Lonewolf
#1
Lonewolf - The Dark Crusade (2009)

[Obrazek: R-2900286-1567495150-6171.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Dragons of the Night 01:16
2. Viktoria 05:11
3. Legacy of the Wild 05:24
4. The Dark Crusade 04:15
5. Hail Victory 07:15
6. Warrior Priest 03:53
7. The Wolf Division 03:59
8. Heathen Horde 05:47
9. Words of the Witch 05:12
10. Winter Farewell 03:53
11. The Hour Zero 10:55

Rok wydania: 2009
Gatunek: Melodic Heavy/Power Metal
Kraj: Francja

Skład zespołu:
Jens Börner - śpiew
Damien Capolongo - gitara
Alex Hilbert - bas
Antoine Bussière - perkusja

Francja, jako kraj w melodyjnych odmianach metalu wysublimowany, klasycznym heavy metalem w true odmianie nie stoi. Wśród nielicznych, wartych uwagi zespołów jest od kilku lat LONEWOLF, który radośnie czerpie ze stylistyki niemieckiej i wychodzi mu to dobrze, a nawet coraz lepiej. Najbliżej mu ostatnio do RUNNING WILD i to dobrze, bo kasparkowego metalu brakuje.
Płyta "The Dark Crusade" wydana w listopadzie przez Karthago Records, pokazuje, że jeszcze można z tych wyeksploatowanych zdawałoby się do cna riffów i motywów sklecić zgrabne, choć wtórne kawałki i Francuzom takich na tym LP udało się sporo umieścić.

Intro jak intro, ale "Victoria" jest znakomity po prostu. To najlepszy RUNNING WILD od lat - szybki, piracko brzmiący, z fajnymi chórkami, przywołującymi na myśl to, co Niemcy przez lata robili, także w chwytliwym motywie gitarowym, jaki się tu pojawia co jakiś czas. Inna sprawa, że wokalnie bliżej tu do bandów pokroju GRAVE DIGGER, brzmieniowo poniekąd też i to jest w sumie na całej płycie bardziej kwadratowe granie niż kasparkowe. Tyle, że jak tu się nie ucieszyć, gdy się usłyszy taki motyw, jak w "Legacy Of The Wild". No to jest po prostu to, czego brakowało od lat - running wild pirate metal.
Klon? Owszem, ale słucha się świetnie. No i do tego perkusja, żywa, mocna jak te chłopy z morskich i rycerskich opowieści. Szczęk oręża czy co to tam jest na początku "The Dark Crusade" i zabawa zaczyna się od nowa w szybszym, niemal speed metalowym, tempie. No i solo tu jest doprawdy bardzo dobre, jakby z innej bajki. No dają czadu i jest chęć chwycić za kordelas, muszkiet i co tam jeszcze jest pod ręką. Drugie solo to czysty RW i jest odegrane kapitalnie. Bitwy ciąg dalszy w "Hail Victory", tu jednak w spokojnej kompozycji, z wykorzystaniem gitary akustycznej, żołnierze już są strudzeni bojem. Maszerują w kierunku zasnutego dymami pola bitwy ku zwycięstwu i ten utwór też jest zrobiony bardzo dobrze, z nastawieniem na klimat. Także ten riff heavy powerowy, grany tu niezbyt szybko, jest znakomity. Pewne fragmenty wokalnie może nie są najwyższej marki, ale chórki wyborne i gitara, która w ich tle się pojawia. Znacznie krótszy "Warrior Priest", opatrzony mocnym basem i ostrymi ciętymi riffami, surowszy i jednak słabszy, tu Kasparka mniej, więcej grania w stylu Kopaczy i jakoś to zbyt kanciaste wyszło w przeciwieństwie do potoczystego, szybkiego "The Wolf Division", gdzie jakieś echa SABATON są nawet, ale i specyficznej runningowej rytmiki też nie brakuje.
Wciąż ten RUNNING WILD... i dobrze. W "Heathen Horde" też, z cechami celtyckiego folka i kolejną beczką rumu i fajnie się słucha, jak Francuzi tu powiewają kolejną flagą. Jedynie przydałby się jakiś jeszcze bardziej chwytliwy refren, bo ten, który dali, mało zgrabny do tego znakomitego motywu głównego. Część instrumentalna wyborna. No trzeba pochwalić gitarową solową robotę na tym albumie. Wolniej, nieco ciężej i ostrzej w "Words Of The Witch" z doskonałą gitarą w tle, a ten motyw bardzo podobny już był w Kasparkowej Bitwie Pod Waterloo... albo gdzieś indziej... tak jak i to, co grają w najszybszym na tym LP "Winter Farewell", nośnym i pełnym energii.
Na koniec LONEWOLF mierzy się z formą rozbudowaną i 10 minut grania w "The Hour Zero" to i ładny, intrygujący, spokojny epicki wstęp i galopada w części drugiej, z nawołującą do boju gitarą oraz bardzo dobre solo, snujące ciąg dalszy opowieści, która jednak, mimo wszystko, by mogła być nieco krótsza. Czeka się tu na jakieś niezwykle, zaskakujące rozwinięcie, ale tego jednak nie ma.

Jasne, że RUNNING WILD to zespół w te klocki lepszy, a Kasparek lepiej nie umie śpiewać od Jensa Börnera.
Co z tego, takiej muzyki nigdy nie za wiele i jest to pierwszy album LONEWOLF, który nie razi monotonią i zawiera tyle fajnych motywów i momentów, oraz który jest tak pewnie zagrany.
Nie jest to LP, który mógłby konkurować z klasykami RUNNING WILD, ale na pewno lepszy od tego, co większości Niemcy proponowali w stuleciu bieżącym. Trzeba też pamiętać, że Francuzi jednak tu też zagrali ciężej i w znacznej mierze mamy do czynienia z soundem heavy powerowym, ryczącą gitarą i momentami bardzo głośną sekcja rytmiczną.
Jest huk armat, powiewają sztandary, jest stal, ogień i honor.


Ocena: 8.6/10


13.11.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Lonewolf - Army of the Damned (2012)

[Obrazek: R-3876793-1347773098-5533.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Lonewolf 04:36
2. Crawling to Hell 04:56
3. Army of the Damned 04:23
4. Hellbent for Metal 03:09
5. Soulreapers 03:07
6. Celtic Heart 05:59
7. The Last Defenders 04:12
8. Cold 05:49
9. The One You Never See 04:58
10. Tally Ho 05:50
11. One Second in Eternity 03:40

Rok wydania: 2012
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Francja

Skład zespołu:
Jens Börner - śpiew, gitara
Alex Hilbert - gitara
Rikki Mannhard - bas
Antoine Bussière -perkusja

Francuski LONEWOLF grający hybrydowy metal wyrastający w prostej linii z muzyki RUNNING WILD i GRAVE DIGGER z płyty na płytę radzi sobie coraz lepiej, czego dowodem jest LP "The Dark Crusade" z roku 2009. Od tego czasu w składzie się nieco pozmieniało, Hilbert ustąpił miejsca jako basista Mannhardowi i został drugim gitarzystą. Nowa płyta została zaprezentowana przez Napalm Records w marcu 2012.

Jednak "muzyka została taka sama" na nowej płycie i czytelny znak LONEWOLF daje już na początku w "Lonewolf". Klasyczny runningowy motyw Kasparka i atrakcyjne dynamiczne rozwinięcie oraz true metalowy chóralny refren. Od razu można także zauważyć, że Hilbert znakomicie uzupełnia Börnera i na całym LP gitary chodzą jakby lżej i swobodniej niż w typowej twardej niemieckiej manierze heavy/power.
Dalej to także festiwal RUNNING WILD metalu, praktycznie do samego końca. Kika kompozycji jest wolniejszych, utrzymanych w miarowym, czasem marszowym tempie ("Crawling to Hell", nieco mniej atrakcyjny "Soulreapers" czy też surowy "The Last Defenders"). Jest tu także wspaniały podniosły hymn metalowy "Army of the Damned" i jedynie można żałować, że Jens Börner nie dysponuje bardziej wyrazistym dramatycznym głosem, bo zaśpiewany przez mocniejsze gardło ten numer zdemolowałby kompletnie. Piękne ozdobniki i sola zdobią tą kompozycję. Drugi podobny utwór to "The One You Never See" z pewną dozą łagodnej melancholii przebijającej przez szorstki wokal i najdłuższym na płycie dostojnym poruszającym solem Börnera. Najwięcej bojowego epickiego grania LONEWOLF zaprezentował w "Celtic Heart", tyle, że celtycki motyw jest zaznaczony dosyć słabo poza ładnym solem gitarowym. Ogólnie udane treściwe sola gitarowe dominują na tym albumie i są w większości lepsze niż na płycie poprzedniej. Szybkie kawałki dodają płycie pędu i rozmachu. Znakomity jest "Hellbent for Metal" oparty na najprostszym z możliwych kasparkowych riffów i pirackim metalowym refrenie podobnie jak mega klasyczny dla RUNNING WILD "Cold". Owszem to już było, ale zawsze słucha się takich riffów z przyjemnością."Tally Ho" to zawołanie myśliwych, przy czym także noszących kasparkowe barwy i tu jedynie można było oczekiwać lepszego refrenu po serii potoczystych rasowych riffów, które stanowią osnowę tej kompozycji. Właśnie gdyby szukać jakichś nieco słabszych stron tego LP to należałoby wskazać część refrenów (także w "One Second in Eternity" na zakończenie), ale nie od dziś wiadomo, że Mistrzem Kasparkowych Refrenów jest tylko sam Kasparek.
Na wyróżnienie zasługuje bardzo dobra robota sekcji rytmicznej, grzmiącej i rozległej, doskonale uzupełniającej zgrany duet gitarzystów.

Ten album jest jednoznacznym RUNNING WILD Tribute Francuzów. Nawet brzmieniowo jest umiejscowiony w latach 90tych słynniejszej niemieckiej ekipy. Elementów typowych dla stylu GRAVE DIGGER/REBELLION jest znacznie mniej i skojarzenia pojawiają się głównie przy okazji samego wokalu Jensa Börnera.  W ramach heavy metalu a la RUNNING WILD album bardzo udany i jeśli rozpatrywać go całościowo najlepszy w karierze zespołu.
LONEWOLF z Claix po raz kolejny zaatakował wyjątkowo skutecznie.


Ocena: 8,9/10

30.03.20212
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Lonewolf - The Fourth and Final Horseman (2013)

[Obrazek: R-5110373-1384775602-9043.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Fourth and Final Horseman 04:48
2. The Poison of Mankind 06:07
3. Hellride 03:55
4. Time for War 04:11
5. Another Star Means Another Death 04:25
6. Dragonriders 04:12
7. Guardian Angel 05:39
8. Throne of Skulls 03:53
9. The Brotherhood of Wolves 04:44
10. Destiny 07:41
11.Unknown Soldier 04:13 (bonus)

Rok wydania: 2013
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Francja

Skład zespołu:
Jens Börner - śpiew, gitara
Alex Hilbert - gitara
Rikki Mannhard - bas
Antoine Bussière -perkusja

Jest to szósty album LONEWOLF, nagrany  w Microclimat Studio i wydany w szesnaście miesięcy po "Army of Darkness" ponownie nakładem Napalm Records. Skład zespołu pozostał niezmieniony, zasadnicze idee muzyczne także.
Francuzi kontynuują marsz po drogach wytyczonych przez RUNNING WILD, tyle że może Jens Börner śpiewa nieco gorzej i doszedł zdecydowanie teutoński styl przekazu. W efekcie otrzymujemy album z lekka toporny, chropowaty, jednak nadal atrakcyjny w przyjętej od jakiegoś czasu przez LONEWOLF formule.

Tempa bywają umiarkowane i klasycznej kasparkowej żywiołowości nie ma w ładnie ornamentowanym tytułowym The Fourth and Final Horseman ani też w klimatycznym, nostalgicznym i na swój sposób dramatycznym songu The Poison of Mankind. Takie nastawienie na łagodniejsze melodie to także semi ballada Another Star Means Another Death i tu wyraźnie słychać, że Börner nie jest specjalnie jakoś przygotowany na śpiewanie tego typu rzeczy.
Dynamika króluje jednak w Hellride, tyle że ta kompozycja, podobnie jak w rycerski Time for War  naznaczone są  typową Jakoś zupełnie pogubili się w Dragonriders ze znakomitym wstępnym motywem przewodnim, który został jednak zupełnie pogrzebany w rozmemłanym refrenie i zupełnie niepotrzebnych wtrąceniach celtyckich motywów w niewłaściwych miejscach.
Tam, gdzie podkreślono klimat mroczny i ponury jest znakomicie i Guardian Angel zdecydowanie może się podobać.
Tam jednak, gdzie teutońskość GRAVE DIGGER wychodzi na plan pierwszy jest słabo nawet nieporadnie, jak w Throne of Skulls. Nadrabia na pewno klasycznie runningowy wstęp do The Brotherhood of Wolves, potem jednak ta w sumie po piracku opowiedziana historia traci i rozpęd i rozmach. Storyteller wypił albo za mało, albo za dużo okowity...
Próba nieco bardziej urozmaiconego grania to zamykający ten LP Destiny, bo jest tu delikatny wstęp i riffy wzięte od RUNNING WILD i rycerska epickość classic heavy wyrażona w najlepszych na płycie układem i treścią solówek gitarowych.
Piękna jest także ta pół akustyczna część i ładne jest jej zamknięcie.

Poza tym, że wokalnie tym razem Börner jest drażniący, to i sola obu gitarzystów są raczej dosyć ubogie, przewidywalne, a gdy stanowią rozwinięcie i przedłużenie głównych riffów często są bardziej parodystyczne niż zachwycające. Wyśmienicie natomiast prezentują się chórki zaproszonych do nagrań wokalistów i to jest mocny punkt płyty.
Produkcyjnie nieco ciężej niż poprzednio, głośna perkusja, ostrawe, chropawe gitary, głęboki bas. Bardzo podobny sound miały albumy X-WILD. Może to przypadek, ale LP "The Fourth and Final Horseman" ogólnie budzi skojarzenia z twórczością ekipy ex członków RUNNING WILD.
Trochę to wszystko wymęczone, trochę trąci znużeniem i trochę brakiem oryginalnych pomysłów. Te, jeśli są, za często rozmywają się w mało atrakcyjnej metalowej szarzyźnie. Do atrakcyjności dwóch poprzednich albumów brakuje wiele i jest to tym razem po prostu płyta z dobrym, niczym niewyróżniającym się heavy metalem w niemieckiej manierze.

ocena 7,2/10

new 24.09.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Lonewolf - Cult of Steel (2014)

[Obrazek: R-8991224-1472889903-6979.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Cult of Steel 05:13
2. Hordes of the Night 04:12
3. Werewolf Rebellion 06:05
4. Blood of the Heretic 04:08
5. Hell's Legacy 04:27
6. Funeral Pyre 05:15
7. Force to Fight 04:51
8. Open Fire 04:20
9. Mysterium Fidei 05:45
10. The Grey Wolves 03:54

Rok wydania: 2014
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Francja

Skład zespołu:
Jens Börner - śpiew, gitara
Alex Hilbert - gitara
Rikki Mannhard - bas
Antoine Bussière -perkusja


Czego nie można odmówić LONEWOLF, to pracowitości. Ledwo ostygły w odtwarzaczach CD egzemplarze "The Fourth and Final Horseman" z 2013, a już w 2014 Massacre Records wydaje "Cult of Steel".
Co za jednoznaczny tytuł płyty francuskich epigonów RUNNING WILD!

Początek tego LP jest po prostu zdumiewający. Album rozpoczyna się od dwóch kapitalnych, po części speedowych numerów na riffach Kasparka z fantastycznymi melodiami, niesamowitymi bojowymi refrenami i autentyczną heavy/power metalową energią. Takich porywających numerów jak The Cult of Steel  i Hordes of the Night LONEWOLF już dawno nie nagrał. Jeśli czasem, a nawet dosyć często, ten zespół lekko zamulał w niejasnych układach riffowych, to na pewno nie można tego powiedzieć o tych dwóch metalowych petardach. Coś z tego jest jednak w wolniejszym, dosyć masywnym Werewolf Rebellion, gdzie kilka riffów powtarza się zbyt często w zbyt wydłużonym czasie. Melodia refrenu jest jednak urzekająca, choć jak wiadomo Jens Börner to nie jest śpiewak wielkiego formatu. Znakomite są również duety gitarowe w części instrumentalnej. No, a potem morderczy speedowy w zwrotkach i epicki w refrenach Blood of the Heretic, oparty na najbardziej ogranych riffach RUNNING WILD, ale absolutnie niszczący i zniewalający. A do tego ta specyficzna surowość Francuzów z Grenoble...
Nie odchodząc od stylistyki riffowej RUNNING WILD, prezentują znakomity dynamiczny i bardzo rytmiczny Hell's Legacy z prościutkim refrenem i czeka się na część instrumentalną, bo tu coś musi eksplodować, no i faktycznie. Co za dramatyzm gitar! Smutnawo i refleksyjnie jest w poruszającym, pół balladowym songu epickim Funeral Pyre. Fantastyczny, po prostu fantastyczny refren godny szczególnego wyróżnienia, bo tak pompatycznie melodyjnych refrenów słyszy się niewiele.
Coś trochę słabszego zawsze się może trafić i Force to Fight to w porównaniu z innymi kompozycjami to po prostu dobry, bojowy LONEWOLF i tylko. Pełna rehabilitacja następuje już w Open Fire i tu LONEWOLF bombarduje seriami wysokoenergetycznych riffów w pirackim stylu. Moc! Mysterium Fidei rozpoczyna się akustycznie, a potem Francuzi w dostojnym, nieśpiesznym tempie budują klimat średniowiecznej opowieści o Krzyżowcach. Piękny rycerski heavy/power metal.
Na zakończenie The Grey Wolves i tak się ta płyta zakończyć powinna. Speedowo, melodyjnie z jeszcze jednym zapadającym w pamięć refrenem z chórkami i kolejnym wyśmienitym runningowym ozdobnikiem gitarowym przewijającym się przez cały utwór.

Podkreślić należy doskonałą grę gitarzystów na tej płycie. Jeśli wokalista Börner to po prostu Börner, to gitarzysta Börner wespół z Alex Hilbert to tym razem potęga. Wyborne zgranie, wyborne pomysły na czytelne melodyjne sola i godna szacunku precyzja wykonania każdego bez wyjątku utworu. Sekcja rytmiczna nadaje na tych samych falach i wielkie brawa dla Antoine Bussière za miażdżące partie perkusji w kilku kawałkach. Produkcja jest wyborna. Gitary bardziej ostre niż ciężkie, perkusja po prostu fantastycznie ustawiona (blachy!), wokal dobrze słyszalny. Pewne "brudki" dźwiękowe zostały definitywnie odstawione do lamusa i sound jest niezwykle przejrzysty, a równocześnie w żadnych wypadku sterylny.
LONEWOLF, jeśli nie spogląda na GRAVE DIGGER, jest zawsze znakomity. Tym razem jest to najlepsza płyta LONEWOLF w dotychczasowym ich dorobku artystycznym.


ocena: 9,6/10

new 17.04.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#5
Lonewolf - The Heathen Dawn (2016)

[Obrazek: R-8570553-1464263970-9690.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. A Call to Wolves 01:18
2. Wolfsblut 04:39
3. Demon's Fire 04:30
4. Keeper of the Underworld 04:44
5. When the Angels Fall 05:22
6. Until the End 04:18
7. Rise to Victory 04:43
8. Heathen Dawn 04:55
9. Into the Blizzard 05:02
10. The Birth of a Nation 05:23
11. Song for the Fallen 06:34

Rok wydania: 2016
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Francja

Skład zespołu:
Jens Börner - śpiew, gitara
Alex Hilbert - gitara
Rikki Mannhard - bas
Christophe Brunner  -perkusja


W maju 2016 Massacre Redords wydaje kolejny album LONEWOLF, na którym pojawił się nowy perkusista Christophe Brunner (także heavy metalowy SYR DARIA).

Trudno jest utrzymać bez przerwy najwyższą formę, zwłaszcza jeśli poprzeczka została tak wysoko postawiona w roku 2014. Tym razem LONEWOLF odcina kupony od twórczości RUNNING WILD i GRAVE DIGGER , ale z lat 80 tych.
Przy okazji Jens Börner śpiewa jeszcze bardziej pod Chrisa Boltendahla, a nawet Michaela Seiferta z REBELLION i w pewnym stopniu grupa w niektórych kompozycjach zbliża się także to formy epickiego przekazu tej ekipy z czasów Trylogii o Wikingach.
Kompozycje są w większości solidne, ale bez błysku. Czasem rozpoczynają się bardzo interesująco jak Until the End ze świetnym gitarowym motywem przewodnim, ale ogólnie tym razem LONEWOLF gra dosyć wolno, co najwyżej sięgając po średnio szybkie tempa i przy masywnym, dosyć surowym i lekko rozmytym soundzie, pojawia się wrażenie pewnej monotonii tych numerów. W każdym jednak jest pewien moment, gdy serce bije mocniej, zwłaszcza przy pojedynkach gitarowych lub nagłym wtrąceniu serii nadzwyczaj atrakcyjnych riffów, które aż się prosi wykorzystać jako osnowę kompozycji. Tak jest w przypadku Demon's Fire, z demolującymi szarżami gitarzystów w części instrumentalnej.
Zasadniczo jest to jednak granie bardzo przewidywalne i oparte na bardzo prostych strukturach jak Wolfsblut, czy dosyć ospałe odwzorowanie pirackich kawałków RUNNING WILD w Keeper of the Underworld, czy też When the Angels Fall.
LONEWOLF staje się znacznie bardziej atrakcyjny gdy gra szybciej. Tu szybciej gra w Rise to Victory i to bardzo dobry utwór, ale jednak brak tego niesamowitego elektrycznego pazura A,D. 2014.Tak naprawdę wystarczy posłuchać tytułowego Heathen Dawn, by mieć niemal pełny obraz całego albumu. Tak to mniej więcej jest tu przez cały czas. Bojowy, heroiczny heavy/power, który porywa niespecjalnie. Ponadto jeśli posłuchać całości bardziej uważnie, to wiele jest bezpośrednich odniesień do płyt z lat 2008 - 2009. Jest to lekki regres, czy powiedzmy powrót do muzycznej filozofii z tamtych lat. W ostatniej części albumu wiele się nie zmienia i jest nawet dosyć toporny Song for the Fallen, lekko rażący prymitywizmem drugiej ligi niemieckiej w takim graniu.
Na szczęście na końcu podsumowuje wszystko solidny rycerski Song for the Fallen.

Wykonanie nieco poniżej poziomu z "Cult Of Steel", ale i kompozycje są pod tym względem mniej wymagające niż na tamtej płycie. Na pewno warto odnotować bardzo dobry występ nowego perkusisty, który często ożywia riffową monotonię efektownymi przejściami oraz udział w chórkach i wokalach pobocznych Svena D'Anno z WIZARD.
Trudno rzecz jasna mówić tu o albumie nieudanym, ale w dyskografii LONEWOLF to jednak słabszy moment.


ocena: 7,5/10

new 23.06.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#6
Lonewolf - Unholy Paradise (2003)

[Obrazek: R-3913863-1349031625-5368.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Stronger Than Evil (Pagan Glory Part II) 03:39
2. 1789 03:49
3. S.P.Q.R. 04:58
4. Wild and Free 05:24
5. Snake in Eden 05:29
6. Behind the Cross 03:55
7. Unholy Paradise 05:33
8. Medieval Witchcraft 04:06
9. Phantomride 03:26
10. Erik the Red 06:53

Rok wydania: 2003
Gatunek: heavy metal
Kraj: Francja

Skład zespołu:
Jens Börner - śpiew, gitara
Damien Capolongo - gitara
Dryss Boulmedais - gitara
Félix Börner - perkusja


LONEWOLF debiutował płytą "Marching Into The Arena"  w roku 2001 i o tym dziele trudno coś napisać pozytywnego, bo był to zbiór niezdarnych, topornych kompozycji heavy metalowych naśladujących RUNNING WILD. Do tego wszystko to był zagrane i zaśpiewane poniżej poziomu przyzwoitości i ten falstart grupie z Grenoble chwały nie przynosi.
W 2003 roku pojawia się druga płyta LONEWOLF, co ciekawe wydana przez baskijską wytwórnię Goimusic, promującą przede wszystkim zespoły z Euskadi, ale jak widać, czymś Francuzi musieli zwrócić na siebie ich uwagę.

Czym? Trudno powiedzieć, bo przedstawiony tu zestaw kompozycji jest ogólnie mówiąc naśladownictwem RUNNING WILD po  raz kolejny, choć tym razem poziom wykonania jest już znacznie lepszy, a Jens Börner swoim śpiewem może nie czaruje, ale już i nie odrzuca. Jeśli uznać ogólnie granie niemieckie heavy czy power metalu za toporne, siłowe i kwadratowe (oczywiście w dużym uproszczeniu), to francuska wersja LONEWOLF tego rodzaju grania jest jeszcze bardziej szorstka i nieociosana. To dzieło bardziej wyłupane brutalnie i nieco niedbale w bazalcie niż stworzone w pocie czoła przez artystę w granicie. LONEWOLF nie koncentruje się jakoś zdecydowanie na określonym okresie twórczości RUNNING WILD ale słychać tu najbardziej inspirowane pirackimi wyczynami czasy późnych lat 80tych i nawet pewne wprost podane odniesienia do stylu kompozycji Majka Moti, co słychać chociażby w 1789 i w Wild and Free. Grupa dosyć słabo prezentuje się w kompozycjach wolniejszych, pozbawionych typowej kasparkowej motoryki (S.P.Q.R., Unholy Paradise
Nie bardzo to jest także atrakcyjne gdy próbują odejść od RUNNING WILD  na rzecz bardziej typowego grania heavy metalu w niemieckiej manierze w Snake in Eden i wychodzi to jak muzyka ubogiego krewnego GRAVE DIGGER.
Interesujące riffy jakby zapożyczone od FALCONER we wstępie do Behind the Cross nie skutkują niczym szczególnym w dalszej części i chropawy wokal do spółki z grubo ciosanymi riiffami rozczarowuje, choć przecież nie można było tu sobie obiecywać zbyt wiele. Trochę krzyczanych chórków w umiarkowanie medievalowym Medieval Witchcraft, nieco Ameryki w natarciu riffowym w ogólnie niemieckim Phantomride i jakaś tam epicka opowieść w Erik the Red. Jakaś tam, i tylko w tej szybszej części instrumentalnej mocniej przykuwająca uwagę.

Ani gra gitarzystów, ani sekcji rytmicznej niczym nie zachwyca. Przeciętne sola, przeciętne perkusyjne ataki, trochę momentami chaotyczne lub zbyt uproszczone. Wokal grubo ciosany, siłowy...
Produkcyjnie jest to zrobione dosyć amatorsko. Nawet gdyby uznać, że ta surowa sekcja rytmiczna i ryczące jednowymiarowo gitary to taki image soundu z lat 80tych, to już fatalne ustawienie wokalu na jednej linii z gitarami, powodujące, że ten wokal jest w wielu miejscach nieczytelny i zagłuszany przez te gitary to po prostu błąd lub niedbalstwo produkcyjne.
Płyta "Unholy Paradise" sukcesu grupie LONEWOLF nie przyniosła pozostając metalową ciekawostką z Alp. LONEWOLF gdzieś na kilka długich lat zniknął i pojawił się dopiero w roku 2008 jako zespół znacznie dojrzalszy, uzyskując swoje stałe miejsce na metalowej scenie francuskiej.


ocena: 6,4/10

new 5.07.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#7
Lonewolf - Made in Hell (2008)

[Obrazek: R-2419076-1352647682-9556.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Shadowland 05:43
2. Divine Art of Lies 05:07
3. Host of the Dark 04:20
4. Seawolf 03:57
5. Black Heaven 05:21
6. Made in Hell 04:49
7. Night Peace 03:45
8. The Heart of Hell 03:57
9. The New Inquisition 04:51
10. Utopia 05:30

Rok wydania: 2008
Gatunek: heavy metal
Kraj: Francja

Skład zespołu:
Jens Börner - śpiew, gitara
Damien Capolongo - gitara
Alexandre Hilbert- gitara basowa
Félix Börner - perkusja

W roku 2008 LONEWOLF powrócił z nową płytą i nowymi nadziejami na sukces. Szansę dała Francuzom grecka wytwórniaEat Metal Records.

Stylistycznie zmieniło się tu niezbyt wiele w stosunku do roku 2003, ale te kompozycje są po prostu lepsze. Lepsze pod względem melodii, lepsze pod względem wykonania. Rzecz jasna nadal jest to w pewnym stopniu mix RUNNING WILD i GRAVE DIGGER i nadal jest to granie raczej toporne i siłowe, ale już sam dobry i dynamiczny otwieracz Shadowland jest dobry i wskazuje na postęp, także w umiejętnościach technicznych.
Poza jednostajnym pędzeniem do przodu jak to bywało wcześniej jest także nieco wolniejszego, mrocznego metalu w stylu umiarkowanie epickim (Divine Art of Lies, Black Heaven, The New Inquisition ) lub zagranego w tempach umiarkowanych typowego heavy metalu tradycyjnego w manierze niemieckiej (Host of the Dark, Made in Hell). Jest to oczywiście w znacznej mierze mniej agresywna kopia nagrań GRAVE DIGGER, z pewną liczbą riffów zapożyczonych od RUNNING i wykorzystywanych zazwyczaj w przyspieszeniach. W "morskim" Seawolf pobrzmiewają pirackie motywy Kasparka i jest to jedna z bardziej rozpoznawalnych i chwytliwych kompozycji na tym LP. LONEWOLF gra jednak ogólnie motywy RUNNING WILD topornie i w Night Peace na uwagę zasługują chyba tylko zgrabne gitarowe ornamentacje. W The Heart of Hell oraz w Utopia jest z kolei dużo z niemieckiego stylu speed/heavy typowego dla lat 80tych, także w krzyczanych chórkach.

Jensa Börnera trudno uznać za wokalistę dobrego, jest po prostu gorszą wersją Chrisa Boltendahla, ale jego dosyć płasko brzmiący głos w jakiś sposób koreluje z równie płaskim, surowym soundem gitar. Produkcja jest przeciętna i chyba jednak mało to wszystko jest klarowne. Można zauważyć pod tym względem analogie z soundem RUNNING WILD po roku 2000. Prosty, nieco prymitywny heavy metal w stylu niemieckim, zagrany przez ekipę z Francji. Jest dobrze.


ocena: 7/10

new 11.08.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#8
Lonewolf - Raised on Metal (2017)

[Obrazek: R-10928602-1506687634-2654.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Unleash the Wolf 04:19
2. Souls of Black 03:30
3. Through Fire, Ice and Blood 05:03
4. Raised on Metal 03:19
5. Flight 19 04:05
6. Extinction of the Stars 02:45
7. Evil 04:02
8. Skinless Smile 03:23
9. No God, No Master 04:01
10.Dark World Order 03:28
11.Swansong 03:50
12.Demon‘s Call 04:47

Rok wydania: 2017
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Francja

Skład zespołu:
Jens Börner - śpiew, gitara
Michael Hellström (Mickael Rigollet) - gitara
Rikki Mannhard - gitara basowa
Christophe Brunner -perkusja


I tak rok po roku. We wrześniu 2017 Massacre Records wydaje kolejny album LONEWOLF, a w zespole jest jedna istotna zmiana, bo nowym drugim gitarzystą jest grający także w innym francuskim heavy metalowym zespole ELVENSTORM Michael Hellström.

I od razu na wstępie kapitalny, po prostu riffowo kapitalny Unleash the Wolf. Takiego kasparkowego riffu to nawet Ced - BLAZON STONE może pozazdrościć Francuzom. Opener - dynamit! Moc i energia! Riffy RUNNING WILD napędzają także porywisty i bojowy Raised on Metal, który muzycznie jest zdecydowanie godny swojego tytułu.
Przypadek? Nie. Po prostu LONEWOLF jest w bardzo dobrej formie i to słychać w mocnych utworach heavy/power Souls of Black, No God, No Master gdzie jest więcej stylu GRAVE DIGGER i więcej dobrych metalowych melodii niż u słynniejszych Niemców.
Jest tu także epicki heavy metal w tradycji true grania Through Fire, Ice and Blood i to robi wrażenie w tych kroczących riffach i męskich bojowych chórkach. LONEWOLF kruszy, LONEWOLF zmusza do chwycenia  za miecz lub topór. Majestatyczne zniszczenie! Niezbyt szybki Flight 19 jest w tym towarzystwie interesujący posępnym epickim klimatem, choć jest to jedna z prostszych tu kompozycji. Za to najkrótszy Extinction of the Stars to po prostu dobre, ale niczym niewyróżniające się odzwierciedlenie ogólnej filozofii muzycznej LONEWOLF - "mocno i do przodu". Dobry i tylko jest również Evil przypominający te masywne kompozycje w średnich tempach z czasów, gdy gitarzystą był tam Morgan.
A wracając do stylu "mocno i do przodu" to znakomicie prezentuje się Skinless Smile, gdzie motoryka RUNNING WILD uzupełnia się z motoryką PARAGON. Więcej RUNNING WILD w stalowym stopie z GRAVE DIGGER jest w Dark World Order i to jest solidny kawałek LONEWOLF w najbardziej typowym ich stylu. Końcówka mordercza!
Dwa ostatnie utwory dostępne są tylko w wersji digipak i to bardzo dobre kompozycje. Masywny, mocno akcentowany riffami o długich wybrzmiewaniach runningowy Swansong dumnie się posuwa do przodu w umiarkowanym tempie, zaś Demon‘s Call  pędzi i jest w tym pędzie oraz w wolniejszych momentach z potężnymi chórkami jak na styl LONEWOLF bardzo elegancki. Fantastyczne sola tu zostały zagrane i cała partia instrumentalna jest doprawdy wspaniała.

Jens Börner śpiewał już kiedyś na pewno lepiej, ale riffy i potężne melodie w pełni pokrywają te drobne niedostatki, a ponadto doprawdy ta współpraca z nowym gitarzystą układa się wybornie i Rigollet, który w ELVENSTORM nie wypada tak okazale, tutaj błyszczy. Charles Greywolf (David Vogt) z POWERWOLF robił mix i mastering i brzmi to to jak klasyczny LONEWOLF, bez wygładzania krawędzi, ale z odrobiną szlachetnego nowocześniejszego brzmienia heavy/power, które czyni ten podgatunek od pewnego czasu bardziej atrakcyjnym.
LONEWOLF się nie poddaje, gra od lat to samo, raz lepiej raz gorzej, ale w ciągu kilku ostatnich lat na solidnym poziomie, i choć ten album to nie jest taka klasa jak "Cult Of Steel", ale kilka kultowych numerów tu zagrali.
Unleash the Wolf!!!


ocena: 8,5/10

new 30.08.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#9
Lonewolf - Division Hades (2020)

[Obrazek: R-15897734-1599808868-3821.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Last Goodbye 07:11
2. The Fallen Angel 05:36
3. Division Hades 05:47
4. Manilla Shark 03:59
5. Underground Warriors 03:58
6. To Hell and Back (InstruMETAL) 01:49
7. Alive 02:53
8. Lackeys of Fear 05:26
9. Silent Rage 04:34
10.Drowned in Black 09:10

Rok wydania: 2020
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Francja

Skład zespołu:
Jens Börner - śpiew, gitara
Damien Capolongo - gitara
Rikki Mannhard - gitara basowa
Christophe Brunner - perkusja

Niezmordowany i niezniszczalny LONEWOLF wydaje we wrześniu 2020 nową płytę, oczywiście ponownie nakładem Massacre Records. W składzie jest jedna zmiana, bo miejsce Michaela Hellströma zajął Damien Capolongo. Ciekawostką jest fakt, że niegdyś pojawił się jako gość w nagraniach grupy ELVENSTORM, z której wywodził się i na  której skoncentrował się ponownie Hellström. Album został wydany wersji z CD bonusowym, z na nowo nagranymi słynnymi kompozycjami zespołu z poprzednich lat.


Oczywiście ponownie mamy do czynienia heavy/power w niemieckim stylu gdzie krzyżują się muzyczne dogi GRAVE DIGGER i RUNNING WILD. I dobrze, bo trudno sobie wyobrazić Francuzów z Grenoble grających coś innego.
Jak zwykle w przypadku LONEWOLF mamy do czynienia z twardym, nieco topornym wokalem Jens Börner, pełnymi energii riffami o niewielkim stopniu oryginalności i mocnym brzmieniem. Jak zawsze to samo, a najważniejsze jest pytanie ile bojowych, heroicznych hitów i rycerskich porywających refrenów grupa tym razem umieściła na płycie.
Trochę tego jest. No i jak zwykle to, co najlepsze sięga korzeniami czasów chwały RUNNING WILD. Trochę trzeba poczekać, zanim usłyszymy wyborny, kipiący energią dwu gitarowego ataku Underground Warriors, gdzie można usłyszeć klasyczne kasparkowe motywy w zdecydowanej oprawie muzycznej LONEWOLF. To pierwszy z killerów, a drugi to na pewno poprzedzony instrumentalną miniaturą To Hell and Back wyborny Alive. Taki LONEWOLF jest najlepszy, zadziorny, melodyjny wyrazistymi melodiami i wsparty dynamicznymi partiami solowymi gitarzystów. Szybkość, energia, moc! Pod sam koniec jeszcze jeden atak w stylu RUNNING WILD w chwilami niemal speedowym, bardzo dobrym rycerskim Silent Rage.
Sam początek płyty jest bardzo łagodny i rozbudowany o wstępne gustowne partie gitar akustycznych, narracje i chóry The Last Goodbye to łagodniejsze oblicze grupy, refleksyjne i pełne metalowej zadumy. To bardzo dobra kompozycja, tyle, że Jens to niest zbyt dobry głos do śpiewania tego typu rzeczy. Potem osztrej mocniej i wszystko wraca na główne tory stylu LONEWOLF gdy grają bardziej pod GRAVE DIGGER. Mocno się w te tory wbijają w średniej klasy The Fallen Angel, gdzie tylko kilko gitarowych ozdobników zwraca na siebie większą uwagę. Za to tytułowy Division Hades jest bardzo dobry, zawadiacki i chropowaty, choć w tym stylu LONEWOLF grywał już lepsze rzeczy. Jednak prosty motyw przewodni na w sobie wiele classic heavy uroku, a sola choć krótkie, są udane. Trochę podobny jest w konstrukcji Lackeys of Fear tu jednak partie gitarowe są lepsze od mało ciekawego refrenu i ogólnie instrumentalnie to wygląda lepiej niż w opcji wokalnej. Trochę ten potencjał pełnego ekspresji riffu głównego został tu zmarnowany niepotrzebnymi komplikacjami aranżacyjnymi i zbędnymi zwolnieniami tempa.
Jedna z kompozycji jest poświęcona Markowi Sheltonowi (Manilla Shark) jednak poza tym niczym się zupełnie wyróżnia i wydaje się na tej płycie najbardziej trywialna w tworzeniu francuskiego odpowiednika teutońskiego heavy power. Tak długiej kompozycji jak Drowned in Black LONEWOLF nie przedstawił od roku 2009 czyli od The Hour Zero.
Tu wszystko rozpoczyna się od łagodnych gitar akustycznych i lekko rozmytego wokalu epickiego Jens Börner, by w pewnym momencie nabrać siły i tempa i słychać ponownie najlepsze heroiczne riffy RUNNING WILD, choć całościowo to jednak mix z GRAVE DIGGER w partiach z wokalem, przy czym pirackie akcenty ekipy Kasparka tworzą także istotny element tej kompozycji. Dużo ciekawego się tu dzieje w części instrumentalnej, jest nawet nieco krużgankowego rycerskiego folk metalu, jest i dramatyczne solo gitarowe i można powiedzieć, że te ponad dziewięć minut zostało umiejętnie wykorzystane.

Mocne, soczyste, dopracowane brzmienie wszystkich instrumentów powoduje, że jest to jedna z lepszych pod tym względem produkcja LONEWOLF. Jens nie drażni jak to czasem bywało swoją manierą wokalną, a nowy gitarzysta doskonale się wpisał w ogólny styl zespołu.
LONEWOLF nagrywał już lepsze płyty, nagrywał jednak i znacznie gorsze. Ta jest po prostu kolejną bardzo dobrą w obszernej dyskografii Francuzów.


ocena: 8/10

new 25.09.2020
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości