją tego albumu, a już na pewno w stylu wokalnej narracji. Ponadto, czy to nie są jedne z najlepszych metalowych vintage chórków w historii? Na pewno dzieli Bless the Child...
Pewne rzeczy nie mogą dzielić, bo na zawsze zmieniają muzyczne horyzonty, a nawet wywołują łzę wzruszenia. Nie może nikogo dzielić geniusz takich kompozycji jak Sunset Station czy House of Cards, bo takie refreny się po prostu zdarzają, a nie powstają, bo nagrywana jest płyta. Ja wiem, że może trzeba kochać te kompozycje, gdy David Coverdale tak śpiewał jak tu śpiewa Jorn w House of Cards, ale ja kocham, bo miałem wtedy naście lat i piłem tanie wino, gdy z winyla leciał taki WHITESNAKE... Teraz mogę przy dobrym piwie posłuchać tego niesamowitego House of Cards i pomyśleć o coraz krótszej przyszłości... I czasem słucham. Tak jak Bridges Will Burn, który w jakiś sposób jest tym czym czarował potem MASTERPLAN. I sam Worldchanger. Taka esencja stylu Jorna i tą drogą będzie podążał przez długie, długie lata.
Nawet trudno mi powiedzieć, co odczuwam, gdy Glow in the Dark się rozpoczyna. David i Jørn - dwa pokolenia i jeden głos! I Captured, z którego wrażenia są różne w zależności od nastroju.

Jak oni tu wszyscy pięknie grają... Jakie wspaniałe są partie perkusji Mistrza Black Metalowej Ceremonii "Hellhammera"!

Jak to dobrze, że ten album zrealizował Tommy Hansen. Jak on cudownie umieścił głos Jorna w przestrzeni. Czasem się mówi, że to najpiękniejszy głos Lande w ogóle i kto wie, może tak naprawdę jest.
Rok 2001. Brama do Gwiazd Czarodzieja Jørna Lande się otwiera...


ocena: 9,5/10

new 8.10.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Jorn - Out to Every Nation (2004)

[Obrazek: R-2007479-1336847573-1902.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Young Forever 04:54
2. Out to Every Nation 04:23
3. Something Real 05:41
4. Living with Wolves 03:53
5. Vision Eyes 04:11
6. One Day We Will Put Out the Sun 06:26
7. Behind the Clown 04:15
8. Rock Spirit 04:36
9.Through Day and Night 04:44
10.When Angel Wings Were White 04:32

Rok wydania: 2004
Gatunek: melodic progressive heavy metal
Kraj: Norwegia

Skład zespołu:
Jørn Lande - śpiew
Jørn Viggo Lofstad - gitara
Magnus Rosén - gitara basowa
Stian Kristoffersen - perkusja


W roku 2004 Jørn Lande to już nie był anonimowy wokalista. MILLENIUM w roku 2000, "Worldchanger" w 2001 i MASTERPLAN w 2003. W kwietniu 2004 pojawia się nakładem AFM Records pod szyldem JORN pojawia się album "Out to Every Nation" nagrany w zupełnie innym składzie niż "Worldchanger". Jørn Viggo Lofstad to gitarowy filar PAGAN'S MIND, Magnus Rosén był w tym czasie basistą HAMMERFALL, a Stian Kristoffersen poza PAGAN'S MIND w tym czasie grał w pierwszym składzie FIREWIND. Śmietanka towarzyska metalu gra z i dla Lande.

Jørn na okładce dzielnie rusza do metalowego szturmu pod dumnie powiewającą norweską flagą, ale tak naprawdę jest to album w znacznej mierze rozczarowujący. To płyta kilku refrenów, kliku wybornych fragmentów instrumentalnych, znakomitego wokalu  Lande i zapewne jednego killera, który na debiucie MASTERLAN byłby tylko jedną z mniej interesujących kompozycji.
Tak to Out to Every Nation, numer bardzo dobry, ale pokomplikowany nadmiernie i świetny refren się tu lekko rozpływa w przystępnej, ale raczej zbędnej progresywności.
Lofstad jest jednak gitarzystą o zdecydowanym podejściu progresywnym, tu także wraz z Lande twórcą kompozycji i ta progresywność w jego wydaniu nieco negatywnie wpływa na przebojowość utworów z tej płyty. Bardzo solidnie to brzmi, ale nie zadowala w pełni ani tych, którzy liczyli na nowy MASTERPLAN w norweskim wydaniu, ani metalu progresywnego PAGAN'S MIND z innym, wybitnym wokalistą. Lande jest świetny, ale jakby za bardzo rozkrzyczany, jakby za bardzo ściga się z mocną gitarą Lofstada i to słychać w One Day We Will Put Out the Sun i zupełnie nieudanym Rock Spirit, bezstylowym, niemal hard'n'heavy. Gdyby nie solo Lofstada to ten numer byłby absolutną klapą.
Czasem nawet i te melodie są po prostu przeciętne i zaśpiewane przez kogoś innego pewnie by przeszły niemal zupełnie bez echa (Young Forever, Living with Wolves).
W morzu powiedzmy, co najwyżej dobrego grania wyłania się wyspa refrenu z Something Real, no może nawet ogólnie bardzo dobry utwór, zadziorny w przyjemny sposób, jednak już progresywność Vision Eyes, głównie w instrumentalnej partii klawiszowo-gitarowej jest w ostatecznym rozrachunku denerwująca. Jakoś tak do końca nie przekonuje nieco przerysowana słodycz i romantyzm Behind the Clown. Jeśli ballada jeśli nostalgiczny song, to nie taki blady, nie taki pastelowy. Through Day and Night to taki trochę mix "Worldchanger" z tym MASTERPLAN, który dopiero miał nadejść w podniosłej atmosferze (och ten potężny, dramatyczny refren!) i to jest lepsze, niż większość pomysłów muzycznych z tej płyty. Kapitalna partia gitarowa Lofstada, po prostu kapitalne solo! i na koniec progresywnie i to mocno w stylu PAGAN'S MIND w When Angel Wings Were White. Co kto lubi, niekoniecznie na tej płycie.

Wspaniała gra sekcji rytmicznej, która tu wysuwa się na plan pierwszy tylko w przypadku absolutnej konieczności, ale Stian przecież pokazał jak się gra w gąszczu potężnych riffów FIREWIND i tu te doświadczenia procentują. Balon trochę ogólnie nadmuchany ciężkim powietrzem i metalowymi anabolikami, o brzmieniu praktycznie zarezerwowanym dla gatunku heavy/power. Fakt, sama realizacja brzmienia wyśmienita, tak mix Fredrika Nordströma jak i mastering norweskiego Mistrza Mortena Lunda. Klarowny i kruszący to sound.

Album generalnie wywołał mieszane uczucia z powodów, które przedstawiłem tu wcześniej. Za mało hitów, za dużo progresywności, za dużo progresywności, za mało hitów... Nie zmieniło to faktu, że Lande utrzymał współpracę z Lofstadem, choć na kolejnej płycie pojawił się także ponownie Tore Moren.


ocena: 7,4/10

new 27.10.2021
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#5
Jorn - The Duke (2006)

[Obrazek: R-3558143-1380557134-2787.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. We Brought the Angels Down 04:27
2. Blacksong 05:35
3. Stormcrow 03:54
4. End of Time 04:15
5. Duke of Love 04:33
6. Burning Chains 03:51
7. After the Dying 04:59
8. Midnight Madness 04:20
9.  Are You Ready (Thin Lizzy Cover) 03:05
10.Starfire (2006 Version) 05:26

Rok wydania: 2006
Gatunek: melodic progressive heavy metal
Kraj: Norwegia

Skład zespołu:
Jørn Lande - śpiew
Jørn Viggo Lofstad - gitara
Tore Moren - gitara
Morten Skaget - gitara basowa
Willy Bendiksen -perkusja
oraz:
Stian Kristoffersen - perkusja (3, 7, 10)
Espen Mjøen - bas (10)
Ronny Tegner - instrumenty klawiszowe (10)


W lutym roku 2006 AFM Records prezentuje kolejny album Jørna. Skład trochę nowy i trochę stary, sekcja rytmiczna jest nowa, ale zagrał i Stian, a na gitarze ponownie zagrał Tore Moren z ekipy tworzącej "Worldchanger".

Tym razem jednak Moren w tworzeniu kompozycji nie uczestniczył i ponownie przygotowali je Lande i Lofstad. Jest kontynuacja stylu z roku 2004 z pewnymi delikatnymi zwrotami w kierunku WHITESNAKE. Tak, Duke of Love to napompowany sterydami WHITESNAKE z wczesnego okresu i nawet gitarzyści w partiach solowych kopiują styl duetu Moody/Marsden. No, ale mocniejszy patent heavy/power pod koniec, to moment dosyć pozytywnie zaskakujący. Lande śpiewa tak wybornie, jest tak zniewalający, że nawet solidne w sumie po prostu melodic heavy metalowe We Brought the Angels Down i Blacksong w jego wykonaniu, szczególnie w refrenach prezentują się bardzo dobrze. Zresztą tu od razu trzeba wspomnieć o rewelacyjnej produkcji w opcji "Sharp & Clear" Mistrza Tommy Hansena, tak wyrazistej w przypadku każdego instrumentu oddzielnie i w planie ogólnym, że czasem pada zarzut soundu zbyt sterylnego, nazbyt krystalicznego i rażącego. Gusta są różne, słucha się tego świetnie. Żeby nie było zbyt radiowo to rzucają do boju Stormcrow, fantastycznie rozdzierający power metalowymi gitarami  ataki są potężne jak wokal Lande. Doprawdy rozdzierające, a przy tym takie melodyjne także w solach. Druga gitara to jednak dobry pomysł na "The Duke".
Głód na Jorna w opcji MASTERPLAN zaspokaja wspaniały End of Time, może w melodii nie nazbyt odkrywczy, ale ten uroczysty spokój jest piękny, podobnie jak zwrotki, tak, właśnie przede wszystkim zwrotki. Burning Chains w łagodnej rockowej, rozmarzonej formie broni się raczej tylko pełnym poetyckiej pasji wokalem, z kolei w After the Dying przeginają nieco w drugą stronę i melodyjny heavy/power jaki tu grają jest jakby trochę zbyt ciężki. I ponownie ratuje to Lande, dewastującymi wokalami w tych ciężkich i w tych bardziej przebojowych momentach refrenu.
Jeszcze raz ciężko, w wolniejszym tempie, mrocznie, ale melodyjnie i czytelnie grają w Midnight Madness i w sumie trudno powiedzieć, czy to jest dobra kompozycja , czy też nie. Jakieś takie bezpieczne pozycje ogranego heavy/power Norwegowie tu prezentują.
Trochę krótki byłby to album, może za krótki w opcji komercyjnej i mamy tu jeszcze cover THIN LIZZY, przy czym chyba wolałbym usłyszeć inny utwór Irlandczyków oraz nową wersję Starfire z semi coverowej płyty "Starfire" z 2001. Tu brawa za nową wersję i faktycznie jest to wyborna rzecz, teraz dopiero nabrało to formy i mocy. Ten refren jest przepiękny i masterplanowy, te łagodne zwrotki takie wzruszające. Kapitalne wykonanie w większości ekipy PAGAN'S MIND.

No tak, niby wszystko jest na miejscu, Lande kapitalny, zagrane mistrzowsko, ale czegoś tu brakuje... Czegoś brakuje...


ocena: 7,9/10

new 17.11.2021
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#6
Jorn - Lonely Are the Brave (2008)

[Obrazek: R-3582171-1336165280.jpeg.jpg]

Tracklista: (wersja Limited edition FR CD 374L)
1. Lonely Are the Brave 04:17
2. Night City 05:27
3. War of the World 05:33
4. Shadow People 03:34
5. Soul of the Wind 06:03
6. Man of the Dark 05:11
7. Promises 04:44
8. The Inner Road 04:56
9. Hellfire (Beyond Twilight cover) 06:12
10.Stormbringer (Deep Purple cover) 03:53
11.Like Stone in Water 05:02

Rok wydania: 2008
Gatunek: heavy metal
Kraj: Norwegia

Skład zespołu:
Jørn Lande - śpiew
Jørn Viggo Lofstad - gitara
Tore Moren - gitara
Sid Ringsby - gitara basowa
Willy Bendiksen -perkusja


Jørn Lande nigdy nie krył swojej fascynacji twórczością Ronnie Jamesa Dio. W roku 2008 w składzie niemal identycznym do tego, w jakim nagrany został album poprzedni, przygotował płytę z muzyką mocno nawiązującą do DIO, wydaną przez Frontiers Records w czerwcu tego roku.

Tytułowy utwór Lonely Are the Brave, rozpoczynający ten LP jest kompozycją w średnim tempie, bardzo podobną do tych utworów, które na płytach DIO występowały w latach 80tych i jest to klasyczny "dio heavy metal". W średnim tempie, średniej klasy, średnio interesująco wykonany. Generalnie Lande ma głos mocny, ale jednak w barwach Davida C. a nie R.J.D i to wygląda bardziej na markowanie starego Mistrza niż odświeżanie czy kopiowanie jego tradycyjnej formuły. Trochę jaśniej to wygląda tu w refrenie...
Tytuły przywołują na myśl znane klasyki DIO, jednak trochę to niemrawe, przyciężkie jak Man of the Dark, Night City czy Shadow People granie. W DIO bardzo duże znaczenie miał styl gry gitarzysty, czy to był Vivian Campbell, czy Craig Goldy tutaj znakomici skądinąd norwescy gitarzyści jakoś nie potrafią stworzyć własnej wizji ani jednego, ani drugiego, nie wspominając już o magii kompozycji z Robertsonem w roli głównej. Mroczny Soul of the Wind na pewno tego poziomu nie osiąga w żadnym aspekcie. Lofstad i Moren tworzą duet mocny, ale jakiś bezbarwny i po raz kolejny lider musi brać na siebie ciężar budowania autentyzmu. DIO najlepiej się prezentował w numerach heroicznych lub zadziornych, pełnych heavy metalowej werwy, a tu tego jest bardzo mało. Kruszące w średnich tempach Soul of the Wind i Like Stone in Water w pewnych momentach zaczynają trochę męczyć. War of the World z tej kategorii miejscami się dłuży i jednak nie jest to melodia, która jakoś szczególnie zapada w pamięć. Większa przebojowość The Inner Road rozmywa się w refrenie, który w tej kategorii należy do słabszych z wszystkich kompozycji Jorna z ostatnich płyt. Do tego zupełnie tu nieuzasadnione fragmenty o progresywnym charakterze. Masywny heavy metal w Promises to po prosu masywny heavy metal...
Dobrane tym razem covery jakoś mało mają wspólnego z ogólnym zamysłem muzycznym albumu, choć na pewno Stormbringer jest zrobiony wybornie, Lande jest tu sam jak grom rozdzierający nieboskłon i ta wersja jest miażdżąca i nowoczesna.

Tommy Hansen w opcji soundu zrobił wszystko, by to było klasyczne i nowoczesne zarazem, tyle że te granitowe gitary to jednak lekko przerysował.
Zabrakło polotu, zabrakło także wykorzystania tego, co w muzyce DIO z lat 80tych było najlepsze.


ocena: 7,3/10

new 20.11.2021
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#7
Jorn - Spirit Black (2009)

[Obrazek: R-3278180-1336239480.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Spirit Black 04:41
2. Below 04:35
3. Road of the Cross 05:28
4. The Last Revolution 03:40
5. City in Between (Vagabond cover) 05:49
6. Rock and Roll Angel 04:46
7. Burn Your Flame 02:42
8. World Gone Mad 04:20
9. I Walk Alone (Tarja cover) 04:28
10.The Sun Goes Down (Thin Lizzy cover) 06:28

Rok wydania: 2009
Gatunek: heavy metal
Kraj: Norwegia

Skład zespołu:
Jørn Lande - śpiew
Jimmy Iversen - gitara
Tore Moren - gitara
Sid Ringsby - gitara basowa
Willy Bendiksen -perkusja


Po nagraniu "Lonely Are the Brave" Jørn Viggo Lofstad zrezygnował z dalszej współpracy z Lande i nowym gitarzystą został w 2009 Jimmy Iversen, weteran norweskiej sceny, głównie rockowej. Zespół przygotował nowy materiał wydany przez Frontiers Records w czerwcu 2009.

Ta płyta nie jest zbyt długa, W sumie siedem nowych utworów uzupełnionych o trzy covery z różnych stron metalowej krainy, przy czym The Sun Goes Down, poza tym, że Lande świetnie naśladuje manierę Lynotta, zupełnie nie ma klimatu oryginału.
A poza tym... Spirit Black jest ciężki, masywny, w manierze DIO, ale jakoś zupełnie nie chwyta i wydaje się niemal czymś w rodzaju odrzutu z poprzedniej sesji, przynajmniej w zamyśle kompozycyjnym. Below z kolei nieco przypomina styl MASTERPLAN, ale ekipa uparcie dąży do tego, by to było o dwie tony cięższe, twardsze i niestety także bardziej toporne. Jeśli coś epickiego i monumentalnego w stylu DIO, to Road of the Cross umiarkowanie spełnia te oczekiwania. Dostojne tempa, lekkie ancient ornamentacje i jest dobrze, choć refren bardzo mało przemyślany, powszedni, po prostu szary. Przytłaczają gitarami w kolejnym heavy dla heavy The Last Revolution i tu z tego prawie nic nie wynika, poza kapitalnymi, zapewne najlepszymi na płycie wokalami Lande i echa DIO są także wyraźnie, ale taki numer na albumach DIO z lat to byłby realnie tylko B-side z singla promocyjnego. Gitarzyści grają dobrze, ale jednak Iversen to nie jest specyficzna finezja Lofstada, zaś Moren jakiś taki ogólnie wycofany... Burn Your Flame jest bardzo krótki, może to nawet i dobrze, bo nie jest przeciągany na siłę jest także po prostu atrakcyjny ze względu na prosty rokendrolowy fundament i tu także sam Lande bardziej prawdziwy w rockowym image, trudno jednak by niecałe trzy minuty jakoś zdecydowanie rzutowały na odbiór całości. Zresztą ogólnie gdy nie grają zbyt ciężko, to slucha się dobrze balladowego Rock and Roll Angel, z refrenem jednak ciążącym ku MASTERPLAN i to refrenem wyjątkowo udanym. World Gone Mad zaczyna się nad wyraz obiecująco, jest tu taki powrót do JORN  z pierwszych płyt, jest romantyczny klimat, jest atrakcyjne połączenie heavy metalu i hard rocka.
I jest solidny refren, i jest ostatecznie co najmniej dobry utwór, może nieco prosty jak na możliwości zespołu, ale często w prostocie siła.

Tommy Hansen minimalnie zdjął ciężar gitarowy tak przytłaczający na poprzedniej płycie, co nie oznacza, że nie jest heavy metal mocy. Jest, ale tym razem to nie razi.
Jest to album zachowawczy, ostrożny, skierowany do ściśle określonego grona słuchaczy, który eksperymentu nie oczekują, a najważniejsze dla niego jest, by Lande śpiewał na wysokim poziomie. To się tu dostaje, ale jednak niewiele ponadto.


ocena: 7,2/10

new 20.11.2021
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#8
Jorn - Traveller (2013)

[Obrazek: R-5078416-1383908993-7490.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Overload 05:20
2. Cancer Demon 04:27
3. Traveller 05:37
4. Window Maker 04:25
5. Make Your Engine Scream 04:11
6. Legend Man 04:00
7. Carry the Black 06:08
8. Rev On 04:43
9. Monsoon 04:19
10.The Man Who Was King 05:52

Rok wydania: 2013
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Norwegia

Skład zespołu:
Jørn Lande - śpiew
Tore Moren - gitara
Trond Holter - gitara
Bernt Jansen - bas
Willy Bendiksen - perkusja
oraz
Espen Mjøen - bas (2, 4, 6, 9, 10)


W styczniu 2013 roku JORN powitał fanów kontrowersyjnym remixem symfonicznym "Symphonic" oraz nawiązaniem współpracy z nowymi muzykami. Trond Holter zastąpił Tora Erika Myhre, pojawił się także basista legendarnego norweskiego ARTCH Bernt Jansen, choć w połowie kompozycji zagrał Espen Mjøen. W czerwcu Frontiers Records wydaje "Traveller", tym razem z kompozycjami premierowymi.

Jest dosyć mrocznie, dosyć chłodno, dosyć ponuro. Jest taki BLACK SABBATH z Dio, może nawet z echami "Dehumanizer", bo to słychać w Overload, nieznacznie tylko ocieplonym fragmentami bardziej masterplanowego refrenu. Stylizacja Lande na Dio jest na tej płycie bardzo wyraźna i tego rockowego śpiewu z bluesowym odcieniem Coverdae'a mało tutaj, bardzo mało... Pewne rzeczy wymusza także na słuchaczu styl gry Holtera, gdzieś w okolicach Iommiego, gdzieś w okolicach power doom z solami w stylu apokaliptycznym, ale bez nadmiernego straszenia widowni. I tak to podobnie idzie w zagranych w umiarkowanych tempach Cancer Demon i Traveller, tytułowym i tym razem dla stylu płyty prawie sztandarowym, bo refren jest lżejszy i fajny, ale stanowi dysonans z nieco mechanicznie odegranymi twardymi zwrotkami. Mechaniczność... no jest także w Window Maker w pracy gitar, choć solowe ozdobniki tę konwencję łamią, podobnie jak rozmarzony refren, tym razem ponownie w konwencji MASTERPLAN. Album z takimi kompozycjami byłby bardziej interesujący niż z takimi, jakie tu się pojawiają na początku i potem ponownie od Carry the Black, bo wolniejszy, bardziej melodic heavy metalowy z łagodniejszym wokalem Make Your Engine Scream jest bardzo dobry i takich utworów od kilku lat na albumach JORN brakowało zdecydowanie. Z kolei Legend Man jest w opcji classic heavy metal bardzo repetywny dla prostszego grania JORN z wcześniejszych albumów poprzedniej dekady. Tę Czerń niosą od Carry the Black, tu akurat poetycko, trochę w stylu późnego DIO z wyraźnymi cechami nostalgicznego stylu wokalnego Jorna i partiami, to udane uzupełnienie MASTERPLAN, ale to jest za mało zarysowane. I Rev On też gdzieś się kręci wokół Legend Man, choć aranżacja jest nowocześniejsza, a melodia bardziej uniwersalna w opcji wykorzystania pewnych patentów grunge i alternative metalu. To wszystko jest dobre, jest dobrze zaśpiewane i dobrze zagrane, jak Monsoon, ale po prostu nie porywa, nie zapada w pamięć. No, może akurat tu ta wolna oniryczna prog rockowa partia jest świetna, ale z tego by powstał świetny klimatyczny utwór, czyli coś więcej, niż tylko instrumentalne interludium z wyborną gitarą.
Wreszcie na koniec coś zdecydowanie drgnęło. JORN gra jak najlepszy MASTERPLAN i The Man Who Was King to potężny, zagrany wolno song ze wspaniałym refrenem. Taki Jørn Lande jest najbardziej prawdziwy, najbardziej poruszający, najbliższy temu, co mu w duszy gra, gdy nie gra mu David Coverdale. Ten utwór jest monumentalny, patetyczny, dostojny i z tych, gdzie się z napięciem czeka na kolejny refren. Jak szkoda, że inwencji starczyło, by zdewastować tylko ten jeden raz.

I jeszcze raz Tommy Hansen nadał temu wszystkiemu sound klarowny, mocny, z wyeksponowanymi w oddzielnych planach instrumentami i postawionym na czele Lande.
Solidny metal bez błysku. Może dobrze, że The Man Who Was King jest umieszczony na końcu. Gdyby był na początku, rozbudziłby nadmierne nadzieje. A tak, pozostaje wrażenie dobrej heavy metalowej płyty.


ocena: 7,5/10

new 20.11.2021
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#9
Jorn - Over the Horizon Radar (2022)

[Obrazek: NTUtNzY3MS5qcGVn.jpeg]

Tracklista:
1. Over the Horizon Radar 05:23
2. Dead London 07:06
3. My Rock and Roll 07:31
4. One Man War 05:58
5. Black Phoenix 04:32
6. Special Edition 03:36
7. Ode to the Black Nightshade 04:57
8  Winds of Home 03:01
9. In the Dirt 06:18
10.Believer 06:01
11.Faith Bloody Faith 04:00

rok wydania: 2022
gatunek: heavy metal
kraj: Norwegia / Niemcy/ Włochy

Skład zespołu:
Jørn Lande - śpiew
Tore Moren - gitara
Adrian Sunde Bjerketvedt - gitara
Nicola Mazzucconi - gitara basowa
Francesco Jovino - perkusja
Alessandro Del Vecchio - instrumenty klawiszowe

W roku 2021 Lande nadal współpracując z Del Vecchio ponownie zreformował skład swojego zespołu. Pozostał Jovino, ale inni Niemcy zostali zastąpieni przez Norwegów i co ważne, powrócił Tore Moren, którego wkład w sukces JORN w pierwszych latach działalności jest niezaprzeczalny. Bas przejął Nicola Mazzucconi z LABYRINTH, w ostatnich latach aktywny w grupach, gdzie występuje także Del Vecchio (SUNSTORM, EDGE OF FOREVER). Nowy album przedstawiła 17 czerwca oczywiście włoska wytwórnia Frontiers Records.

Być może Lande jest w nieco słabszej dyspozycji głosowej, bo jest i to słychać, ale kompozycyjnie to płyta ciekawa i udana. Moren to "Worldchanger" i liczne echa tej niezapomnianej płyty są tu słyszalne, podobnie jak i klimat i aranżacje w stylu MASTERPLAN, a przecież MASTERPLAN tak dawno niczego nie nagrał... Ważne, że tym razem JORN zupełnie odszedł do nieraz sztampowego rock/metalu z elementami tuzinkowego hard rocka i album brzmi poważnie i dosyć dostojnie. Tytułowy Over the Horizon Radar w średnim tempie zyskuje przy bliższym poznaniu i to w sumie jeden z lepszych refrenów JORN, w duchu MASTERPLAN. Te masterplanowe kompozycje nie mają aż tak wielkiej mocy oddziaływania jak te z 2017, ale za to kilka razy
Lande zaskakuje tym bogactwem pomysłów, skupionych w jednym utworze (jak to bywało w "Worldchanger") i My Rock and Roll to przepiękny przykład ambitnej, pięknie zaaranżowanej kompozycji o niezwykłym klimacie i zwrotach muzycznej akcji. Refleksyjny teatr muzyczny po prostu. Wspaniały refren i równie wspaniałe zwrotki.
Pewnie najwięcej MASTERPLAN w majestatycznym i okrywanym mrokiem i smutkiem poruszającym Dead London, ale czy może coś bardziej wzruszać i poruszać niż poetycki Winds of Home z oszczędną grą instrumentalistów i Jornem w roli głównej. Łza wzruszenia ścieka po policzku... I tu Lande śpiewa po prostu przecudownie! A w spokojnym tempie rozgrywany, łagodnie epicki One Man War to świetna kontynuacja muzycznej idei Dead London. Tego się słucha! Warto zauważyć, że norweski melodyjny, dosyć posępny i mocny progressive power i heavy metal dominuje w Black Phoenix i Special Edition i takich "norweskich" numerów na albumach JORN nie było od roku 2012, ale chyba wiadomo dlaczego. Niespodzianka w Ode to the Black Nightshade, bo w takiego minstrela to Lande się jeszcze nie wcielał. Refren nie pozostawia wątpliwości, że nie chodzi mu jednak o folk/power z zamkowych sal. W sumie dobre, ale nieco eksperymentalne. Dlatego powrót do melodyjnego progressive heavy metalu w In the Dirt w klasycznych tempach MASTERPLAN z bardziej nostalgicznych utworów jest witany z dużą sympatią. W Believer pobrzmiewają echa pop music z lat 80tych, z najwyższej zresztą półki i w mocnych metalowych gitarach się prezentuje wybornie. Równocześnie tak wiele tu JORNA, takiego klasycznego i w pełni rozpoznawalnego stylistycznie. Bardzo dobrze się stało, że na płycie pojawiła się extended wersja Faith Bloody Faith z singla z 2021. Bez tego obraz muzycznych dokonań Jorna z ostatniego okresu nie byłby pełny. A jak wiadomo, jest to utwór specyficzny i nawet odrobinę zaskakujący, jeśli wziąć pod uwagę ogólny klimat tego LP.

Poziom wykonania instrumentalnego to rzecz jasna poziom światowy i tu nad tym dyskutować nie wypada. Jak to miło znowu usłyszeć Tore Morena w nowych kompozycjach. Jak miło posłuchać dwóch norweskich gitarzystów grających razem z norweskim Arcymistrzem.
Brzmienie jest potężne, heavy metalowe i producent Jorn Lande oraz Alessandro Del Vecchio Mistrz mixu i masteringu stworzyli takie małe melodic heavy metalowe cacuszko. JORN nagrał album o zwartej formuje, z drugiej strony jednak opartej o różne muzyczne inspiracje i jest ciekawie, choć nie tak ciekawie jak na "Life on Death Road". Fakt, ale tu jest Winds of Home, a czasem się lubimy wzruszyć... Śpiewaj nam Jørn, śpiewaj...


ocena: 8,5/10

new 17.06.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości