Megadeth
#5
Megadeth - Rust in Peace (1990)

[Obrazek: R-1298710-1207557645.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Holy Wars... The Punishment Due 06:34
2. Hangar 18 05:13
3. Take No Prisoners 03:27
4. Five Magics 05:41
5. Poison Was the Cure 02:57
6. Lucretia 03:57
7. Tornado of Souls 05:20
8. Dawn Patrol 01:49
9. Rust In Peace... Polaris 05:36

Rok wydania: 1990
Gatunek: Thrash/Speed Metal
Kraj: USA

Skład:
Dave Mustaine - śpiew, gitara
Marty Friedman: gitara
David Ellefson - bas, śpiew
Nick Menza: perkusja

Tuż po wydaniu albumu "So Far, So Good...So What!" grupę opuścił Young, by założyć własną grupę BROKEN SILENCE. Jakiś czas potem odchodzi również perkusista Behler. Mustaine jest nafaszerowany kilkoma narkotykami jednocześnie, jest skandalistą nieprzebierającym  słowach gestach i czynach, człowiekiem na skraju przepaści. Okazuje się jednak, że wola przetrwania może czynić cuda. Rudy zbiera nowy skład, w którym oprócz wiernego druha Davida Ellefsona pojawia się nowy perkusista Nick Menza i, no właśnie... Marty Friedman. Jak to możliwe? Zapatrzony w siebie i swój gitarowy talent Mustaine zaprasza do współpracy samego Friedmana? O ile Mustaine to wybitny gitarzysta z obszaru kalifornijskiego thrashu, to Friedman, fakt jeszcze dosyć młody tutaj, to jeden z amerykańskich Guitar Hero, jeden z najwybitniejszych shredderów, stawianych w tym samym rzędzie co Stump, MacAlpine czy Fredianelli. Różnie mówił o tym sam Mustaine. Od "pracuję tylko z najlepszymi" po "musiałem się w końcu nauczyć czegoś od kogoś lepszego ode mnie", czy jakoś tak, w zależności od humoru i okoliczności.
W tym składzie powstał album "Rust in Peace" wydany przez Capitol Records we wrześniu 1990. Trochę polityczny, trochę fantastyczny, a na pewno absolutnie genialny w swojej odrębności i nietypowości.

Jeśli METALLICA w roku 1988 pokazała, jak łączyć thrash metal z heavy metalem w średnich tempach, to MEGADETH w dwa lata później stworzył podgatunek mustainowski, no, mustainowsko-friedmannowski, gdzie na thrashowym fundamencie ustawiono melodyjnie przystępny, a jednocześnie niebotycznie technicznie złożony materiał oparty o wirtuozerię dwóch gitarzystów. Ci gitarzyści konstruują coś w rodzaju misternej matematycznie dopieszczonej gitarowej przestrzeni, w której istnieją tylko oni i słuchacz  z gębą rozdziawioną ze zdumienia i zachwytu. Zagrywki unisoso, pojedynki, dialogi gitarowe i sola, galopady rozegrane porywająco i z nieprawdopodobną precyzją. Tyle tu Mustaine, ile Friedmanna jednak znamienne jest to, że to nadal rozpoznawalny MEGADETH. Rozpoznawalny nie tylko dzięki Rudemu, który śpiewa nieco lepiej niż poprzednio, ale chyba także dzięki Friedmannowi, który w tym co robi dla zespołu, daleki jest od tego, co zazwyczaj robił i robi dla zespołu Malmsteen... Friedmann jest tu takim samym kameleonem jak Stump w THE REIGN OF TERROR. Dlatego Friedmann to Guitar Hero na jego miarę. Kompozycje to jeszcze pole zarezerwowane dla Mustaine'a i po części Ellefsona. Marty po prostu dopieszcza tylko pomysły starych członków MEGADETH.
Może dlatego właśnie  Holy Wars... The Punishment Due to realnie dobry tylko przykład klasycznego MEGADETH, podobnie jak Five Magic wydaje się reminiscencją z "Peace Sells..." Najbardziej chyba kojarzony z tym LP jest klasyczny Hangar 18, dramatyczny i surowy zarazem, w jakimś stopniu sztandarowy numer Mustaine'a w jego postrzeganiu świata w tym czasie, na równi z mega klasycznym Rust In Peace... Polaris, gdzie wszyscy czterej zagrali w najszybszych partiach po prostu nieprawdopodobne rzeczy. Jednak jeśli posłuchać uważniej, to najbardziej nieprawdopodobne rzeczy dzieją się w super energetycznych i krótszych Take No Prisoners z klasycznym brutalnym w chórkach:

Take No Prisoners
Take No Shit

oraz dwóch perełkach  - Poison Was the Cure z basowym wstępem niezwiastującym wcale tego speedowego ataku oraz zabawnym Lucretia. W Poison... ten atak gitarowy przypomina luzacką agresję z Rattlehead i bardzo dobrze. Oba sola w Lucretia to po prostu arcydzieła, a oba tak różne. Jednak chyba najdoskonalszym technicznie numerem, okraszonym przy tym wyborną rozpoznawalną melodią jest Tornado of Souls, o którym czasem się zbyt mało wspomina przy omawianiu walorów tego albumu. Na kolana przy solo Marty'ego Friedmanna! Ogólnie jest dużo lepszy od Rudego, to zrozumiałe, ale chyba Mustaine'owi to tym razem wcale nie przeszkadza.
Wybitnie wypadł po raz kolejny Ellefson, może mniej wyraziście Menza, ale to płyta zdecydowanie zdominowana przez gitary, także obszarach rytmicznych.

Album wywołuje głęboki szacunek za wszystko i za każdy aspekt, także w sferze produkcji. Krystaliczny, a zarazem taki zimny, odhumanizowany sound...
Ta muzyka i ta płyta coś zmieniła w optyce postrzegania thrash metalu i samego Mustaine'a chyba.
Na zawsze.

Ocena: 9,8/10

new 1.07.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Megadeth - przez Memorius - 23.06.2018, 20:26:19
RE: Megadeth - przez Memorius - 01.07.2018, 10:55:19
RE: Megadeth - przez Memorius - 01.07.2018, 11:41:43
RE: Megadeth - przez Memorius - 01.07.2018, 12:53:57
RE: Megadeth - przez Memorius - 01.07.2018, 14:09:10
RE: Megadeth - przez Memorius - 01.07.2018, 15:24:03
RE: Megadeth - przez Memorius - 01.07.2018, 16:50:23
RE: Megadeth - przez Memorius - 01.07.2018, 18:01:46
RE: Megadeth - przez Memorius - 08.08.2018, 13:35:27
RE: Megadeth - przez Memorius - 09.10.2018, 17:51:34
RE: Megadeth - przez Memorius - 09.10.2018, 19:01:37
RE: Megadeth - przez Memorius - 09.10.2018, 20:04:50
RE: Megadeth - przez Memorius - 09.10.2018, 21:37:22
RE: Megadeth - przez Memorius - 09.10.2018, 22:50:35
RE: Megadeth - przez Memorius - 10.10.2018, 13:15:00
RE: Megadeth - przez Memorius - 02.09.2022, 20:16:01

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości