25.06.2018, 10:26:27
Riot - Thundersteel (1988)
Tracklista:
1. Thundersteel 03:49
2. Fight or Fall 04:25
3. Sign of the Crimson Storm 04:40
4. Flight of the Warrior 04:17
5. On Wings of Eagles 05:41
6. Johnny's Back 05:32
7. Bloodstreets 04:39
8. Run for Your Life 04:08
9. Buried Alive (Tell Tale Heart) 08:55
Rok wydania: 1988
Gatunek: melodic power metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Tony Moore - śpiew
Mark Reale - gitara
Don Van Stavern - bas
Bobby Jarzombek - perkusja
Mark Edwards -perkusja (2, 3, 5, 7)
Ocena: 9,4/10
11.02.2008
Tracklista:
1. Thundersteel 03:49
2. Fight or Fall 04:25
3. Sign of the Crimson Storm 04:40
4. Flight of the Warrior 04:17
5. On Wings of Eagles 05:41
6. Johnny's Back 05:32
7. Bloodstreets 04:39
8. Run for Your Life 04:08
9. Buried Alive (Tell Tale Heart) 08:55
Rok wydania: 1988
Gatunek: melodic power metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Tony Moore - śpiew
Mark Reale - gitara
Don Van Stavern - bas
Bobby Jarzombek - perkusja
Mark Edwards -perkusja (2, 3, 5, 7)
Historia RIOT, która rozpoczęła się w roku 1975, zakończyła się w 1984. Reale grupę rozwiązał i utworzył NARITA, jednak niebawem postanowił wskrzesić zespół w nowym składzie i odświeżonej muzycznej formule. Słynna wytwórnia CBS jako pierwsza wydała ten LP, także w Japonii oczywiście przez Sony.
RIOT ominął ten okres, gdy największe triumfy święcił power metal w amerykańskiej odmianie i powrócił jako grupa power metalowa, ale znacznie łagodniejsza w stylu i brzmieniu, poniekąd wypełniając lukę w takim graniu w Stanach i wychodząc naprzeciw oczekiwaniom fanów, dla których US power był muzyką zbyt ostrą, surową i brutalną.
Przez moment wydawało się, że na tej płycie może zaśpiewa Harry "The Tyrant" Conklin ostatecznie jednak pojawił się Tony Moore i to był dobry wybór, zważywszy charakter muzyki, jaką tu zaproponował RIOT. Był też pewien problem z perkusistą i zagrało ich tu dwóch w czasie różnych sesji, przy czym na stałe w grupie pozostał Jarzombek, co też okazało się szczęśliwym rozwiązaniem, nic przy tym nie ujmując grze Harrisa na tej płycie. Kompozycje zostały starannie dobrane i poza Reale ogromny wkład w nie włożył i Moore i Van Stavern, a jego "Fight or Fall" to pierwszy utwór w historii RIOT zamieszczony na płycie, a nie będący przynajmniej po części autorstwa Reale.
Przez moment wydawało się, że na tej płycie może zaśpiewa Harry "The Tyrant" Conklin ostatecznie jednak pojawił się Tony Moore i to był dobry wybór, zważywszy charakter muzyki, jaką tu zaproponował RIOT. Był też pewien problem z perkusistą i zagrało ich tu dwóch w czasie różnych sesji, przy czym na stałe w grupie pozostał Jarzombek, co też okazało się szczęśliwym rozwiązaniem, nic przy tym nie ujmując grze Harrisa na tej płycie. Kompozycje zostały starannie dobrane i poza Reale ogromny wkład w nie włożył i Moore i Van Stavern, a jego "Fight or Fall" to pierwszy utwór w historii RIOT zamieszczony na płycie, a nie będący przynajmniej po części autorstwa Reale.
Jeśli czynić porównania, to ta płyta była w jakimś stopniu powrotem do koncepcji z LP "Fire Down Under" w bardziej energicznej, power metalowej formie. Na płycie znalazł się też jeden długi, rozbudowany utwór "Buried Alive (Tell Tale Heart)" na końcu, jakby poza głównym nurtem albumu i ten utwór nie pasuje do ogólnej koncepcji.
Wątpliwe, aby LP wypełniony tego rodzaju muzyką mógł wywołać większe zainteresowanie...
To, co tu najważniejsze, to niezwykle melodyjne, energicznie zagrane kompozycje w szybszych tempach o wyrazistych refrenach, prostej konstrukcji i z wybornymi solami gitarowymi Reale.
Kapitalne otwarcie płyty to bardzo szybki, praktycznie speed metalowy "Thundersteel" pełen pędu i wysokich wokali Moore'a, czyli w sumie to, co się grało w USA w tym czasie, ale na poziomie wykonania dla większości raczej niedostępnym. "Fight or Fall" to także rycerski numer z riffami podobnymi do tych, jakie pojawiały się na debiucie HEATHEN, zaś "Sign of the Crimson Storm" to dumny dystyngowany metal o przepięknym motywie głównym, tym razem z niższym wokalem Moore'a o wspaniałym rockowym feelingu. Może by się tu przydał jakiś mocniejszy refren, ale i tak ten numer robi kolosalne wrażenie także w tych ekstatycznych okrzykach Moore'a. W "Flight of the Warrior" jest pewnego rodzaju zderzenie szybkich, dosyć surowych riffów i bardzo łagodnej melodii, co podkreśla i wokal Moore'a. Znakomita perkusja jest w tym kawałku dziełem Jarzombka. "On Wings of Eagles" zagrany lekko, z ogromną swobodą zdominowany jest przez gitarę Reale i tu gra on to, co lubi najbardziej i co będzie grał skutecznie i efektownie przez wiele następnych lat. To niezwykle rozpoznawalny styl i refren również stanie się w przyszłości bazowy dla wielu innych, równie udanych. Tu też Reale zagrał zupełnie nieoczekiwane solo gitarowe, po raz kolejny godne najwyższych wyrazów uznania.
Specyficznym i niezbyt typowym dla RIOT utworem jest "Johnny's Back" tym razem opartym na linii basu Van Staverna. To chyba najbardziej dopieszczony i wycyzelowany utwór na tej płycie, gdzie power metal łączy się z hard rockiem w refrenie, jaki zespół grał wcześniej, ale podanym zupełnie inaczej, tak na chłodno. "Bloodstreets" jest najłagodniejszym numerem na tym albumie, wypełnionym rockowymi pomysłami zrealizowanymi w lekkiej power metalowej konwencji. Zwiewny i taki nieco smutny utwór nawet w samej melodii jakby wypełnionej pogodną rezygnacją. "Run for Your Life" nie jest nową wersją kompozycji o tym samym tytule z "Fire Down Under". Nowy, taki dosyć drapieżny melodyjny killer z refrenem z tego rodzaju, który potem się po głowie kołacze niezmiernie długo.
Wątpliwe, aby LP wypełniony tego rodzaju muzyką mógł wywołać większe zainteresowanie...
To, co tu najważniejsze, to niezwykle melodyjne, energicznie zagrane kompozycje w szybszych tempach o wyrazistych refrenach, prostej konstrukcji i z wybornymi solami gitarowymi Reale.
Kapitalne otwarcie płyty to bardzo szybki, praktycznie speed metalowy "Thundersteel" pełen pędu i wysokich wokali Moore'a, czyli w sumie to, co się grało w USA w tym czasie, ale na poziomie wykonania dla większości raczej niedostępnym. "Fight or Fall" to także rycerski numer z riffami podobnymi do tych, jakie pojawiały się na debiucie HEATHEN, zaś "Sign of the Crimson Storm" to dumny dystyngowany metal o przepięknym motywie głównym, tym razem z niższym wokalem Moore'a o wspaniałym rockowym feelingu. Może by się tu przydał jakiś mocniejszy refren, ale i tak ten numer robi kolosalne wrażenie także w tych ekstatycznych okrzykach Moore'a. W "Flight of the Warrior" jest pewnego rodzaju zderzenie szybkich, dosyć surowych riffów i bardzo łagodnej melodii, co podkreśla i wokal Moore'a. Znakomita perkusja jest w tym kawałku dziełem Jarzombka. "On Wings of Eagles" zagrany lekko, z ogromną swobodą zdominowany jest przez gitarę Reale i tu gra on to, co lubi najbardziej i co będzie grał skutecznie i efektownie przez wiele następnych lat. To niezwykle rozpoznawalny styl i refren również stanie się w przyszłości bazowy dla wielu innych, równie udanych. Tu też Reale zagrał zupełnie nieoczekiwane solo gitarowe, po raz kolejny godne najwyższych wyrazów uznania.
Specyficznym i niezbyt typowym dla RIOT utworem jest "Johnny's Back" tym razem opartym na linii basu Van Staverna. To chyba najbardziej dopieszczony i wycyzelowany utwór na tej płycie, gdzie power metal łączy się z hard rockiem w refrenie, jaki zespół grał wcześniej, ale podanym zupełnie inaczej, tak na chłodno. "Bloodstreets" jest najłagodniejszym numerem na tym albumie, wypełnionym rockowymi pomysłami zrealizowanymi w lekkiej power metalowej konwencji. Zwiewny i taki nieco smutny utwór nawet w samej melodii jakby wypełnionej pogodną rezygnacją. "Run for Your Life" nie jest nową wersją kompozycji o tym samym tytule z "Fire Down Under". Nowy, taki dosyć drapieżny melodyjny killer z refrenem z tego rodzaju, który potem się po głowie kołacze niezmiernie długo.
"Thundersteel" pod względem wykonania jest bez skazy. Prywatnie wolę w RIOT DiMeo, ale tu Moore po prostu zdewastował. Jak zresztą i pozostali.
Bardzo dobrze to zostało zrealizowane brzmieniowo. To nie jest brzmienie ciężkie, raczej takie ostre z wypolerowanymi krawędziami. Amerykańskie jak najbardziej, ale szlachetne.
Ta płyta to klasyka.
Czapki z głów przed tą ekipą RIOT z 1988 roku!
Bardzo dobrze to zostało zrealizowane brzmieniowo. To nie jest brzmienie ciężkie, raczej takie ostre z wypolerowanymi krawędziami. Amerykańskie jak najbardziej, ale szlachetne.
Ta płyta to klasyka.
Czapki z głów przed tą ekipą RIOT z 1988 roku!
Ocena: 9,4/10
11.02.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"