Lords of the Trident
#1
Lords of the Trident - Chains on Fire (2011)

[Obrazek: R-6138986-1412031425-4298.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Skyforce 04:54
2. Face of the Enemy 04:20
3. Chains on Fire 04:49
4. Fighting for Love 05:09
5. Legions of Hypocrisy 05:22
6. The Metal Sea 06:08
7. Foggy Harbor Town 05:16
8. Stranded 05:28
9. Beauty of the Blade 05:37
10. The Enforcer 05:21
11. Followers of Set 05:03
12. Wicked Touch 05:14
13. Man/Machine 05:27

Rok wydania: 2011
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
Fang VonKillenstein - śpiew
Asian Metal - gitara
Killius Maximus - gitara
Pontifex Mortis - bas
Korgoth - perkusja
Sergei Mikhaylovich - instrumenty klawiszowe

Pochodzą z USA. To ich druga płyta, wydana przez włąsną wytwórnię Junko Johnson Records w styczniu. Mają dziwaczny, tandetny image, Grają znakomity tradycyjny heavy metal.
To LORDS OF THE TRIDENT.
Jest to heavy metal jak najbardziej amerykański i zdecydowanie osadzony w latach 80-tych. Prosty, szczery i prawdziwy heavy metal, ekscytujący i melodyjny. Mieszają kompozycje w stylu rycerskim i bardziej "glam" metalowe w stylu stadionowego heavy i po kolei wyciągają asy z rękawa.

Pierwszym asem jest już true kompozycja "Skyforce" w klasycznym stylu true z USA, zagrana w średnim tempie, pełna dostojnych, gitarowych szarż i wysokich zaśpiewów.
Drugim jest "Face of the Enemy" i tak mógłby zagrać SKID ROW, gdyby był bardziej jeszcze heavy metalowy. Znakomita melodyjna kompozycja, ukazująca nieco lżejsze oblicze zespołu.
As trzeci to "Chains on Fire" i jest to znów bojowy, tradycyjny heavy metal w średnim tempie. No te melodie są po prostu porywające, a przecież w zasadzie wszystko to już było, tyle że w ostatnich latach prawie wcale niestety. Czwarty as to "młodzieżowy" "Fighting for Love" i tak grali najlepsi z gatunku w swoich najlepszych latach - MOTLEY CRUE, RATT, POISON, SKID ROW i wszyscy ci inni, który czarowali na stadionach, wypełnionych dziesiątkami tysięcy fanów i wyciskali łzy z oczu nastolatek, które dziś może są babciami nawet... No wspaniały glamowy melodic metalowy hicior. As piąty to "Legions of Hypocrisy" i tu znów dostojniej i bardziej true przy zachowaniu ogromnej chwytliwości i przebojowości rock metalowych szlagierów z przeszłości. No i ten MANOWAR w tle gdzieś na horyzoncie. As szósty to piracko-folkowy "The Metal Sea" z chóralnym, tawernowym zaśpiewem, gdy pojawia się kolejna beczka rumu na umrzyka skrzyni. ALESTORM z USA jak nic.
Trzeba zauważyć, że ten zespół gra przeważnie w tempie średnim. Nie ma tu speedmanii lat 80-tych, często ukrywającej braki techniczne czy chęci zdewastowania samą mocą. Tu ekipa rozgrywa wszystko bardzo spokojnie i rozważnie, zespołowo, bo wirtuozów tu nie ma. Nie czarują niczym poza tym, że grają swoje, po prostu porywające i kapitalne pod względem melodii utwory. As siódmy to "Foggy Harbor Town", jak najbardziej nadający się i na stadiony, bo melodia zabija w refrenie i jest powalająca po prostu, ale i tu zostały wplecione w niesamowity sposób elementy epicko-rycerskie. As ósmy to morderczy "Stranded" w najlepszych tradycjach true heavy z wykorzystaniem chórków i niezastąpionego "ooo ooo".
As dziewiąty... Ileż tych asów można wyciągnąć z rękawa. Pół ballada rycerska "Beauty of the Blade" jak najbardziej zasługuje na dołożenie jej do talii asów. Akustyczny wstęp i pojawia się as dziesiąty - "The Enforcer". Taki melancholijny, epicki heavy metal gra się tylko w USA i w Europie Południowej. Jak zgrabnie tu wpleciona jest na drugim planie ta gitara akustyczna, to po prostu trzeba usłyszeć. "Followers of Set" oparty jest na motywie starożytnym, który zawsze jest trudny i tu do asa nieco zabrakło, jest to jednak utwór bardzo dobry, z ciekawie opowiedzianą historią w części instrumentalnej. Bardzo dobry jest także "Wicked Touch", gdzie w zasadzie mieszają się wszystkie style tradycyjnego heavy z lat 80-tych w melodyjnym kotle.
W ostatnim "Man/Machine"odrobina nowoczesności w postaci dołożenia growla i ten numer zawiera elementy tego grania, które teraz można określić jako modern melodic metal, z tym że słychać wyraźne nawiązania do lat 80-tych i nawet gdzieś w oddali pojawia się maidenowski motyw gitarowy.

Dziesięć Asów i nieco "słabsza" końcówka, która na innym albumie byłaby czołówką.
Bardzo dobry wokal, kompetentni gitarzyści, bardzo fajna robota perkusisty i tylko o basie można mniej powiedzieć, bo ma swoje chwile sławy tylko w "The Metal Sea".
Produkcja zdecydowanie nastawiona na przypomnienie lat 80-tych - głośna perkusja z fantastycznymi blachami, żadnej elektroniki, samplerów i podrasowania soundu.
Ta muzyka nie jest ani barbarzyńska, ani surowa, ani monumentalna. Nie ma tu nic złożonego ani żadnych podtekstów. To prawdziwy heavy metal, na jakim wychowało się pokolenie ich ojców i matek.
Kapitalna płyta zespołu, który nie może pozostać niezauważony w powodzi metalowego scrapu, udającego przywiązanie do tradycji.


Ocena: 9.6/10

2.02.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Lords of the Trident - przez Memorius - 23.06.2018, 18:01:18
RE: Lords of the Trident - przez Memorius - 01.01.2019, 21:21:41
RE: Lords of the Trident - przez Memorius - 04.05.2019, 10:36:37
RE: Lords of the Trident - przez Memorius - 15.07.2019, 18:41:48
RE: Lords of the Trident - przez Memorius - 24.07.2019, 16:09:49
RE: Lords of the Trident - przez Memorius - 24.03.2022, 18:00:58

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości