Moon Doc
#1
Moon Doc - Realm of Legends (2000)

[Obrazek: 42675_moon_doc_realm_of_legends.jpg] 

Tracklista:
1. Intro 00:35
2. Welcome To The Show 04:58
3. Cry To The Moon 06:41
4. Sun King 06:46
5. Iron Tears 04:20
6. (In The Name Of) The Lord 04:54
7. Watchin' Your Way 05:25
8. Fallin' Angels 05:29
9. Burn Down 04:36
10. Point Of No Return 04:55
11. Pour Ayleen 03:20

Rok wydania: 2000
Gatunek: Melodic Heavy/Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Jürgen Wulfes - śpiew
Hermann Frank - gitara
Frank Haase - bas
Fritz Randow - perkusja
Ossy Pfeiffer - instrumenty klawiszowe

Ten zespół z Hannoveru jest dziś nieco zapomniany i najczęściej wymienia się go jako pierwszy poważny band Chrisa Baya z FREEDOM CALL, który zaśpiewał na dwóch pierwszych albumach tej grupy. Jego odejście i inne przetasowania w składzie spowodowały, że MOON DOC swój trzeci album wydałł dopiero w lutym 2000 nakładem amerykańskiej Spitfire Records. Zespół w tym czasie tworzyli muzycy bardzo znani. Gitarzysta Hemann Frank (ACCEPT, SINNER) czy perkusista Fritz Randow (SINNER, SAXON, VICTORY) byli w tym towarzystwie najbardziej rozpoznawalni, natomiast funkcję wokalisty objął obdarzony mocnym rockowym głosem Jürgen Wulfes, który dał się poznać jako wyborny frontman w swoim heavy metalowym CHOLANE.

Wulfes, a także zdecydowany mocny styl gry Franka sprawiły, że ten LP jest najcięższy w dorobku zespołu, a także najbardziej dostojny i zbliżony do true metalowych płyt niemieckich.
To słychać od pierwszej kompozycji, kapitalnego, żarliwego melodyjnego heavy/power "Welcome To The Show" i show, jaki tu daje niesamowity Wulfes jest... niesamowity. Wręcz dziwne, że ten wokalista jest tak rzadko wymieniany wśród niemieckiej czołówki. Potężny dalekosiężny męski głos. Drugi showman to Frank i ten LP jest to jeden z jego najlepszych gitarowych występów.
Płyta ma rozmach, epicki rozmach, rzadko spotykany w melodyjnym heavy/power i to jest generowane w każdej niemal kompozycji, a na pewno w zagranym w średnio szybkim tempie "Cry To The Moon", gdzie nawet refren, trochę lżejszy i przypominający te z wcześniejszych płyt w wykonaniu Wulfesa, nabiera innej barwy. Frank gra długie fantazyjne solo, jakiego w ACCEPT na pewno by nie zagrał Randow, dopełnia wszystko doskonałymi partiami perkusji, bardziej złożonymi, niż te z SINNER czy SAXON. Album jest gitarowy, ale są i klawisze, dyskretne i ładnie wpasowane w tle autorstwa Ossy Pfeiffera, który potem zasłynął w HUMAN FORTRESS.
Dłuższe utwory wcale się nie dłużą, co więcej, czasem są przepojone mistyczną atmosferą, jak oparty na dalekowschodnim motywie "Sun King" i to jest prawdziwy epicki heavy power metal w miarowym, spokojnym tempie. Refren, gdzie Wulfes jest wsparty wielogłosowymi chórkami, jest po prostu rewelacyjny w swej dumnej wzniosłości. Jest tu także zwiewna część instrumentalna przesycona orientalnymi ozdobnikami oraz kolejne doskonałe solo Franka. Frank gra po prostu na tej płycie przepięknie.
Na tym LP są także i szybsze mega melodyjne killery z potężną rycząca gitarą Franka i ich serię rozpoczyna "Iron Tears", morderczy w swej stanowczości... a przy tym ta melodia! Buja, kołysze, a jednocześnie niezwykła elegancja. Niewiele ustępuje mu także "Watchin' Your Way" z nastawieniem na chwytliwy refren. "Point Of No Return" jest wolniejszy i tu liczy się z kolei siła gitary z długimi wybrzmiewaniami, a melodia jest chłodniejsza. Epicki "(In The Name Of) The Lord" zaśpiewany został przez Wulfesa jeszcze głębszym głosem, a refren jest zrobiony wokalnie z ogromnym rozmachem, a wszystko z towarzyszeniem miarowych riffów Franka, nietypowego wykorzystania instrumentów klawiszowych w tym samplerów i z dodatkiem neoklasycznego shredu. Rewelacja. Jeden raz gdzieś uciekają w bardziej rockowe obszary w znakomitym "Fallin' Angels", w nowocześniejszej realizacji planów dalszych i tu pojawia się ten Wulfes o ciepłym głosie z bluesowym zabarwieniem. Warto jednak zwrócić uwagę, z jaką płynnością przechodzą do mocniejszego grania w drugiej części tej kompozycji i jakie pełne finezji i emocji solo gra tu Frank. Ach, ten Frank... Totalnie demolują w "Burn Down" i to taki epicki heavy power z WHITESNAKE na sterydach w tle, w tym z wykorzystaniem blues rockowej i soulowej stylistyki. Kruszący refren, kruszące, ale zagrane ogromną swobodą motywy gitarowe, po prostu majstersztyk łączenia gatunków i odniesień do tradycji. Mistrzostwo. Podobnie jak zamykający ten LP instrumentalny "Pour Ayleen", jeden wielki popis rozpaczającej gitary Franka z ambientowym tłem.

Brzmieniowo album przypomina płyty PRIMAL FEAR z tego okresu, tyle że dalsze plany są zrealizowane staranniej, a gitara Franka głębsza i cieplejsza. W ramach gatunku realizacja jest perfekcyjna. Bas wbija w ziemię!

Jest to fantastyczny album z epickim heavy/power akcentowanym po części klasycznym rockiem, gdzie muzycy zaprezentowali swoje najwyższe umiejętności a Wulfes... no po prostu cały Wulfes w pełnej krasie. Niestety, drogi muzyków po nagraniu tego albumu rozeszły się, gdyż każdy z nich miał i inne zobowiązania i plany. Nie zawsze dobre i trafne. Szkoda.
Pozostał czarny brylant niemieckiego melodyjnego heavy/power metalu - "Realm Of Legends".

Ocena: 9,9/10

1.03.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości