Kaledon
#2
Kaledon - Legend of the Forgotten Reign - Chapter 6:  The Last Night On The Battlefield (2010)

[Obrazek: R-2441086-1374830796-7883.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Way to Home 04:52
2. Last Days 03:44
3. Power in Me 04:26
4. Coming Back to Our Land 05:53
5. Sorumoth 02:48
6. Surprise Impact 04:16
7. Black Clouds 04:38
8. Demons Away 05:49
9. May the Dragon Be with You 05:32

Rok wydania: 2010
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Włochy

Skład zespołu:
Marco Palazzi - śpiew
Tommaso Nemesio - gitara
Alex Mele - gitara
Paolo "Animal" Lezziroli - bas
David Folchitto - perkusja
Daniele Fuligni - instrumenty klawiszowe

Trzeci wokalista, szósty rozdział opowieści "Legend of the Forgotten Reign".
Tak, to KALEDON, włoski melodic power metalowy band z klawiszami, słuchowiskowymi zapędami, nudnawymi kompozycjami i baśniową epickością na bardzo średnim poziomie.
Coś z RHAPSODY, coś z HIGHLORD, coś z THY MAJESTIE... Po słabym Rozdziale 5 mieli już zamiar dać sobie spokój, ale jednak chęć grania przeważyła, zresztą zespół ma spore grono fanów, głownie we Włoszech i Ameryce Południowej, więc w sumie jest dla kogo działać. Także dla Japończyków, którzy via Rubicon Music wydali ten album jako pierwsi w czerwcu 2010. W Europie pod koniec lipca album ten zaprezentowała Scarlet Records.

Rozdział 6 nosi tytuł "The Last Night on the Battlefield" i wreszcie po latach coś się ruszyło.
W zasadzie nie trzeba było aż tak wiele, aby wreszcie KALEDON można słuchać bez znudzenia i zażenowania - wzmocnienie brzmienia, cofnięcie klawiszy i ogólne zdjęcie worka cukru wystarczyło, co nie oznacza, że zatraciła się muzyczna idea KALEDON. Bojowość i epickość nabrała innego wymiaru i posmaku, a smętna rozwlekłość została zastąpiona power metalową energią, oczywiście ramach zachowania schematu włoskiego melodic power, tradycyjnego i opartego na starych, ogranych schematach.
"The Way to Home" to galopada przedzielana spokojniejszymi fragmentami z prostą melodią i odrobina skromnie podanej symfoniki w tle. Skoczny, bojowy refren i dobry wokal Palazzi. Nawet te partie klawiszowe są nowocześniejsze w brzmieniu, ale, co ciekawe, w tej kompozycji odnoszą się do rockowej tradycji. Dynamiczne granie w "Last Days" i tak energicznie nie grali już dawno, ale żeby nie było za dobrze, to tym razem partie wokalne nieco mdłe do tego wszystkiego zostały dobrane. Za to bojowe chórki udane i solo gitarowe solidne, bez wydziwiania, jakie się często trafiało na poprzednich albumach. W "Power in Me" mamy niemal heavy powerowy początek, potem zdecydowane wejście klawiszy i tym razem niestety wraca kaledonowe smęcenie z lat poprzednich.
No gdzie ten power się tu podział? Został tylko poprawny melodic metal, mimo kilku przyspieszeń i wzmocnień w dalszej części. Gęsta perkusja, ale to jednak za mało, przy czym fragmenty instrumentalne trochę ratują całość. W "Coming Back to Our Land" potwierdzają, że w wolnych, spokojnych, pół balladowych numerach o epickich cechach mają do powiedzenia niewiele, a rozciągają to wszystko ponad miarę. No cóż, pewnych cech stylu nie da się tak odrzucić i pozbyć jednym ruchem, grając nadal w tej samej konwencji, co niegdyś. "Sorumoth" to taka próba nagłego wstąpienia do klubu extreme melodic metal, z growlem i thrashowymi riffami, ale tylko trochę, bo czyste wstawki bardzo ugrzecznione i efekt jest zepsuty. No nie tędy droga. Tej energii nie zatracają w "Surprise Impact" i tym razem spokojne rozprowadzenie wszystkiego głosem wokalisty plus dobre natarcia gitarzystów i wpasowane świetnie w tle klawisze tworzą atrakcyjną kompozycję o lekkim, ale bojowym klimacie. To jednak tylko przygrywka do wspaniałego "Black Clouds", gdzie dostojna epickość miecza rozkwita w refrenie nacechowanym true graniem lat 80-tych i wszystko jest napędzane wojennymi litaurami perkusisty. No kapitalny refren, jeden z najlepszych w takim stylu w roku 2010. Do tego lekko progresywne klawisze i proste solo gitarowe, eksponujące motyw przewodni. No gdyby takimi killerami wypełniony był cały album... Bardzo dobry jest też "Demons Away" z cięższymi nieco gitarami i ostrzejszym wokalem i tu tylko można mieć pewne zastrzeżenia do niepotrzebnego, rozwlekłego zawodzenia Palazzi w refrenach. Na koniec galopujący z szybciutkimi klawiszami "May the Dragon Be With You" z poprzedniej epoki KALEDON i tak w sumie, to zakończenie albumu mogło być bardziej epickie i wzniosłe.

Niemniej nie jest źle i śmiało można powiedzieć, że to najlepszy LP tego zespołu.
Nie znaczy to, że to bardzo dobra płyta. Po prostu KALEDON w końcu nagrał album, którego bez znudzenia można wysłuchać w zasadzie od początku do końca, dopracowany i nagrany starannie z selektywnym brzmieniem. Soczyste gitary, ładne klawisze, a wokalista nie denerwuje nieustanną bezradnością.
Zapewne Grandfather za jakiś czas opowie wnuczętom kolejny Rozdział "Legend of the Forgotten Reign". Też posłucham.


Ocena: 7.3/10

27.07.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Kaledon - przez Memorius - 21.06.2018, 21:36:52
RE: Kaledon - przez Memorius - 21.06.2018, 21:39:57
RE: Kaledon - przez Memorius - 22.09.2019, 11:55:23
RE: Kaledon - przez Memorius - 23.09.2019, 22:40:53
RE: Kaledon - przez Memorius - 28.10.2019, 14:52:38
RE: Kaledon - przez Memorius - 03.11.2019, 10:46:58
RE: Kaledon - przez Memorius - 11.11.2019, 10:26:56
RE: Kaledon - przez Memorius - 18.11.2019, 16:49:42
RE: Kaledon - przez Memorius - 27.11.2019, 14:18:28
RE: Kaledon - przez Memorius - 16.08.2022, 17:35:15

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości