U.D.O.
#1
U.D.O. - Mastercutor (2007)

[Obrazek: R-3041325-1565166842-9568.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Mastercutor 05:17
2. The Wrong Side of Midnight 04:54
3. The Instigator 03:47
4. One Lone Voice 04:20
5. We Do - For You 04:03
6. Walker of the Dark 05:00
7. Master of Disaster 04:14
8. Tears of a Clown 03:53
9. Vendetta 04:11
10. The Devil Walks Alone 03:21
11. Dead Man's Eyes 04:26
12. Crash Bang Crash 03:06

Rok wydania: 2007
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład:
Udo Dirkschneider - śpiew
Igor Gianola - gitara
Stefan Kaufmann - gitara
Fitty Wienhold - bas
Francesco Jovino - perkusja

Każdy następny album Małego Kaprala jest przewidywalny jak trzęsienie ziemi na Jawie. Dlatego też, gdy w maju nakładem AFM Records pojawił się ten krążek ekipy U.D.O. raczej z góry wiedziałem czego się należy spodziewać. Skład ekipy pozostał niezmieniony od czasu nagrań poprzedniego albumu, a wieloletnia współpraca Dirkschneidera z gitarzystą Stefanem Kaufmannem dawała podstawy przypuszczać, że usłyszymy kolejny LP niewydany pod szyldem ACCEPT.

Wita nas tytułowy "Mastercutor" z intro równie zabawnym, jak spojrzenie samego Udo, ale już po kilkudziesięciu sekundach włącza się tradycyjnie metalowa nawalanka gitar panów Kaufmanna i Gianoli. Zarówno w tym utworze jak i w pozostałych prym wiedzie oczywiście pierwszy z tej dwójki. Perkusja przycina równo i metodycznie bez zbędnych wykrętasów, i co ważne jest dobrze wmontowana brzmieniowo w całość. Dalej mamy klasyczne dla stylu wczesnego ACCEPT kompozycje. „One Lone Voice” zachwyca wpadającym w ucho refrenem, by po nim zaskoczyć całkowicie nieudanym "We Do For You", który za grosz nie potrafi wzbudzić odrobiny zainteresowania. "Walker In The Dark" w zamyśle ma straszyć, ale mnie raczej rozbawił naiwną nieporadnością. Dosyć dziwaczny jest także "‘Master Of Disaster", oscylujący pomiędzy industrialnie przerobionym PRIMAL FEAR i chórkami z rodem przedstawień szkolnych. Całkowita zmiana nastroju następuje w "Tears Of a Clown". Numer to delikatny i smutny, wywołujący chwilę zadumy z wokalem Dirkschneidera, jaki chciałoby się słyszeć częściej. Sympatyczny utwór, ale cóż z tego, kiedy Axel Rudi Pell zrobił podobny już wcześniej ze znacznie lepszym rezultatem. Dalej U.D.O. powraca do stylu wypracowanego przez lata i zarówno "Vendetta"jak "The Devil Walks Alone" oraz "Dead Man's Eyes" to szybkie, agresywne, melodyjne kompozycje w typowej "acceptowej" formule bez ambicji na stwarzanie pozorów oryginalności. Wszystko zagrane sprawnie i zacięciem, a dodatkowo należy przyznać, że Udo jest w bardzo dobrej formie. Zwieńczenie dzieła jest niestety słabiutkie. Zamykający numer "Crash Bang Crash" brzmi jak skrzyżowanie trzeciorzędnych zespołów niemieckich z amerykańskim glamem i chwały kapeli na pewno nie przynosi. Należy jeszcze dodać, że istnieją ponadto rozszerzone wydania limitowane tego albumu w tym europejskie z dwoma dodatkowymi utworami "Screaming Eagles"i "Borderline".

Podsumowując wszystko powyższe uważam, że rewelacji nie ma. Zresztą nawet jej nie oczekiwałem. Jest to solidny album z tradycyjnym metalem w stylu ACCEPT i U.D.O. Mocny o przyjemnym brzmieniu, lecz mało odkrywczych kompozycjach. Wszystko to już przecież było. Czasem trochę gorzej, a czasem trochę lepiej. Kto lubi takie granie raczej nie powinien być zawiedziony, ale jeśli ktoś szuka nieco więcej finezji i urozmaicenia to tu tego niestety nie znajdzie.



Ocena: 6.5/10

27.05.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
U.D.O. - Rev-Raptor (2011)

[Obrazek: R-3098703-1572211552-9667.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Rev-Raptor 03:42
2. Leatherhead 04:09
3. Renegade 03:29
4. I Give As Good As I Get 04:19
5. Dr. Death 03:46
6. Rock 'n' Roll Soldiers 04:16
7. Terrorvision 03:59
8. Underworld 04:18
9. Pain Man 03:53
10. Fairy Tales of Victory 04:00
11. Motor-Borg 03:24
12. True Born Winners 03:26
13. Days of Hope and Glory 04:28

Rok wydania: 2011
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Udo Dirkschneider - śpiew
Stefan Kaufmann – gitara
Igor Gianola – gitara
Fitty Wienhold – bas
Francesco Jovino - perkusja

Kapral Udo Dirkschneider po raz kolejny stawia na baczność na płycie swojego zespołu.
Zasady musztry te same, co w ciągu ostatnich 20 lat, czy od początku istnienia grupy.

"Rev-Raptor", oferuje kwadratowy niemeicki heavy metal z typowym "łooo-oooo" i lekkim mrokiem. W podobnym, nieco posępnym klimacie utrzymany jest "Leaterhead". "Renegade" jest nieco ostrzejszy, bardziej w stylistyce heavy/power, tak z obszarów GRAVE DIGER iz równie mało atrakcyjną melodią. "I Give As Good as I Get" to nie zapadająca w pamięć ballada, następna do kolekcji podobnych produkcji z wcześniejszych płyt. "Dr. Death" to znów coś z GRAVE DIGGER, choć refren jest godny co najwyżej płyt HELLOWEEN z Derisem. "Rock'n'Roll Soldiers" to niestety  ACCEPT z "Objection Overruled" i takim metalowym gniotem jak "Slaves to Metal".
"Terrorvision" to raczej Udo z poprzednich dwóch płyt, "Underworld" stara się zbliżyć podniosłością teutonic heavy ostatniego ACCEPT, jednak z tą grupą przegrywa sromotnie niemal na każdym froncie. Próbują mieszać jakieś akustyki, to gitary, prowadzi bas... No ale to nie ta liga. "Pain Man" bardzo podobny w konstrukcji i jeszcze bardziej kwadratowy, "Fairy Tales of Victory" stara się nawiązać do wcześniejszej działalności, a "Motor-Borg" granie bardziej motoryczne nie prowadzi do niczego poza słabymi echami PARAGON.
"True Born Winners" to heavy metal bez treści w wyświechtanej formie, z kolei "Days of Hope and Glory" niebezpiecznie zbliża się do MANOWAR. Oczywiście w wersji niemieckiej, jednak nie jak WIZARD czy MAJESTY. UDO spotyka MANOWAR i jest to po prostu średnie.

Średnie to, jak cała płyta poza brzmieniem, które jest zrealizowane profesjonalnie i bez zarzutu. Sola jednak potwornie przeciętne, momentami nawet irytujące, bas sobie pogrywa, a perkusja prosto wybija rytm do prostej muzyki. Udo wokalnie jak zwykle, czyli co kto lubi. Coś tam muzycznie starali się pokombinować, ostatecznie jednak nagrali płytę taką, co zwykle. Fani i zwolennicy zapewne będą zadowoleni i raczej tylko oni. Prawda jest, że UDO ma dużą grupę takich wiernych fanów, ale jednak chyba głównie przez sentyment Kaprala z jego czasów w ACCEPT.
 


Ocena: 6/10

new 22.07.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
U.D.O - Steelfactory (2018)

[Obrazek: R-12460536-1535727384-2475.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Tongue Reaper 04:25
2.Make the Move 04:04
3.Keeper of My Soul 04:02
4.In the Heat of the Night 04:52
5.Raise the Game 04:11
6.Blood on Fire 04:42
7.Rising High 04:09
8.The Devil Is an Angel 04:34
9.Hungry and Angry 04:36
10.One Heart One Soul 04:56
11.Pictures in My Dreams 06:08
12.A Bite of Evil 05:10
13.Eraser 04:00
14.Rose in the Desert 04:11
15.The Way 04:47

rok wydania: 2018
gatunek: heavy metal
kraj: Niemcy

skład zespołu:
Udo Dirkschneider - śpiew
Andriej Smirnow - gitara
Fitty Wienhold - gitara basowa
Sven Dirkschneider - perkusja

Tak. Kapral Udo Udo Dirkschneider niezniszczalny jest, choć od roku 2015 U.D.O. to interes rodzinny, bo za perkusją siedzi od tego czasu syn Udo - Sven, który zaczynał jako pracownik techniczny Nigela Glockera z SAXON i nawet zastępował go w czasie koncertów, gdy ten był niedysponowany. Jednak czas terminowania się skończył i teraz Sven wspiera ojca na kolejnej płycie U.D.O. Z innych istotnych zmian - podziękował w 2017 gitarzysta z Finlandii Kasperi Heikkinen i na tym LP Andriej Smirnow dokonał trudnej sztuki nagrania wszystkich partii gitarowych w pojedynkę. Smirnow to jednak bardzo kompetentny gitarzysta, co udowadnia w U.D.O. już od sześciu lat. Natomiast sam Udo udowadnia, że także mając lat 66 można śpiewać heavy metal i robić to nadal bardzo dobrze. Nowa płyta została wydana przez AFM Records w końcu sierpnia.

Oczywiście po U.D.O. nie można się spodziewać niczego więcej, niż tylko muzyki jaki ten zespół pod kierunkiem Dirkschneidera gra od 31 lat. Melodyjny mniej lub bardziej tradycyjny heavy metal niemiecki, często szybki, często drapieżny, czasem romantyczny, a czasem drażniący swoją topornością.
Tym razem U.D.O. swoich fanów także nie zawodzi. Wśród serii takich sobie typowych dla Dirkchneidera numerów jakie gra od dziesięcioleci, jest kilka udanych kompozycji z szybkim Tongue Reaper już na samym początku. Wyborny jest również Eraser z fenomenalnym riffem głównym i ten kto go wymyślił zasługuje na order. Dawno już nie słyszałem czegoś takiego na żadnej płycie U.D.O. Moc rocka i metalu w jednym! Zwraca uwagę także wyjątkowo dobry, łagodniejszy i rytmiczny przebojowy In the Heat of the Night, co ciekawe stylowo zbliżony do ACCEPT z Tornillo. Interesujące, co naprawdę Udo myśli o ACCEPT święcącym sukcesy bez niego i killerskich płytach swojego dawnego bandu w ostatnich latach. Tak czy inaczej In the Heat of the Night to his sporego formatu. Toporności pewnego od zawsze lansowanego przez U.D.O. grania nie jest w stanie zamaskować w Raise the Game, ani coś w rodzaju melorecytacji, ani motyw arabski. Ten podstawowy riff i to tempo wykorzystywane było już na płytach U.D.O. dziesiątki razy. Zresztą dotyczy to i kilku innych kompozycji na tym LP, choć należy przyznać, że robią co mogą, by to brzmiało bardziej oryginalnie. Oczywiście miłośnicy U.D.O. z pewnością radują się słysząc mocny i dynamiczny Rising High, prosty niemiecki heavy z przebojowym, potoczystym refrenem czy bujający hard'n'heavy Hungry and Angry. Ładnie zrobiony jest również spokojniejszy One Heart One Soul. Poza tym jednak dużo zwykłego kwadratowego grania rodem z Niemiec i od tego U.D.O. uciec nie da.

Udo ma kilka wokalnych potknięć, chociażby w balladzie The Way, ale życzę wszystkim tyle energii i wigoru ile ma Kapral, gdy będziecie  w jego wieku. Smirnow rozegrał partię wyśmienitą. Potwierdza to co się o nim mówi, że ożywił i wyciągnął tę grupę z pewnego marazmu i muzycznej przewidywalności. Kilka jego solówek jest na tym albumie po prostu wspaniałych. Sven spisał się bardzo dobrze i zrobił wszystko co perkusista (każdy) powinien zrobić grając w U.D.O. Jeśli czasem można było mieć zastrzeżenia do brzmienia płyt Udo, to tym razem jest to majstersztyk. Całość produkcji to  Jacob Hansen, który tym razem nic nie spieprzył, a głos Kaprala miksował stary druh Stefan Kauffman.
Rzecz jasna "Steelfactory" to żadna tam rewelacja metalowa, to po prostu kolejny album legendy niemieckiego heavy metalu, który od zawsze gra to samo. Są na tym LP i mielizny i momenty nudnawe, jednak bije z niego taka jakaś pozytywna energia, szczery przekaz, radość z grania, że powiem - niech tam, bardzo dobra płyta!



ocena: 8/10

new 4.09.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
U.D.O - Animal House (1987)

[Obrazek: R-2176192-1453887823-8001.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Animal House 04:19
2.Go Back to Hell 04:31
3.They Want War 04:12
4.Black Widow 04:29
5.In the Darkness 04:03
6.Lay Down the Law 03:47
7.We Want It Loud 04:06
8.Warrior 04:12
9.Hot Tonight 04:37
10.Coming Home 03:39
11.Run for Cover 04:43

rok wydania: 1987
gatunek: heavy metal
kraj: Niemcy

skład zespołu:
Udo Dirkschneider - śpiew
Peter Szigeti - gitara
Mathias Dieth - gitara
Frank Rittel - gitara basowa
Thomas Franke- perkusja

W roku 1987 różnice artystyczne spowodowały, że Udo Dirkschneider postanowił opuścić ACCEPT i założyć własny zespół pod nazwą U.D.O. i grać heavy metal z jakim jego macierzysta formacja szturmowała światowe listy metalowych hitów w czasach "Breaker" czy też "Restless and Wild" - prostszym, ostrzejszym niż "Russian Roulette" i mniej komercyjnym niż "Metal Heart". Dirkschneider zdołał zebrać skład złożony z uznanych metalowych muzyków lat 80 tych z Niemiec i znalazł się w nim gitarzysta Peter Szigeti z WARLOCK Doro Pesch, Mathias Dieth (ex GRAVESTONE i SINNER), basista Frank Rittel, także z WARLOCK oraz jedyny mniej znany w tym towarzystwie perkusista Thomas Franke. Zespół nie miał oczywiście problemu z uzyskaniem kontraktu płytowego i już w listopadzie 1987 RCA wydało pierwszy album nowej formacji Kaprala.

Dirkschneider słowa dotrzymał i ta płyta to zbiór kompozycji stanowiących proste odniesienie do stylu z lat poprzedzających "Metal Heart", z klasycznym śpiewem Udo i typowym dwu gitarowym atakiem wypełniającym przestrzeń seriami prostych i dosyć surowych riffów. Wszystko jak w "starym" ACCEPT. Dirkschneider nie zdołał jednak stworzyć ani jednej kompozycji, którą można by określić jako killer w "starym" stylu i to wszystko to utwory poprawne, sztampowe i zachowawczo konwencjonalne. Często się tu zdarza, że gitarzyści wyprowadzają kilka ekscytujących riffów, a potem nagle wszystko wraca do powszedniości niemieckiego topornego heavy metalu, siłowego i nieco kompozytorsko bezradnego. Do bardziej wyróżniających się utworów należą tu Go Back to Hell z pełną melodyjnej energii grą gitarzystów i rozpoznawalnym refrenem. Czasem grają nieco wolniej w bardziej heroicznej manierze, ale They Want War jest bardzo średni i tylko nasycony pewną posępnością i chłodem można uznać za umiarkowanie interesujący. Pojawiła się także obowiązkowa kompozycja w stylu łagodnego radiowego przeboju In the Darkness, jednak w każdej opcji gorsza od podobnych kompozycji ACCEPT z pierwszej połowy lat 80-tych. Być może rolę domniemanego killera miał tu spełniać dynamiczny We Want It Loud dążący do refrenu, ale ten zasadniczo rozczarowuje. Album zamyka zupełnie niezły Run for Cover na swój sposób odmienny od reszty, o cechach metalowego hymnu w refrenie, choć sama otoczka tego refrenu wydaje się nieco zbyt uboga i ascetyczna, mimo wykorzystania ornamentacji para-symfonicznych.
Być może najlepszy z tego wszystkiego jest bardzo prosty, z rozpoznawalnym refrenem i świetnymi partiami basu Coming Home, jednak to tylko bardzo dobry, nieskomplikowany numer jakich na płytach niemieckich grup grających szybko i melodyjnie pojawiało się w tym czasie bardzo dużo.

Klasyczny ACCEPT bez tej chwytliwości, nawet gdy grali ostrzej i bardziej surowo. Oczywiście, należy podkreślić bardzo dobrą grę gitarzystów i ogólnie solidne wykonanie doświadczonej ekipy, ale chyba akurat gitarzyści nieco się tu duszą w ciasno narzuconych ramach przyjętej konwencji. Brzmienie to także powrót do soundu ACCEPT z lat 1980 - 1983 i chyba najbliżej tu do "Restless and Wild". Masteringu dokonał Mistrz George Marino z Nowego Jorku.
Nowa grupa podzieliła fanów. Jedni nie mogli wybaczyć Dirkschneiderowi "zdrady" ACCEPT, inni z uznaniem odnieśli się do "powrotu do korzeni". Generalnie jednak U.D.O. tak dużego sukcesu, jak oczekiwał lider nie odniósł i skończyło się to zakończeniem współpracy ze wszystkimi, którzy tu zagrali, poza Diethem.
Niezależnie od niedostatków album ten jest dziś uznawany za klasyczny i doczekał się chyba największej liczby reedycji w latach późniejszych, a także nieco mocniej brzmiącej wersji zremasterowanej z 2008.


ocena: 6,3/10

new 15.12.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#5
U.D.O - Mean Machine (1989)

[Obrazek: R-1916909-1510409328-7878.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Don't Look Back 03:11
2.Break the Rules 04:00
3.We're History 03:30
4.Painted Love 04:57
5.Mean Machine 03:53
6.Dirty Boys 03:47
7.Streets on Fire 03:50
8.Lost Passion 04:10
9.Sweet Little Child 04:48
10.Catch My Fall 03:55
11.Still in Love with You 00:49

rok wydania: 1989
gatunek: heavy metal
kraj: Niemcy

skład zespołu:
Udo Dirkschneider - śpiew
Andy Susemihl - gitara
Mathias Dieth - gitara
Thomas "Bodo" Smuszynski - gitara basowa
Stefan Schwarzmann - perkusja

Dirkschneider bardzo konsekwentnie dążył do zbudowania zespołu godnego poziomu ACCEPT. Do nagrania kolejnego albumu zebrał imponujący skład, w którym znalazł się gitarzysta Andy Susemihl z SIINER oraz potężna sekcja rytmiczna z Thomasem "Bodo" Smuszynskim z DARXON i Stefanem Schwarzmannem z RUNNING WILD, starym kumplem z ACCEPT.
W styczniu 1989 roku wytwórnia RCA wydała drugi album U.D.O. zatytułowany " Mean Machine".

Sekcja rytmiczna gra wybornie nabijając kruszący rytm w kompozycjach Dirkschenidera, które są jednak niemal kopią tych z debiutu i na nic tu talent Susemihla ograniczonego ciasnymi schematami aranżacyjnymi Udo. Szybko rytmicznie, w prosty sposób dążą do celu i te melodie gdzieś przemykają jedna za drugą, podobne do siebie i skrojone według jednej miary dopasowanej do wczesnego ACCEPT. Jeszcze na samym początku to dobrze brzmi w melodyjnie agresywnym Don't Look Back, potem jednak schodzą na obszary "Turbo" JUDAS PRIEST  w paskudnej dyskotekowej para- elektronice w Break the Rules, choć może i ten refren jest jednym z bardziej bujających na tym albumie. Nudzą jednak heroiczne tyrady Udo w We're History, Streets on Fire i Mean Machine, a to, co grają w Painted Love ACCEPT ograł wiele razy. Chyba najlepszą kompozycją jest tu Dirty Boys, ale nie z powodu rock/metalowego refrenu, a raczej pewnej liczby doskonałych riffów i zagrywek gitarowych, jakie się znalazły. Toporny ogólnie Lost Passion jest nieco mniej toporny tylko dlatego, że i tu gitarzyści wykazują więcej inwencji, choć dosyć nieśmiało i na planie drugim. Totalnie się nie udała łzawa ballada Sweet Little Child i ogólnie końcówka końcówka albumu jest wyjątkowo słaba w rozkrzyczanym i bezładnym Catch My Fall z naiwnym rockowym refrenem chóralnym.

Brzmieniowo jest to płyta minimalnie cięższa od debiutu, więcej także głębi i zaznaczonego drugiego planu. Zagrana jak należy, ale ograniczenia kompozycyjne rozwinąć skrzydeł nikomu nie pozwoliły. Na pewno sekcja rytmiczna pokazała się z najlepszej strony. Susemihlowi chyba nie bardzo spodobała się rola statysty i niebawem pożegnał się z zespołem. Kolejny LP został nagrany w składzie czteroosobowym.


ocena: 6,5/10

new 20.12.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#6
U.D.O - Faceless World (1990)

[Obrazek: R-3012443-1386684149-8343.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Heart of Gold 05:00
2.Blitz of Lightning 04:23
3.System of Life 04:12
4.Faceless World 06:31
5.Stranger 05:15
6.Restricted Area 03:09
7.Living on a Frontline 04:19
8.Trip to Nowhere 03:22
9.Born to Run 03:26
10.Can't Get Enough 03:22
11.Unspoken Words 05:13
12.Future Land 05:13

rok wydania: 1990
gatunek: heavy metal
kraj: Niemcy

skład zespołu:
Udo Dirkschneider - śpiew
Mathias Dieth - gitara
Thomas "Bodo" Smuszynski - gitara basowa
Stefan Schwarzmann - perkusja

Wytwórnia RCA wydała trzeci album U.D.O.w lutym 1990 roku. Tym razem ekipa pojawiła się w czteroosobowym składzie, gdyż Udo nie zdecydował sie na dokooptowanie drugiego gitarzysty w miejsce Susemihla.

Po raz kolejny grupa zagrało to samo co zwykle, bo była spora liczba fanów tego prostego, topornego i rockowo bujającego heavy metalu a la ACCEPT i do nich skierowana został ta muzyka, chyba bez chęci poszerzenia obszaru popularności. Kapral Udo krzyczy w swoim stylu, przy czym niektóre  utwory zostały zagrane lżej, a bardziej hard rockowym stylu i przypominają najwcześniejsze kompozycje ACCEPT z przełomu lat 70tych i 80tych (Heart of Gold, Blitz of Lightning, Stranger, Trip to Nowhere), choć można w tym znaleźć blade odbicie "Russian Roulette". Bardzo to wszystko trywialne i bez żadnej realnej przebojowości, a Stranger jest wręcz kompromitujący. Zupełne nieporozumienie to także granie mixa AC/DC i ZZ TOP  w Living on a Frontline. Szybsze numery to typowe stylowo nagrania U.D.O. z poprzednich lat, gdzie jakby brakuje drugiej gitary, mimo że Dieth gra bardzo dobrze, choć z ograniczoną ramami aranżacji finezją i inwencją (System of Life, Born to Run, Can't Get Enough - tu najlepsze solo Dietha na całej płycie). Najbardziej udany jest prosty, ale przekonujący stylem Restricted Area z pełnymi energii riffami Dietha i chyba tylko ten jeden raz słucha się tu czegoś z pewnym zainteresowaniem. Tytułowy Faceless World wzbogacony o ornamentacje klawiszowe jest najdłuższy i zdradza pewne cechy grania nieco ambitniejszego, ale tylko w opcji bogatszej aranżacji, bo nudnawa melodię główną i mało wyrazisty rock/metalowy refren trudno uznać za atrakcyjne. Udo serwuje także niezwykle nudną i rozwlekłą balladę Unspoken Words, marne popłuczyny po balladowych pomysłach ACCEPT, a całość zamyka pełen ogranych do bólu motywów Future Land z całkowicie nieudanym refrenem w lekkim rockowym stylu.

Na plus tu tylko próby ubarwienia miałkich utworów przez gitarowe inkrustacje Dietha oraz dobry ogólnie śpiew Dirkschneidera. Nawet brzmienie jest nieciekawe, ugrzecznione, zbyt lekkie dla wszystkich instrumentów. Potężna sekcja rytmiczna nie istnieje, zresztą nie ma możliwości zagrać mocniej w tych rock/metalowych, zachowawczych i schematycznych kompozycjach.
Do kogo to miało trafić to i trafiło, więc otwarta została droga do nagrania dla RCA kolejnej płyty.


ocena: 5/10

new 5.01.2020
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#7
U.D.O - Timebomb (1991)

[Obrazek: R-2500208-1458920363-5826.jpeg.jpg]

tracklista:
1.The Gutter 01:04
2.Metal Eater 03:42
3.Thunderforce 03:40
4.Overloaded 01:05
5.Burning Heat 03:14
6.Back in Pain 03:46
7.Timebomb 03:57
8.Powersquad 04:13
9.Kick in the Face 03:47
10.Soldiers of Darkness 04:12
11.Metal Maniac Master Mind 05:41

rok wydania: 1991
gatunek: heavy/power metal
kraj: Niemcy

skład zespołu:
Udo Dirkschneider - śpiew
Mathias Dieth - gitara
Thomas "Bodo" Smuszynski - gitara basowa
Stefan Schwarzmann - perkusja

Trudno powiedzieć na ile sukces "Painkillera" wpłynął na muzyczny kształt tej kolejnej płyty U.D.O., ale w kwietniu 1991 RCA wydał niezbyt długi album ekipy Dirkschneidera, który zdecydowanie skłania się ku estetyce heavy/power i jest jednym z pierwszych w Niemczech tak mocno ukierunkowanym na ten styl zestawem nagrań.
Pracujący od lat z U.D.O. inżynier dźwięku Uli Baronowsky oraz producent Stefan Kaufmann dołożyli wszelkich starań, by gitary brzmiały drapieżnie, głęboko i mocno, a sekcja rytmiczna wgniatała w glebę. Także U.D.O. krzyczy głośniej, z większym pazurem, momentami wchodząc w obszary Halforda w sposobie wokalnej interpretacji.

Same kompozycje są bardziej mroczne, bardziej agresywne i brzmią zdecydowanie nowocześniej niż te z poprzedniej płyty, jednak po raz kolejny Dirkschneider jakoś nie ujawnia szczególnych talentów w zakresie stworzenia równego zestawu atrakcyjnych utworów. Do "Painkillera" niestety bardzo, bardzo daleko...
Przeważa schematyzm wytworzony wcześniej, choć bez drażniącego flirtu z hard rockiem i graniem radiowym. Szybko, z wykorzystaniem prostych środków i do przodu w Metal Eater, bardzo painkillerowo w potężnym heroicznym Thunderforce i akurat tu wygląda to bardzo dobrze. To zasługa przede wszystkim Dietha, który wyraźnie zrozumiał, jak należy grać, by zainteresować słuchacza spragnionego bardziej zdecydowanej gitary. Godna szacunku gra Dietha ubarwia nieskomplikowane, ale kipiące energią, rozpędzone Burning Heat. Nie wszystkie sola na tej płycie są najwyższych lotów, ale w tej kompozycji Dieth gra rzeczy kapitalne i to jest chyba styl, który mu zdecydowanie odpowiada. Wychodzi mu niemal wszystko i nawet prymitywny Back in Pain brzmi zupełnie nieźle, mimo słabiutkiego refrenu.
W tytułowym Timebomb U.D.O. sieje autentyczne zniszczenie i tym razem swój popis daje Stefan Schwarzmann i te jego partie, nie tylko wstępna, są wyborne i ultra dynamiczne. Jeśli komuś mało tu zdecydowanie wyrazistych melodii, to U.D.O. daje zadziorny i niesamowicie chwytliwy Powersquad z fenomenalnymi gitarowymi ornamentacjami Dietha i ten numer osiąga poziom podobnych melodyjnych killerów ACCEPT. Zadziornie i melodyjne grają także w niezłych, choć mniej od innych atrakcyjnym Kick in the Face, za to po raz kolejny bardzo udany jest agresywny atak w lekko riffowo połamanym Soldiers of Darkness. Na koniec zostawiają ciężki kawałek metalu w znacznie wolniejszym tempie, ale to w pewnym stopniu repetycja tych najbardziej ogranych pomysłów U.D.O i ACCEPT w topornej manierze kroczącej melodii i skandowanych chórków. Realnie trochę to wszystko jest nierówne, ale Dirkschneider nigdy nie był w stanie stworzyć repertuaru płyty na jednakowym poziomie. Tak czy inaczej, najlepszy album zespołu od początku jego istnienia, a wielu twierdzi, że w ogólne najlepszy. Album także bardzo wpływowy i znaczący, bo w dużej mierze stał się pierwowzorem tego, co za jakiś czas zaczęły grać PRIMAL FEAR i PARAGON.


W roku 1991 Dirkschneider rozwiązuje U.D.O. wobec kuszącej perspektywy powrotu do ACCEPT. W 1992 do tego powrotu realnie dochodzi. Dieth występował jeszcze do roku 1993 w grupie APE z Andy Susemihlem, potem rozpoczął karierę prawniczą. Smuszynski i Schwarzmann dołączyli w 1992 do RUNNING WILD.


ocena: 8,3/10

new 6.01.2020
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#8
U.D.O. - Solid  (1997)

[Obrazek: R-3581027-1346761244-7268.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Independence Day 06:01
2.Two Faced Woman 03:38
3.Desperate Balls 03:54
4.The Punisher 04:46
5.Devil's Dice 04:33
6.Bad Luck 04:56
7.Preachers of the Night 04:44
8.Hate Stinger 04:59
9.Braindead Hero 05:13
10.Pray for the Hunted 04:01
11.The Healer 06:09

rok wydania: 1997
gatunek: heavy/power metal
kraj: Niemcy

skład zespołu:
Udo Dirkschneider - śpiew
Stefan Kaufmann- gitara
Jürgen Graf - gitara
Fitty Wienhold - gitara basowa
Stefan Schwarzmann - perkusja

Gdy w roku 1996 rozpad ACCEPT wydał się przesądzony (co nastąpiło formalnie w 1997), Dirkschneider zdecydował sie oczywiście na reaktywację U.D.O. i w składzie znalazł się i Stefan Schwarzmann i Stefan Kaufmann. Nowa ekipę Udo uzupełnili muzycy jednego z pierwszych niemieckich heavy metalowych bandów - BULLET, którego okres popularności przypadał na lata 1981-1983. Muzycy ci pochodzili z Bochum, podobnie jak wytwórnia GUN Records , która wydała pierwszy po reaktywacji album zespołu w marcu 1997.

Tak w zasadzie to tylko chyba względy formalno prawne nie pozwoliły wydać tego pod szyldem ACCEPT, bo muzycznie jest to niemal kalka z ACCEPT mniej więcej z czasów "Objection Overruled" , ale na poziomie numeru Protectors of Terror czy Slaves to Metal. Mocne brzmienie i dobry wokal Dirkschneidera nie są w stanie zamaskować braku pomysłu na interesujące riffy i chwytliwe refreny i często pozostaje tu jedynie czekać na zazwyczaj udane sola gitarowe i posłuchać zgrabnych perkusyjnych przejść Schwarzmanna. Poza tym to typowy nudny Udo Metal, prowadzony w tempach średnich, w rytmice hard'n'heavy i z prymitywnymi krzyczanymi chórkami w topornej niemieckiej manierze. Tak ekipa wita słuchacza w Independence Day, potem jest tak w Devil's Dice i jeszcze w Hate Stinger oraz Pray for the Hunted. Miałki rock/metalowy Two Faced Woman został z oczywistych powodów wybrany na pilotujący singiel.
Ostrzejsze i nowocześniej brzmiące Desperate Balls, Bad Luck są nieciekawe, trącą stylizacjami na PANTERA i modern metalu pojmowanego jako modern w latach 90tych. Gdy grają szybciej, to naprawdę nie przekonują  w The Punisher, choć tu przebłyski dobrej muzyki są w nie do końca należycie wykorzystanej melodii refrenu. O co chodzi w Braindead Hero to zupełnie nie wiadomo...
Jedynym udanym mocniejszym kawałkiem jest rozegrany dynamicznie i na dużej szybkości odpowiednik Objection Overruled - Preachers of the Night i tu U.D.O. jeden jedyny raz gra coś na znakomitym poziomie. Agresywnie, melodyjnie i zdecydowanie. Kapitalne solo gitarowe to ozdoba całej płyty! Próba stworzenia melodyjnej, łagodniejszej kompozycji o romantycznym przebojowym charakterze nie udała się. Sześć minut The Healer na końcu to droga przez mękę z marnymi refrenami i zbędnymi bardziej agresywnymi partiami.

Na pewno na plus zaliczyć należy soczyste, lekko ołowiane brzmienie bardzo modne w tamtym czasie.
Nieudany powrót, ale w roku 1997 każdy heavy metalowy zespół, który wracał lub trwał w ramach gatunku, liczył się co najmniej podwójnie.


ocena: 5,5/10

new 7.02.2020
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#9
U.D.O. - No Limits  (1998)

[Obrazek: R-8583155-1464519532-2593.jpeg.jpg]

tracklista:
1.The Gate 00:51
2.Freelance Man 04:24
3.Way of Life 04:45
4.No Limits 04:01
5.With a Vengeance 05:26
6.One Step to Fate 05:10
7.Backstreet Loner 03:28
8.Raise the Crown 04:06
9.Manhunt 04:16
10.Rated X 03:54
11.Lovemachine (Supermax cover) 05:24
12.I'm a Rebel (Accept cover) 02:19
13.Azrael 05:31

rok wydania: 1998
gatunek: heavy/power metal
kraj: Niemcy

skład zespołu:
Udo Dirkschneider - śpiew
Stefan Kaufmann - gitara
Jürgen Graf - gitara
Fitty Wienhold - gitara basowa
Stefan Schwarzmann - perkusja
oraz:
Mathias Dieth - gitara ("One Step to Fate")

Czego można było oczekiwać od U.D.O. skoro od premiery poprzedniej płyty minął rok, a skład pozostał ten sam? Niczego nowego. I  taki jest album "No Limits" wydany przez GUN Records w kwietniu 1998, który mógłby być także kolejnym w dyskografii ACCEPT. Zresztą znalazł się tu nawet cover I'm a Rebel i nie ma to jak coverować samego siebie...

Powszedniość i szarzyznę heavy/power metalu Dirkschneidera w umiarkowanych tempach, z prostymi riffami i riffami i raczej  mało porywającymi refrenami słychać już na początku w Freelance Man, potem w usypiającym Way of Life i w niesamowicie przeciętnym i nudnym jak na numer tytułowy No Limits. Masowa produkcja topornego metalu bez realnego zęba ujawnia się w With a Vengeance i doprawdy, ileż to można mielić w kółko te same acceptowe patenty. Wstęp z solo gitarowym także trudno tu uznać za atrakcyjny. Powtórka z rozrywki w One Step to Fate i tu w zasadzie interesujące jest w swojej dynamice kilkanaście pierwszych sekund. Do tego słabiutki song rock metalowy Backstreet Loner, początkowo o cechach balladowych, potem rozpływający się w gatunkowej nicości i przypomina to nieporadny debiut ACCEPT, zresztą jak i fatalny "klasyk" Raise the Crown z łupaniną w refrenie. Gdy wydaje się, że już gorzej być nie może, to grupa gra Manhunt i acceptowy Protectors Of Terror wydaje się przy tym arcydziełem. A potem dramat w prymitywnym Rated X...
Na sam koniec, po przebrnięciu przez covery, pojawia się przyjazny radio łagodny song Azrael, bezbarwny i bezwartościowy jak cała reszta. Może w połowie coś drgnęło, coś lekko chwyciło za serce, ale to sekundy, sekundy...

Sola na tym albumie są w zdecydowanej większości krótkie i kiepskie, a wokal Udo w swej drapieżności coraz bardziej drażniący. Prosta robota sekcji rytmicznej, po prostu za prosta jak na Schwarzmanna...
Może tylko oprawa brzmieniowa jest na dobrym poziomie, gitary mają soczyste tony i to w zasadzie wszystko, co tu jest strawne.
Ten album to produkt obliczony wyłącznie na hard fanów Udo i jego muzyki od zawsze. Reszta nie ma czego tu szukać, bo to pod względem muzycznym heavy/power bezwartościowy.


ocena: 3,6/10

new 22.03.2020
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#10
U.D.O. - Holy  (1999)

[Obrazek: R-5229276-1388172605-1212.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Holy 04:56
2.Raiders of Beyond 04:11
3.Shout It Out 04:55
4.Recall the Sin 04:36
5.Thunder in the Tower 05:04
6.Back Off 03:03
7.Friends Will Be Friends 03:33
8.State Run Operation 03:51
9.Danger 03:23
10.Ride the Storm 03:58
11.Cut Me Out 03:59

rok wydania: 1999
gatunek: heavy/power metal
kraj: Niemcy

skład zespołu:
Udo Dirkschneider - śpiew
Stefan Kaufmann - gitara
Igor Gianola - gitara
Fitty Wienhold - gitara basowa
Lorenzo Milani - perkusja


W październiku 1999 U.D.O. zadebiutował w barwach Nuclear Blast i zmienionym składzie, bo Grafa zastąpił mało znany Szwajcar Igor Gianola, a Stefana Schwarzmanna drugi Szwajcar Lorenzo Milani.

Helwecki zaciąg niewiele zmienił w zasadniczej stylistyce muzycznej zespołu, choć ogólnie nastąpił zwrot ku heavy metalowi nieco delikatniejszemu gitarowo, w dużej mierze przypominającego wczesny ACCEPT. Jednak same kompozycje okazały się w tym obszarze mało atrakcyjne pod względem melodii i takimi są ograne głównych motywach i refrenach Holy z udziałem Franka Knighta z X-WILD, który zresztą pojawił się w wokalach pobocznych w kilku innych utworach na tej płycie.Ostrzejsze i szybsze numery (Raiders of Beyond, Shout It Out, Thunder in the Tower, Friends Will Be Friends, State Run Operation to sztampa i prymitywne odwzorowanie mnóstwa innych kompozycji zespołu z lat wcześniejszych i świadczą one o bardzo odtwórczym charakterze prac nad kompozycjami. Czasem nieco lepszy refren się trafia, jak w Thunder in the Tower i raz bardzo dobry szybki killer  z krzyczanymi chórkami Back Off. Dosyć udany jest zorientowany na radio bardziej rock/metalowy Danger zdecydowanie w stylu ACCEPT, ale także nieco lżejszy w refrenie Ride the Storm to już skręt w nudne obszary AC/DC i po części KROKUS.

Innym chlubnym wyjątkiem jest miarowy i rytmiczny Recall the Sin z ciepłym zapadającym w pamięć przewodnim motywem gitarowym. Ogólnie gitarzystów należy pochwalić i młody Gianola wniósł w muzykę U.D.O.odrobinę elegancji i szczyptę wygładzonej finezji. Solówki tym razem bardzo dobre, z rockowym ogniem i to niezależnie od podstawowego materiału poszczególnych utworów mocny element płyty. Także sekcja rytmiczna pewnie gra nieskomplikowane motywy, a sam lider jest w bardzo dobrej formie. Zresztą dodatkowo i chyba z tego właśnie powodu został specjalnie wyeksponowany w procesie miksowania i zdecydowanie jest na planie pierwszym przed gitarami.
Sama produkcja doskonała. Z dotychczasowych albumów U.D.O. wyróżnia się sporą starannością w kwestii brzmienia instrumentów i wieloplanowości ich ustawienia w przestrzeni. Naprawdę wypada pochwalić Udo i Stefana jako producentów oraz mastering Manfreda Melchiora, który zrobił najlepszą robotę od czasu "Solid".

Z pewnością zakończenie tego albumu jest całkowicie nieoczekiwane. Lekkie wodewilowe pianino, rockowy teatralny wokal Udo, fenomenalny wbijający się w głowę refren i kapitalna partia solowa gitary. Teatr uliczny, operetka, klezmerzy do kotleta, po prostu fantastyczny numer. Bezwzględnie największe zaskoczenie w całej długiej muzycznej historii U.D.O. Trzeba mieć chwilę genialnego natchnienia, by stworzyć coś takiego jak Cut Me Out. Majstersztyk!
Szkoda, że tego geniuszu nie starczyło na ubarwienie ogólnej przeważającej metalowej szarzyzny...


ocena: 6,9/10

new 26.03.2020
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#11
U.D.O. - Man and Machine  (2002)

[Obrazek: R-2570448-1571861060-2663.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Man and Machine 05:40
2.Private Eye 03:57
3.Animal Instinct 04:12
4.The Dawn of the Gods 04:53
5.Dancing with an Angel 04:12
6.Silent Cry 05:22
7.Network Nightmare 04:04
8.Hard to Be Honest 04:51
9.Like a Lion 04:16
10.Black Heart 04:32
11.Unknown Traveller 06:52

rok wydania: 2002
gatunek: heavy metal
kraj: Niemcy

skład zespołu:
Udo Dirkschneider - śpiew
Stefan Kaufmann - gitara
Igor Gianola - gitara
Fitty Wienhold - gitara basowa
Lorenzo Milani - perkusja

Album "Man and Machine" dosyć niespodziewanie nagrany został dla innej wytwórni i jak się okazało współpraca z Nuclear Blast była krótkotrwała. Tym razem LP przedstawiła amerykańska Breaker Records w lipcu 2002.

Skład ekipy pozostał niezmienny od 1999, muzyka w zasadzie też, bo nadal było zapotrzebowanie na prosty niemiecki heavy i heavy power z Kapralem w roli głównej. Efektem tego są typowe dla UDO kompozycje także wolniejsze i mocno akcentowane przez perkusję i gitarzystów i już opener o charakterze koncertowego hymnu jasno pokazuje, że kompozytorsko Dirkschneider frontu nie zmienił. To samo mamy w bardzo przeciętnym The Dawn of the Gods i ten refren zupełnie niczym nie imponuje. Na tym samym wzorze zrobiony został także raczej nudny Hard to Be Honest. Do tego jest usypiający w w średnim tempie Black Heart z marnym topornym refrenem. Szybsze granie to także już było zawsze i takie numery jak Private Eye i Network Nightmare są w melodiach zespołu już bardzo ograne. Plusem jest pełna energii gra gitarzystów i krótkie cięte sola, które te utwory w znacznym stopniu ubarwiają.
Bardziej romantyczne i rockowe Animal Instinct i Silent Cry to w zasadzie powtórka podobnych utworów ACCEPT z wczesnych lat 80tych. Totalna  porażka to rock/metalowy łagodny song Dancing with an Angel, gdzie w duecie z Udo występuje Doro Pesch i trzeba być naprawdę wielkim fanem niemieckiego rock arena grania, żeby to wytrzymać do końca, tym bardziej, że Dirkschneider śpiewa tu w swoich partiach fatalnie. Spośród tej rock/metalowej szarzyzny trochę bardziej wyróżnia się Like a Lion, może dlatego, że jest tu jedne z lepszych refrenów na płycie, choć i w karierze UDO zdarzały się znacznie lepsze. Zakończenie to długi, nasycony rockiem i elementami orientalnymi Unknown Traveller. Lider od lat pracował, by taki rozbudowany numer stał się małym arcydziełem muzycznym, ale i tym razem to nie wyszło. Chwilami, momentami, fragmentami jest fajne, ale ogólnie robi raczej wrażenie zlepku różnych mało pasujących do siebie pomysłów.

Solidne wykonanie instrumentalne i miejscami kontrowersyjne popisy Kaprala. Taka sobie produkcja, po prostu niemiecki sound UDO/ACCEPT, a zajmujący się od lat masteringiem dla U.D.O. od kilku lat Manfred Melchior jakoś tak zachowawczo podszedł do tematu.
Podsumowując - pojawiła się kolejna płyta U.D.O. z zestawem kompozycji  sztampowych i bez choćby jednego killera lub udanej ballady.


ocena: 5,8/10

new 7.06.2020
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#12
U.D.O. - Thunderball  (2004)

[Obrazek: R-1178480-1427160155-3734.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Thunderball 03:53
2.The Arbiter 04:07
3.Pull the Trigger 04:34
4.Fistful of Anger 03:11
5.The Land of the Midnight Sun 05:18
6.Hell Bites Back 03:09
7.Trainride in Russia (Poezd po Rossii) 04:45
8.The Bullet and the Bomb 03:58
9.The Magic Mirror 04:56
10.Tough Luck II 03:36
11.Blind Eyes 04:19

rok wydania: 2004
gatunek: heavy metal
kraj: Niemcy

skład zespołu:
Udo Dirkschneider - śpiew
Stefan Kaufmann - gitara
Igor Gianola - gitara
Fitty Wienhold - gitara basowa
Lorenzo Milani - perkusja

Po roku 2002 znowu nastąpiła zmiana wytwórni i tym razem "Thunderball" ukazał się nakładem AFM Records w marcu 2004.

W składzie i muzyce Nihil Novi.
Zaczyna się to wszystko dynamicznym i bardzo po raz kolejny trywialnym heavy/power metalowym Thunderball. Udane sola i udane ogłuszenie słuchacza przed bezbarwnymi usypiającymi w średnich tempach The Arbiter, Pull the Trigger, Fistful of Anger z topornymi refrenami. Chyba dawno już nie było takiej serii marnych, bliźniaczo do siebie podobnych kompozycji na płycie U.D.O. Pewną odmianą jest bardzo dobry, spokojny, ciepły i nostalgiczny w zwrotkach The Land of the Midnight Sun, ale refren to powinien grać MAJESTY. W wykonaniu U.D.O. Taki heroiczny refren nie brzmi dobrze. Cover tej kompozycji w wykonaniu MAJESTY ogólnie byłby interesujący... Hell Bites Back to nieco lżejsza wersja Thunderball i wypada gorzej od openera, jak kolejny szybszy track U.D.O. bez historii i z ogranym refrenem. Trainride in Russia (Poezd po Rossii) to coś strasznego iw cale nie chodzi tu o akordeon, na którym zagrał Stefan Kaufmann. Czy to gatunek muzyczny Oi? Bez beczki piwa się tego ustalić nie da. Potem zespół wystawia na próbę cierpliwości w jakiejś kopii Protectors of Metal ACCEPT pod tytułem The Bullet and the Bomb. Gdy po raz kolejny Dirkschneider sięga po wyświechtane motywy lekkiego rock/metalu w zwrotkach The Magic Mirror i dodatkowo topi to wszystko prymitywnym refrenie, to cierpliwość jest na wyczerpaniu. No, a potem chyba jedne z najgorszych utworów zespołu czyli Tough Luck II. Nawet solo jest tu po prostu kompromitujące gitarzystę. Na poprzednich albumach Kapral próbował cos tam zawsze ciekawszego dać na zakończenie. Tym razem jest to blada ballada ze smyczkami Blind Eyes. Marne zakończenie kiepskiej płyty.

Sam lider śpiewa tym razem lepiej niż w roku 2002, ale reszta raczej po prostu mu podgrywa. Niemal zupełny brak kreatywności instrumentalistów tym razem, grających po prostu poprawnie. Sound i produkcja lepsza niż w przypadku albumu poprzedniego (bardzo dobra realizacja basu !), ale na tym albumie po prostu nie ma czego słuchać.
Metalowa szarzyzna nawet jak na standardy U.D.O.


ocena: 4,8/10

new 7.06.2020
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#13
U.D.O. - Mission No. X  (2005)

[Obrazek: R-3410980-1329344609.jpeg.jpg]

tracklista:
1.The Embarkation 01:30
2.Mission No. X 04:07
3.24/7 03:57
4.Mean Streets 04:21
5.Primecrime on Primetime 03:56
6.Eye of the Eagle 05:08
7.Shell Shock Fever 03:53
8.Stone Hard 04:21
9.Breaking Down the Borders 03:19
10.Cry Soldier Cry 05:16
11.Way of Life (re-recorded version) 03:39
12.Mad for Crazy 03:47

rok wydania: 2005
gatunek: heavy metal
kraj: Niemcy

skład zespołu:
Udo Dirkschneider - śpiew
Stefan Kaufmann - gitara
Igor Gianola - gitara
Fitty Wienhold - gitara basowa
Francesco Jovino - perkusja


W ramach kontraktu z AFM Records kolejna płyta zespołu ukazała się już w roku następnym, we wrześniu 2005 i otrzymała adekwatny tytuł "Mission No. X" jako dziesiąty LP w historii zespołu. W składzie pojawił się po raz pierwszy (i na długie lata) perkusista Francesco Jovino.

Płyta po intro zaczyna się kompozycją tytułową i jest to rzecz jasna kwintesencja prostego grania zespołu na poprzednich 9 płytach, w umiarkowanym tempie i z bardzo umiarkowanie interesującą melodią. Potem idzie to utartym szlakiem w średnich tempach ogranego zupełnie motywu 24/7 i gwałtownym upadkiem w zupełnie nieudanym poza fragmentami refrenu Mean Streets z niestrawnymi elementami rap/hip hop, czy co to tam jest... Zamaszysty i ostro gitarowo rozegrany Primecrime on Primetime ma tylko kilka lepszych sekund, ogólnie to jednak słabe nawet jak na te mocno akcentowane typowe numery U.D.O. Nic nie wnosi szybki i agresywny, archetypowy Shell Shock Fever, poza tym że można się przekonać jak dobrym perkusistą jest Francesco Jovino. Coś takiego ciężkiego w raczej wolnym tempie jak Stone Hard, gdzie prężą metalowe muskuły, grali już wiele razy i z podobnym brakiem realnego powodzenia, podobnie jak szybszy, prosty i toporny Breaking Down the Borders oraz Mad for Crazy w tej samej manierze, choc tu chyba jest najlepszy refren na całej płycie.
Łagodniejsze, semi balladowe granie prezentuje Eye of the Eagle, jednak refren jest kiepski, zwrotki to zcesny ACCEPT w romantycznej formule, a aranżacja ogólna nieciekawa. Lepiej prezentuje się bardzo delikatny, refleksyjny i nastrojowy Cry Soldier Cry, choć kilka lat później ACCEPT z Tornillo nagrał w tym stylu znacznie bardziej chwytające za serce utwory.
Na płycie znajduje się nowa wersja Way of Life, czemu jednak ten bardzo przeciętny numer został wybrany do uwiecznienia na jubileuszowym albumie to pewnego rodzaju zagadka. Zagrał tu gościnne wykonawca oryginału ze starego składu - Mathias Dieth.

Granie odtwórcze, z solidnym wokalem Kaprala i po raz kolejny minimalnym realnym zaangażowaniem reszty zespołu, która mu po prostu przeważnie podgrywa. Wartość kompozycji dosyć niska, choć zdecydowanie reprezentatywna stylowo dla historii nagrań grupy. Znów brak killera i sensownego punktu zaczepienia, który pozwalałby przynajmniej czasem wracać do tej płyty. Na pewno zwraca uwagę głębokie mięsiste brzmienie i selektywność wszystkich instrumentów i tu tym razem Manfred Melchior się bardzo postarał.
Jubileuszowe To Samo Co Zwykle w wykonaniu U.D.O.


ocena: 6/10

new 7.06.2020
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#14
U.D.O. - Dominator  (2009)

[Obrazek: R-2814801-1302268640.jpeg.jpg]

tracklista:
1.The Bogeyman 04:03
2.Dominator 04:44
3.Black and White 04:08
4.Infected 03:36
5.Heavy Metal Heaven 04:20
6.Doom Ride 05:21
7.Stillness of Time 06:31
8.Devil's Rendezvous 03:35
9.Speed Demon 04:04
10.Whispers in the Dark 04:26

rok wydania: 2009
gatunek: heavy metal
kraj: Niemcy

skład zespołu:
Udo Dirkschneider - śpiew
Stefan Kaufmann - gitara
Igor Gianola - gitara
Fitty Wienhold - gitara basowa
Francesco Jovino - perkusja

Trochę taka taśmowa produkcja Kaprala dla AFM Records po "Mastercutor" z 2007 zaowocowała w 2009 płyta "Dominator" wydaną w sierpniu. Tytuł znamienny, ale nad kim U.D.O. chce tu dominować? Chyba tylko nas sobą co tak jest bardzo trudne jeśli weźmie się pod uwagę "Time Bomb".

"Dominator" to album bezpośrednio w wynikający z "Mastercutor" i wiele się od niego nie różni. Skierowany jest też do najbardziej zagorzałych fanów stylu ACCEPT i to niekoniecznie tych najlepszych kompozycji. Ten show rozpoczyna trochę mroczny i ponury The Bogeyman, przypominający ociężałą wersję stylu BRAINSTORM i to otwarcie jest jednym z mniej atrakcyjnych w historii zespołu po reaktywacji. Tytułowy Dominator ustawiony został jak drugi i to trochę szybsza wersja tego, co album rozpoczynało, ale już ze zdecydowanie Udo-refrenem.
Jest swoistym fenomenem to przywiązanie Dirkschneidera do takich mixów lekkiego rockowego grania pod ACCEPT z roku 1980 w zwrotkach z rytmicznymi, topornie melodyjnymi refrenami i tu znowu mamy taki Black and White. Koncertowy hymn do wspólnego śpiewania refrenów Heavy Metal Heaven jest tym razem przyciężki, bardzo prymitywny i do tego wspólnego śpiewania raczej nie zachęca. Znowu jakaś taka słaba kopia MAJESTY. Zamaszysty i szybki a dozą przebojowej agresji Infected był już podobnie rozegrany na "Mastercutor" i jak zwykle dawka heavy zapychaczy w umiarkowanym tempie (Doom Ride). Stillness of Time to numer dłuższy i teoretycznie bardziej epicki, ale patrząc w niedaleką przeszłość to nic innego jak wariacja na temat Unknown Traveller z roku 2002. Zamykający całość semi balladowy Whispers in the Dark jest słaby w zwrotkach i średnio dobry w refrenach i tak naprawdę, to iw solo można było tu wyciągnąć więcej.
W tej masie zwartego heavy udo metalu pewną ciekawostką jest rockowy i żartobliwy w wodewilowy sposób Devil's Rendezvous, lekki, przyjemny i z gościnnym udziałem byłego gitarzysty grupy Mathiasa Dietha. Cała taka płyta byłaby uznana za niemetalową, ale tego słucha się  z dużą przyjemnością, bo buja autentycznie!
Jeśli można rozdzierać na strzępy jednocześnie będąc U.D.O i BRAINSTORM to ekipa robi to w Speed Demon i tu gitarzyści grają fenomenalnie także cięte krótkie sola. No, ale sama melodia jest po raz kolejny taka sobie.

"Dominator" to wszystkie zalety (brzmienie, wykonanie, forma Dirkschneidera) i wady (wtórność kompozycji, brak zdecydowanego killera) albumu "Mastercutor". Ten sam target słuchaczy, ta sama formuła. Po prostu U.D.O. pierwszego dziesięciolecia XXI wieku.


ocena: 6,5/10

new 7.06.2020
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#15
U.D.O. - Steelhammer (2013)

[Obrazek: R-4645648-1432285465-6547.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Steelhammer 03:23
2. A Cry of a Nation 05:41
3. Metal Machine 04:46
4. Basta Ya 04:33
5. Heavy Rain 02:25
6. Devil's Bite 05:05
7. Death Ride 04:08
8. King of Mean 04:07
9. Timekeeper 04:26
10. Never Cross My Way 04:23
11. Take My Medicine 05:07
12. Stay True 04:04
13. When Love Becomes a Lie 04:12
14.Book of Faith 05:12

Rok wydania: 2013
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Udo Dirkschneider - śpiew
Andriej Smirnow - gitara
Fitty Wienhold – gitara basowa
Francesco Jovino - perkusja

Trochę trudna sytuacja zapanowała w zespole, gdy w 2012 odszedł Stefan Kaufmann, a w roku następnym Igor Gianola. Ponieważ jednak U.D.O. jest niezniszczalny, to pozyskany w 2012 rosyjski gitarzysta Andriej Smirnow zagrał za dwóch i kolejna płyta ekipy Dirkschneidera ukazała się w maju 2013 nakładem AFM Records.

Żeby ubarwić sferę wokalną, Kapral zaprosił grono wokalistów do chórków i wokali pobocznych, a wśród nich znalazł się Víctor García González (ex AVALANCH, WARCRY) i jak to wcześniej też bywało, Frank Knight (ex X-WILD) w partii mówionej A Cry of a Nation. Zasadniczo jednak mamy tu powtórkę z płyt poprzednich, z nieco mniej acceptowymi riffami gitarowymi. Tytułowy numer często był lepszy od pozostałych, tym razem Steelhammer nie wnosi zupełnie nic. Zresztą podobnie, jak Metal Machine, Death Ride, Timekeeper z tymi wykonywanymi już tyle razy prawie zawsze tak samo skandowanymi chórkami. W tej kategorii trochę lepszy jest King of Mean, jednak tylko dlatego, że Smirnow coś tu próbuje zrobić, by te ograne riffy zabrzmiały nieco bardziej świeżo. Usypiający heavy metal z fatalną elektroniką to Devil's Bite i tylko pewne fragmenty refrenu są tu zaakceptowania.
Do ciekawszych kompozycji należy na pewno miarowy i epicki A Cry of a Nation i chyba po raz pierwszy od dawna udało się Dirkschneiderowi zaprezentować coś bardziej interesującego w takiej bardziej ponurej i dramatycznej kategorii. Smirnow gra tu serię wspaniałych solówek i bez wątpienia jest wielkim odkryciem i bohaterem zespołu. Oczywiście, podstawowe zagrywki muszą odpowiadać stylowi topornego heavy i heavy/power U.D.O., ale gdy dostaje nieco swobody, pokazuje nie tylko wysoką technikę, ale i pomysły, z których można by stworzyć album z bardzo interesującymi melodiami.
Basta Ya z hiszpańskim tekstem, zaśpiewany z Gonzálezem brzmi jak cover melodyjnego heavy/power z Hiszpanii, choć nigdzie nie ma informacji, czy coś w tym względzie jest na rzeczy. W każdym razie gość błyszczy. Pewne rzeczy to zupełne niewypały. Zwłaszcza Udo przy pianinie w Heavy Rain w numerze w sam raz dla Franka Sinatry, powiedzmy...
W miarę przyjemną odmianą od ogólnie znanego UDO Metalu jest łagodniejszy hard'n'heavy Never Cross My Way, może nic takiego, ale jednak nieco więcej oryginalnego (jak na U.D.O.) grania w nostalgicznym, refleksyjnym stylu. Potem jednak zaraz znowu szarzyzna typowa dla Udo w Take My Medicine i doprawdy tylko partie solowe gitary są tu godne uwagi. Końcówka płyty typowa i trywialna w szybszym Stay True i When Love Becomes a Lie, kolejnej bladej kalce bardziej łagodnych songów ACCEPT z wczesnego okresu działalności. W końcu zmierzają donikąd w wolnym Book of Faith, gdzie jest kilkadziesiąt interesujących sekund w partii instrumentalnej z klawiszami, bo klimat wydobyty został dobry.

Udo śpiewa nie najgorzej, produkcja dopracowana, z bardzo dobrym ustawieniem bębnów Jovino, no i ten Rosjanin, któremu tak trudno rozwinąć skrzydła w tych ciasnych, muzycznych ramach.
Po prostu kolejna płyta U.D.O., która nic nie wnosi.


ocena: 6/10

new 3.07.2020
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości