Pure Inc.
#1
Pure Inc. - Pure Inc. (2004)

[Obrazek: R-5359305-1444566830-9808.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Fear My Eyes 4:12
2. Genius 3:18
3. Piece Of My Mind 2:19
4. On the Verge 4:40
5. Next to You 3:45
6. Promise 3:55
7. T.O.T 4:33
8. Black Tea 2:37
9. Believen' 3:41
10. Falling Season 7:21

Rok wydania: 2004
Gatunek: Alternative rock/metal
Kraj: Szwajcaria

Skład zespołu:
Gianni Pontillo - śpiew
Sandro Pellegrini - gitara
Andreas Gentner - bas
Dave Preissel - perkusja


Sami o sobie:
"Use 10 grams of Led Zeppelin, 20 grams of Alice In Chains, 30 grams of Black Label Society and 40 grams of Soundgarden, well-shaken and mixed and there goes the explosion called PURE INC.!"

Taki jest właśnie ten zespół z Bazylei, który początkowo miał problem z wokalistą, który by podkreślił charakter muzyki, jaką prezentują. Nie mógł się jednak znaleźć nikt lepszy niż Gianni Pontillo, człowiek o głosie Chrisa Cornella, ale z dodatkowym rockowym turbodoładowaniem. Zresztą, jak śpiewa, to trzeba po prostu posłuchać samemu. Ta rockowa stylistyka dodatkowo jest jest niego rozwijana w innym szwajcarskim zespole THE ORDER, grającym ekspresyjny przebojowy hard rock/heavy metal.
Ten debiut PURE INC. wydany przez AFM Records jest niezmiernie wciągający, ale i nieco mylący. Muzyka mieści się w melodyjnym nurcie alternatywnego grania rodem z USA, jednak przede wszystkim jest tu ogromna dbałość o przebojową melodię, taką od której w zasadzie potem się trudno uwolnić. Album pozbawiony jest też specyficznej brzmieniowej otoczki grupy z zadymionego klubu, jest to granie otwarte na szerokie przestrzenie i szeroką publiczność. Płyta została zmiksowana w Finnvox Studio. Samo brzmienie trudno nazwać fińskim, jest jednak czyste, selektywne przy wygenerowaniu stosownego umiarkowanego ciężaru i bez nadmiernego ugładzenia. W dużym uproszczeniu PURE INC. przedstawia słuchaczom własną wizję melodyjnego post grunge, ale jednak innego niż ten wyrosły na bezpośrednim kopiowaniu klasyków z Seattle. Jest w tym coś, czego w graniu z USA nie było i nadal nie ma. Zapewne dużą rolę gra tu ta szwajcarska umiejętność tworzenia rockowego przeboju w oparciu i bardzo proste motywy, na które jednak nikt jakoś wcześniej nie wpadł. Płyta jest kopalnią przebojów, przebojów rozkwitających w refrenach. Tak rozkwitającego w refrenach zespołu z tego nurtu ze świecą szukać. Te refreny pojawiają się nieoczekiwanie, wyłaniają z nieco gęstych i dusznawych motywów początkowych i przewodnich. Działają hipnotycznie, dominują natychmiast całą kompozycję, zmuszają do niecierpliwego oczekiwania na moment gdy pojawia się ponownie.
Te utwory w znacznej części są niedługie, ale ileż potrafili powiedzieć w takim Black Tea albo w Genious. Tu ten refren jest po prostu genialny i pojawia się po przecież prostym rockowym wstępie. Jest w tej muzyce i gniew i refleksja. Jest też kapitalny feeling jak w Next To You, który w dużym stopniu jest taką bramą do tego, co zespół grał później. W wersji light oczywiście. Believen' romantyczny i z jaką zagrany gracją rasowego balladowego przeboju. On the Verge to znów przykład co robią, gdy dołożą agresji i dynamitu.
To wszystko jest proste. Bez wydziwiania. Mocny, dudniący bas, głośna perkusja, gitara taka, jaką się zwykle słyszy w post grunge, ale jak to się wszystko pięknie łączy w zespołowej grze. Może i zarówno Piece Of My Mind, jak i mało wyrazisty Promise nie są tu hitami, ale pełen inteligentnej energii T.O.T już z całą pewnością tak. Albo rozmyty, ciężki, cornellowski Fear My Eyes. Tak będą grali na kolejnych płytach. Tak rozkwitają w refrenach, jak rozkwitają Dźwiękowe Ogrody od czasu do czasu. Na koniec długi jak na styl tego albumu Falling Season i pokaz tego co można w takiej muzyce zrobić, gdy się stopniowo rozwija jakiś temat.

Siła melodii na tym albumie niesamowita. Inna moc przybędzie na kolejnych albumach.
Zjawiskowy zespół.


Ocena: 9/10

26.09.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Pure Inc. - A New Day Dawn (2006)

[Obrazek: R-8970193-1472488334-9168.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Saviour 3:52
2. Break Free 3:29
3. Blvd. jam 3:10
4. I'm a Rolling Stone 3:46
5. Burst 4:12
6. Skinflint 5:33
7. I'll Let You Know 4:12
8. The Thing You Left On Me 3:52
9. Sick As i Am 3:12
10. Where's Your God 4:29
11. Crawling 4:03
12. New Day Dawns 3:50

Rok wydania: 2006
Gatunek: Heavy metal/post grunge
Kraj: Szwajcaria

Skład zespołu:
Gianni Pontillo - śpiew
Sandro Pellegrini - gitara
Andreas Gentner - bas
Dave Preissel - perkusja


Sami o sobie:
"Use 10 grams of Led Zeppelin, 20 grams of Alice In Chains, 30 grams of Black Label Society and 40 grams of Soundgarden, well-shaken and mixed and there goes the explosion called PURE INC.!"
Druga płyta Szwajcarów, ponownie wydana przez AFM Records.

Cóż, jeśli w wypadku debiutu można było się w pewnym stopniu zgodzić z określeniem alternative rock/hard rock, to tutaj mamy jednak muzykę inną. Potężne brzmienie gitary i sekcji rytmicznej, potężny wokal przeszywający momentami na wylot... ciężar, ciężar i jeszcze raz ciężar. Pontillo nie jest tu już przyjaznym rockmanem dla radiowych słuchaczy.
Ciężki cornellowski metal z okresu "Batmotorfinger", znacznie bardziej chwytliwy niż AUDIOSLAVE, z hard rockiem niemający wspólnego nic. Trudno też uznać, że jest to granie alternatywne - bo wobec czego jest to alternatywa, skoro brak odniesień? Post grunge... jeśli sabbathowski, cornellowski styl SOUNDARDEN można zaliczyć do grunge (osobiście jako do zjawiska na pewno zaliczę - choć nigdy nie spadł do poziomu Nirvana), to jest niewątpliwe odnowienie gatunku i jego faktyczne zmetalizowanie. Ten LP jest metalową płytą niepoddającą się prostym klasyfikacjom - niszczący natychmiast abo pozostawiający obojętnym. O ile Cornell czerpał z BLACK SABBATH to PURE INC. czerpie wyłącznie z Cornella i to tylko to, co najlepsze. Cornell często unikał ciężaru, koncentrując się na wieloplanowości swojej muzyki. Przez to jego muzyka oddalała się dosyć często od tego, co można rozumieć jako metal. PURE INC. wydobywa z cornellowskiego stylu właśnie metal, ekstremalnie eksponując melodyjny ciężar i prostotę wykonania. Mimo kilku łagodniejszych momentów - zresztą przepięknych - wyznacznikiem muzyki z tego LP pozostaje utwór Saviour. Credo muzyczne PURE INC. niewątpliwie nieprzypadkowo otwiera ten LP. Apokaliptyczne, masakrujące otwarcie.
Z drugiej strony tożsamość zespołu została zachowana w tych niesamowicie chwytliwych, melodyjnych refrenach hipnotyzujących słuchacza już na debiutanckim albumie. Ta mocarna przebojowość jest zarówno w Break Free, jak i w pulsującym I'm A Rolling Stone. Cóż za wyborny kolejny nośny rozkwitający refren. Burst jest niezwykły w tym przechodzeniu od delikatnych, niepokojących zwrotek, do miażdżącego refrenu z uporczywą gitarą. Uporczywe granie to cała płyta. Posuwa się to wszystko z nieubłaganą konsekwencją mocnego wysuniętego basu i gitary i rozdzierającego głosem na strzępy Pontillo. Magiczna kombinacja. Tak uporczywy jest Skinflint, a nerwowy rytm rozwiewa niebieskawy dym z papierosa w słabo oświetlonym motelowym pokoju. No wciąż rozkwitają w tych refrenach. Magia.
I'll Let You Know rozprasza mrok. Piękna bezpretensjonalna kompozycja, jasna słoneczna i z refrenem budzącym takie wrażenie, jak to, gdy otwierasz drzwi ukochanej kobiecie, która właśnie stanęła na twoim progu. Magia z akustycznym zakończeniem. PURE INC. potrafi tworzyć klimat. Taki stworzyli w The Thing You Left On Me, gdzie te wybuchy gitarowej mocy tylko podkreślają refleksyjny charakter całości. Sick As i Am to esencja stylu grupy, a Where's Your God? może da odpowiedź, że właśnie w muzyce PURE INC.? Ileż w tym uczucia i ile różnych wokali Pontillo. No i ten ciężar, jaki tu cały czas dominuje. Crawling jest ciężki, bezkompromisowy i może też kończy album utwór tytułowy w innym stylu... Magia. Przy okazji słychać jak staranie ten album został wyprodukowany ponownie w studio Finnvox w Helsinkach.

Jedna z płyt do zabrania na bezludną wyspę.
Uzależniająca magia.


Ocena: 10/10

26.09.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Pure Inc. - Parasite & Worms (2008)

[Obrazek: R-10058141-1490888032-4644.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The End 3:35
2. Evenmore 3:43
3. Serenade Of Aggression 4:37
4. Carrie's Alone 4:37
5. Drowning In Your Blood 4:36
6. Darkened Glow 3:59
7. Home 5:44
8. Raise Hell 3:39
9. Dead Calling 3:52
10. Won't Get Back 3:39
11. The Last Remaining Song 7:39

Rok wydania: 2008
Gatunek: Heavy Metal/Post Grunge
Kraj: Szwajcaria

Skład zespołu:
Gianni Pontillo - śpiew
Sandro Pellegrini - gitara
Ueli Hofstetter - bas
Dave Preissel - perkusja


Sami o sobie:
"Use 10 grams of Led Zeppelin, 20 grams of Alice In Chains, 30 grams of Black Label Society and 40 grams of Soundgarden, well-shaken and mixed and there goes the explosion called PURE INC.!"
Po raz trzeci PURE INC. przypomina o sobie w 2008 roku. Zresztą przypominać się nie musieli, bo bardzo pokaźne grono fanów tego zespołu odliczało w napięciu dni do pojawienia się tej płyty. Tym razem album został wydany przez niemiecką wytwórnię Dockyard 1 należącą do Pieta Sielcka.


Po raz trzeci Szwajcarzy zapraszają do eksploracji rocka, metalu, grunge i alternatywnego grania, po raz trzeci jednak również te drogi eksploracji są nieco inne. Wciąż to PURE INC., ale znów coś się tu zmieniło. Niby niewiele, ale jednak zmieniło. To, co cornellowskie takie pozostało, ale... No właśnie. Ostrzejszy wokal Pontillo, czasem z jadem sludge czasem wysoki, na granicy ekstatycznego krzyku na tle potężnych, mocno zakręconych riffów gitarowych i głośnej sekcji rytmicznej. Mniej melodii? The End nadal rozkwita w refrenie jak zawsze do tej pory. Niepokojący otwieracz, eksplodujący na wszystkie strony, pozbawiony tej momentami dusznej atmosfery z poprzedniej płyty, ale najbardziej chyba tego ciepła.
Tu jest granie zimne i wyrachowane. Punktują, uderzając celnie i bezlitośnie jak w Evenmore. Ciężki kaliber zimnej kamiennej kuli wyrzuconej z katapulty. Ten chłód to też Serenade Of Aggression plus agresja. Takiej nie był jeszcze w ich muzyce. Ktoś miota się w zimnej klatce w świetle jarzeniówek. Psychodelicznie? Owszem, ale i melodyjnie. Cholernie melodyjnie w tej pokręconej melodii. I uporczywie jak to PURE INC. Mistrzowie nagłej zmiany zaskoczenia. Jakże piękny oszczędny muzycznie Carrie's Alone. Do czasu, bo potężnie rozkwita w refrenie, jaki jest jakże rozpoznawalny dla tego zespołu. Piękny rockowy śpiew Pontillo i tu chyba nawet więcej wkłada tego rocka w głos niż w THE ORDER. Na pewno więcej. Emocje, emocje, emocje. W Drowning In Your Blood też, ale zupełnie inne. Jest ta zimna wściekłość, gdy szklanka zostaje zgnieciona w dłoni, ale jakie to rozległe i jakie cornellowskie. Na tym LP jest więcej SOUNDGARDEN niż wcześniej i więcej Cornella niż w SOUNDGARDEN było kiedykolwiek. Jest też rock i metal, jaki gra się w małych klubach w USA, taki do smakowania i delektowania się rzeczami prostymi, jakich wcześniej nikt nie wymyślił. Jak to ma miejsce w Darkened Glow. Wszystko brzmi tu znajomo, a jednocześnie jest inne. Home wolniejszy, ale rozbujany, głównie przez Pontillo, ale i riffy tu gniotą jak stutonowy młot i jak bez mała na poprzedniej płycie. Zresztą czy jest ona dużo lżejsza tym razem? Może o kilka dekagramów. Bas urzekający na tej płycie, o ile ktoś lubi, jak mu łeb odskakuje, czego można doświadczyć w pełnym żarliwego rocka Raise Hell. Ile w tym energii! Potrafią też wzruszać. Cholera, przecież Dead Calling to czyste wzruszenie. Pontillo jak aktor, jak dyrygent, jak pierwsza gwiazda na firmamencie.
Emocje. Magia. No tak, ale to normalne w przypadku PURE INC. A potem morderczy, szybki jak na PURE INC. Won't Get Back i wreszcie oszołomiony słuchacz zostaje postawiony oko w oko z The Last Remaining Song. Tu, podobnie jak na debiucie, ta długa kompozycja zawiera credo muzyczne z tej płyty. Zimne ciężkie brutalne riffy pomieszane z delikatnym wokalem, agresja miesza się z łagodnością, krzyk z szeptem niemal. Świat wiruje, ale wciąż ta niesamowita melodyjność w tym pełnym krzywych zwierciadeł pokoju.

Brzmienie, jakie zaprezentowane zostało na tym LP to dźwiękowa precyzja chirurgicznego skalpela. Niuanse słyszalne z najodleglejszych zakątków i planów. Jest tu i plan drugi i trzeci nawet, a przecież instrumentów niewiele. Jednocześnie to bardzo tradycyjne brzmienie, ale co ciekawe ciężko je umiejscowić w czasie. Lata 70te? 80te? 90te z Seatlle?.
Każdy powinien to sam sprawdzić. Jak każda płyta magiczna przemawia do słuchacza indywidualnie, bo i PURE INC. gra i śpiewa dla każdego oddzielnie. Carrie's Alone... Dead Calling... MAGIA.
Trzeci album Szwajcarskich Nowych Strażników Dźwiękowych Ogrodów jest wspaniały. Równie wspaniały jak poprzedni, chociaż nieco inny.
Artyzm.


Ocena: 10/10

28. 09.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Pure Inc. - IV (2010)

[Obrazek: R-8367347-1460226106-5768.jpeg.jpg]

tracklista:
1. Once Upon A Time 3:51
2. Blood Runs Black 2:54
3. Fading To Grey 5:03
4. F.U.C.K. 4:15
5. My Riverbed 3:37
6. Diary Of A Suicidal Man (Open Road) 4:15
7. Number 7 4:02
8. Take Me Away 5:51
9. To The Rhythm 3:23
10. Sexxells 2:50
11. Beyond The Universe + hidden bonus track 9:35

Rok wydania: 2010
Gatunek: heavy metal/alternative metal /post grunge
Kraj: Szwajcaria

Skład zespołu:
Gianni Pontillo - śpiew
Sandro Pellegrini - gitara
Ueli Hofstetter - bas
Dave Preissel - perkusja


Zacznę tradycyjnie tak, jak ostatnio. Sami o sobie:
"Use 10 grams of Led Zeppelin, 20 grams of Alice In Chains, 30 grams of Black Label Society and 40 grams of Soundgarden, well-shaken and mixed and there goes the explosion called PURE INC.!".
Czwarta płyta zespołu ukazała się w końcu października 2010 nakładem Brownsville Records.


Co się zmieniło? Nic na szczęście, a jeśli już, to co najwyżej pewne procenty w tej recepcie...
"Ogrody Dźwięku" trzeba pielęgnować, trzeba dodawać nowe kwiaty, krzewy i to szwajcarscy ogrodnicy robią już po raz czwarty. Piękne rośliny posadzili tym razem. Swojskie, ale jednocześnie egzotyczne a przy tym w nieco innej oprawie jest to wszystko niż na albumie poprzednim. Tam była surowość brzmienia, jakiś chłód niepokojący, tu zaś głębia i ciężar i więcej ciepła, znacznie więcej.

Ciężar dawkowany jest stopniowo i "Once Upon A Time" to rozpoczęcie spokojne, wyważone i ułożone w tej prostej melodii i prowadzeniu wszystkiego bez niespodzianek aż to końca. Bardzo dobrze to wypada, ale taki PURE INC. byłby tylko kolejnym ciekawym zespołem, szukającym alternatywnych rozwiązań w tradycyjnych obszarach. Nie można sadzić tylko klombów bratków. Mocniej ciężej i szybciej w "Blood Runs Black" i tu jest ten PURE INC. drapieżny i bezkompromisowy, rozkwitający w refrenach jak na jedynce czy dwójce. Żeby powiedzieć aż tyle, wystarczyło niecałe trzy minuty. Alternatywnie? Owszem. Przebojowo? Tak. No ale gdy wkracza "Fading To Grey" to i ten Ołowiany Sterowiec wlatuje i coś jeszcze i coś jeszcze w tym niesamowitym wejściu Pontillo. Tu jest dopiero bukiet motywów i luźniejszy "F.U.C.K.", pełen rockowej siły jest jako kolejny utwór niezbędny. Gdzieś może "My Riverbed" ma za mało tego prawdziwego PURE INC. w sobie, ale to, co dzieje w "Diary Of A Suicidal Man" to fontanna, która nagle tryska pod niebo i wszystko w koło rozkwita i nabiera barw. Czemu stale tu czekałem na coś na kształt remake "Slaves And Buldozers" nie wiem, ale ta końcówka to przecież nie może budzić wątpliwości, gdzie leży źródło.
"Number7" jest po prostu przepiękny jako ballada i nie ballada i to wykorzystanie środków najprostszych tu jest niesamowite. I Pontillo. To zjawiskowy, wspaniały wokalista i udowadnia, że jest nie tylko tym, który śmiało może przejąć koronę po Cornellu. Cornellem jest w "Take Me Away" i takiego soundgardenowego numeru należało oczekiwać, a przy tym jest to esencja tego, co grał ten zespół. Trudno coś zarzucić "To The Rhythm", ale ja takich utworów nie lubię. Za dużo grunge? Może przede wszystkim Alicji. Za to nieco kontrowersyjny "Sexxells" zrobiony z niesamowitym luzem i tylko wypada żałować, że tego saksofonu tam jest tak mało. No za mało, ale może to tylko dlatego, żeby natychmiast włączyć ten numer ponownie i poddać się jego pulsującemu rytmowi i refrenowi, jakiego w metalu tradycyjnym wykorzystywać nie wolno?

W końcu "Beyond The Universe", PURE INC. taki, jaki kochają fani i z tym basem i tą gitarą najprostszą z możliwych. Okrutny bonus na koniec po dłuższej chwili ciszy jest wyładowaniem i dobrze, że sami jakby się od tego odcinali, dystansowali. Nie są sobą, choć są nadal PURE INC. Wspaniałe wykonanie w najlepszej, jak dotąd oprawie brzmienia.
PURE INC. Ogrodnicy ze Szwajcarii.


Ocena: 9,7/10

29.10.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości