Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Sacred Steel - Reborn in Steel (1997)
Tracklista:
1. Metal Reigns Supreme 03:58
2. Battle Angel 04:45
3. Trapped in Hell 03:25
4. True Force of Iron Glory 03:43
5. Reborn in Steel 04:42
6. Purified by Pain 04:20
7. Sword of the King 07:35
8. In the Mouth of Madness 03:09
9. Kill the Deceiver 03:35
10. Sacred Steel 05:14
Rok wydania: 1997
Gatunek: Epic Power Metal
Kraj: Niemcy
Skład zespołu:
Gerrit Philipp Mutz: śpiew
Jörg Michael Knittel: gitara
Oliver Großhans: gitara
Jens Sonneberg: bas
Mathias Straub: perkusja
W połowie lat 90tych w Niemczech , których kryzys tradycyjnej metalowej muzyki specjalnie nie dotknął, zaczęły pojawiać się zespoły łączące wypracowany w tym kraju model power metalu z epickością wzorowaną na dokonaniach takich z USA jak MANOWAR , MANILLA ROAD czy BROCAS HELM. Kult Stali zaczął opiewać WIZARD a niebawem także i SACRED STEEL z Ludwigsburga w Badenii-Wirtembergii. Grupa wydała swój pierwszy album pod znaczącym tytułem "Reborn of Steel" w listopadzie 1997 nakładem słynnej wytwórni Metal Blade Records.
Zespół ten stał się jednym z najbardziej kontrowersyjnych wśród parających się epickim rycerskim graniem bandów z Niemiec za sprawą wokalisty Gerrita Philippa Mutza, którego głos na tle power metalowych i czasem thrashowych riffów brzmi co najmniej osobliwie. Szczególnie w tych najwyższych partiach, w których Mutz pojawia się bardzo często z okrzykami i wojowniczymi zaśpiewami. W warstwie muzycznej SACRED STEEL oferuje power metal w znacznym stopniu wzorowany na grupach amerykańskich w rodzaju OMEN, LIEGE LORD czy BROCAS HELM zagrany nieco twardziej i surowej w szybkich numerach z towarzyszeniem głośnej perkusji.
Takim na tym albumie są "Metal Reigns Supreme","Trapped in Hell" czy też "True Force of Iron Glory" oraz w sztandarowym "Sacred Steel" który zresztą doskonale oddaje ogólny styl muzyczny tego albumu. W niektórych utworach dodano nieco ponurego klimatu i takim jest wolniej zagrany "Reborn in Steel". W "Purified by Pain" słychać z kolei podejście speed metalowe z elementami thrashu typowe dla grup niemieckich z poprzednich 10 lat podobnie jak w "In the Mouth of Madness". W "Kill the Deceiver" pojawia się bardziej melodyjny refren o rycerskim charakterze, jednak ogólnie na próżno tu szukać dostojnej true heavy melodyjności MANOWAR. W "Battle Angel" wykorzystano odgłosy bitwy jest tu także więcej fragmentów wolniejszych wzorowanych na MANILA ROAD. W takich utworach jednak zespół poza zazwyczaj kilkoma monumentalnymi sekwencjami riffów specjalnie niczym nie imponował niepotrzebnie czasem wprowadzając wolne inspirowane thrashem zagrywki. Najbardziej rasową epicko rycersko kompozycją na tym LP jest najdłuższy wolny i dostojny, a zarazem zadumany "Sword of the King". Jest u i uroczysty nastrój metalowego true songu i gitara akustyczna i całkiem dobry wokal, który tym razem został pozbawiony tych irytujących zazwyczaj wysokich zaśpiewów zastąpionych udanymi wibracjami. Szkoda tylko, że w części drugiej znów przyspieszają i grają znów dosyć szybki power metal podobny do tego z numerów z pierwszej połowy albumu.
Kompozycje umieszczone na tym albumie zostały zagrane sprawnie, ale bez polotu. Magi Kultu Miecza w muzyce wyczuwa się niewiele i raczej dominuje ona w warstwie tekstowej.
Surowa, niemal ascetyczna produkcja, czytelna i na poziomie często nieco sucho brzmiących płyt amerykańskich lat 80tych.
Ten debiut traktować należy jako średnio udaną odpowiedź na dumne rycerskie granie power metalu z USA, dał on jednak asumpt do rozwoju takiej muzyki w Niemczech oraz samego zespołu, który zdobył w następnych latach spore grono zwolenników i nagrywa regularnie kolejne albumy.
Ocena: 6,5/10
17.10.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Sacred Steel - Wargods of Metal (1998)
Tracklista:
1. Blessed by the Gods 00:43
2. Wargods of Metal 03:56
3. Tonight the Witches Ride 03:43
4. Iron Legions 03:53
5. Carnage Rules the Fields of Death 04:08
6. Army of Metalheads 03:19
7. Battle Cry (Omen cover) 03:18
8. Dethrone the Tyrant King 06:24
9. By Steel We Rule 03:24
10. Crusaders of the Metal Blade 03:12
11. Empire of Steel 03:58
12. Declaration of War 00:56
13. Heavy Metal to the End 04:11
Rok wydania: 1998
Gatunek: Epic Power Metal
Kraj: Niemcy
Skład zespołu:
Gerrit Philipp Mutz: śpiew
Jörg Michael Knittel: gitara
Oliver Großhans: gitara
Jens Sonneberg: bas
Mathias Straub: perkusja
Jest to drugi album epic power metalowej niemieckiej grupy SACRED STEEL, wydany w roku 1998 przez Metal Blade Records, album najbardziej znany i wywołujący także największe spory i dyskusje.
I na tej płycie zespół pozostaje wierny tradycji surowego power metalu w rycerskiej odmianie Kultu Stali w wersji amerykańskiej lat 80tych i wyrazem tego jest także umieszczony na LP cover OMEN "Battle Cry". Ogólnie to mieszanka power metalu amerykańskiego lat 80tych i stylu niemieckiego, przy czym tych thrashowych akcentów jest tu znacznie mniej niż na debiucie.
Mutz, jak to Mutz śpiewa wysoko, popiskuje, pokrzykuje bojowo i stale jest na planie pierwszym, wysuwając się ponad surowe i ostre gitary, którym jednak brakuje głębi wyrazu.
Ta płyta ma więcej cech melodyjnego speed/power i dużo utworów jest utrzymana w tym stylu, z galopującymi gitarami, znacznie bardziej melodyjnymi niż poprzednio bojowymi refrenami i surowymi krzyczanymi true chórkami. Tak brzmi numer tytułowy i "Army of Metalheads" czy też "By Steel We Rule". Pozytywnie wyróżnia się tu motyw główny z "Crusaders of the Metal Blade" i to numer wyjątkowo potoczysty. Czasem dosyć bezbarwnie się prezentują w kompozycjach w bardziej tradycyjnym heavy metalowym stylu rycerskim jak "Tonight the Witches Ride" i lepiej to wygląda gdy jednak przyspieszają lub zmieniają tempa i dodają łagodniejsze refreny i bitewne odgłosy ("Iron Legions"). Bardzo dobrze tym razem wypadły te wolniejsze numery o wyraźnych cechach metalu epickiego - dostojny i dobrze zaśpiewany "Carnage Rules the Fields of Death" oraz rozbudowana opowieść "Dethrone the Tyrant King" z dumnym miarowym riffem przewodnim. Do końca pozostają wierni idei "Heavy Metal to the End". Rycerskiego bitewnego zapału tej ekipie odmówić nie można w krzewieniu idei Honoru Miecza swoją muzyką. Zwieńczenie albumu oczywiście klasycznie true monumentalne w manowarowym stylu.
Ogólnie to nieco monotonna płyta i te tempa zazwyczaj podobne powodują, że utwory z lekka się zlewają w jeden power melodyjny bitewny dosyć surowy zgiełk.
Tym razem gitarzyści zagrali lepsze sola, zgrabne bez przeciągania i nadmiernej surowości. Dobrze prezentuje się również sekcja rytmiczna. Oswojenie się ze śpiewem Mutza i surową produkcją w stylu lat 80tych pozwala uznać ten album za dobry, aczkolwiek wiele do stylu epic power metalowy niewnoszący.
Ocena: 7/10
17.10.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Sacred Steel - Bloodlust (2000)
Tracklista:
1. Stormhammer 04:17
2. The Oath of Blood 04:05
3. By the Wrath of the Unborn 03:47
4. Blood on My Steel 05:06
5. Metal is War 03:05
6. Sacred Warriors of Steel 05:12
7. Dark Forces lead me to the Brimstone Gate 03:47
8. Master of thy Fate 06:15
9. Lust for Blood 03:53
10. Throne of Metal 04:17
Rok wydania: 2000
Gatunek: Epic Power Metal
Kraj: Niemcy
Skład zespołu:
Gerrit Philipp Mutz: śpiew
Jörg Michael Knittel: gitara
Oliver Großhans: gitara
Jens Sonneberg: bas
Mathias Straub: perkusja
War, Blood, Steel... Trzecia odsłona rycerskich true metalowych opowieści niemieckiego SACRED STEEL ukazała się w czerwcu 2000 oczywiście ponownie nakładem Metal Blade Records.
Grupa niczego nowego do swojej muzyki nie wprowadziła i jest to nadal power metal inspirowany amerykańskim power metalem rycerskim lat 80tych odegrany z niemiecką nieustępliwością i pewnymi wpływami melodic power nowszej generacji nastawionej na melodyjność kompozycji.
Te wpływy słychać w szybkim "Stormhammer" słychać także że Mutz nieco przystopował ze swoją manierą nadzwyczaj wysokiego śpiewania i okrzyków a zespół złagodniał w bojowych chórkach. Refreny są na tym albumie zazwyczaj przeciętne. Nie wnoszą niczego ani w kategorii epickiego grania, ani w wersji chwytliwych atrakcyjnych ubarwień bitewnych zmagań. Tak jest w ogólnie surowym "Metal is War" z refrenem niestety przypominającym parodie refrenów HELLLOWEEN. Także i na tym albumie przedstawiają surowe speed/power metalowe numery takie jak "By the Wrath of the Unborn" czy też "Lust for Blood" takie nieco pozbawione treści i mknące do przodu. Za to "Dark Forces Lead Me To the Brimstone Gate" przypominający nagrania GRAVE DIGGER czy PARAGON jest twardy i melodyjnie agresywny i to mimo braku oryginalności także wyróżniający się w riffach numer. Do wolniejszych bardziej tradycyjnych i pozbawionych power metalowych cech kompozycji należą tu "The Oath of Blood" oraz doskonały w dumnym stylu MANOWAR song bojowy "Blood on My Steel" gdzie tylko wypada żałować, że nie pomyślano nad bardziej wzniosłym dostojnym refrenem.
Autentyczny epicki heavy metal grają w monumentalnie rozpoczynającym się "Sacred Warriors of Steel" gdzie zwraca uwagę bardzo dobra współpraca gitarzystów i wolniejsze partie z długimi gitarowymi wybrzmiewaniami. "Master of thy Fate" jest bardzo łagodny i refleksyjny, z gitarą akustyczną potem zaś rozwija się jako klasyczny numer epic heavy metalowy w stylu amerykańskim.
Na koniec ładnie i dumnie galopują w "Throne of Metal" i ta płyta niezbyt już trącąca surowizną i z wypośrodkowanym wokalem jest solidną jak na niemieckie warunki propozycją z power metalem w epicko-rycerskich klimatach. Jest to także album bardziej europejski w brzmieniu, bas jest miękki i mocny i a perkusja nie za głośna. Gitarzyści dobrze słyszalni, jest też większa głębia w soundzie i kilka dobrych solówek, przy czym ogólnie są one jednak na tym LP elementem nieco drugoplanowym.
Dobry album z power metalem godzący gusta fanów power z USA i Europy, ale jednak tylko dobry w swojej kategorii.
Ocena: 7,3/10
18.10.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Sacred Steel - Carnage Victory (2009)
Tracklista:
1. Charge Into Overkill 3:46
2. Don't Break the Oath 3:48
3. Carnage Victory 5:56
4. Broken Rites 5:46
5. Crosses Stained With Blood 4:57
6. Ceremonial Magician of the Left Hand Path 5:04
7. The Skeleton Key 5:34
8. Shadows of Reprisal 1:33
9. Denial of Judas (Heaven Betrayed) 5:24
10. Metal Underground 4:22
11. By Vengeance and Hatred We Ride 5:16
Rok wydania: 2009
Gatunek: Epic Heavy/Power Metal
Kraj: Niemcy
Skład zespołu:
Gerrit P. Mutz - śpiew
Jens Sonnenberg - gitara
Jonas Khalil - gitara
Kai Schindelar - bas
Mathias Straub - perkusja
Kontrowersyjny zespół z Niemiec po trzech latach od wydania albumu poprzedniego wraca z nową płytą, wydaną przez Massacre Records w październiku.
Co by nie nagrali, zawsze wzbudzają kontrowersje i zawsze spory wybuchają wokół wokalnej strony prezentowanego materiału. O ile fani surowego epic heavy/power metalu są zazwyczaj zgodni co do tego, że muzyka tej grupy coś w sobie ma i prezentuje poziom co najmniej dobry, to Mutz wskazywany jest jako to ogniwo słabe, lub co najmniej kontrowersyjne.
W przypadku nowej płyty kontrowersje mogą się rozszerzyć i na samą muzykę.
Do tej pory SACRED STEEL zazwyczaj pokazywał się jako band grający surowo, bardzo tradycyjnie i true, z wokalistą specyficznym, ale i rozpoznawalnym, a dla wielu - dodającym uroku i smaczku epickim kompozycjom zespołu. Tym razem grupa lekko złagodniała, postawiła na zwiększenie dawki prostych melodii, w zamyśle chwytliwych i wpadających w ucho, w praktyce zaś nie zawsze jednak interesujących. Piski i beczenie Mutza czasem trudne do zniesienia, są też momenty, gdy śpiewa z drżeniem w głosie jak w wolniejszym, melodyjnym „Carnage Victory”.
Ogólnie jest dużo melodii, jak dla przykładu w „Broken Rites”, przy czym dużo grania jest w średnim tempie z masywną sekcją rytmiczną i tłusto brzmiącymi gitarami. Nie mogło też zabraknąć typowo epickich numerów i takim jest „Ceremonial Magician Of The Left Hand Path” z niemal doomową rytmiką, dostojny, walcujący i o długości dobranej z dużym wyczuciem.
Zdecydowanie wyróżnia się miażdżący numer „Denial Of Judas”. Bezwzględny, narastający true metalowy atak i tu ocena maksymalna - killer, i owszem, może nawet jeden z najlepszych, jakie ten zespół nagrał w ogóle. Nie bardzo wiem, o co chodzi z „Metal Underground” - jakby niemiecka wersja true BLACK SABBATH gdzieś przebija i tu rodzi się pytanie - czy takie różnicowanie stylów na jednym albumie zespołu kojarzonego z jednym stylem było dobrym rozwiązaniem? Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie takie numery jak „Charge Into Overkill” czy „By Vengeance And Hatred We Ride”, no już mi się takich rzeczy po prostu nie chce słuchać.
Na płycie zdecydowanie surowej i epicko pierwotnej owszem, tu jednak, gdzie zespół złagodniał i otworzył się na fanów bardziej wypolerowanego melodyjnego, tradycyjnego heavy metalu takie numery raczej odstręczają. Reasumując, płyta nie jest zła, wokalnie bardziej ugłaskana, brzmieniowo bardziej dopracowana niż poprzednie, okraszona dobrymi solami i pewną liczbą ciekawych pomysłów podanych w zgrabny sposób. Tyle, że powstał album wypośrodkowany i tych, którzy SACRED STEEL cenili za surowość i pewną toporność może nie zadowolić. Nie zadowoli także fanów melodyjnego heavy power w rycerskiej oprawie, bo Mutz zwolenników wysokiej klasy heavy metalowych wokali nie przekona do siebie nawet w najbardziej zapadających tu w pamięć refrenach.
Heavy metal, jakiego wiele, wsparty doświadczeniem otrzaskanych w bojach muzyków.
Ocena: 7/10
23.10.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Sacred Steel - Slaughter Prophecy (2002)
Tracklista:
1. The Immortal Curse 00:15
2. Slaughter Prophecy 03:33
3. Sacred Bloody Steel 03:40
4. The Rites of Sacrifice 03:59
5. Raise the Metal Fist 04:45
6. Pagan Heart 03:12
7. Faces of the Antichrist 04:03
8. Lay Me to My Grave 05:46
9. Crush the Holy, Save the Damned 03:32
10. Let the Witches Burn 03:52
11.Invocation of the Nameless Ones 09:16
Rok wydania: 2002
Gatunek: Epic Power Metal
Kraj: Niemcy
Skład zespołu:
Gerrit Philipp Mutz : śpiew
Jörg Michael Knittel : gitara
Oliver Großhans : gitara
Jens Sonneberg : bas
Mathias Straub : perkusja
Jest to czwarta płyta SACRED STEEL i pierwsza nagrana w ramach nowego kontraktu z Massacre Records.
SACRED STEEL kroczy dumnie po swojej true metalowej drodze epickiego zniszczenia wzorowanego na najmocniejszym USPM.
Mutz wraca zdecydowanie do pisków, ryków, wysokich ekstatycznych okrzyków, a wszystko na tle brutalnego ataku drapieżnych mrocznych gitar Knittela i Großhans. Ogólnie jest to album brutalny muzycznie, momentami na granicy death/thrash/power i przy okazji Slaughter Prophecy fanów rycerskiego USPM spotka spore rozczarowanie. Jednak bardziej klasyczne true granie jest tu udane i na pewno dynamiczny i pełen dumnego patosu Sacred Bloody Steel należy do najlepszych tego rodzaju numerów w dotychczasowej karierze SACRED STEEL. Znakomity jest także szybki i kruszący w riffach, a jednocześnie atrakcyjny w ponurej melodii Faces of the Antichrist. Warto zwrócić uwagę na krótkie apokalityczne solo w stylu SLAYER. Gdy SACRED STEEL gra wolniej, surowo i dostojnie, to zbliża się do MANILLA ROAD, przy czym oczywiście gitary ryczą tu znacznie głośniej, jak w Raise the Metal Fist, ale wolne partie zdecydowanie odzwierciedlają epicką stylistykę ekipy Sheltona. W jakiś sposób do MANILLA ROAD odnosi się również klimatyczny bardziej klasycznie heavy metalowy Lay Me to My Grave, gdzie Mutz pokazuje, że ma więcej do powiedzenia jako wokalista, niż to okazuje zazwyczaj. Bardzo ciekawie i emocjonalnie to zaśpiewał, niemal elegijnie w lżejszych fragmentach.
Sporo jest jednak po prostu typowego USPM bez większej historii, zagranego szybko i oznaczonego tyradami średnio wysoko śpiewającego Mutza i wspierającymi go chórkami (The Rites of Sacrifice, Pagan Heart, Crush the Holy, Save the Damned), przy czym jest to ostre i dosyć brutalne. Spośród tego typu kompozycji największe wrażenie robi tu autentycznie demoniczny i mocny w atakujących gitarach Let the Witches Burn.
Większość utworów zamyka się w czterech minutach, ale na zakończenie umieszczona została prawie dziesięciominutowa rozbudowana kompozycja Invocation of the Nameless Ones, stanowiąca dosyć interesujący mix power metalu i atmosferycznego melodic death metalu z wyraźnymi elementami epickimi. Ten numer ma pewne cechy grania skandynawskiego, a stylistyka epicka jest surowa i w pewnym stopniu odnosi się do battle/viking/pagan, bo tym razem Mutz korzysta z brutalnych wokali.
SACRED STEEL pozostał wierny swoim pryncypiom, choć trochę brutalniej podanym. Także brzmienie jest nad wyraz surowe i ostre, starannie wystylizowane na lata 80te przez samego Achima Köhlera.
Część tego, co tu zostało zaprezentowane, trzyma bardzo wysoki poziom i świadczy o potencjale twórczym grupy, który nie został jednak w pełni wykorzystany.
ocena: 7,6/10
new 21.06.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Sacred Steel - Iron Blessing (2004)
Tracklista:
1. Open Wide the Gate 04:57
2. Your Darkest Saviour 03:59
3. Screams of the Tortured 03:56
4. At the Sabbat of the Possessed (The Witches Ride Again) 03:42
5. Beneath the Iron Hand 05:07
6. Anointed by Bloodshed 03:39
7. Victory of Black Steel 04:52
8. I Am the Conqueror (Come and Worship Me) 04:14
9. Crucified in Heaven 04:02
10.The Chains of the Nazarene 06:38
11.We Die Fighting 03:17
Rok wydania: 2004
Gatunek: Epic Power Metal
Kraj: Niemcy
Skład zespołu:
Gerrit Philipp Mutz : śpiew
Jörg Michael Knittel : gitara
Oliver Großhans : gitara
Jens Sonneberg : bas
Mathias Straub : perkusja
W lipcu 2004 Massacre Records wydaje kolejny album SACRED STEEL i jest to autentyczna epic power metalowa maskara w niemieckim stylu.
Sound dwóch bezlitośnie nacierających gitar jest rozdzierający na strzępy, a przy wręcz krystaliczny co jeszcze wzmaga efekt totalnego zniszczenia, a sekcja rytmiczna wgniata w ziemię. Tak moc niezwykła i chowa się przy tym większość mocnych ekip power thrashowych z USA. Pierwotna, heroiczna moc rozsadza te wszystkie kompozycje, stal jest wszechobecna, a krew bohaterów leje się strumieniami. Sound fantastyczny i Mistrz Achim Köhler zrobił z tego majstersztyk barbarzyńskiego brzmienia odległego o lata świetlne od najbliższego garażu. Köhler zrobił tu jedną niezwykłą rzecz. Tak ustawił Mutza w centrum na wysuniętej pozycji, że jest on cały czas doskonale słyszalny, jest aktorem głównym, Mistrzem Ceremonii i Dzierżycielem Miecza w jednej osobie. Mutz odwdzięcza się za to pełnym zaangażowania meczeniem epickim, którego się na poprzedniej płycie nieco wyrzekł, a tu powraca w tej manierze w pełnej krasie.
Na początku w Open Wide the Gate wspomagają go death metalowe pomruki, potem już radzi sobie doskonale sam.
Jest i melodyjnie i brutalnie w szybkich, typowych dla SACRED STEEL Your Darkest Saviour i At the Sabbat of the Possessed. Jest nawet bardzo brutalnie, niemal death/thrashowo we wstępnej i końcowej części Anointed by Bloodshed oraz w Victory of Black Steel i trzeba przyznać, że brutalnych wokali słucha się z większą przyjemnością niż czystych oraz chórków, które szczególnie mocną stroną tej ekipy nigdy nie były. W Crucified in Heaven słychać bliskie echa MANILLA ROAD w stylu epickiej narracji, ale to chyba jedyny przypadek na tym LP, gdzie inspiracje są tak wyraźne.
Oczywiście grają i nieco wolniej w Screams of the Tortured, gdzie znajduje się miejsce dla czytelnych epickich tyrad Mutza w refrenie, ale ogólnie klasyczne epickie heavy klimaty to nie jest to, w czym SACRED STEEL czuje się najlepiej i ta płyta to przede wszystkim teutońskie natarcie w ramach szeroko rozumianego USPM (Beneath the Iron Hand, I Am the Conqueror)
Bardzo wolny i dostojny The Chains of the Nazarene jest niemal, a raczej na pewno, efektem obserwacji sceny epic/heavy doom, przy czym niekoniecznie tylko CANDLEMASS, ale może nawet LONGINGS PAST. Jest tu bardzo dobra łagodna partia, trochę krótka i dużo Mutza, całkiem solidnie radzącego sobie z doom metalową retoryką.
Zapewne SACRED STEEL nie uznałby dzieła zniszczenia za zakończone gdy na końcu ostro i mocno nie uderzył w We Die Fighting, ogólnie podsumowującym zawartość tego albumu. Tyle że tu Mutz wydaje się już nieco zmęczony.
Kto oczekiwał kontynuacji z 2002 ten się na tej płycie nie zawiódł, natomiast ci, którzy liczyli na niemiecki MANOWAR, musieli nadal pozostać w kręgu MAJESTY.
SACRED STEEL ostry, brutalny, dynamiczny i bezkompromisowy.
ocena: 7,7/10
new 6.10.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Sacred Steel - Hammer of Destruction (2006)
Tracklista:
1. Hammer of Destruction 04:11
2. Where Demons Dare to Tread 04:32
3. Maniacs of Speed 03:27
4. Blood and Thunder 03:37
5. Impaled by Metal 05:48
6. Descent of a Lost Soul 01:14
7. Black Church 08:52
8. Generally Hostile (Jag Panzer cover) 03:14
9. Plague of Terror 03:55
10.Sword and Axes 04:53
11.The Torch of Sin 04:28
Rok wydania: 2006
Gatunek: power/thrash metal
Kraj: Niemcy
Skład zespołu:
Gerrit Philipp Mutz: śpiew
Jonas Khalil: gitara
Jens Sonneberg: gitara
Kai Schindelar: bas
Mathias Straub: perkusja
W listopadzie 2006 Massacre Records wydaje kolejny album SACRED STEEL. Nie jest to już jednak ten sam SACRED STEEL co jeszcze dwa lata wcześniej. Obaj gitarzyści odeszli, a nowy Jonas Khalil wywodzi się zdecydowanie z thrashowego środowiska. Sonnenberg zamienia bas na gitarę rytmiczną, a jego miejsce zajmuje Kai Schindelar z LANFEAR, który z graniem typowym dla SACRED STEEL nie miał do tej pory do czynienia.
Młot Zniszczenia niszczy aż za bardzo, nawet jak na SACRED STEEL.
Rezultatem tych wszystkich zmian jest pojawienie się albumu power/thrashowego, gdzie element epicki pozostaje już w zasadzie tylko w tekstach. Sporo tu prostej niemieckiej brutalnej power/thrashowej nawalanki w mało wyrazistych kompozycjach Hammer of Destruction, Where Demons Dare to Tread i jest wrażenie obcowania z najstarszymi nagraniami KREATOR, choć bez tej porywającej melodyjności barbarzyńskiej tamtych kompozycji. Gdyby tu szukać czegoś bardziej interesującego w tym właśnie stylu, to na pewno wyróżnia się morderczo rozegrany w szybkim tempie Maniacs of Speed, ale na pewno tylko ze względu na wyborną grę gitarzystów wypluwających speedowe riffy z prędkością obrotu lufy działka typu Gatling.
Interesująca jest w tym wszystkim pozycja Mutza. On tu oczywiście nadal pręży swoje wokalne muskuły, regularnie też pomiaukuje epicko w swoim stylu, ale można odnieść wrażenie, że nikt tu specjalnie na niego uwagi nie zwraca. Mutz śpiewa swoje, wciśnięty w mocny sound oby gitar, a gitarzyści grają swoje, nie bardzo przejmując się tu sławieniem Kultu Stali i Miecza.
Trudno jest doszukać się epickości w typowych power thrashowych Blood and Thunder i może tylko jest tego trochę w sposobie galopu gitar w Impaled by Metal i występujących tu chórkach. No i na pewno wolniejszy Black Church jest taki bardziej epicki w stylu dawniejszych, a może nawet najdawniejszych, ale to kompozycja bardzo jednowymiarowa i tu jeden motyw, wzbogacony o "chórki mnichów" oraz ryki i skrzeki black metalowe ogrywają praktycznie przez cały czas.
Cover JAG PANZER po prostu solidnie odegrany... Ogólnie jest wrażenie, że SACRED STEEL próbuje się na tym LP amerykanizować w stylu, powiedzmy HELSTAR, ale zasadniczo przeszkadza w tym ogólna toporność (choć technicznie grają bez zarzutu) i brak pomysłu na wciągające refreny.
Potem do końca ta sama nawalanka power thrashowa do samego końca. Szybko i brutalnie w Plague of Terror, w dosyć udanym Sword and Axes niby uczestniczy publiczność i na koniec surowo i znowu brutalnie w The Torch of Sin, choć tu akurat jest jeden z bardziej tradycyjnych heavy epic refrenów.
Brzmienie jest bardzo dobre (Christian Schmid i R.D.Liapakis), jest zdecydowanie lepsze od wielu podobnych płyt z USA i Niemiec. No cóż, jak już dewastować Młotem, to z klasą. Zagrane niezwykle sprawnie zupełnie nieoryginalne kompozycje, ale gdyby zostały zagrane gorzej, to płyta mogłaby zostać uznana za zupełnie nieudaną. A tak w swojej raczej prymitywnej kategorii jest to album dobry.
ocena: 7/10
new 14.10.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Sacred Steel - The Bloodshed Summoning (2013)
Tracklista:
1. Storm of Fire 1916 03:08
2. No God / No Religion 04:58
3. When the Siren Calls 04:53
4. The Darkness of Angels 05:57
5. The Bloodshed Summoning 05:50
6. Under the Banner of Blasphemy 02:30
7. Black Towers 04:26
8. Crypts of the Fallen 05:48
9. The Night They Came to Kill 04:04
10. Join the Congregation 00:18
11. Journey into Purgatory 07:42
12.Doomed to Eternal Hell 00:57
13.Perversions of the Scriptures 03:27
14.Unbinding the Chains 04:49
15.Dig Up Her Bones (Misfits cover) 02:55
Rok wydania: 2013
Gatunek: power/thrash metal
Kraj: Niemcy
Skład zespołu:
Gerrit P. Mutz - śpiew
Jens Sonnenberg - gitara
Jonas Khalil - gitara
Kai Schindelar - gitara basowa
Mathias Straub - perkusja
W roku 2013 SACRED STEEL zapewne uznał, że za mało w Niemczech pojawia się power/thrashowej łupaniny w odmianie jaskiniowej i zaprezentował album "The Bloodshed Summoning". Dzieło to zostało wydane w lutym przez znaną wytwórnię Cruz del Sur Music, która znana jest niestety także z pewnej liczby, delikatnie mówiąc "nietrafionych strzałów".
SACRED STEEL na płycie poprzedniej nieco ucywilizował się po brutalnych wycieczkach do USA w latach wcześniejszych i wydawało się, że może epicko i rycersko ucywilizuje się po czterech latach przerwy jeszcze bardziej. Jednak nic z tych rzeczy. O ile jeszcze, pomijając fatalne zaśpiewy Mutza, obok muzyki opener Storm of Fire 1916 można uznać za sentymentalną wycieczkę w czasy debiutu KREATOR, to, co dzieje się dalej w zasadzie jest poniżej krytyki. Prymitywizm power/ thrashowego grania, a nawet death/thrashowego w większości tych kompozycji zawstydza. Ani nie jest dobry zestaw podstawowych riffów, ani nie są nic warte melodie, a slayerowskie solówki to mętne odbicie oryginału.
Gdyby szukać analogii to najwięcej tu z SUICIDAL ANGELS zagranego o dwa piętra muzyczne niżej, żenującego i budzącego politowanie bezradnością wykonania. Tu nie chodzi o to, że SACRED STEEL nie gra ładnych podniosłych melodyjek o smokach i rycerzach oraz Chwale Miecza. Tu chodzi o to, że grając power/thrash robią to marnie i nie podnoszą ciśnienia, a jeśli już, to tylko na kilkanaście sekund najwyżej. Poza pędzeniem w niewyszukanych speed thrash/power metalowych kompozycjach oferują także nieco metalowej epiki, która brzmi jak odrzuty z niespecjalnie przecież udanej sesji nagraniowej "Carnage Victory", oczywiście także stosunkowo szybkiej jak w Journey into Purgatory czy też When the Siren Calls (najbardziej melodyjny zestaw riffów refrenie na całej płycie) czy absolutnie nieudany tytułowy The Bloodshed Summoning. Trudno sobie wyobrazić utwór o bardziej fatalnej melodii... Prymitywizm "epickości" Black Towers budzi uczucie współczucia dla tej zasłużonej ekipy, a Crypts of the Fallen być może jeszcze większe.
Szarpanina z thrashem udającym granie epickie wypełnia większą część drugiej połowy albumu, choć kończą w raczej kompromitującym, podobno epickim Unbinding the Chains.
Wyróżnić nikogo tu nie można, cała ekipa dostosowała się solidarnie do jaskiniowej ciemności metalowego grania ludów pierwotnych. Klasyczne Zagłębie Ruhry.
Próbowano uzyskać brzmienie stalowe i posępne, wyszło rozmyte i szarobure, a miejscami mało czytelne. Po części to taki sound modern groove, ale na jaki pożałowano pieniędzy w średniej klasy studio. Tym razem niestety nasz polski realizator Mariusz Piętka się zupełnie nie popisał.W sumie zasadnicze zadanie zostało przez SACRED STEEL wypełnione. Doszedł kolejny do zestawu "Jak Niemcy grają toporny power/thrash" i chyba przecież o to chyba tu w końcu chodziło.
ocena: 4,5/10
new 20.10.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Sacred Steel - Heavy Metal Sacrifice (2016)
Tracklista:
1. Intro (Glory Ride) 01:05
2. Heavy Metal Sacrifice 04:29
3. The Sign of the Skull 06:10
4. Hail the Godz of War 03:24
5. Vulture Priest 05:18
6. Children of the Sky 04:06
7. Let There Be Steel 07:29
8. Chaos Unleashed 04:09
9. The Dead Walk the Earth 03:31
10. Beyond the Gates of Nineveh 06:45
11. Iron Donkey 00:41
Rok wydania: 2016
Gatunek: epic power metal
Kraj: Niemcy
Skład zespołu:
Gerrit P. Mutz - śpiew
Jens Sonnenberg - gitara
Jonas Khalil - gitara
Kai Schindelar - gitara basowa
Mathias Straub - perkusja
W 2016 SACRED STEEL powraca na jedynie słuszną drogę epickiego metalu Miecza I Topora i nagradza cierpliwości fanów albumem pod wiele znaczącym tytułem "Heavy Metal Sacrifice", wydanym przez Cruz del Sur Music w październiku tegoż roku.
Tu SACRED STEEL wraca do swoich korzeni, do czasów najdawniejszych i ostry, drapieżny, ale heroiczny styl kompozycji z tej płyty przypomina okres początkowy działalności zespołu, nie pozostawiając w utworze tytułowym Heavy Metal Sacrifice żadnych co do tego wątpliwości. Nie jest to może numer szczególnie porywający, ale przynajmniej Mutz śpiewa bez tego drażniącego manieryzmu i słucha się tego jak solidnego, ostrego i surowego epickiego power metalu.
Zwarte, szybkie Hail the Godz of War i The Dead Walk the Earth to taki SACRED STEEL z początku stulecia, drapieżny i bezwzględny, ale bardzo zgrabnie rozegrane to zostało i ma swój teutoński urok. Grupa wykorzystuje tu także doświadczenia z grania power/thrashowego i riffy są technicznie bardzo zaawansowane w tej kategorii. Podobnie energicznie prezentuje się także Children of the Sky z dwoma wokalami, ale tu ta drapieżność jest zdecydowanie złagodzona w najbardziej łagodnym na tym albumie refrenie. Z kolei Chaos Unleashed jest najbardziej zbliżony do classic heavy epic, bez elementów power i speed i to taki ukłon w kierunku archetypowej tradycji niemieckiej i po części własnej z dawnych czasów. Drugą taką kompozycją jest dumny i dostojny w tempach średnich Vulture Priest i byłby to niewątpliwie killer, gdy dobrano do tego bardziej wyrazisty refren.
SACRED STEEL bardzo dobrze rozgrywa kompozycje dłuższe, wolniejsze, dbając o epickość melodii i uroczysty klimat, spowity aurą bitewnej surowości. Tak prezentuje się The Sign of the Skull z łagodną, refleksyjną partią centralną, Let There Be Steel z wyrazistym refrenem i kilkoma efektownymi przyspieszeniami oraz kolejną bardzo delikatna partią w połowie i okazuje się, że Mutz potrafi bardzo ładnie zaśpiewać wysoko i rockowo. Sporo klimatu jest na tej płycie, zupełnie odmiennego od siłowego grania z poprzednich płyt i zamykający ten album Beyond the Gates of Nineveh płynnie przechodzi od bardzo delikatnych momentów do ostrzejszej, ale odpowiednio epicko melodyjnej narracji.
Oczywiście, króciutki Iron Donkey na końcu to taki żart i chyba trochę autoironii i autorefleksji jest w tym... I słusznie.
Mutz prowadzi, zespół gra jak doskonale rozumiejący się organizm i wszyscy robią tu jak należy to, co do nich należy. Kilka bardzo dobrych solówek tu można usłyszeć, choć ogólnie gitarzyści rozgrywają wszystko w sposób spokojny i bez eksperymentów. Całość w oprawie brzmieniowej, do której SACRED STEEL przyzwyczaił na płytach, gdzie grali realny epic power. Surowe gitary, głośna perkusja, czyli klasycznie dla nich.
Może nie jest to jakaś płyta przełomowa dla metalu niemieckiego, ale na pewno dla SACRED STEEL, bo najlepsza.
ocena: 8/10
new 6.11.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
|