Power Quest
#1
Power Quest - Wings of Forever (2002)

[Obrazek: R-3999452-1351879609-5471.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Prelude to Destiny 01:45
2. Wings of Forever 05:31
3. Far Away 04:48
4. Glory Tonight 06:09
5. Power Quest, Part 1 07:39
6. Beyond the Stars 04:43
7. Immortal Plains 05:45
8. Follow Your Heart 06:12
9. Freedom of Thought 07:04
10. Distant Lands 02:26

Rok wydania: 2002
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Alessio Garavello - śpiew
Adam Bickers - gitara
Sam Totman - gitara
Steve Williams - instrumenty klawiszowe
Steve Scott - bas
oraz:
Dave Mackintosh - perkusja
Andrea Martongelli - gitara


Historia brytyjskiego melodic power metalowego POWER QUEST rozpoczyna się od ...DRAGONFORCE a właściwie od pierwszego wcielenia tej grupy występującej jeszcze pod nazwą DRAGONHEART. Jednym z jej współzałożycieli był grający na instrumentach klawiszowych Steve Williams, który pożegnał kolegów w roku 2000, aby stworzyć własny zespół.To rozstanie musiało odbyć się w bardzo przyjacielskiej atmosferze skoro pierwsze demo POWER QUEST "Power Quest" w roku 2001 zostało nagrane z udziałem wokalisty ZP Hearta (już DRAGONFORCE) oraz gitarzysty tego zespołu Sama Totmana, który nawet zaczął udzielać się w obu grupach jednocześnie. Williamsowi udało się także pozyskać gitarzystę - studenta medycyny Adama Bickersa oraz basistę a co więcej nagrania zespołu zwróciły uwagę renomowanej włoskiej wytwórni płytowej Underground Sympohony, która specjalizowała się w wydawaniu płyt niezwykle popularnego we Włoszech gatunku melodic power z klawiszami. Co więcej, szef tej wytwórni polecił ekipę POWER QUEST wokaliście szybko awansującej w tabeli grupy ARTHEMIS Alessio Garavello i ten przyjął stanowisko frontmana zespołu z Southampton. Na sesję nagraniową zaprosił także swojego rodaka i kolegę z ARTHEMIS gitarzystę Andrea Martongelli, który zagrał tu kilka solówek. Zaproszono także kilka znanych z nazwiska osób do chórków i wokali pobocznych, natomiast partie perkusji zagrał gościnie Dave Mackintosh... oczywiście także z DRAGONFORCE. Pierwszy perkusista zespołu Andre Bargmann został oficjalnie włączony w skład zespołu w styczniu roku 2003. Krótko w grupie pozostał Adam Bickers, niebawem bowiem całkowicie poświęcił się on karierze medycznej.

Sporo o historii, bo o samej płycie zbyt wiele pochlebnych słów napisać nie można.
Williams przygotował materiał skrojony według "włoskiej miary" szybki melodic power z rozległymi klawiszami i łagodnymi melodiami obracając się w kręgu fantasy. Nie był on jednak niczym szczególnym w skrzyżowaniu stylu pozbawionego symfoniki i rozmachu RHAPSODY i grup włoskich drugiego szeregu takich jak HIGHLORD. Garavello pozostał sobą z ARTHEMIS i włoski charakter tego albumu jest ogólnie jednoznaczny. W tej "włoskiej" konwencji chyba nie bardzo dobrze czuli się gitarzyści. Bickers reprezentował styl bardziej tradycyjnego pojmowania rocka i heavy metalu, podobnie Totman, który z kolei także nigdy nie był Hermanem Li. Obaj jakby cały czas chcieli zagrać coś jeszcze szybciej i ostrzej, ale konwencja i styl kompozycji na to tu nie pozwala. Sekcja rytmiczna odegrała swoje sprawnie, ale bez nadmiernego entuzjazmu, bo i power metal Williamsa w ugładzonej formie nie pobudzał do nadzwyczajnych wysiłków. Na tym tle znakomicie prezentują się sola Sandy Martona, bo takiego angielskiego pseudonimu używał Andrea Martongelli i jego zaangażowanie przyjęło niebawem znacznie konkretniejszą formę.

Jasne, radosne, słoneczne granie i takie przede wszystkim refreny dominują na tym albumie z odrobiną brytyjskiego stylu rockowego w tych melodiach oraz echami nagrań fińskiego STRATOVARIUS i SONATA ARCTICA. Tam, gdzie jest nieco symfoniki, jest ona bardzo prosta, a i klawiszowe zagrywki również nie należą do specjalnie wybitnych ("Follow Your Heart"). Do bardziej włoskich numerów należą "Glory Tonight" oraz zapewne najbardziej wartościowy na tym albumie "Power Quest, Part 1" z kilkoma ciekawymi zagrywkami gitarowymi, wolniejszym tempem i pewną dozą tajemniczego fantasy klimatu. Z szybkich wpada umiarkowanie w ucho "Beyond the Stars" z łagodną melodią jako ukłon w kierunku muzyki DRAGONFORCE.
Absolutnie włoski jest w stylu "Freedom of Thought" i to podręcznikowy przykład fantasy flower power z tego kraju w tempie, rozwiązaniach refrenu z mocniejszymi chórkami i rycerskimi zwrotkami śpiewanymi z wykorzystaniem wysokich rejestrów w okrzykach.
Nieudany jest natomiast wzorowany na łagodnych songach włoskich grup melodic power "Immortal Plains" z fatalnym nieoczekiwanie wokalem Garavello, którego zdecydowanie przyćmiewa w duecie wokalistka Tina Groom. Garavello ogólnie jest na tym LP w średniej dyspozycji i dużo zawdzięcza wspierającemu go sesyjnemu wokaliście Clive Nolanowi.
Brzmieniowo zrobione to zastało prawie bez zarzutu i ta produkcja jest bardzo profesjonalna. Perkusja o należytej głośności bez pukania w tle, soczyste gitary o ciepłym brzmieniu i miękki dobrze słyszalny bas. Jedynie klawisze mają dosyć paskudne brzmienie i daleko im do tych, chociaż tylko dobrych nieraz, monumentalnych i inteligentnie wtopionych jako tło klawiszy w zespołach włoskich.

Trochę DRAGONFORCE, trochę Finlandii z Tolkki i Kakko w tle i dużo słonecznej Italii.
Wszystko poprawne, ale dalekie od poziomu wzorów i wzorców.
Album jednak spotkał się z dużym zainteresowaniem w Europie i Japonii, grupa została uznana za power metalową nadzieję i nawet bardzo poważne zmiany składu, jakie się w niej dokonały w roku 2003, nie zahamowały rozwoju tego zespołu.


Ocena: 6,2/10

12.06.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Power Quest - Neverworld (2003)

[Obrazek: R-3590254-1361835382-7941.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Neverworld (Power Quest, Part 2) 08:59
2. Temple of Fire 04:08
3. Edge of Time 05:51
4. Sacred Land 05:27
5. When I'm Gone 06:26
6. For Evermore 06:43
7. Well of Souls 06:17
8. Into the Light 05:12
9. Lost Without You 10:43

Rok wydania: 2003
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Wielka Brytania

skład zespołu
Alessio Garavello - śpiew
Andrea Martongelli - gitara
Steve Scott - bas
Andre Bargmann - perkusja
Steve Williams - instrumenty klawiszowe


Debiut POWER QUEST, choć specjalnie nie odbiegał od średniej klasy płyt z podobną muzyką z Włoch, cieszył się dużym zainteresowaniem i grupę określono jako obiecującą i perspektywiczną. Wkrótce jednak doszło do bardzo głębokich zmian osobowych, które postawiły istnienie zespołu pod znakiem zapytania. Gitarzysta Adam Bickers postanowił całkowicie poświęcić się zawodowi lekarza, w jakim się kształcił, Totman i Mackintosh powrócili do swej macierzystej formacji DRAGONFORCE, przy czym Totman oficjalnie zrezygnował z funkcji etatowego gitarzysty POWER QUEST. Znaleziono co prawda w styczniu 2003 nowego perkusistę Andre Bargmanna, ale w zasadzie pozostał on tylko na czas przewidywanego nagrania kolejnej płyty i nie wiązał z zespołem większych nadziei na przyszłość.
W tej sytuacji z pomocą przyszli... Włosi. Wokalista Garavello namówił swojego kolegę z ARTEMIS Andrea Martongelli, który na debiucie zagrał kilka interesujących solówek, aby dołączył na stałe do zespołu i nowy album ostatecznie nagrano z jednym tylko gitarzystą.  Uprzedzając nieco kolejność wydarzeń - ostatecznie również etatowym perkusistą został w roku 2003 Włoch Francesco Tresca, który zastąpił krótko grającego po Bargmannie Gavina Warda.

Drugi album został wydany w roku 2003 przez brytyjską wytwórnię Now & Then Records i nosił tytuł "Neverworld". Choć niewiele stylistycznie różnił się od płyty poprzedniej, kompozycje były nieco ciekawsze, a wykonanie pewniejsze. Dominują utwory długie, rozbudowane, nieco przypominające kompozycje włoskich zespołów, co wcale oczywiście nie dziwi. Czasem numery są jednak nużąco przeciągane na siłę jak "Lost Without You" z gościnnym udziałem wokalistki austriackiego EDENBRIDGE Sabine Edelsbacher, ale "Neverworld" mimo to jako otwieracz nawet się sprawdza. Płyta dosyć równa, brzmienie też lepsze niż poprzednio, choć raczej lekkie. Pewne elementy progresywne mogą przyciągnąć amatorów takiego grania, jednak w żadnym wypadku album nie wychodzi ponad średniej klasy melodyjny power metal we włoskiej manierze, przy czym jeśli już to lepiej posłuchać cieplejszych właśnie zespołów ze słonecznej Italii. Wokal Garavello odpowiedni w konwencji, często dosyć wysoki i lepszy niż na nagraniach z debiutu, ale najlepsze są udane zagrywki gitarzysty Martongelli, który nieco ukradkiem próbuje tu przemycić nieco energii i malutkiej agresji, o jaką trudno w takich lekkich i łagodnych melodiach jak w "Temple of Fire" czy bardziej rockowo potraktowanym "Edge of Time". Znalazło się tu i miejsce dla power balladowej kompozycji "When I'm Gone" bardzo układnej i niestety dosyć nudnawej oraz szybkiego i naśladującego nieco nagrania DRAGONFORCE "Sacred Land".
Część kompozycji jest bardzo standardowa w gatunku, pogodna, jasna jak "Well of Souls", zrobiona pewnym rozmachem i dodatkiem łagodnych nastrojowych fragmentów. Rozległe klawisze takie nieco w stylu KALEDON czy THY MAJESTIE z małymi pretensjami na rycerskość giermków, niemal na jednej linii z gitarą, dobra gra sekcji rytmicznej, tym razem już nie tak szybko grającej jak na poprzedniej płycie.

W pewnym sensie POWER QUEST wyznaczył tym albumem granice lekkości w pojmowaniu melodic power metalu w europejskim stylu oraz balansowania pomiędzy grzecznymi melodiami a klimatami fantasy. Zespół firmowany jako brytyjski został ponownie przyjęty wyjątkowo przychylnie, choć faktycznie ustępował poziomem sporej grupie ekip z Włoch grających podobną muzykę.


Ocena 6,9/10

12.06.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Power Quest - Blood Alliance (2011)

[Obrazek: R-4120716-1494757718-5835.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Battle Stations 01:46
2. Rising Anew 04:35
3. Glorious 04:58
4. Sacrifice 06:13
5. Survive 06:02
6. Better Days 05:24
7. Crunching the Numbers 07:26
8. Only in my Dreams 06:09
9. Blood Alliance 09:04
10. City of Lies 06:39
11. Time to Burn (Japanese bonus track) 05:42

Rok wydania: 2011
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Chity Somapala - śpiew
Andy Midgley - gitara
Gavin Owen - gitara
Paul Finnie - bas
Rich Smith - perkusja
Steve Williams - instrumenty klawiszowe

Tak na dobrą sprawę, to melodic power metal w Wielkiej Brytanii praktycznie nie istnieje. Rodzime zespoły egzystują w podziemiu, niedostrzegane ani przez wytwórnie, ani krytykę i ich znaczenie jest minimalne. Do roku 2010, byt melodic power w Albionie opierał się na dwóch filarach - DRAGONFORCE i POWER QUEST, przy czym oba zespoły stanowiły barwny konglomerat zaciągu Legii Cudzoziemskiej i Brytyjczyków, to w tych ekipach było jak na lekarstwo.
Jednym z nich był współzałożyciel POWER QUEST, Steve Williams, i chyba tylko dzięki jego uporowi ten zespół ocalał po odejściu w 2009 Włochów. Mnóstwo zmian było i potem, a przygotowania do nagrania nowej płyty zakłócały wciąż nowe kłopoty, także ze znalezieniem wokalisty po tym, jak zrezygnował Pete Morten. W końcu ekipę mało znanych muzyków angielskich, jakich pozyskał Williams, zasilił niespodziewanie sam Chitral "Chity" Somapala, znany z wielu znaczących grup heavy metalowych, jak FIREWIND czy RED CIRCUIT.
Tym razem premiera albumu miała miejsce w styczniu w Japonii nakładem Marquee/Avalon. Płyta zawiera 11 kompozycji, z których ostatnia jest bonusem do wydania japońskiego i ta ponad godzina grania to o wiele za dużo.

POWER QUEST zawsze w zasadzie grał ugładzony, miękki power metal o bardzo słodkich refrenach i ugrzecznionych aranżacjach i trudno oczekiwać był nagle czegoś innego.
Dynamiczne intro całkiem solidne i słychać, że ci gitarzyści coś potrafią, a nawet więcej niż coś. Dynamicznie jest też w "Rising Anew" i jest w zasadzie wszystko to samo, co było już grane wcześniej. Gitarowo tu więcej melodic metalu w najbardziej tradycyjnym stylu i heavy też, te galopady brzmią trochę masywniej i co najciekawsze utwory mają w sobie elementy progresywnego metalu w klawiszach i solach gitarowych, naturalnie w strawnej dla przeciętnego zjadacza melodic power formie. Nadal jak zwykle jest słonecznie i optymistycznie w prostym tym razem "Glorious". Ten sam słodki i rozmarzony POWER QUEST, co kiedyś. W "Sacrifice" lekko zaskakują innym klimatem i sposobem gry i tu jest coś z bardziej przebojowych kompozycji THRESHOLD, ale refren to już festiwal ułożonej łagodności. Po raz kolejny należy pochwalić gitarzystów. Ci panowie chyba za długo się tułali gdzieś po obrzeżach wielkiej sceny i ten duet wydaje się być najbardziej interesujący spośród tych, które grały w tej grupie. Dla fanów radosnych galopad przygotowany jest "Survive" i pewnie wcale ten numer by się nie pogryzł z tymi utworami z ostatniej płyty DRAGONFORCE. Z kolei "Better Days" to melodic metal/hard rock, jaki lubią Anglicy mocno w ich tradycji drugiej NWOBHM i gdzieś tu słychać nawet inspiracje THUNDER.
Od tego miejsca pojawiają się już coraz dłuższe kompozycje. Pierwszą jest "Crunching the Numbers", która zaczyna się niewinnie, ale potem jest tu dużo bardzo zgrabnych motywów w melodiach i wcale ten numer się nie dłuży. Refren znakomity, podobnie jak zagrywki gitarzystów, jakie tu serwują. Pędzą, ale nie pędzą donikąd, bo znów w drugiej części jest nieco łamańców i zmian tempa. Nieco krótszy "Only in My Dreams" odrobinę razi klawiszami, ale rozwija się jako melodic metalowy utwór w średnim tempie i średnio atrakcyjną, radiową melodią z nutką melancholii. Utwór tytułowy to 9 minutowy kolos w brytyjskim stylu melodic metalu progresywnego i powera tu mało. Przy tej okazji wypada coś w końcu napisać o Somapala. No nie zachwyca on na tym albumie. Akurat w tej kompozycji wypada bardzo dobrze, taka muzyka mu pasuje, ale gdy wcześniej walczył w typowym melodic power, jakoś nie do końca prezentował się przekonująco. W żadnym wypadku nie posądzam go o jakieś zbyt lekkie i niepoważne potraktowanie tego występu, ale to wszystko jest po prostu odśpiewane przez doświadczonego wokalistę, który nie bardzo czuje, o co w tym wszystkim chodzi. Z drugiej strony jednak ten styl wokalny jakoś odróżnia tę muzykę od takich płyt, gdzie produkują się frontmani-spece od melodic power i radosnych, wysokich zaśpiewów. Sama kompozycja ma jedną wadę. Jest po prostu za długa. Dlatego na początku stwierdziłem, że ten LP jest za długi. Ten sam zarzut można postawić "City of Lies", prostej, ciepłej melodic metalowej kompozycji, zagranej z pewnymi oznakami power metalu. Ładne solo, ale ogólnie to można było nawet wszystko zmieścić w trzech minutach.
Japoński bonus "Time to Burn" to nieskomplikowany, melodyjny, szybki utwór z zamaszystym refrenem pomiędzy rycerskim a romantycznym. Udana rzecz i warta szerszego rozpowszechnienia.

Czy cała płyta to udana rzecz jest już trudniejsze do jednoznacznego stwierdzenia. Kompozycje są dobre z przebłyskami przebojowości, ale brakuje zdecydowanych killerów i chwytającej za serce ballady. O Somapala napisałem i pozostałych muzykach wypada napisać też ciepło, bo to są wysokiej klasy fachowcy, którzy co więcej, świetnie się tu rozumieją, jakby grali ze sobą od lat. Perkusista Rich Smith doprawdy daje tu z siebie wszystko.
Znakomite jest brzmienie i zdecydowanie to głębszy i bardziej plastyczny sound niż na płytach poprzednich, szczególnie w porównaniu z mdło wyprodukowaną płytą "Master of Illusion".
Ten album na pewno znajdzie spore grono zwolenników, nie powinien także zawieść starych fanów tego zespołu. To nowe wcielenie POWER QUEST, melodic power metalowego świata nie zawojuje, ale to solidna ekipa i ta płyta to miłe zaskoczenie po zupełnie nieudanym albumie z 2008 roku.
Ciepło, melodyjnie, sympatycznie i profesjonalnie zagrana muzyka.


Ocena: 7.3/10

1.02.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Power Quest - Magic Never Dies (2005)

[Obrazek: R-4120724-1361817606-6543.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Ascension (Intro) 02:05
2. Find My Heaven 04:14
3. Galaxies Unknown 05:03
4. Hold On to Love 05:02
5. Diamond Sky 03:58
6. The Message 06:15
7. Soulfire 05:04
8. Children of the Dream 06:10
9. Strike Force 06:23
10.Another World 07:44
11.Magic Never Dies 06:13

Rok wydania: 2005
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Wielka Brytania

skład zespołu
Alessio Garavello - śpiew
Andrea Martongelli - gitara
Steve Scott - bas
Francesco Tresca - perkusja
Steve Williams - instrumenty klawiszowe


W roku 2003 brytyjski POWER QUEST stał się jeszcze bardziej włoski, gdy jako nowego perkusistę przyjęto Francesco Tresca z black metalowego (!) STIGHMATA. Ten skład zaprezentował album "Magic Never Dies" wydany w maju 2005, oczywiście także w Japonii (Avalon).

POWER QUEST jak na Włochów przystało, przedstawił włoski flower fantasy melodic power metal w encyklopedycznej formie i jednoznacznie nawiązujący do płyty poprzedniej. Rzecz jasna echa DRAGONFORCE są tu także jak najbardziej słyszalne i to już na początku w Find My Heaven, tyle że naturalnie bez speed manii.
Jest także i miejsce na radiowy, pastelowy rock w przebojowym w stylu Eurowizji Hold On to Love i nudnawą przesłodzoną balladę The Message z anemicznym pianinem. Soulfire i Children of the Dreamto próba zagrania czegoś trochę odleglejszego od fantasy power w typowej melodii, ale taki power/rock nie może spowodować większych emocji jeśli patrzymy przez pryzmat "power". No i te już do cna zgrane dialogi klawiszy z gitarą. Takie to włoskie i takie wyeksploatowane...
Naiwne refreny, naiwne melodie w granicach lekkości ustalonych przez POWER QUEST w roku 2003 to dominujące wyznaczniki tego albumu. Tak to sobie płynie w miękkich jak puch Galaxies Unknown, Diamond Skyczy też Strike Force z fanfarowymi klawiszami w stylu FREEDOM CALL. Ładnie grzecznie, nie wadząc nikomu i nawet malutkie dzieci nie przestraszą się takiej muzyki. Łagodne chórki, wysoko, ale nie nadmiernie wysoko śpiewający Garavello, zgrabne niezbyt głośne sola Andrea Martongelli, który rzecz jasna gra cały czas na mniej niż połowę swoich realnych możliwości, ale na POWER QUEST to wystarczy. Trochę inaczej, bardziej tajemniczo, ale też klawiszowo, rozpoczyna się Another World, lecz nadzieja na coś bardziej interesującego pryska, gdy się to rozwija w kolejny nudny melodic metal, gdzie gitara ma do powiedzenia mniej niż instrumenty klawiszowe, a te z kolei przypominają momentami niesławne "strzeliste nowoczesne" klawisze z "Turbo" JUDAS PRIEST. Na koniec także mało interesujący song Magic Never Dies w stylu ugrzecznionego melodic power, jakiego tu jest wystarczająco dużo i tylko te pozytywne echa DRAGONFORCE są tu czymś miejscami przykuwającym uwagę na kilka sekund.

Miękkie, pastelowe brzmienie gitary, nieco sztuczny sound basu, ekspozycja planów klawiszowych i taka sobie realizacja perkusji, przy czym perkusista Francesco Tresca jest świetny, a w szybkich partiach momentami fenomenalny i słychać black metalową szkołę gry.
Pozytywne, słoneczne granie, pełne optymizmu i na pewno złe smoki i czarodzieje zostaną pokonane, a wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie. Oczywiście jest to produkt przeznaczony dla pewnej specyficznej, sporej zresztą grupy odbiorców, którzy jednak dostali materiał słabszy niż na płycie poprzedniej.

ocena: 6/10

new 8.08.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#5
Power Quest - Master of Illusion (2008)

[Obrazek: R-3590134-1361874001-9852.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Cemetery Gates 03:58
2. Human Machine 05:31
3. Civilised? 05:17
4. Kings of Eternity 04:52
5. Master of Illusion 05:53
6. The Vigil 04:27
7. Save the World 06:06
8. Hearts and Voices 04:23
9. I Don't Believe in Friends Forever 04:28
10.Never Again 04:58

Rok wydania: 2008
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Wielka Brytania

skład zespołu:
Alessio Garavello - śpiew, gitara
Andrea Martongelli - gitara
Steve Scott - bas
Francesco Tresca - perkusja
Steve Williams - instrumenty klawiszowe
oraz
Bill Hudson - gitara ("The Vigil")
Jørn Viggo Lofstad - gitara ("Never Again")
Richard West - instrumenty klawiszowe ("Human Machine")
Bob Katsionis - instrumenty klawiszowe  ("Save the World")


Trochę czasu POWER QUEST poświęcił, by "POWER QUEST w POWER QUEST" było jeszcze więcej, a sława rosła sama z siebie... Efektem rosnącej popularności było podpisanie kontraktu z Napalm Records, co dla innych zespołów włoskich (sic!) było raczej nieosiągalne. Pojawili się zacni goście, w tym Bill Hudson z CELLADOR, Jørn Viggo Lofstad z PAGAN'S MIND, Richard West z THRESHOLD i Bob Katsionis. Album "Master of Illusion" ukazał się równolegle także w Japonii (Avalon) i należy do jednych z największych katastrof w historii melodic power metalu.

Oczywiście albumów katastrofalnych jest wiele, ale przynależą w zdecydowanej większości do świata amatorskiego metalu z piwnicznych klubów i pubów, tu jednak tę porażkę firmuje zespół uznany i wybitna wytwórnia.
Wykonanie jest bardzo dobre i nawet to chyba najlepszy występ Alessio Garavello w tym zespole do tej pory, ale sam poziom kompozycji jest dramatycznie niski. Żeby to były jeszcze ugładzone fantasy flower power opowiastki z modernistycznie bajkowymi klawiszami jak poprzednio, ale problem w tym, że POWER QUEST postanowił wejść na obszary  przebojowego rock, czy power rock/metalu głównego nurtu, tego który (zresztą słusznie) uczynił popularnym nastolatków ze STURM UND DRANG. Członkowie POWER QUEST nastolatkami już nie są i udawanie wyluzowanych muzycznie licealistów nie wychodzi im dobrze. Kto przetrwa pierwszy Cemetery Gates, ma w zasadzie niemal kompletny obraz upadku POWER QUEST na tym albumie. Te refreny są po prostu straszne, te chórki potworne, te słodzenie w romantycznym stylu na każdym niemal kroku budzi niesmak, a aranżacje klawiszowe... No bym już wolał te z płyt poprzednich. W numerach szybszych poziom prymitywizmu jest jeszcze bardziej słyszalny i bryluje oczywiście tytułowy Master of Illusion. Do tego po prostu zwala z nóg taki The Vigil z brutalnymi wstawkami wokalnymi i co to ma być? Jakaś odpowiedź czy alternatywa dla BULLET FOR MY VALENTINE?  Sorry, nie ta liga.
Jakieś zgrane popowe echa w Save the World, zupełnie nietrafione sola gitarowe, na ogół zupełnie nieprzystające do treści muzycznych poszczególnych kompozycji. I po co ta wirtuozeria pozorna panie Martongelli? A zrezygnowany Francesco Tresca po prostu opukuje swój zestaw.
Nic, kompletnie nic do samego końca, co by można uznać za przynajmniej poprawne. A na końcu jest Never Again, który w jakiś sposób w krzywym zwierciadle ukazuje muzykę POWER QUEST z poprzednich płyt.

Tym razem wspaniałe, czytelne, klarowne brzmienie, pięknie zrealizowane wieloplanowo, po prostu aż się to wszystko błyszczy i skrzy. Rob Aubrey! Tym gorzej się słucha tego wszystkiego. Straszna, uwłaczająca godności ucha fana power metalu muzyka. Katastrofa, na szczęście bez ofiar śmiertelnych, no chyba, że ktoś w trakcie słuchania z rozpaczy wyskoczył przez okno.
Jak powiedział sam POWER QUEST - "Never Again".

ocena: 2/10

new 8.08.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#6
Power Quest - Sixth Dimension (2017)

[Obrazek: R-10999267-1507954725-9695.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Lords of Tomorrow 05:20
2. Starlight City 05:51
3. Kings and Glory 05:45
4. Face the Raven 05:24
5. No More Heroes 04:39
6. Revolution Fighters 06:35
7. Pray for the Day 05:57
8. Coming Home 04:45
9. The Sixth Dimension 08:41

Rok wydania: 2017
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Ashley Edison - śpiew
Glyn Williams - gitara
Andrew Kopczyk - gitara
Paul Finnie - gitara basowa
Rich Smith - perkusja
Steve Williams - instrumenty klawiszowe
oraz
Goście


Personalne trzęsienia ziemi nie ustały po wydaniu "Blood Alliance" w roku 2011 i to tak szeroki temat, że zasługuje na oddzielny artykuł. Ostatecznie cała Legia Cudzoziemska, także ta z późniejszego zaciągu odeszła i POWER QUEST stał po wielu latach zespołem brytyjskim nie tylko z racji swego miejsca na mapie. Grupa została formalnie rozwiązana  w roku 2013, jednak w 2016 kilku jej ex członków zdecydowało się powołać ją do życia ponownie.
Z ekipy z roku 2011 pozostał tylko Steve Williams i sekcja rytmiczna, i to oni ostatecznie sformowali skład zdolny nagrać pełnometrażowy album "Sixth Dimension" wydany przez Inner Wound Recordings oraz w Japonii tradycyjnie przez Avalon w październiku 2017 roku. Znaleźli się w nim także gitarzysta female fronted heavy metalowego bandu TRIAXIS Glyn Williams, drugi gitarzysta Andrew Kopczyk, oraz jedna z największych nadziei brytyjskiego wokalu metalowego Ashley Edison z DENDERA, który dołączył w roku 2016.

Cóż, POWER QUEST wrócił, by grać muzykę POWER QUEST. Chyba każde inne rozwiązanie byłoby bez sensu pod tym szyldem. Radosny, ułożony i wygładzony melodic power metal w dawnym stylu, z dobrych czasów pierwszych płyt i bez śladów upadku z roku 2008, a za to z wyciągnięciem wniosków z pozytywów albumu poprzedniego z Somapala jako wokalistą. Tu wypada nadmienić, że Ashley Edison zaśpiewał inaczej niż Lankijczyk, zdecydowanie bardziej w stylu Alessio Garavello, czysto i dosyć wysoko, choć generalnie z Włochem lekko przegrywa. Odżył Rich Smith, może nawet za bardzo, bo perkusja wydaje się wielu utworach zbyt skomplikowana i czasem Smith nie bardzo gra do rytmu.
Solidne i dobre, aczkolwiek całkowicie już ograne są melodie i motywy w tych utworach i jest to album z gatunku "zagrajmy to jeszcze raz" choć trochę inaczej. Tak się ma sprawa z flower heroicznym Lords of Tomorrow czy też z nieco mniej dynamicznym, łagodniejszym melodic heavy Starlight City, gdzie jest nawet klasyczne "łooołooo".
Ugładzone granie brytyjskie ma swoją publiczność i dla niej powstały takie grzeczne "hity" jak Kings and Glory z echami HELLOWEEN i FREEDOM CALL czy też Revolution Fighters, który jest interesujący przede wszystkim udziałem Andrea Martongelli jako oczywiście gitarzysty. Co do gości... W Coming Home  jako gość pojawia się Lars Rettkowitz z FREEDOM CALL i ogólny charakter muzyki Wojowników Światła jest tu słyszalny, także w paskudnych klawiszach. Swój do swojego ciągnie, jak mówi stare przysłowie. Jest także trochę disco metalu w romantycznej formie w ramach Pray for the Day i tak się zastanawiam czy Ashley Edison jest bardzo dumny, że śpiewa podobne rzeczy. Pewnie tak.
Tymczasem bardzo dobry jest mocniejszy, zawierający elementy stylu IRON MAIDEN  w power metalowej oprawie Face the Raven. Bardzo solidna i konkretna jest tu robota gitarzystów, dobrych brytyjskich gitarzystów drugiego szeregu po prostu. Dobre, bardzo dobre sola tu grają i nie tylko w tej zresztą kompozycji. No i Edison jakoś się tu bardzo pewnie czuje i śpiewa na swoim poziomie z DENDERA. Potem jednak ekipa wraca do grania łagodnego i wymuskanego w gładkim, a zarazem miałkiego w melodic power No More Heroes .
Zgodnie z ostatnią modą duet mieszany w rozbudowanym, ale przeładowanym klawiszami The Sixth Dimension. Edisonowi towarzyszy Anette Ingegerd Olsson Husgafvel czyli Anette Olzon (ex NIGHTWISH) i mamy tu taki raczej rockowy radiowy song o graniczonej nośności refrenu, jakich wiele na albumach zwanych obecnie niesłusznie gothic metalowymi.
Świetna czytelna i soczysta produkcja. Każdy szczegół i każda sekunda wycyzelowana i dopieszczona. Tak powinien brzmieć melodic power metal i brawa dla... Alessio Garavello (tak, tak!) za mix i nagranie oraz dla Mistrza Jensa Petera Daniela Bogrena za wyborny mastering.

No cóż. Po prostu POWER QUEST w średniej dyspozycji i średnio mocnym składzie.
Obecnie ten skład już nie istnieje. Odszedł w 2018 Andrew Kopczyk, odszedł także, niestety na zawsze, zasłużony basista Paul Finnie, który zmarł na zawał serca  w roku 2019.
POWER QUEST czekają teraz nowe wyzwania i na pewno nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa.
 
ocena: 7/10

new 8.08.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości