Wolf (SWE)
#1
Wolf - Wolf (1999)

[Obrazek: R-2904785-1306577069.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. In the Shadow of Steel 01:43
2. Moonlight 03:30
3. The Parasite 04:55
4. Electric Raga 03:08
5. The Voyage 03:44
6. Desert Caravan 05:48
7. The Sentinel 05:16
8. 243 04:03
9. In the Eyes of the Sun 07:42

Rok wydania: 1999
Gatunek: heavy metal
Kraj: Szwecja

Skład:
Niklas Olsson - śpiew, gitara 
Mikael Goding - gitara basowa
Daniel Bergkvist - perkusja

Ten zespół z Örebro, prowadzony przez Olssona od połowy lat 90tych postawił sobie za cel w pierwszym okresie działalności odświeżyć tradycyjny metal z lat 80 tych, opierając się przede wszystkim na wzorcach brytyjskich. Tak powstała jedna z najlepszych płyt metalowych z gatunku NWOBHM w najbardziej tradycyjnej odmianie z Newcastle... nagrana przez Szwedów i wydana przez Prosthetic Records w kwietniu 1999 roku.

Brytyjska motoryka, brytyjskie riffy, brytyjskość z każdego kąta wyziera - a najbardziej chyba z "Electric Raga" - numeru wyjętego żywcem z wczesnych lat 80tych. Wszystko podparte oczywiście nieco większą dawką ciężaru, choć ogólnie produkcja i brzmienie do wybitnych nie należy. Oczywiście obowiązkowo jeden dłuższy numer -jak bywało w zwyczaju 20 lat wcześniej -czyli znakomity "In The Eyes Of the Sun". Nieco drobnych eksperymentów w "Desert Caravan" i instrumentalnym "243". Wokal jest tu zdecydowanie zniewieściały, co jednak w żaden sposób nie rzutuje na odbiór tej płyty. Udane sola gitarowe stylizowane na pojedynki z lat 80tych.
Wspomnieć wypada o pierwiastku muzyki orientalnej (sitar), który występuje w kilku kompozycjach oraz o wartej odnotowania pracy sekcji rytmicznej. To bardzo mocny akcent na tym LP. Zresztą WOLF pod tym względem zawsze wypadał dobrze, również wówczas, gdy tych muzyków zastąpili inni. W "The Parasite" harrisowski bas bardzo wybija się z tła. IM dawkowany jest umiejętnie - wczesny IM, przez co wrażenie obcowania z głównym nurtem NWOBHM nie powoduje nachalnych skojarzeń. Mimo to, płyta jest zbudowana na fundamentach wczesnych lat 80 tych w brytyjskim metalu, chociaż "The Sentinel" wykazuje także cechy amerykańskiego heavy metalu. Ciekawe, że następujący zaraz po intro "Moonlight" bardziej plasuje się w klasycznym metalu szwedzkim lat 80tych i ma niewiele punktów stycznych z pozostałymi kompozycjami.

Kiczowata okładka doskonale stylizowana na lata 80te i przewrotnie zabawna. Sama muzyka zabawna nie jest. To kawał solidnie zagranego heavy metalu.


Ocena: 9,2/10

17.09.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Wolf - Black Wings (2002)

[Obrazek: R-2243907-1591347474-9171.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Night Stalker 04:44
2. Demon Bell 06:07
3. I Am the Devil 06:03
4. Venom 04:15
5. A World Bewitched 04:36
6. The Curse 03:57
7. Unholy Night 05:58
8. Genocide 03:41
9. A Dangerous Meeting (Mercyful Fate cover) 05:00

Rok wydania: 2002
Gatunek: Heavy Metal/Power Metal
Kraj: Szwecja

Skład:
Niklas Olsson - śpiew, gitara
Johan Bulow - gitara
Mikael Goding - bas
Daniel Bergkvist - perkusja

Jest to drugi album WOLF ze Szwecji, a wydała go No Fashion Records ze Sztokholmu w styczniu 2002 roku. Tu mamy już drugiego gitarzystę Bulowa, a zespół jeszcze bardziej okrzepł i zmężniał. Jednak i tym razem odbywamy wycieczkę w przeszłość, spokojnie cofając się o 20 lat wstecz w stosunku do daty wydania płyty... Lubicie IRON MAIDEN? Polubicie i ten album, gdzie ten Maiden jest na dodatkowym dopalaczu i sterydach. Co się przede wszystkim nasuwa to energia wykonania całości. Ogromna siła tkwi w tych dwóch gitarach i nie tylko w nich. Sekcja rytmiczna niszczy. Bas metaliczny, gęsty, grający swoje i bardzo często wysuwający się na pierwszy plan w efektownych pochodach. Bębny brzmią wręcz jak wojenne litaury - dudniące i poniekąd majestatyczne w swej potędze.

Perfekcyjne zgranie wszystkiego - ta maszyna jest doskonale naoliwiona i zaprogramowana. A w programie IRON MAIDEN i przede wszystkim IRON MAIDEN. Bez krępacji, bez udawania, że się to samemu wymyśliło. Odniesienia są bezpośrednie, a zrzynki i zapożyczenia czytelne nawet dla słabo obeznanych z twórczością Żelaznej Dziewicy. ”Night Stalker” to potężny ładunek gitarowego dynamitu z "Czyngis Chanem" w roli głównej, a w „I Am the Devil” straszy "Duch z Opery”. Co do tego żadnych wątpliwości nie ma. Może mniej tego IRON MAIDEN w złowieszczym „Demon Bell”, tu jednak przekrój riffów znanych z NWOBHM pełny i zdecydowanie zaznaczony. Żeby nie było za bardzo maidenowo mamy tu też „Venom”, ale tym razem nie jest to VENOM, a BLACK SABBATH z czasów pana Osbourne’a, podany w powerowej formie. Kapitalny motyw główny spleciony jest z potoczystych i płynnych zagrywek układających się w bardzo atrakcyjną melodię. Więcej od siebie dają w „A World Bewitched”. To bardzo dobry heavy power numer, nie za szybki i z melodią lepszą w zwrotkach niż w refrenie oraz z nieco ekscentrycznym solem. Na początku „The Curse” ukłon w stronę mistrza Iommi'ego a potem znów granie w stylu Nowej Fali, znów ataki na pozycje Ironów. Takie ataki mamy również w najbardziej melodyjnym, i rozpoczętym przez gitarowe solo „Unholy Night”, gdzie całość zbudowana jest ze zgrabnie połączonej plątaniny ciętych, krótkich zagrywek. Część instrumentalna to mozaika rzucanych w przemyślany sposób motywów ironowych z różnych lat... no i ta znakomita perkusja!  ”Genocide” to wyładowanie heavy powerowej energii, gdzie tylko początek jest hołdem dla IM, a dalej mamy szarżę gitarową na tle bezwzględnej sekcji rytmicznej.

Dla fanów MERCYFUL FATE jeszcze kąsek w postaci covera „A Dangerous Meeting” i to już niestety koniec. Niestety, bo płyta ta jest smakowita i soczysta. Soczysta także dzięki dopracowanemu brzmieniu, które należy uznać za wzorcowe i jakiego IRON MAIDEN w wieku XXI nie zaprezentował. Natomiast Niklas Olsson nie zaprezentował naśladownictwa Dickinsona wokalnie i bardzo dobrze się stało. Zaśpiewał po swojemu, ale nie tak wysoko jak na debiucie, bardziej ostro i męsko za to. Pasuje idealnie i jest to poważny walor albumu. Takich walorów jest więcej i poza wymienionymi już dodam starannie opracowane sola gitarowe. Mocna, melodyjna, wysokoenergetyczna płyta bez mielizn, dłużyzn i przestojów.


Ocena: 9/10

17.09.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Wolf - Legions Of Bastards (2011)

[Obrazek: R-3300554-1431374574-7826.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Vicious Companions 03:41
2. Skull Crusher 03:47
3. Full Moon Possession 04:25
4. Jekyll & Hyde 05:41
5. Absinthe 04:44
6. Tales From The Crypt 05:55
7. Nocturnal Rites 05:30
8. Road To Hell 04:15
9. False Preacher 03:57
10. Hope To Die 04:34
11. K-141 Kursk 06:03

Rok wydania: 2011
Gatunek: Traditional Heavy Metal
Kraj: Szwecja

Skład zespołu:
Niklas Olsson - śpiew, gitara
Johannes Losbäck - gitara
Anders Modd - bas
Richard Holmgren - perkusja

O szwedzkim WOLF, nagrywającym z dużą regularnością od roku 1999, trudno jest mówić w kategoriach porównań albumów z całego okresu działalności. Prowadzony od początku przez gitarzystę i wokalistę Olssona nieustannie zmieniał skład, ewoluował także od heavy metalu inspirowanego NWOBHM w roku 1999 do form agresywniejszych i ostrzejszych w ramach tradycyjnego heavy metalu i taki gra od kilku lat.
Płyta "Ravenous" z 2009 roku pokazała, że grupa muzyczny rozpęd straciła i stanowi uznany, ale co najwyżej dobry punkt szwedzkiego klasycznego heavy metalu. W ostatnim czasie moda na taki neotradycyjny heavy w Szwecji powróciła i pojawiły się zarówno zespoły młode i debiutujące z różnym skutkiem, jak i powrócili weterani - dla przykładu OVERDRIVE.

"Legion Of Bastards" wydany w kwietniu przez Century Media Records jest w prostej linii kontynuacją "Ravenous" i grupa proponuje metal dynamiczny, ostry zbudowany na klasycznych riffach i rozwiązaniach aranżacyjnych. Przeważają średnio szybkie tempa i to typowe dla zespołu natarcie dwóch gitar wspomagane drapieżnym wokalem Olssona.
Udane jest rozpoczęcie tego albumu w postaci "Vicious Companions" z napędzającymi wszystko solami gitarowymi, które tradycyjnie w WOLF są bardzo dobre. Mocno niemiecki to numer, taki z kręgu ACCEPT, jednak album hołdem dla teutońskiego heavy metalu nie jest. Specyficznego, lekko mrocznego i surowego heavy szwedzkiego nie brakuje, do tego niemal cały czas pojawiają się nawiązania do amerykańskiego heavy i power lat 80-tych. Słychać to w "Skull Crusher" i "Full Moon Possession" i dalej też słychać i w pewnym momencie album zaczyna jawić się jako płyta cytatów i to w znacznie większym stopniu słyszalnych niż na "Ravenous". Tak wprost nie jest łatwo odnieść tego do czegoś konkretnego, ale wolniejszy i z ciekawym wykorzystaniem łagodnych chórków "Jekyll & Hyde" mocno wywołuje wrażenie, że to już było. Dobrze zagrany, wtórny heavy metal może być ekscytujący, naturalnie, ale ten LP traci rozpęd już przy nieudanym, niekonkretnym " Absinthe". W "Tales From The Crypt" motyw starożytny zagrany dosyć niemrawo zmierza w ostateczności donikąd, a świetne riffowe otwarcie w mrocznym miarowym "Nocturnal Rites" to dalej tylko wałkowanie tego samego do końca i to następny utwór monotonny, gdzie pewna doza dodatkowego mroku i horroru muzycznego w części instrumentalnej wcale tego nie ożywia. Prosty, melodyjny "Road To Hell" z lekkim rycerskim refrenem trochę rozprasza ten robiony na siłę mrok, ale już "False Preacher" to taki heavy metal dla heavy metalu, podobnie jak "Hope To Die". Poprawnie odegrany, tradycyjny heavy i tyle, co więcej zbytnio nawet nie przykuwa uwagi wykonaniem.
Na zakończenie grupa sięga w swej tematyce do tragicznych wydarzeń związanych z katastrofą rosyjskiego atomowego okrętu podwodnego "Kursk" w "K-141 Kursk". Początkowo to szybki mix USA i Szwecji, po czym wchodzą na obszary dark metalu i rozgrywają ten dramat bez epickiego rozmachu, posiłkując się wpasowaną jak należy klaustrofobią i nieuchronnością nadejścia najgorszego. Niemniej i w tej kompozycji można było zrobić chyba coś więcej.

Na całej tej płycie można było zrobić coś więcej. No, może poza brzmieniem, adekwatnym do prezentowanej muzyki z bardzo dobrym ustawieniem perkusji, wartej zresztą ekspozycji z racji wyjątkowo solidnego poziomu tego instrumentu.
Album zły nie jest, jednak to tylko średnio interesujące echa lat 80-tych z odrobiną nowoczesnego mroku. W dobie obecnej, gdy płyt z takim tradycyjnym heavy metalem nie wychodzi zbyt wiele, zapewne ta sprawnie odegrana muzyka wzbudzi zainteresowanie, jednak patrząc z perspektywy tego, co w gatunku stworzono przez ostatnie 30 lat, jest to płyta raczej przeciętna i w korespondencyjnym pojedynku ze starą gwardią OVERDRIVE i "Angelmaker" wyraźnie przegrywa.


Ocena: 6.9/10

25.04.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Wolf - Evil Star (2004)

[Obrazek: R-2444692-1284412995.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Evil Star 06:09
2. American Storm 06:06
3. The Avenger 05:41
4. Wolf's Blood 03:54
5. Transylvanian Twilight 01:27
6. Devil Moon 06:52
7. Out of Still Midnight 03:59
8. The Dark 05:35
9. Black Wing Rider 04:28
10.(Don't Fear) The Reaper (Blue Öyster Cult cover) 04:57

Rok wydania: 2004
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Szwecja

Skład:
Niklas Olsson - śpiew, gitara
Mikael Goding - gitara basowa
Daniel Bergkvist - perkusja

Po roku 2002 i po odejściu Bülowa trio WOLF zdecydowało się na stworzenie własnego, bardziej rozpoznawalnego stylu, uwolnionego od wyraźnych brytyjskich wpływów. Z tą myślą powstał album "Evil Star" wydany w 2004 przez kilka wytwórni jednocześnie, a także Japonii. Rodzimą wersją była wersja No Fashion Records z jednym tylko coverem. Inne wydania miały ich po trzy.

Ponieważ jednak nie covery stanowią o wartości płyty, grupa przedstawiła mocny, typowo heavy/power metalowy repertuar, z wysokim wokalem Olssona, jego ostrą stalową gitarą oraz w średnio szybkich tempach. Ta muzyka zabrzmiała znacznie nowocześniej niż dwie płyty poprzednie, nastawienie na melodie zmalało i w tej sposób WOLF znalazł się w obszarach pomiędzy TAD MOROSE a PERSUADER, przy czym do PERSUADER było jednak znacznie bliżej.
Nastawienie na zdecydowaną ekspozycję riffowej ekspresji jest tu słyszalne od początku do końca. Nie epatują ani heroicznymi melodiami głównymi, ani zapadającymi w pamięć refrenami. Nie jest to rzecz jasna granie mechaniczne, ale ten szwedzki chłód power metalowy tu jest cały czas obecny. Lekka monotonia cechuje te dłuższe kompozycje, jak Evil Star czy też The Avenger, brak wyrazistej melodii czyni nieinteresującym zbiór akordów  w Out of Still Midnight, a The Dark po części jest zbieżny z tym metalem, jakim zanudzał często solowo Ozzy Osbourne. Próby ocieplenia takim nieco amerykańskim stadionowym stylem melodii w American Storm jest średnio udana. Gdy lekko zwalniają tempo w Wolf's Blood i próbują tworzyć pewien klimat oraz dodają łagodniejszy refren to wychodzi im dobry bardziej tradycyjny heavy metal, ale w takim pastelowym nostalgicznym na początku Devil Moon potem jakoś nie potrafią tego ciekawie rozwinąć i jest tu zarówno taka sobie melodia jak i nadmiernie brutalne i energiczne wstawki.
Tak, największym problemem jest tu przeciętność samych melodii i podsumowuje to Black Wing Rider.

Czasem w tych kompozycjach można usłyszeć bardzo dalekie echa IRON MAIDEN  w riffowych tematach i przejściach i tyle tu w zasadzie zostało z przeszłości muzycznych inspiracji zespołu. Wokal jak zwykle bardzo dobry, riffowa robota fantastyczna, perkusja bardzo inteligentnie tu brzmi, ale w sumie najbardziej na czoło wysuwa się ta riffowa robota. Realnie nie ma tu ani jednego killera wbijającego się w pamięć, i to zadowolenie z obcowania z dobrą muzyką ogranicza się do bieżącego smakowania gitarowej elegancji i mocy. Jest to tym łatwiejsze, że wyborna produkcja o bardzo klarownym charakterze jeszcze bardziej to podkreśla. Rzecz jasna jeśli się lubi stalowy sound szwedzkiej gitary...
Taki trochę heavy/power bez duszy.


ocena: 7,1/10

new 1.07.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#5
Wolf -The Black Flame (2006)

[Obrazek: R-2818284-1310935873.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. I Will Kill Again 04:59
2. At the Graveyard 04:25
3. Black Magic 05:19
4. The Bite 05:07
5. Make Friends with Your Nightmares 05:10
6. Demon 05:03
7. The Dead 04:23
8. Seize the Night 04:08
9. Steelwinged Savage Reaper 03:09
10.Children of the Black Flame 05:50

Rok wydania: 2006
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Szwecja

Skład:
Niklas Olsson - śpiew, gitara
Johannes Losbäck - gitara
Mikael Goding - gitara basowa
Daniel Bergkvist - perkusja

Jest to czwarta płyta WOLF. Została wydana przez Century Media Records we wrześniu 2006 i po raz pierwszy zagrał tu Johannes Losbäck znany z SEVENTH ONE, a tu występujący pod pseudonimem artystycznym Johannes Axeman.

Druga gitara dodała muzyce WOLF mocy i jakby poszerzyła horyzonty, choć muzycznie WOLF wrócił do grania bardziej tradycyjnego heavy metalu, osadzonego w latach 80tych, ale oczywiście podanego w bardziej nowoczesny sposób.
Jest tu dużo potężnie brzmiącego classic metalu, melodyjnego i zazwyczaj w tempach średnich i można powiedzieć, że WOLF jest muzycznie gdzieś w pobliżu RAM z debiutu tej grupy. Olsson śpiewa bardzo dobrze swoim średnio wysokim głosem, który co ciekawe nie stanowi tym razem pewnego dysonansu z ciężkimi mięsistymi gitarami, jak to bywało na poprzedniej płycie. Takie zdecydowanie zagrane kompozycje classic heavy metalowe jak Children of the Black Flame, I Will Kill Again, At the Graveyard czy też  Make Friends with Your Nightmares (z intrygującym i ornamentacjami gitarowymi) nie są może szczytową klasą kompozycyjną w takim graniu, ale słucha się tego bardzo dobrze. Szczególnie dobrze chyba dosyć surowego Demon, gdzie rozbudowane sola opowiadają własną historię. Gdy dodają szczypty mroku epickiego, to wypadają jeszcze lepiej w Black Magic, podobnie gdy korzystają z ciężkich galopad na granicy power/thrashu The Bite. Fantastycznie riffowo prezentuje się kruszący, szybki The Dead i jest to najbardziej ekscytująca kompozycja, bardzo technicznie zaawansowana. Lżejszy i zdecydowanie wspominający lata 80 te (OVERDRIVE) Seize the Night doskonale odwzorowuje tamte lata i styl szwedzki heavy metalu z tego okresu. Zaraz potem grają szybszy heavy metal z tamtych czasów w szybkim, z krzyczanymi chórkami Steelwinged Savage Reaper. Ileż to zespołów już za kilka lat zagra podobne numery, tyle że znacznie gorzej...

Na pewno na uwagę zasługują liczne oryginalne riffy, po części inspirowane stylem orientalnym, natomiast generalnie nieco zawodzą refreny, które są zazwyczaj mniej interesujące od zwrotek. Bardzo wysoki jest poziom wykonania i tu nie ma wątpliwości, że jednym z czołowych aktorów jest perkusista Daniel Bergkvist. Wyborne partie, zarówno szybkie jak i te wolniejsze.
Kolejny atut tego albumu to brzmienie i produkcja. Moc i rozrywa to na strzępy w gitarach, wbija w ziemię basem, a perkusja jest po prostu ustawiona w każdej sekundzie arcymistrzowsko. Producentem tego albumu jest Fredrik Nordström, a mastering wykonał Mistrz Peter In de Betou, więc efekt nie mógł być inny.
Ten album, podobnie jak debiut RAM, przyczynił się w znacznym stopniu do znacznego zwiększenia zainteresowania w Szwecji klasycznym heavy metalem w nowoczesnej oprawie dźwiękowej i na pewno miał wpływ na kształtowanie się sceny neotradycyjnego heavy metalu, granego już niebawem przez takie zespoły jak STEELWING czy KATANA.


ocena: 8,4/10

new 5.10.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#6
Wolf - Ravenous (2009)

[Obrazek: R-2184287-1431367611-4104.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Speed On 03:46
2. Curse You Salem 03:52
3. Voodoo 04:19
4. Hail Caesar 03:50
5. Ravenous 03:57
6. Mr. Twisted 03:55
7. Love at First Bite 03:49
8. Secrets We Keep 04:52
9. Whisky Psycho Hellions 04:43
10.Hiding in Shadows 04:19
11.Blood Angel 06:27

Rok wydania: 2009
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Szwecja

Skład:
Niklas Olsson - śpiew, gitara
Johannes Losbäck - gitara
Anders Modd - gitara basowa
Richard Holmgren - perkusja

Po trzyletniej przerwie WOLF w lutym 2009 przedstawia swój piąty album, ponownie wydany przez Century Media Records. Czas przerwy to także czas zmian, pojawiła się bowiem nowa sekcja rytmiczna i tu tworzą ją Anders Modd (do 2008 w TAD MOROSE) i Richard Holmgren znany z wcześniejszych występów w HATERUSH.

Nowi ludzie, ale nowych pomysłów niewiele, a te które są, nie należą do nazbyt interesujących. Olsson śpiewa znakomicie, z mocą i rozmachem, ale do tego zdążył już przyzwyczaić podobnie jak do dynamicznych heavy/power metalowych duetów z Losbäck i zdecydowanych natarć z gitarowych solówkach.
Tym razem jednak z tych natarć niewiele wynika w masywnych i ostrych kompozycjach, które zasadniczo można podzielić na trzy grupy. Pierwsza to takie granie heavy dla samego grania tegoż heavy metalu. Mocno, twardo, po męsku i bez brania jeńców, ale tu jest więcej szumu niż porządnych riffów, nie wspominając już o wyrazistości melodii. Tu można umieścić Secrets We Keep (dobre solo), Speed On, Voodoo oraz zupełnie bezstylowy i rozczarowujący tytułowy Ravenous, gdzie pierwsze solo zagrał gościnnie Hank Shermann z MERCYFUL FATE.
Oprócz tego jest i porcja grania w tradycyjnym, bardziej powiedzmy rock/metalowym szwedzkim stylu, tak tradycyjnego o korzeniach w latach 80-tych (Mr. Twisted, Love at First Bite z pobocznymi wokalami Marka Boalsa) jak wyrażająca nowsze trendy (Whisky Psycho Hellions), ale brak tu jakiegoś punktu zaczepienia wobec marnych refrenów i ogólnego luźnego potraktowania kanonu aranżacyjnego powodującego, że tego typu utwory są atrakcyjne. Natomiast bardziej bojowy i mniej agresywny Hiding in Shadows prezentuje się dobrze i w jakimś stopniu odnosi się do stylu kompozycji z poprzedniej płyty.
Prężenie epicko heroicznych muskułów ma miejsce przede wszystkim w Hail Caesar, ale to trochę takie napinanie się w stylu włoskiego CENTVRION, a gdy ten nie gra nazbyt brutalnie i ogólnie, to takie włoskie z obszarów stylistyki MESMERIZE. Niespecjalnie ciekawie w opcji  pokazania czegoś epickiego w zwartej formie i ze śladami orientalnych motywów prezentuje się Curse You Salem, aczkolwiek część instrumentalna jest tu znakomita i może nawet najbardziej zgrabnie zrobiona na całej płycie. WOLF zazwyczaj miał sporo do powiedzenia w utworach dłuższych, ale tym razem prezentuje powszedni i pozbawiony mocy i pomysłu refren i budowanie napięcia Blood Angel, i w rezultacie końcówka płyty jest słaba.

Jak zwykle wyborne jest brzmienie i zachwyca nie tylko mięsisty sound gitar, ale i świetnie zrobiony głęboki bas oraz przestrzenna perkusja. Mastering wykonał Mistrz Peter In de Betou, a mix Roy Z Ramirez, który zagrał również na gitarze akustycznej w Blood Angel.
To doskonałe brzmienie jednak nie zmienia faktu, że realnie ta muzyka męczy pewną monotonią w nadmiernie rozkrzyczanej formie. Grają mocno, grają zdecydowanie, ale nic takiego, co by głębiej wryło się w pamięć.


ocena: 6.9/10

new 11.11.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#7
Wolf - Devil Seed (2014)

[Obrazek: R-6038698-1409489386-1178.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Overture in C Shark 02:13
2. Shark Attack 03:27
3. Skeleton Woman 04:52
4. Surgeons of Lobotomy 04:09
5. My Demon 03:59
6. I Am Pain 03:38
7. Back from the Grave 04:25
8. The Dark Passenger 05:35
9. River Everlost 05:20
10. Frozen 04:14
11. Killing Floor 05:21

Rok wydania: 2014
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Szwecja

Skład zespołu:
Niklas Olsson - śpiew, gitara
Simon Johansson - gitara
Anders Modd - gitara basowa
Richard Holmgren - perkusja

W roku 2014 WOLF zaprezentował swój siódmy i jak na razie ostatni album. Płytę wydała wytwórnia Century Media Records w sierpniu. Zagrał tu nowy, pozyskany w 2011 roku gitarzysta Simon Johansson znany z MEMORY GARDEN w miejsce filaru ekipy od lat, Johannesa Losbäcka.  Polski akcent to udział w chórkach i wokalach pobocznym polskiego wokalisty Kacpra Różańskiego, występującego w kilku szwedzkich grupach bardziej ekstremalnego metalu.

Tym razem WOLF oddalił się od tradycyjnego ostrego i mocnego heavy i heavy power w stylu klasycznym i nieco unowocześnił swoje kompozycje. To słychać już w bardzo dobrym i dynamicznym Shark Attack zagranym w estetyce heavy/groove i ten element groove stylu gitar jest tu dalej także często obecny. Jednak gdy WOLF gra wolniej i mało agresywnie w heroicznym stylu, to jest bardzo bezbarwny w bezstylowych metalowych kompozycjach Skeleton Woman i wyjątkowo słabym Surgeons of Lobotomy. Nawet wokal Olssona jest tu zupełnie pozbawiony klasycznej dla niego charyzmy.
Taka schematyczna nuda wieje także z My Demon oraz Back from the Grave, gdzie próbują czegoś bardziej mrocznego, przynajmniej poza refrenami. Trudno poznać ten zespół w zupełnie nieciekawym i zagranym w usypiający sposób I Am Pain. Jesli taki psychodeliczny mrok gdzieś udaje się bardziej wydobyć to rytmicznym i z niezbyt gęstymi gitarami The Dark Passenger, ale i tu całościowo to się gdzieś rozmywa. Fakt, partia instrumentalna, gitarowa, jest udana, a wiele przypomina styl gry Ritchie Blackmore'a w RAINBOW. Odżywają tylko w pewnych szybszych partiach, które dozują za aptekarską dokładnością i oszczędnie, nazbyt oszczędnie.
Dużo grania bez pomysłu na heavy metal w River Everlost, jeszcze mniej w Frozen, choć ta kompozycja nawiązuje do stylu z lat 2009-2011. Niczego godnego uwagi nie pokazują także w ostrzejszym, ale zagranym w tempie umiarkowanym Killing Floor, gdzie jedynie Niklas Olsson przypomina, że umie śpiewać z większym pazurem i przekonaniem.

Solidnie wyprodukowany i w miarę dobrze wykonany zestaw kompozycji zdradzających zupełny brak pomysłu na dobrą metalową muzykę.
Przez kolejne lata w WOLF działo się bardzo niewiele. Dopiero w 2019 doszło do zmiany sekcji rytmicznej na doświadczonych Pontusa Edberga i Johana Koleberga i być może ten skład zaprezentuje niebawem coś nowego.


ocena: 5,9/10

new 15.11.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#8
Wolf - Feeding the Machine (2020)

[Obrazek: 819057.jpg?3138]

Tracklista:
1. Shoot to Kill 03:40 
2. Guillotine 04:04
3. Dead Man's Hand 03:09
4. Midnight Hour 03:22
5. Mass Confusion 04:12
6. The Cold Emptiness 03:48
7. Feeding the Machine 03:51
8. Devil in the Flesh 03:18
9. Spoon Bender 03:26
10. The Raven 04:29
11. Black Widow 04:00
12. A Thief Inside 05:33

Rok wydania: 2020
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Szwecja

Skład zespołu:
Niklas Olsson - śpiew, gitara
Simon Johansson - gitara
Pontus Egberg - gitara basowa
Johan Kullberg - perkusja

Po kilkuletniej nieobecności pojawił się ponownie WOLF. Jest nowa sekcja rytmiczna, zgrana i znająca się jeszcze przełomu wieków z LION'S SHARE, a gdy ich drogi się rozeszły, zasilili takie grupy jak THERION, DARK ILLUSION czy KING DIAMOND. Coś ruszyło w roku 2019 i efektem jest nowa płyta, wydana w marcu przez Century Media Records.

WOLF wyruszył na polowanie stosując stare wypróbowane metody z dawnych (ale nie najdawniejszych) lat i gra mocny tradycyjny heavy metal. Zaczyna się to typowo dla WOLF szybkim i ostrym Shoot to Kill, ale to już WOLF grał niejednokrotnie, a poza nim i RAM i sporo innych grup szwedzkich, w tym neotradycyjnych. W drugiej części albumu pojawia się podobny Devil in the Flesh niemal pod koniec nic niewnoszący Black Widow. Guillotine jest lepszy, ciekawsza jest ta lekko mroczna, bujająca melodia i refreny wspierane przez chórki, jednak zaraz potem zaczyna dominować taki zagrany w umiarkowanych tempach classic heavy metal bez historii jak w także mrocznym Dead Man's Hand i następuje seria zwartych kompozycji (Midnight Hour, Mass Confusion, The Cold Emptiness) przeciętnych w melodiach i to, że są w ponurej stylistyce, zupełnie ich nie broni. Jednak i PORTRAIT i RAM to zespoły, które robią i robiły to lepiej. Dzieje się tu niewiele, co więcej, o ile sekcja rytmiczna jest bardzo dobra (na całej płycie), to już sola gitarowe często wyjątkowo przeciętne i oderwane od ducha całości. Tytułowy utwór powinien się czymś wyróżniać, tymczasem Feeding the Machine to zupełnie pozbawiony klimatu horror metal w stylu RAVENSTHORN i ta kompozycja z drażniącymi, powtarzanymi w kółko tymi samymi motywami jest po prostu słaba. Słaby jest także to surowy, to marnie brzmiący w opcji rock metalowej Spoon Bender. Chyba nawet na poprzedniej płycie nie było równie kiepskiego kawałka. The Raven brzmi jak RAM tyle, że poza rykiem gitar nie ma tu niczego bardziej pobudzającego wyobraźnię.
Na sam koniec A Thief Inside, dłuższy od pozostałych, z bardzo dobrym wstępem, ale potem poza powtarzaniem tego udanego patentu dzieje się tu niewiele i pewien teatralny czar szybko pryska.

Miksował to Fredrik Nordström i jest to mix dobry, ale jeśli chodzi o samo brzmienie, to ta chłodna gitarowa stal z ostrymi brzegami robi się już powoli zbyt sztampowa i ta płyta brzmi jak mnóstwo innych ze Szwecji z ostatnich lat z classic heavy w mocniejszej odmianie. Doprawdy, nic ciekawego pod tym względem.
Ta płyta cierpi przede wszystkim na brak dobrych pomysłów muzycznych. Zestaw ostrych riffów nie zastąpi ani dobrych melodii, ani interesujących aranżacji. Nic z tego w pamięć nie zapada, do niczego nie ma chęci od razu wrócić.
Wyjątkowo to przeciętne i ograne, i do dyskografii WOLF nie wnosi nic, a tym bardziej do heavy metalu szwedzkiego.


ocena: 6/10

new 14.03.2020
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#9
Wolf - Shadowland (2022)

[Obrazek: 1014156.jpg?4341]

Tracklista:
1. Dust 04:43
2. Visions for the Blind 05:38
3. The Time Machine 06:11
4. Evil Lives 03:34
5. Seek the Silence 05:00
6. Shadowland 04:07
7.The Ill-Fated Mr. Mordrake 05:37
8. Rasputin 04:48
9. Exit Sign 04:21
10. Into the Black Hole 04:38
11. Trial by Fire 06:08

Rok wydania: 2022
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Szwecja

Skład zespołu:
Niklas Stålvind - śpiew, gitara
Simon Johansson - gitara
Pontus Egberg - gitara basowa
Johan Kullberg - perkusja

1 kwietnia Century Media Records przedstawiła dziewiąty już album WOLF z Örebro. Grupa po okresie milczenia w latach 2014-2019 nadrabia stracony czas i następca "Feeding the Machine" pojawia się niemal dokładnie dwa lata po prezentacji tamtej płyty. Skład bez zmian, muzycznie także nie należało oczekiwać jakiejś rewolucji, bo WOLF od kilkunastu lat utrzymuje kurs na twardy heavy metal, bezkompromisowy, bliski heavy/power, także w amerykańskim podejściu do melodyki i aranżacji. Wydaje się, że spośród pierwszoplanowych grup szwedzkich jest to obecnie ekipa największych twardzieli w kategorii tradycyjnego heavy i palmę pierwszeństwa PORTRAIT już odebrali.

Problem polega jednak na tym, że kompozycyjnie, tu na tym albumie nie mają zbyt wiele do zaoferowania. Nieciekawe refreny, nieciekawe refreny i ograne riffy Dust, Evil Lives, Seek the Silence czy też Exit Sign przypominają to, co było w roku 2020 i sprawność wykonania nie jest w stanie tego zamaskować. No, jest tu jakiś mrok, jakiś posępny klimat z niedużą dawką epickości, ale jakby ślizgają się po powierzchni tematu. W pewnych utworach, jak Visions for the Blind ta mroczna surowość jest rozjaśniana w lżejszych refrenach i takie kontrastowanie jest dobre, pod warunkiem, że te refreny są udane. Tu akurat nie bardzo. Pozostaje słuchać bardzo dobrej gry solowej i współpracy obu gitarzystów. No samego Niklasa Stålvinda (poprzednio Olssona) jako wokalisty już nie bardzo, bo jest po prostu poprawnym frontmanem, który ze względu na dosyć wysoki głos o średnim tylko zasięgu jest w pewnych momentach przytłaczany, także przez własną gitarę. Trochę eksperymentów z wolniejszym graniem o cechach metalu alternatywnego nie wzbudza zainteresowania w zagranym w dosyć wolnym tempie, zwłaszcza w połączeniu z markowanym tylko melodyjnym heroizmem w refrenach. Taki trochę blacksabbathowy "Forbidden". Na coś się czeka i jakoś to nie nadchodzi. Nie nadchodzi nawet w tytułowym Shadowland, gdzie coś się pojawia z MERCYFUL FATE, coś z doom/stonerowego światka i ogólnie z horror metalu, ale wszystko jest zbudowane z cytatów, zgrabnie zaimplementowanych, ale jednak tylko cytatów. Wstęp do The Ill-Fated Mr. Mordrake całkiem dobry, w każdym razie oryginalny w stosunku do innych na tej płycie, pewne większe nastawienie na melodię, ale czy te arabskie motywy są tu aż tak bardzo konieczne? Niekoniecznie. Rasputin intryguje tytułem, ale na tym się kończy. Taki tam surowo odegrany numer pełen chłodu i niespecjalnie udanej mistyki. Kiedyś BONEY M też coś tam śpiewał o Rasputinie i to było przyjemniejsze dla ucha. Tak, prostszy, bardziej melodyjny, bardziej klasyczny, wyrazisty gitarowo Into the Black Hole wydaje się utworem najbardziej udanym na tej płycie. Po prostu zapadający w pamięć tradycyjny heavy metal, z potoczystym refrenem. A że ta ekipa naprawdę gra świetnie technicznie, to pokazują w określanym jako bonusowy, rozbudowanym Trial by Fire. Stylistycznie to główny nurt albumu, chłodno, mrocznawo, lekko heroicznie i tak sobie pod względem samej melodii, ale zagrane nad wyraz dobrze. A Stålvind zaśpiewał tu najlepiej.

Mix wykonał Helge Simon Mattias Johansson z MEMORY GARDEN, ale specjalnie niezwykłego tu niczego pod tym względem nie ma. Przewidywalne, ale dobrze i lepiej niż poprzednio ustawiona została perkusja. Mastering taki sobie, masywniej, głębiej ustawione gitary byłyby bardziej przekonujące.
W sumie jest to płyta lepsza niż poprzednia, ale niewiele lepsza. Jeśli miał to być heavy metal ponurego klimatu, horroru w mroku niezbyt gęstym, to wyszło to przeciętnie. Mają potencjał, bo zdecydowanie mają, ale wykorzystują go w niewłaściwy sposób.


ocena: 6,5/10

new 2.04.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości