Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Dragony - Masters of the Multiverse (2018)
tracklista: (digital version)
1.Flame of Tar Valon 05:56
2.If It Bleeds We Can Kill It 04:32
3.Grey Wardens 04:31
4.Defenders 05:10
5.Fallen Star 04:56
6.Angels on Neon Wings 05:20
7.Days of High Adventure 04:50
8.Evermore 04:43
9.The Iron Price 04:14
10.Eternia Eternal (The Masters of the Multiverse) 05:49
rok wydania: 2018
gatunek: epic symphonic power metal
kraj: Austria
skład zespołu:
Siegfried "The Dragonslayer" Samer - śpiew
Andreas Poppernitsch - gitara
Simon Saito - gitara
Herbert Glos - gitara basowa
Frederic Brünner - perkusja
Manuel Hartleb - instrumenty klawiszowe
Austriacka scena powermetalowa jest skromniutka, nawet w porównaniu z sąsiednią Szwajcarią. Skromna i dodatkowo osłabiło ją rozwiązanie DIGNITY.
DRAGONY to chyba taki najbardziej znany produkt eksportowy z tego kraju. Oczywiście, jeśli ktoś nie jest zanadto wybredny jeśli chodzi o symfoniczny power metal z grupy flower-power ze smokami w tle. Grupa przez cały rok 2018 podgrzewała zainteresowanie singlami i w końcu w październiku zaprezentowała nakładem Limb Music LP "Masters of the Multiverse", trzeci w swojej karierze.
Generalnie nic nowego się nie zdarzyło i muzycy z Wiednia po raz trzeci uraczyli słuchaczy symfonicznym power metalem w baśniowej otoczce z typowymi dla nich ułożonymi melodiami, które już w tym gatunku można było usłyszeć wielokrotnie. DRAGONY to zespół sprawny i tylko sprawny, i bez polotu. Większość albumu to potworne deja-vu włosko-francusko-niemieckie tyle, że bez włoskiej lekkości, bez francuskiej elegancji i niemieckiej energii. Dwie gitary grające dosyć niemrawo i mało co prezentujące w solach, ospała tak naprawdę sekcja rytmiczna z budzącym się od czasu do czasu z drzemki perkusistą. Aranżacje symfoniczne i orkiestracje autorstwa Luki Knoebla (ILUMINATA) brzmią bardzo amatorsko, bez inwencji, a na dodatek ich realizacja jest prymitywna i sztampowa. Same klawisze Hartleba momentami dobre, ale to tylko momenty. No, i wreszcie Siegfried "The Dragonslayer" Samer. Tu nie chodzi o to, że ja jestem do niego uprzedzony. Po prostu nie lubię ułożonej poprawności muzycznej jaką on prezentuje. Nie ma szczególnych walorów głosowych, ot taki przeciętny, raczej płaski głos w średnio wysokich rejestrach operujący, ale na Pierścień Nibelungów! - odrobina charyzmy, odrobina żaru, odrobina epickości i głębszego zaangażowania by się przydała. W końcu by się przydała, po 10 latach śpiewania w DRAGONY. Ja oczywiście rozumiem, że układność taka jest na miejscu w jego drugim zespole VISION OF ATLANTIS, ale tutaj, w DRAGONY? No jaki z niego "Dragonslayer"? Smok by się uśmiał i frontman powinien sobie raczej nadać przydomek " Uncolored". Czy można być bardziej miękkim i bezbarwnym niż w numerze Days of High Adventure lub Evermore? To już lepiej prezentuje się w tle Tommy Johansson z REINXEED!
Całościowo DRAGONY pogrąża się w Eternia Eternal (The Masters of the Multiverse), który to numer jest wystarczający, aby zorientować się w ogólnym klimacie i stylu płyty. Ostatecznie DRAGONY ma na swoją obronę dwa utwory wyrastające ponad gładką szarzyznę muzyki z tego LP. To Defenders ze względu na skoczny, słoneczny, wpadający w ucho refren oraz przyjemny dla ucha song balladowo-hymnowy Fallen Star, gdzie też chyba Samer zaśpiewał najlepiej na całej płycie.
Produkcja nie odbiega od ogólnie przyjętych standardów w melodic power, ale niestety niczym pozytywnym się nie wyróżnia jako metal symfoniczny. Tu nawet nie chodzi o wodotryski w stylu obu RHAPSODY, ale po prostu o ciekawy plan drugi, którego po prostu nie ma.
DRAGONY chyba w tym składzie i z taką koncepcją muzyczną nie ma szans na awans z drugiej ligi europejskiej do pierwszej, o ekstraklasie nie wspominając. W rozgrywkach pucharowych też odpada na etapie wstępnym.
ocena 5,8/10
new 17.10.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Dragony - Legends (2011)
tracklista: (Limb Music version)
1.Of Legends... 01:29
2.Burning Skies 05:34
3.Land of Broken Dreams 06:28
4.Dragonslayer 05:19
5.Wings of the Night 05:00
6.Vaults of Heaven 04:55
7.The Longest Night 08:30
8.Hero's Return 04:05
9.The Ride 04:32
10.Alcador 06:26
rok wydania: 2011/2012
gatunek: symphonic power metal
kraj: Austria
skład zespołu:
Siegfried Samer - śpiew
Andreas Poppernitsch - gitara
Daniel Stockinger - gitara
Herbert Glos - gitara basowa
Frederic Brünner - perkusja
Georg Lorenz - instrumenty klawiszowe, pianino
Wiedeński DRAGONY rozpoczynał swoją działalność jako THE DRAGONSLAYER PROJECT, a nazwę tę zmieniono na obecną w roku 2009. W listopadzie 2011 grupa przedstawiła niskonakładowy CD "Legends" wydany nakładem własnym z nadzieją na uzyskanie kontraktu i faktycznie przyniosło to efekt, bo album ten, skrócony o kompozycję Sparta (Elegy of Heroes), zostały wydany przez Limb Music w czerwcu 2012, a w pełnej wersji ukazał się w Japonii w sierpniu.
Jak na album z symfonicznym, heroicznym power metalem jest to płyta rozczarowująca. Grupy austriackie mające coś wspólnego z metalem symfonicznym zazwyczaj proponują wysmakowane orkiestracje wzorowane na stylistyce francuskiej, tu zaś mamy do czynienia bardziej z imitacją symfoniki, co słychać już w przeciętnym intro Of Legends...
Same kompozycje nie są ani monumentalne, ani majestatyczne, ani tym bardziej patetyczne i w zasadzie jest to zbiór jednowymiarowych, opartych na typowych niemieckich power metalowych gitarach utworów, które wydają się do siebie bardzo podobne. Zaczyna się to może nawet obiecująco w Burning Skies, gdzie zaśpiewał gościnnie Ralf Scheepers, ale to tylko miłe złego początki. Potem jest już tylko Siegfried Samer i jest to wokalista zupełnie pozbawiony charyzmy, o głosie płaskim i irytującej siłowej manierze w partiach wyższych. Samera wspiera tu spora grupa wokalistów i wokalistek w chórkach, ale z niewiadomych powodów są oni tak daleko cofnięci, że efektu ich pracy niemal nie słychać. Refreny są blisko spokrewnione z refrenami AVANTASIA i grup włoskich flower power drugiego szeregu i tak na dobrą sprawę ani jeden z nich nie jest oryginalny. Zasadniczo obracają się wokół narracji melodyki z Land of Broken Dreams w mniej lub bardziej udanych wariacjach. Tempa są dosyć szybkie, a gdy grają nieco wolniej w Dragonslayer, to efekt power metalowy w zasadzie pryska. Trochę radośniejszej stylistyki Wings of the Night przypomina z jednej strony FREEDOM CALL, z drugiej coś power folk... Naiwność tego grania jest chwilami żenująca.
Partie instrumentalne są nieciekawe lub co najwyżej poprawne. Rozczarowuje brak kreatywności gitarzystów w partiach solowych. Bardzo przeciętne są to sola, zazwyczaj piskliwe i nawet kilkakrotnie chaotyczne.
Gdy się słucha Vaults of Heaven, są przebłyski grania bardzo dobrego, jest więcej zdecydowania w riffach, jest także chóralny refren, ale czemu taki pastelowy i bez siły jakby chór nie zjadł porządnego śniadania? Jednak podstawowa sprawa to słaby, po prostu słaby śpiew Samera. Tak się po prostu nie opowiada heroicznych historii.
The Longest Night jest rzeczywiście bardzo długa, ale to prawie dziewięć minut nudzenia w łagodnych epickich klimatach, z dodatkowym wokalem żeńskim Katariny Bilak (Katie Joanne) z SIREN'S CRY i z tej kompozycji zupełnie nic dla tej płyty nie wynika. To w melodii było już pewnie ze sto razy we Włoszech, Hiszpanii, Francji i Ameryce Południowej. Ten baśniowy heroizm jest zupełnie wyeksploatowany już wcześniej także w szybszym Hero's Return, a The Ride to kalka takich bardziej podniosłych numerów FREEDOM CALL. Poprawne muzycznie, ale poprawność w stylistyce symphonic power metal to zdecydowanie za mało. Zresztą, czy to faktycznie jest gatunkowo pełnoprawny symphonic power metal? The Ride to chyba jedyna kompozycja, gdzie chórki zabrzmiały donośnie i potencjał zaproszonych gości został należycie wyeksponowany.
I na koniec Alcador. Tu tylko jedna uwaga. AVANTASIA można posłuchać bez sięgania po płytę DRAGONY.
Ciekawe jest to, że mastering to dzieło Mika Jussila. Ta płyta nie brzmi jednak jak typowy produkt słynnego studio z Helsinek, brzmi gorzej. Czy może dokładniej mówiąc, jakoś tak sterylnie. Trudno to jednoznacznie określić, ale ten sound nie jest zbyt przyjemny dla ucha. A taka muzyka musi po prostu zabrzmieć i oczarować soundem.
Po wydaniu tej płyty z zespołu odeszli w 2012 Georg Lorenz i Daniel Stockinger, a Siegfried Samer przyjął zaproszenie VISION OF ATLANTIS i zastąpił tam w roku 2013 Mario Planka, tworząc zupełnie nowy duet mieszany z także debiutującą w tym zespole Clémentine Delauney.
Na kilka lat działalność nagraniowa DRAGONY została przerwana.
ocena: 6,1/10
new 21.10.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Dragony - Shadowplay (2015)
tracklista:
1.Wolves of the North 06:22
2.Shadowrunners 04:18
3.Kiln of the First Flame 05:32
4.The Maiden's Cliff 02:54
5.Warlock 05:12
6.Babylon 05:26
7.Dr. Agony 04:29
8.At Daggers Drawn 03:52
9.Unicorn Union 04:10
10.The Silent Sun 10:05
11.True Survivor (David Hasselhoff cover) 03:47 (bonus)
12.The One and Only (Chesney Hawkes cover) 03:19 (bonus)
rok wydania: 2015
gatunek: melodic symphonic power metal
kraj: Austria
skład zespołu:
Siegfried Samer - śpiew
Andreas Poppernitsch - gitara
Simon Saito - gitara
Herbert Glos - gitara basowa
Frederic Brünner - perkusja
Manuel Hartleb - instrumenty klawiszowe, pianino
oraz
Lukas Knöbl - orkiestracje
Zakk Stevens - śpiew ("The Silent Sun")
Samer postanowił przypomnieć o DRAGONY w roku 2015. Skład został uzupełniony o grającego z wdziękiem gitarzystę Simona Sato, klawiszowca Manuela Hartleba, który okazał się lepszy od poprzednika, zaproszono także mistrza programowanych orkiestracji Lukasa Knöbla i znamienitego amerykańskiego wokalistę Zakka Stevensa (SAVATAGE i CIRCLE II CIRCLE) do udziału w kompozycji finałowej. Zatrudniono także kompetentny chór mieszany.
Nagrany w tym zestawieniu album "Shadowplay" zaprezentowała Limb Music we wrześniu 2015 i...
DRAGONY pokazał się tym razem z bardzo dobrej strony. Pewne doświadczenie nabyte w VISION OF ATLANTIS wpłynęło na znacznie lepszy śpiew Samera, wyciągnęli także wnioski dotyczące aranżacji i układu kompozycji usuwając drażniąca naiwność i cukierkowość, i teraz można tu usłyszeć udane utwory w opcji melodyjnego symfonicznego power metalu w stylu heroic fantasy, ze znakomicie zrobionymi (jak zwykle) przez Lukasa Knöbla orkiestracjami i wysokiej klasy wsparciem chórków i chóru. Nie za szybko, elegancko, szykowanie grają w atrakcyjnych, choć może mało oryginalnych pod względem samych melodii utworach takich jak Wolves of the North czy Shadowrunners.
Co się może podobać, to wysokiej klasy profesjonalizm, stanowiący wizytówkę austriackich grup z kręgu metalu symfonicznego. Pod tym względem jest zrobione i zagrane na bardzo wysokim poziomie. Fanfarowy Kiln of the First Flame jest bardzo wysmakowany, tak się właśnie wzbudza zainteresowanie tym gatunkiem, a zabarwiony folkiem song barda The Maiden's Cliff został przez Samera zaśpiewany przepięknie. Gotycki wstęp do Warlock został zrobiony wybornie, a sam numer, mocniejszy, szybszy jest także po prostu bardzo dobry.
To wszystko ma sens, tego słucha się bardzo dobrze. Szczególnie łagodnie epickiego Babylon, z wyjątkowo dobrze dobranymi orkiestracjami i pełnym melodyjnego patosu chórem. Trzeba podkreślić bardzo dobrą grę gitarzystów. Bez wydziwiana i fajerwerków, z przemyślanymi solówkami, zagranymi zawsze dokładnie wtedy, gdy tego wymaga narracja.
At Daggers Drawn to trochę dodatkowych modern wokali, solidna melodia i tym razem klawisze także bardziej modern. Ogólnie solidny numer choć, lepiej gdy grają jednak bardziej klasyczny, symfoniczny power metal w śnieżnobiałych koszulach. Taki, jak w ugładzonym, ale bardzo subtelnie zrobionym Unicorn Union.
Jedynie Dr. Agony jest dosyć słaby, czy może nie tyle słaby, ile jakoś do tej płyty nie pasuje klimatem, po części żartobliwe rockowym, zaczerpniętym z muzycznej filozofii HELLOWEEN.
Zakończenie jest monumentalne, pompatyczne i malowane emocjami w łagodnym kolosie The Silent Sun, gdzie Samer i Stevens przy wsparciu chórków w wyważony sposób opowiadają historię muzycznie umiarkowanie interesującą, ale przygotowaną z wielką starannością. Część instrumentalna, wsparta nowoczesnymi samplerami jest zaskakująca, może mało metalowa, ale interesująca i na pewno nieoczekiwana.
Brzmienie jest znakomite, a jego autorem jest słynny Czech Jan Vacik, który ma złote ręce i ucho do takiej muzyki, co przecież potwierdził także w rok później na podobnej stylistycznie płycie SERENITY.
Podsumowując. Absolutne przeciwieństwo naiwnego debiutu, płyta wysokiej klasy pod względem wykonania przez cały zespół, płyta godnego szacunku zaangażowania gości i ekipy od realizacji dźwięku. Wart uwagi typowy austriacki power melodic metal symfoniczny klasy europejskiej i jedynie może same utwory mogłyby mieć bardziej oryginalne i zapadające w pamięć melodie.
ocena: 8,3/10
new 13.11.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Dragony - Viribus Unitis (2021)
tracklista:
1.On the Blue Danube 01:23
2.Gods of War 03:36
3.Love You to Death 05:12
4.Magic 03:51
5.Darkness Within 04:29
6.A.E.I.O.U. 04:38
7.Viribus Unitis 03:43
8.Golden Dawn 04:40
9.Made of Metal (Cyberpunk Joseph) 04:29
10.Battle Royale 06:09
11.Legends Never Die 03:43
12.Haben Sie Wien Schon Bei Nacht Gesehn 03:22
rok wydania: 2021
gatunek: epic symphonic power metal
kraj: Austria
skład zespołu:
Siegfried "The Dragonslayer" Samer - śpiew
Andreas Poppernitsch - gitara
Simon Saito - gitara
Herbert Glos - gitara basowa
Frederic Brünner - perkusja
Manuel Hartleb - instrumenty klawiszowe
"Viribus Unitis" czyli "Wspólnymi Siłami" to sentencja monarchii austro-węgierskiej Habsburgów, która miała oznaczać jedność i wspólnotę interesów narodów wchodzących w skład tego państwa, stworzonego metodą bezwzględnych wojen i zaborów, także znacznych obszarów Rzeczpospolitej. Na szczęście w roku 1918 to rządzone przez Habsburgów imperium - więzienie narodów runęło i odeszło w przeszłość, i Austria jest teraz krajem we właściwych sobie narodowych granicach i właściwym, czyli niewielkim, znaczeniu na arenie międzynarodowej.
Jak się jednak okazuje wielkomocarstwowe sentymenty nad "pięknym, modrym Dunajem" w Wiedniu są w pewnych kręgach nadal żywe i DRAGONY przedstawia album "Viribus Unitis" z premierą wyznaczoną na 15 stycznia 2021 nakładem Napalm Records. W warstwie lirycznej i historycznej jest coś w rodzaju niespójnego konceptu o wątpliwej wartości poznawczej, gloryfikującego "dokonania" znienawidzonego w Europie rodu, przy czym, by było to strawne i dla niektórych ekscytujące, zbudowano na historiach o wampirach i cyber - steam punku... W sumie miszmasz sam z siebie bezsensowny.
Wprowadzenie jak najbardziej słusznie i jak najbardziej cesarskie i wiedeńskie, walcujące w On the Blue Danube.
Muzycznie mamy tym razem melodic power metal bez nadmiernego symfonicznego zadęcia z w miarę dobrze śpiewającym Siegfried "The Dragonslayer" Samer, który, bywało prezentował się już lepiej, a zapewne najlepiej w słodkich i przemiłych duetach mieszanych w VISION OF ATLANTIS. Tu dla lepszego efektu w A.E.I.O.U. pojawił się gościnnie jak zwykle wspaniały Georg Neuhauser, tyle że przyszło mu odśpiewać taki sobie, tuzinkowy numer melodic power z co należy przyznać świetnymi chórkami i jedną z lepszych gitarowych solówek na tym albumie. Ogólnie jednak jedynie ciekawostka i wartość tej kompozycji jest umiarkowana, nawet biorąc pod uwagę tylko ten LP.
Mamy tu głównie solidny, gładki melodic power w zasadniczo raczej szybkich tempach i zamaszyste refreny, dosyć ograne ale chwytliwe zwłaszcza w Gods of War, który promował ten album już w roku ubiegłym, czy tytułowy Viribus Unitis, który ma pewne cechy epickie, ale raczej to taka epika pałacowa, odległa od tej true. Jest także bardziej marszowo i hymnowo i ogólnie bardziej symfonicznie w okraszonym fanfarami Love You to Death i tak trochę w tym wpływy SABATON słychać, co rzecz jasna na plus. W Darkness Within podobnie, choć może więcej tu CIVIL WAR niż SABATON. Mroczny klimat oddany nieźle, ale partia klawiszowa niestety zupełnie nieudana.
Taki z lekka przesłodzony melodic power raczej mocno przeciętny prezentują w Magic, ale fani takich wybitnych grup jak FREEDOM CALL będą na pewno zachwyceni. Radośnie, słonecznie i z pewnymi wpływami sceny fińskiej oraz neoklasyki, takiej nie do końca brzmiącej tu szczerze i nie do końca pasującej. Co ma wspólnego celtycka ornamentacja głównego motywu Golden Dawn z Habsburgami trudno powiedzieć, ale ten utwór należy do ciekawszych, także pod względem orkiestracji, choć tym razem solo miejscami zabrzmiało fałszywie i zasadniczo to gitarzyści grają tak sobie... No, ale refren patetyczny i monumentalny i w pamięć na pewno zapada. Made of Metal (Cyberpunk Joseph) rozczarowuje pasującymi bardziej do AOR zagrywkami klawiszowymi i tuzinkowym refrenem i tu znowu się kłania metal dla dzieci a la FREEDOM CALL.
Najdłuższy Battle Royale w zwrotkach jest nużący podobnie jak kompozycje z roku 2018, w refrenach nieco bojowego patosu SABATON, oczywiście jednak wszystko w białych jedwabnych rękawiczkach Made in Austria. Legends Never Die z kolei ma w sobie kompromitujące ozdobniki rodem z disco polo i tak zawstydzające klawisze można ostatnio rzadko kiedy usłyszeć w melodic power metalu, a zwłaszcza takim który określa się jako symfoniczny. Haben Sie Wien Schon Bei Nacht Gesehn jako bonus pozostawię bez komentarza.
Realizacja jest bezbłędna i wyśmienita, bo Sebastian Levermann to Mistrz, którego wyczucie konwencji w tworzeniu planów i budowaniu soundu poszczególnych instrumentów jest powszechnie znane i nie podlegające dyskusji. Tak, uzupełnianie się poszczególnych planów nawet przy prostszych aranżacjach jest tu wyborne.
Ogólnie cukierkowo, kolorowo, pałacowo i komiksowo i optymistycznie, bo o laniu jakie Cesarstwo Habsburgów dostało od Prusaków w 1866 pod Sadovą nie ma tu ani słowa.
ocena 7/10
new 12.01.2021
Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Napalm Records
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:990
Dragony - Hic Svnt Dracones (2024)
Tracklista:
1. From the New World (1584) 01:20
2. Dreamchasers 04:52
3. Silver & Blood 05:35
4. Dragon of the Sea (Sic Parvis Magna) 04:50
5. Ill Met by Moonlight 04:47
6. Perfect Storm 04:06
7. Hic Svnt Dracones (Here Be Dragons) 08:53
8. The World Serpent 04:33
9. The Einherjar (What Dreams May Come) 04:43
10. Twilight of the Gods 03:56
11. Beyond the Rainbow Bridge 04:08
12. The Untold Story (Albion Online) 04:06
Rok wydania: 2024
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Austria
Skład zespołu:
Siegfried "The Dragonslayer" Samer - śpiew
Mat Plekhanov - gitara
Simon Saito - gitara
Herbert Glos - bas
Chris Auckenthaler - perkusja
Manuel Hartleb - instrumenty klawiszowe
Piąty album DRAGONY został nagrany w nowym składzie. W 2022 roku odszedł gitarzysta Andreas Poppernitsch, którego zastąpił pochodzący z Rosji Mat Plekhanov, znany z progressive metalowego RED EYE TEMPLE, który można traktować jak odpowiedź na TO-MERA. W 2024 roku zespół rozstał się z Frederic Brünnerem, na którego miejsce przyszedł debiutujący perkusista Chris Auckenthaler.
Tym razem wydania albumu podjęło się niemieckie Steamhammer i premiera odbyła się 11 października 2024 roku.
Już bez kontrowersyjnych tytułów, science-fiction czy infantylnego power metalu ociekającego kiczem lat 80. opartego o bajki dla dzieci. Są wikingowie, jest Odyn i Valhalla, bezpiecznie i typowo w kwestii tematyki nordyckiej, bez cudowania. Jest prosto, jest przyjemnie, VISIONS OF ATLANTIS kłania się w bardzo eleganckim i aksamitnym Dreamchasers, łagodny i gładki power metal DRAGONY w Silver & Blood jest rycerski i nawiązuje do Shadowplay. Siegfried Samer jest w lepszej dyspozycji niż na Viribus Unitis, chociaż to raczej zasługa prostszych kompozycji, bardziej melodyjnych, gdzie orkiestracje są raczej na planach dalszych. Dragon of the Sea (Sic Parvis Magna) to typowy dla BEAST IN BLACK power metal z naleciałościami AOR i najgorszy jest tutaj rockowy kicz z dwóch poprzednich LP, bo sola są przecież dobre i bardzo dobre. Może Mat Plekhanov nie zmienił tutaj diametralnie stylistyki DRAGONY, ale w jakiś sposób jego sola wykazują się większym zaangażowaniem.
Dobrze prezentuje się Ill Met by Moonlight z typowym dla SABATON wstępem i tutaj w partii środkowej Chris Auckenthaler ma szansę się wykazać jako sprawny perkusista. Perfect Storm to już 100% SABATON w SABATON z refrenami włącznie, jest dumnie, chociaż łagodniej niż w kompozycji poprzedniej. Niestety, w tytułowym Hic Svnt Dracones (Here Be Dragons) DRAGONY wraca do naiwnego AOR i rocka lat 80. w zwrotkach i szkoda, że te wyszły tak infantylnie, bo refren jest udany. Od tego momentu DRAGONY zaczyna się kompletnie gubić i The World Serpent to bezbarwny heavy metal i tutaj Samera falsety są fatalne. The Einherjar (What Dreams May Come) już bez falsetów, ale nadal heavy metal, niby bojowy, niby o Walkiriach i prezentuje się lepiej tylko dlatego, że w przeciwieństwie do The World Serpent orkiestracje są mocniej zaakcentowane. Twilight of the Gods to nie cover AMON AMARTH a kolejny prostacki AOR. Nie wszystko stracone, bo jest jeszcze dramatyczny Beyond the Rainbow Bridge z echami SABATON, który można uznać za udany, w przeciwieństwie do bonusowego The Untold Story (Albion Online), który jest niczym li tylko bezbarwnym power metalem niemieckim, o którym lepiej szybko zapomnieć.
Jacob Hansen postawił na lżejsze, bardziej pastelowe brzmienie, bliższe temu z VISIONS OF ATLANTIS z czasów, kiedy śpiewał tam Samer. Jest dobrze, ale niestety nie tak soczyście i miażdżąco jak na Viribus Unitis, orkiestracje jak i chóry nie są tak wyraziście zaakcentowane.
DRAGONY niczym tutaj nie zaskakuje i sentencja Hic Svnt Dracones jest tutaj zdecydowanie przereklamowana, bo ani nie ma tutaj niczego ryzykownego, ani tym bardziej wyszukanego.
Kolejny dobry i nierówny album DRAGONY i nic ponad to.
Ocena: 7/10
SteelHammer
|