28.06.2018, 16:51:49
Wyvern - The Wildfire (1998)
Tracklista:
1. Prelude 01:52
2. Metal Maraud 05:23
3. March Of Metal 03:56
4. At The End Of Time 06:19
5. Victory Or Death 05:50
6. Recoronation 06:37
7. Glory In The Sky 03:38
8. Taste Of Winter 04:26
9. Metallians Of Death 04:11
10. Iron In The Night 04:44
11. The Wildfire 05:38
Rok wydania: 1998
Gatunek: Power Metal
Kraj: Szwecja
Skład zespołu:
David Sterling - śpiew
Andreas Sjöström - gitara
Jonas Berndt - gitara, instrumenty klawiszowe
Petter Broman - bas
Thomas Väänänen - perkusja
Ocena: 1/10
17.02.2010
Tracklista:
1. Prelude 01:52
2. Metal Maraud 05:23
3. March Of Metal 03:56
4. At The End Of Time 06:19
5. Victory Or Death 05:50
6. Recoronation 06:37
7. Glory In The Sky 03:38
8. Taste Of Winter 04:26
9. Metallians Of Death 04:11
10. Iron In The Night 04:44
11. The Wildfire 05:38
Rok wydania: 1998
Gatunek: Power Metal
Kraj: Szwecja
Skład zespołu:
David Sterling - śpiew
Andreas Sjöström - gitara
Jonas Berndt - gitara, instrumenty klawiszowe
Petter Broman - bas
Thomas Väänänen - perkusja
Są takie metalowe dzieła, które nie powinny nigdy wyjść poza fazę pre-production demo tape, ba, nawet w zasadzie nie powinny zostać utrwalone w żaden sposób i na żadnych nośnikach.
Nie chodzi tu o demka raw black metalowe, nagrywane przez kilku kolegów z klasy dyktafonem wujka. Niech sobie nagrywają. Natomiast szwedzki WYVERN powinien mieć dożywotni zakaz wstępu do studia. Instrumenty owszem, mogą posiadać, ale ich wykorzystywanie do tworzenia metalowej muzyki powinno być członkom tej grupy wzbronione.
Debiuty dzielą się na wspaniałe, udane, dobre i takie sobie oraz na debiut WYVERN.
Zespół powstał w trudnych czasach dla metalu, w roku 1994 spłodził dwa demka i jakoś zdołał w 1998, na fali rosnącego power metalowego entuzjazmu w Szwecji, wydać swój debiut nakładem solidnej niemieckiej wytwórni B.O. Records. Niepotrzebnie, zupełnie niepotrzebnie.
Owszem, chóry są tu doprawdy "imponujące" i te rycerskie "ooo ooo"w tle to czysty epic. Nie tylko w "Metal Maraud", ale i "Metallians Of Death". Potworne jest natomiast zawodzenie i jęczenie epickie wokalisty głównego, a wspieranie go nawałnicą riffów, stanowiących transpozycję odrzutów podebranych HAMMERFALL i BLIND GUARDIAN, chyba jeszcze gorsze. Ci wojownicy są chyba albo bardzo zmęczeni, albo trochę za dużo wypili okowity. Przebicie się przez LP jest wręcz niemożliwe, zwłaszcza w sytuacji, gdy trzeba wysłuchać sławiącego metal hymnu "March Of Metal". Chaos, okropne sola gitarowe, paskudna gra perkusisty... Ileż trzeba tu przejść stresu i zniesmaczenia. Przerażające jest zwłaszcza przebicie się przez trzy "rozbudowane" kompozycje "At The End Of Time", "Victory Or Death" (tu zdecydowanie wybieram śmierć z okrzykiem "Maanoooowaaaar" na ustach) i "Recoronation" ze wstępem tak przeraźliwym, że odsiewa wszystkich po pięciu sekundach. Oczywiście epickie sławienie stali jest w połączeniu z galopadami powerowymi dostępne tylko dla najwytrwalszych. To za każdym batalia sześciominutowa , pełna fałszów, pitolenia i walącej bez ładu i składu perkusji. "Glory In The Sky" jest bardzo dobry. Naturalnie dlatego, że krótki. Niezwykłe speed metalowe solo to sól tej kompozycji. Z radością wita się balladowy epicki "Taste Of Winter", piękny ukłon w stronę MANOWAR czy czego kto tam chce. Dobrze, że taki utwór się tu znalazł, bo przynajmniej jest chwila odpoczynku od nieustannego łomotu. Krużgankowo i rajtuzowo jest. Żelazem tłumią nieśmiałe protesty słuchaczy w "Iron In The Night" z refrenem o poziomie niedbałości i wykonania spotykanym bardzo rzadko. True i surowo i galopująco jest. Solo zadziwia i w tej sytuacji zwieńczenie w postaci "The Wildfire" nie wydaje się już tak kuriozalne.
Zniszczenie. Zniszczenie narządu słuchu, także okropnym brzmieniem tego wszystkiego. Takie coś nie powinno ujrzeć nigdy wnętrz odtwarzaczy CD.
Nie lubisz epic power rycerskiego grania?
We are metal and metal cannot die
We are immortals, but we must unite
Nie dołączysz?
Słuszna decyzja.
Nie chodzi tu o demka raw black metalowe, nagrywane przez kilku kolegów z klasy dyktafonem wujka. Niech sobie nagrywają. Natomiast szwedzki WYVERN powinien mieć dożywotni zakaz wstępu do studia. Instrumenty owszem, mogą posiadać, ale ich wykorzystywanie do tworzenia metalowej muzyki powinno być członkom tej grupy wzbronione.
Debiuty dzielą się na wspaniałe, udane, dobre i takie sobie oraz na debiut WYVERN.
Zespół powstał w trudnych czasach dla metalu, w roku 1994 spłodził dwa demka i jakoś zdołał w 1998, na fali rosnącego power metalowego entuzjazmu w Szwecji, wydać swój debiut nakładem solidnej niemieckiej wytwórni B.O. Records. Niepotrzebnie, zupełnie niepotrzebnie.
Owszem, chóry są tu doprawdy "imponujące" i te rycerskie "ooo ooo"w tle to czysty epic. Nie tylko w "Metal Maraud", ale i "Metallians Of Death". Potworne jest natomiast zawodzenie i jęczenie epickie wokalisty głównego, a wspieranie go nawałnicą riffów, stanowiących transpozycję odrzutów podebranych HAMMERFALL i BLIND GUARDIAN, chyba jeszcze gorsze. Ci wojownicy są chyba albo bardzo zmęczeni, albo trochę za dużo wypili okowity. Przebicie się przez LP jest wręcz niemożliwe, zwłaszcza w sytuacji, gdy trzeba wysłuchać sławiącego metal hymnu "March Of Metal". Chaos, okropne sola gitarowe, paskudna gra perkusisty... Ileż trzeba tu przejść stresu i zniesmaczenia. Przerażające jest zwłaszcza przebicie się przez trzy "rozbudowane" kompozycje "At The End Of Time", "Victory Or Death" (tu zdecydowanie wybieram śmierć z okrzykiem "Maanoooowaaaar" na ustach) i "Recoronation" ze wstępem tak przeraźliwym, że odsiewa wszystkich po pięciu sekundach. Oczywiście epickie sławienie stali jest w połączeniu z galopadami powerowymi dostępne tylko dla najwytrwalszych. To za każdym batalia sześciominutowa , pełna fałszów, pitolenia i walącej bez ładu i składu perkusji. "Glory In The Sky" jest bardzo dobry. Naturalnie dlatego, że krótki. Niezwykłe speed metalowe solo to sól tej kompozycji. Z radością wita się balladowy epicki "Taste Of Winter", piękny ukłon w stronę MANOWAR czy czego kto tam chce. Dobrze, że taki utwór się tu znalazł, bo przynajmniej jest chwila odpoczynku od nieustannego łomotu. Krużgankowo i rajtuzowo jest. Żelazem tłumią nieśmiałe protesty słuchaczy w "Iron In The Night" z refrenem o poziomie niedbałości i wykonania spotykanym bardzo rzadko. True i surowo i galopująco jest. Solo zadziwia i w tej sytuacji zwieńczenie w postaci "The Wildfire" nie wydaje się już tak kuriozalne.
Zniszczenie. Zniszczenie narządu słuchu, także okropnym brzmieniem tego wszystkiego. Takie coś nie powinno ujrzeć nigdy wnętrz odtwarzaczy CD.
Nie lubisz epic power rycerskiego grania?
We are metal and metal cannot die
We are immortals, but we must unite
Nie dołączysz?
Słuszna decyzja.
Ocena: 1/10
17.02.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"