Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Vhäldemar - Metal Of The World (2011)
Tracklista:
1. River Of Blood 04:09
2. Dusty Road 03:58
3. Saints Of Hell 03:51
4. Metal Of The World 03:49
5. Wartime 03:39
6. My Nightmare 04:16
7. Wild Hearts 04:02
8. Bastards 03:35
9. Action 03:38
10. Light & Darkness 04:43
11. Arrows Flying High 04:15
12. Bach's Invention (Instrumental) 00:44
13. Old King's Visions (III) 04:18
Rok wydania: 2010/2011
Gatunek: Heavy power metal
Kraj: Hiszpania
Skład zespołu:
Carlos Escudero - śpiew, gitara
Pedro J. Monge - gitara, instrumenty klawiszowe
Oscar Cuadrado - bas
Álex de Benito - perkusja
VHALDEMAR to jeden z "mniejszościowej" grupy zespołów hiszpańskich z kręgu heavy power, który wybrał opcję anglojęzyczną.Wzorując się na stylu europejskim nagrał w początkach obecnej dekady dwie znakomite płyty i w pewnym momencie zupełnie zniknął z horyzontu. Od czasu do czasu koncerty, od czasu do czasu zapowiedź nowej płyty i bardzo długie okresy milczenia, które wywoływały liczne spekulacje od zakończeniu działalności. Tymczasem zupełnie niespodziewanie, bez szumu i rozgłosu w roku 2010 na MySpace zespołu pojawiła się informacja o nowej płycie zatytułowanej po prostu "Vhaldemar". Album został od razu udostępniony w formie digital, darmowo i bez ograniczeń, w bardzo dobrej jakości, ze skromniutką okładką kryjącą godną podziwu zawartość, a w wersji CD planowany jest na luty 2011.
Album jest wspaniały. Po tylu latach milczenia można było się spodziewać wszystkiego, ale z pewnością nie aż tak wybornego heavy power, przebijającego nawet to, co wzbudzało u wielu zachwyt w przypadku dwóch pierwszych LP.
Ekipa VHALDEMAR z nowym perkusistą grać potrafi. To, że gitarzyści jako duet należą do najlepszych na obecnej scenie heavy power, to udowadniania nie wymaga, ale tu dodatkowo i wokalnie Escudero poczynił kolejny krok w dobrym kierunku i jego mocny śpiew idealnie wpasował się w mocne granie.
Mocne, bo to mocna płyta, w dalszym ciągu nastawiona na melodie, ale odegrana z ogromnym powerem, dynamiczna i to we wszystkich elementach. Już na początku "River Of Blood" nie bierze żadnych jeńców. Ostry wokal, niemiecka stylistyka riffów i niemiecki chóralny refren. Drapieżne granie, pełne siły jak i na całej płycie, a przy tym poziom wykonania jak to w przypadku Waldka najwyższy. Te solówki gitarowe i te duety budzą podziw. "Dusty Road" i "Saints Of Hell" bardzo dobre, takiej jednak melodyjnej nośności jak otwieracz jednak nie mają mimo że refren z "Dusty Road" żywcem zaimportowany z Niemiec z powodzeniem mógłby stać się ozdobą wielu płyt czołowych grup z okolic od Odry na zachód.
Za to "Metal Of The World" ma w sobie tyleż z german heavy ile z MANOWAR, choć raczej jako hymn sceniczny niż w warstwie epickości. Refren to esencja tradycyjnego true heavy grania, ale warto też zwrócić uwagę na fantazyjne solo gitarowe, jakie się nieczęsto spotyka w podobnych utworach.
Jeśli ma być epicko to rozpoczynający się odgłosami bitwy "Wartime" i kapitalną szarżą gitarową spełnia tej warunek. Tu jest MANOWAR, ten stary i barbarzyński w każdym calu. Zniszczenie i dokończenie dzieła zniszczenia w morderczym refrenie. Kto uważa, że bojowy heavy power zginął w powodzi smęcenia niech posłucha jak tu pracują gitary i jak potężnie chodzi perkusja. Ten człowiek jest na właściwym miejscu i udowadnia to także w "My Nightmare", nieco wolniejszym, rytmicznym, z chóralnym refrenem. Ta kompozycja także łączy elementy grania niemieckiego i amerykańskiego, choć szerzej pojmowanego niż tylko MANOWAR. Stylizacje Escudero na Adamsa w pewnych miejscach słychać, co więcej bardzo udane w tej barbarzyńskiej manierze. Mocny, ale lekko zadumany jest "Wild Hearts" i taka troszeczkę spokojniejsza kompozycja została tu umieszczona we właściwym miejscu. No i ten perkusista wyczynia tu cuda...
Bezlitosnego melodyjnego heavy power ciąg dalszy w "Bastards", kawałku opartym na prostych rozwiązaniach i znanych riffach wspartych krótkimi solami gitarowymi lżejszego niż sam numer kalibru - i jest kolejny killer. "Action" rozpędzony, rozdzierający na strzępy i znów zespół pokazuje jak łączyć stare manowarowe patenty z niemiecka mocą i hiszpańską swobodą. Solo po prostu wyborne, eksplodujące i finezyjne. "Light And Darkness" rozegrany w tempie typowym dla MANOWAR lekko traci poprzez niepotrzebne urozmaicenia w części środkowej, ale to już szukanie poniekąd dziury w całym.
Pod koniec albumu dostajemy jeszcze jeden mocny numer "Arrows Flying High" i tu można poszukać pewnych odniesień do bardziej zwiewnej wersji grania PARAGON, bo ta lokomotywa tu pędzi w paragonowym stylu w głównym ataku gitarowym. Jest tu wplecione również granie trochę lżejsze, także w wokalach i chórkach. Nieco Bacha to preludium do "Old Kings Vision". Ten numer w części pierwszej i drugiej na dwóch poprzednich albumach był popisem całego zespołu i tak jest również tym razem w części trzeciej. Wszystko tu jest - i tempo zawrotne i szczypta neoklasyki i MANOWAR i zabójcze zagrywki gitarowe i sekcja rytmiczna wbijająca w ziemię.
Ta płyta ogólnie wbija w ziemię. Wykonanie, poziom kompozycji jest wyśrubowane tak bardzo, że nie bardzo wiadomo, kto by się mógł w obecnym momencie do nich zbliżyć. Album to self i żaden znany producent ani spece od masteringu w drogim studio tu palców nie maczali, a mimo to brzmienie jest wzorcowe.
Ciężkie soczyste głębokie gitary, głośna sekcja rytmiczna z basem powodującym drżenie ścian i świetne ustawienie wokalu w tym wszystkim. Piękny krwisty heavy powerowy sound.
Tak przy okazji. W ostatnim czasie modne stało się budowanie wokół nowych albumów uznanych firm atmosfery sensacji na wiele miesięcy naprzód. Tasiemcowe studio diary z nagrywania basu do utworu numer pięć, nadęte wideowywiady publikowane wszędzie gdzie się da, drogie klipy promocyjne, legiony gości, którzy wgrywają jedno paru sekundowe solo. A potem okazuje się, że balon jest napełniony próżnią.
VHALDEMAR rzuca ogromny kawał melodic heavy power mięcha, każdemu, za darmo, bez rozgłosu i bez zapewnień - "jesteśmy najlepsi, jeszcze czegoś takiego nie słyszeliście, to nasz najlepszy album". Ten powrót należy uznać za jedną z największych sensacji metalowych roku 2010.
Brawo Waldemarze!
Ocena: 9.5/10
10.10.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Vhäldemar - Fight To The End (2002)
tracklista:
1.Black Beast 03:46
2.Energy 04:33
3.Feelings 04:16
4.Lost World 03:54
5.Old King's Visions (Part I) 06:07
6.Number 01:10
7.7 02:53
8.The Helmet of War 02:51
9.Fight to the End 04:44
10.Traitor 02:04
11.Vhäldemar 04:47
rok wydania: 2002
gatunek: power metal
kraj: Hiszpania
skład zespołu:
Carlos Escudero - śpiew, gitara
Pedro J. Monge - gitara, gitara akustyczna, instrumenty klawiszowe
Oscar Cuadrado - gitara basowa
Eduardo Martinez - perkusja
VHALDEMAR to grupa pochodząca z Kraju Basków, założona w roku w 1999 w miejscowości Barakaldo i jako jedna z pierwszych przełamująca tradycję śpiewania w power metalu tylko po hiszpańsku.
Nagrania demo zwróciły uwagę krajowej wytwórni Arise Records i w 2002 ukazał się debiutancki album VHALDEMAR " Fight to the End".
Ta ekipa gra na tym albumie power metal. I to nie byle jaki power - nie tylko technicznie zaawansowany ale niezmiernie urozmaicony i atrakcyjny pod względem melodii. Owszem, Energy mimo obiecującego tytułu jest tylko dobrym typowym power metalem bez historii z GAMMA RAY i IRON SAVIOR w tle, a "wizytówkowy" Vhäldemar jest bardziej napisany odręcznie na kawałku kartonu niż wytłoczony na czerpanym papierze, ale cała reszta...
W Black Beast zrazu atmosfera horroru, a potem speed powerowy atak w stylu niemieckim z drapieżnym, ostrym wokalem Monge Tak, ta grupa gra podobnie do zespołów niemieckich, ale moc power metalu siłowego łączy z maestrią i specyficzną iberyjską lekkością i elegancją. To słychać w helloweenowym z czasów Keeperów Feelings, absolutnie hansenowskim w refrenach i chórkach oraz partii instrumentalnej.
Monge i Escudero to jeden z najwspanialszych duetów gitarowych w power metalu nie tylko hiszpańskim. Mistrzowie pojedynków, dialogów, naprzemiennych finezyjnych solówek, często w stylu neoklasycznym. Doskonali są, po prostu doskonali. Także w rycerskim Lost World w stylu CUSTARD oraz w epickim rozbudowanym Old King's Visions (Part I), wolniejszym i bardziej w stylu tradycyjnego klasycznego heavy metalu. Po raz kolejny pojawiają się fantazyjne, wyrafinowane sola gitarzystów.
Numer 7 jest niesamowity w barbarzyńskim graniu "na temat" MANOWAR, to kapitalna eksplozja metalowa , do tego wzbogacona o rewejacyjne partie w stylu neoklasycznym, zagrane w nieco żartobliwy sposób. Monge jest to drugim Adamsem i nie ma się czego wstydzić. A potem w instrumentalnym The Helmet of War Monge i Escudero pokazują klasę absolutną w neoclassical graniu i ciekawego co by było, gdyby chciało im się nagrać album z taką tylko muzyką... A tu- gitarowa poezja i wirtuozeria. Kolejny killer to Fight to the End gdzie owszem, Niemcy w stylu GAMMA RAY słychać, ale ten wojenno-epicki klimat MANOWAR także.
I jeszcze ten super energetyczny power/speed metal w krótkim, nasyconym gitarowymi i perkusyjnymi natarciami Traitor!
Tak, Hiszpanie potrafią grać power metal i ekipa z Barakaldo jest tu w ścisłej czołówce.
Produkcja jest wyjątkowo dobra. Wyraziste brzmienie gitar, głośna perkusja i mocny bas, oraz bardzo dobre umiejscowienie chórków na drugim planie. Starannie wyeksponowano solówki gitarowe oraz zgrabnie wysunięty został Monge jako wokalista. Takiego soundu w power metalu słucha się zawsze bardzo dobrze.
Niewątpliwie jest to jeden z najbardziej udanych debiutów w angielskojęzycznym power metalu z Hiszpanii w XXI wieku.
ocena: 9/10
new 25.11.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Vhäldemar - I Made My Own Hell (2003)
tracklista:
1.I Made My Own Hell 04:19
2.Breaking All the Rules 04:09
3.No Return 03:53
4.Steam-Roller 04:16
5.Old King's Visions (Part II) 06:54
6.Mystery 03:21
7.House of War 04:23
8.Moonlight 00:42
9.Dreamer 03:35
10.Death Comes Tonight 04:40
11.I Will Raise My Fist 05:17
12.March of Dooms 05:11
rok wydania: 2003
gatunek: power metal
kraj: Hiszpania
skład zespołu:
Carlos Escudero - śpiew, gitara
Pedro J. Monge - gitara, gitara akustyczna, instrumenty klawiszowe
Oscar Cuadrado - gitara basowa
Eduardo Martinez - perkusja
Druga płyta VHALDEMAR ukazała się już w listopadzie 2003 i ta ekipa w niezmienionym składzie twardo podąża drogą muzyczną wyznaczoną na debiucie. Album wydany przez Arise Records, szybko doczekał się także edycji japońskiej (Nexus).
VHALDEMAR ponownie rzucił na szalę to co najlepsze - maestrię gitarzystów i talent do tworzenia atrakcyjnych pod względem melodii kompozycji, a przy tym wszystko jest jeszcze bardziej dopracowane niż na debiucie.
Kilka kompozycji jest instrumentalnych (Mystery, Moonlight, March of Dooms) i prezentują one kunszt duetu Escudero - Monge, przy czym Mystery to prawdziwy killer, gdzie faktycznie nie potrzeba wokalisty, by opowiedzieć tę historię. Wyśmienicie zrobili to gitarzyści.
No, a poza tym... Fenomenalny zbudowany na neoklasycznym fundamencie heroiczny i niezwykle dynamiczny I Made My Own Hell otwiera ten album i biegłość neoklasycznego shredu jest tu oszałamiająca. Potem jedno wielkie pasmo wybornych, doskonałych pod względem aranżacji i wykonania power metalowych numerów. Rozpoczyna je melodyjnie drapieżny Breaking All the Rules, gdzie Escudero wspierany jest mocnymi chórkami całego zespołu. Jakże niespodziewane jest wejście solo gitarowego po tym króciutkim interludium na gitarze akustycznej. Potem zbudowany z dramatycznych riffów i zagrany w umiarkowanym tempie No Return z dumnym rycerskim refrenem. Steam-Roller, mimo potężnych heavy/power metalowych akordów polatuje ku niebu swobodą i chuligańską rockową wykonania.
Jest tu także druga część Old King's Visions, rozpoczynająca się wolno nastrojowo przy akompaniamencie gitar akustycznych i mocnej perkusji. Tkają cudowne motywy z pajęczyny tych gitar, a potem prowadząc wszystko na długich, posępnych wybrzmiewaniach gitar stają tak majestatyczni i tak true jak epic jak MANOWAR z najlepszych czasów. Przepotężna epic heavy moc! Ten barbarzyński styl kontynuują w ultra szybkim House of War i jest to na pewno perła speed/power metalu w stylistyce amerykańskiej. Gitarowe zniszczenie! Być może Dream On jest minimalnie słabszy w tej stawce pod względem samej melodii i jest to bardziej typowy numer classic heavy, ale to także kompozycja bardzo dobra, a Death Comes Tonight jest jeszcze lepszy, wolniejszy nasycony rockiem z dawnych czasów, a przy tym metalowy jak kompozycje z lat 80 tych z USA. No i na pewno jest tu coś z najstarszego BLACK SABBATH. Wirtuozersko został poprowadzony I Will Raise My Fist z kapitalnymi ozdobnikami neoklasycznymi na tle szybkich power metalowych riffów, no ten melodyjny ale twardy refren w niemieckim stylu do tego. Ekstraklasa!
W procesie produkcji i realizacji zadbano o ekspozycję gitar oraz wyrazistość sekcji rytmicznej i brzmienie jest bardzo dobre, z lekkimi znamionami surowości. Poziom gry gitarzystów jest nieprawdopodobnie wysoki a ich zgranie niezrównane. Nawet gdyby same kompozycje były słabsze (a nie ma tu takich), to ten kunszt oczarowuje sam w sobie. Po prostu zjawiskowy duet nie tylko w hiszpańskim metalu. A płyta jako całość to jedno z najwybitniejszych osiągnięć europejskiego power metalu. Potem coś się niedobrego stało z tym zespołem. Przez długie lata nie przejawiał żadnej aktywności i powrócił dopiero w roku 2010. I powrócił w wielkim stylu.
ocena 9,9/10
new 4.08.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Vhäldemar - Shadows of Combat (2013)
Tracklista:
1. Rock City 04:30
2. Black Thunder 04:22
3. Danger Street 03:09
4. The Rest of My Life 04:27
5. Beginning 01:03
6. Shadows of Combat 03:39
7. The Old Man 03:38
8. Old King's Visions (Part IV) 04:45
9. Power of the Night 04:02
10. End of the World 03:35
11. Metal & Roll 03:53
12. Oblivion 01:11
Rok wydania: 2013
Gatunek: Heavy power metal
Kraj: Hiszpania
Skład zespołu:
Carlos Escudero - śpiew, gitara
Pedro J. Monge - gitara
Oscar Cuadrado - gitara basowa
Gontzal García - perkusja
Czwarta płyta Hiszpanów, nagrana w roku 2012 i zaprezentowana początkowo jako self release w maju 2013 roku to wycieczka do Niemiec, z nowym perkusistą Gontzal García.
Taka wycieczka była już w roku 2010, ale po drodze były wówczas i inne kraje, tutaj zaś jadą prosto do Wuppertal, by odwiedzić Udo Dirkschneidera. Trochę przykro to powiedzieć, ale grupa zupełnie zatraciła swoje własne oblicze. Carlos Escudero skoncentrował się na śpiewaniu i lepiej lub gorzej naśladuje Kaprala Udo i to może jeszcze by jakoś uszło, gdyby nie totalnie generyczne odwzorowanie stylu U.D.O. na tej płycie, bez śladu czegoś od siebie, bo instrumentalnej akustycznej miniatury Oblivion na końcu nie liczę.
Jest oczywiście Old King's Visions (Part IV), choć mogłoby w takiej formie nie być wcale i jest to w jakimś małym stopniu interesujące tylko ze względu na solowe zagrywki Monge, w miarę solidne iw miarę na poziomie jego realnych możliwości.
Ogólnie Monge skupia się jednak na tym LP na odwzorowywaniu riffów U.D.O. z ostatniego ćwierćwiecza i wrażenie deja vu jest po prostu przejmujące. To niemal popis cover bandu, gdzie własnego wkładu nie ma, a to co zostało wybrane jest co najwyżej średnich lotów. Prymitywne wykonanie w tym przypadku w sumie nie dziwi, bo U.D.O. to nie jest zespół silący się na jakieś techniczne fajerwerki, choć przecież ich na to stać. VHALDEMAR także stać, ale na tej płycie to są jakieś momenty, oderwane fragmenty, przebłyski stylu z roku 2010, bo do wcześniejszego okresu żadnego porównania nie ma.Toporny kwadratowy niemiecki heavy metal przechodzący w melodyjny heavy/power w wykonaniu Hiszpanów jest frustrujący,a frustracja sięga apogeum w Metal & Roll, po prostu zawstydzającym piwnym metalu z Zagłębia Ruhry. Zresztą niewiele lepszy jest tu opener Rock City...
Jaśniejsze punkty tego albumu to może chyba tylko przyjemnie drapieżne Black Thunder i Danger Street najlepsze solo na płycie), ale tylko dla kogoś kto trafi kwadratowe granie w stylu Dirkschneidera. Co tu jeszcze jest? To samo co na kilkunastu płytach U.D.O.. Wystarczy włączyć dowolną.Brzmieniowo to samo co U.DO. z nowszych płyt, soczysty ostry sound gitary, potężne bębny dobrze tu grającego García i przygniatający bas Cuadrado. Współczesny, solidny sound niemiecki, typowy masowy i bez własnej tożsamości.
Generalnie VHALDEMAR dodał jeszcze jedna płytę do dyskografii U.D.O. I nic ponadto. W roku 2014 odszedł Oscar Cuadrado pozostając jednak managerem zespołu i grupa powoli szykowała się do nagrania kolejnej płyty.
ocena: 6,5/10
new 8.10.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Vhäldemar - Against All Kings (2017)
Tracklista:
1. Metalizer 03:28
2. 1366 Old King's Visions (Part V) 03:57
3. Against All Kings 03:58
4. Eye for an Eye 03:43
5. I Will Stand Forever 03:45
6. Vulcano 00:33
7. Howling at the Moon 04:40
8. The Last to Die 04:31
9. Walking in the Rain 04:25
10. Rebel Mind 04:44
11. Titans in D Minor 02:11
Rok wydania: 2017
Gatunek: Heavy power metal
Kraj: Hiszpania
Skład zespołu:
Carlos Escudero - śpiew, gitara
Pedro J. Monge - gitara, instrumenty klawiszowe
Adolfo Cantoya - gitara basowa
Gontzal García - perkusja
Jonkol Tera - instrumenty klawiszowe
Hiszpański zespół gra niemiecki metal. Zresztą, po raz drugi z rzędu w tak klasycznej formie. Nowy basista, nowy klawiszowiec oraz Escudero znowu ma gitarę w ręku. Kilku gości w wokalach pobocznych, pianino Diego Zapatero. A największa nowość, że wyrwali się z zaklętego kręgu Udo... Fighter Records wydaje nowy album Hiszpanów w listopadzie 2017 i jest to metal teutoński, bez dwóch zdań teutoński, ale ma to swój urok.
Super ciężkie gitary i Escudero z głosem ni to frontmana GRAVE DIGGER, ni to REBELLION i komuś, kto tych klimatów nie lubi może być ciężko, ale ogólnie chyba się tu wszyscy dobrze bawią. Poza wskazanymi wyżej zespołami pewnie coś z PRIMAL FEAR, coś z PARAGON i coś z WOLFEN, a rozpoczynającym ten LP i kwadratowe granie z Zagłębia Ruhry.
Och jakie ciężkie są te gitary, jakie niemieckie chórki. Takie sobie to jest i tyle.
No, ale kolejna część Old King's Visions to jest klasa i to taka stara klasa Waldemara. Moc! Moc refrenu i jest potoczystość w epickiej otoczce, bardzo niemieckiej, może z Hamburga albo innego Berlina? Niekoniecznie, bo są i fajne klawisze oraz wirtuozerskie sola gitarzystów. A w epickim, rycerskim Against All Kings wszystko jest fajne, na czele z bojowym chóralnym refrenem. Taki dostojny atak rycerski jak z Turyngii na ten przykład.
Gitarzyści graja pięknie, jak za dawnych lat, maestria po prostu. W Eye for an Eye wjeżdża pociąg pancerny pod nazwą PARAGON i to taki zdecydowanie dobrze opancerzony. Alzacja i Lotaryngia nie przymierzając. Kruszy taranem i zieje ze wszystkich luf. Działa oczywiście produkcji Kruppa.
W I Will Stand Forever - Bawaria i rock metal piwny jest tu morderczy. Tak nawet nie grają w Monachium, a w Norymberdze tym bardziej. Rozległy refren i bujająca melodia, no klasa po prostu. Parę razy tak zagrał GUN BARREL, ale chyba tylko on. Howling at the Moon jest rycerski i zwiewny jak Mecklemburg i Vorpommern na dokładkę.
Zastanawia fakt, jak oni przy takim super ciężkim soundzie uzyskali tu taką zwiewną potoczystość. No, ale to w końcu Escudero i Monge. Jak zwykle neoklasyczne ozdobniki fenomenalne! The Last to Die jest potężny w riffach jak dwumetrowi najemnicy z Hesji, a przy tym to ma klimat! Oj ma klimat i abstrahuję już od płaczącego dziecka na początku. Walking in the Rain ma bardziej progresywne riffy i to jest oczywiście jak można sądzić Wirtembergia, a zarazem nieco słabszy numer po koniec płyty. Słabszy, ale tylko nieco. Mocarna drapieżna Brandenburgia w miażdżącym melodyjnie Rebel Mind z elementami sąsiedniej Saksonii i kolejny budzący umarłych z grobu refren. Miazga!
I na koniec pełna kultura z Baden - Baden w Badenii w instrumentalnej miniaturze Titans in D Minor. Tytani? Oczywiście! Niemal absolutnego zniszczenia i prawie totalnej dewastacji dokonał Pan Waldemar od Odry po Ren, czy jak kto woli odwrotnie.
Po prostu brawa na stojąco dla VHALDEMAR z Dortmundu, to jest chciałem powiedzieć z Barakaldo w Euskadi.
ocena: 9,8/10
new 17.10.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Vhäldemar - Straight to Hell (2020)
Tracklista:
1. My Spirit 03:53
2. Death to the Wizard ! 03:23
3. Afterlife 03:47
4. Straight to Hell 03:19
5. Old King's Visions (VI) 04:46
6. Fear 05:31
7. Hell Is on Fire 03:31
8. When It's All Over 04:24
9. Damnation's Here 03:50
Rok wydania: 2020
Gatunek: Heavy/power metal
Kraj: Hiszpania
Skład zespołu:
Carlos Escudero - śpiew, gitara
Pedro J. Monge - gitara
Raúl Serrano - gitara basowa
Alejandro Camuñas (Jandro) - perkusja
Jonkol Tera - instrumenty klawiszowe
Nowa sekcja rytmiczna, nowy album znakomitej ekipy z Barakaldo w Euskadi. Premiera nowego albumu VHALDEMAR przewidziana jest na 6 października 2020 ponownie nakładem Fighter Records.
Nie jest to długa płyta, ale jak mocno nasycona doskonałym heavy/power metalem, do którego ten zespół już zdążył wszystkich przyzwyczaić! VHALDEMAR nie bawi się w granie rozbudowane i rozwlekłe, idzie ostro do przodu w takich utworach jak twardy i super chwytliwy zarazem Death to the Wizard! z elementami epicko ujętego celtic folk.
Nieco wolniej, z mocnym metalowym zębem na rockowym fundamencie dewastują w kapitalnym Straight to Hell z morderczym refrenem. Totalne zniszczenie w średnim tempie! A w szybkim tempie sieją zniszczenie w Damnation's Here nie biorąc po drodze jeńców, a przy tym jakie to melodyjne w heroicznej manierze. I wybornie pod PRIMAL FEAR w My Spirit i to taki PRIMAL FEAR najbardziej klasyczny i rozpoznawalny. Afterlife to z kolei numer najbardziej agresywny w pewnych partiach, równocześnie jest tu ten zwiewny hiszpański metalowy heroizm, który cechował VHALDEMAR w dawnych czasach. Gdyby jednak spojrzeć obiektywnie, to jest to kompozycja nieco odstająca poziomem od pozostałych, choć oczywiście bardzo dobra.
Przypominają klasyczne heroiczne czasy MANOWAR w doskonałym When It's All Over z dostojnym true metalowym refrenem. Moc apokaliptycznego manowarowego zwieńczenia! Old King's Visions bywały lepsze i gorsze, ale Part VI jest godnym następcą Part V z 2017 i to taki heroiczny i melodyjny heavy/power, jaki obecnie świeci triumfy i słusznie. Piękne dialogi gitarzystów z klawiszowcem są ozdobą tej kompozycji. Potoczysty, zdecydowany i męski w niemieckim stylu utwór.
Buja w rock/heavy klimatach Hell Is on Fire, taki nieco lżejszego kalibru, trochę pod UDO, ale taki z najlepszych czasów. Prosty, ale porywający dobry kawałek i te rockowe sola, te sola są fantastyczne!
Tylko w Fear grają nieco ponad pięć minut i graja bardziej mrocznie z melodyjnej estetyce, a utwór jest rytmiczny i gęsto akcentowany basem stanowiąc mix stylu amerykańskiego w zwrotkach i mocnego melodic heavy europejskiego w refrenach.
Wyborna forma wokalna Escudero, który śpiewa lepiej niż w roku 2017. Doskonałe sola, po prostu kapitalne duety i pojedynki Escudero i Monge i wracają wspomnienia ich najbardziej zdumiewających popisów z pierwszych płyty zespołu. Nie ma żadnej wątpliwości, że ten duet jest jednym z najlepszych na świecie w ramach gatunku. Wygrywają prawdziwe cudeńka! Wtóruje im potężny bas debiutanta Raúla Serrano a całość napędza bojowa perkusja Jandro, znanego wcześniej z ORION CHILD. Wyśmienite, pełne pewności siebie wykonanie całości.
W opcji brzmienia można zauważyć, że gitary są lżejsze i nie takie agresywne jak w roku 2017, ale tylko trochę i wrażenie obcowania z klasycznym soundem heavy/power oczywiście pozostaje. Selektywnie, z dobrze ustawionymi klawiszami i wokalem.
VHALDEMAR zrobił to, czego w tym roku należało oczekiwać od PRIMAL FEAR, a czego Niemcy nie przedstawili. Nagrał mocny melodyjny i dumny heavy/power metal z wybornymi melodiami i ogromnym entuzjazmem przepełniającym całość. Album przystępny, pozbawiony cech mainstreamowych i skierowany do autentycznych fanów metalu. Wypada tylko skandować "Waldek! Waldek!"
ocena: 9,8/10
new 8.08.2020
Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Fighter Records
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Vhäldemar - Sanctuary of Death (2024)
Tracklista:
1. Devil's Child 04:18
2. Dreambreaker 03:43
3. Deathwalker 04:51
4. Sanctuary of Death 04:16
5. Forevermore 04:52
6. Heavy Metal 03:38
7. Old King's Visions (Part VII) 04:44
8. Journey to the Unknown 04:13
9. Brothers 03:56
10.The Rebel's Law 03:55
11.The Last Flame 03:28
Rok wydania: 2024
Gatunek: heavy/power metal
Kraj: Hiszpania
Skład zespołu:
Carlos Escudero - śpiew, gitara
Pedro J. Monge - gitara
Raúl Serrano - gitara basowa
Alejandro Camuñas (Jandro) - perkusja
Jonkol Tera - instrumenty klawiszowe
Zapowiadana od jakiegoś czasu nowa płyta słynnej ekipy z Euskadi tym razem pojawi się nakładem znanej niemieckiej wytwórni MDD Records 16 maja 2024. Jest to bardzo ważne wydarzenie, bo jak nie VHALDEMAR może zagrać na światowym poziomie melodyjny bojowy heavy/power w niemieckim stylu, to kto?
Podczas gdy wiele wiodących dawniej w gatunku grup z Niemiec wypaliło się i już niczym ciekawym nie potrafią zaskoczyć, to VHALDEMAR wydaje się być niezniszczalny. Według starej sprawdzonej przynajmniej od 20 lat recepty tu grają, wykorzystując atut wybornego śpiewu Carlosa Escudero oraz jego gitarowego kunsztu, połączonego z kunsztem Pedro J. Monge. Grają sprawdzone rzeczy, gdzie silenia się na jakąś oryginalność nie ma, bo i takiej potrzeby nie ma i jeszcze raz porywają melodiami i pasją wykonania. Nad zespołami z Niemiec mają tę przewagę, że dokładają tej specyficznej hiszpańskiej swobody wykonania. Słychać to w dynamicznym Devil's Child z wpływami RUNNING WILD i HELLOWEEN (refren) oraz w Dreambreaker, gdzie energia IRON SAVIOR i SONIC HEAVEN łączy się mocą gitarową SINBREED, no i oczywiście PRIMAL FEAR, bo styl tej grupy się stale gdzieś w estetyce metalu VHALDEMAR pojawia. A w tym utworze pojawia się także więcej instrumentów klawiszowych i ogólnie to, co Jonkol Tera gra na tym albumie, jest zawsze udane i dopasowane do całości.
Cięższy i wolniejszy Deathwalker to taki heavy/power nieco dostojniejszy i mroczniejszy, rozpoczynający się w manierze GRAVE DIGGER, potem jednak raczej idzie w kierunku tych lekko romantycznych i heroicznych songów PRIMAL FEAR z dawniejszych czasów. Gdy się idzie w kierunku tego intensywnego heavy/power z "Master Creator" SINBREED, to trudno nie zachwycić i także VHALDEMAR zachwyca w Sanctuary of Death, zwłaszcza zmasowanymi atakami gitarowymi. Melodyjna dostojna moc Forevermore, zagranego w balladowej manierze jest ogromna, a co ciekawe, mamy tu taki męski refleksyjny refren, jakiego zabrakło na najnowszej płycie ACCEPT. Rozpoznawalny neoklasyczny ozdobnik i wspaniałe solo gitarowe! To jest coś co odróżnia VHALDEMAR od ekip niemieckich. Przepięknie! Utwór Heavy Metal jest fajny, ale wydaje mi się, że akurat ten zespół nie musi udowadniać tego akurat w tej sposób, bo ma lepszy arsenał. Niemniej, po raz kolejny świetne sola do ogólne bardzo wyeksploatowanego już motywu głównego. Na albumie STEELPREACHER byłby to wielki hit, a tu niekoniecznie. Za to po raz kolejny heroicznie brzmi siódma już z kolei część Old King's Visions, przy czym jednak dwie poprzednie części miały nieco większą siłę rażenia. I bardzo dobrze, absolutnie w niemieckim stylu, brzmi ostry, masywny i rytmiczny Journey to the Unknown. Jeden raz zupełnie zaskakują. To fenomenalny Brothers, gdzie pokazali jak się gra z heavy/power metalową mocą tematy VOODOO CIRCLE. Absolutne zniszczenie i kapitalny refren, w najlepszej brytyjskiej tradycji. Wokalnie wykonanie po prostu urzekające... The Rebel's Law to taki melodyjny chwytliwy heavy/power z ryczącymi gitarami i bujającym refrenem, jaki grupom z Niemiec przychodzi z coraz większym trudem, a VHALDEMAR nadal w takim stylu triumfuje. Najprostszymi środkami do sukcesu!
The Last Flame to pianino w roli głównej we wstępie i długo potem, a następnie gitarowa eksplozja melancholijnego majestatu. I nie potrzeba słów...
Nie można stworzyć lepszego "niemieckiego" soundu niż stworzył Pedro J. Monge. To jest Mistrz, który nagrał, zmiksował i zmasterował to wszystko w idealny sposób. Warto posłuchać jak tu przestrzennie została rozplanowana perkusja! Gitary kruszą masywnością i głębią! A głos Carlos Escudero ani na sekundę nie znika za ścianą ryczących przyjemnie gitar.
Doskonałą passa VHALDEMAR trwa, choć pod względem samych melodii dwie poprzednie płyty jednak nieco lepsze.
ocena: 9,4/10
new 1.05.2024
Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni MDD Records
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
|