Silverbones
#1
Silverbones - Wild Waves (2016)

[Obrazek: R-8815057-1469360482-1954.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Cry of Freedom 02:00
2.Wild Waves 04:26
3.Royal Tyrants 04:46
4.Queen Anne's Revenge 06:14
5.The Undead 05:25
6.Raiders of the New World 04:10
7.Wicked Kings 05:06
8.Hellblazer 04:01
9.Black Bart 07:52

rok wydania: 2016
gatunek: heavy metal
kraj: Włochy

skład zespołu:
Marco Salvador - śpiew gitara
Ricardo Galante - gitara
Andrea Franceschi - gitara basowa
Enrico Santin - perkusja 
oraz 
Cederick "Ced" Forsberg - perkusja


Jeśli wymieniać epigonów RUNNING WILD, to z pewnością jako pierwsze przychodzą na myśl BLAZON STONE Ceda i ALESTORM Bowesa, ale taki zespół istnieje także we Włoszech. To SILVERBONES z Conegliano założony w roku 2013 przez Andrea Franceschi, noszącego przydomek "Captain". Grupa jak do tej pory nagrała jeden LP, wydany przez Stormspell Records, a ciekawostką jest fakt, że część partii perkusji nagrał tu gościnnie sam Ced z BLAZON STONE.

Muzyka, liryki i okładka wprost odnoszą się do pirackiego okresu w działalności RUNNING WILD i to zresztą grupie chodziło.
Na tym LP przedstawiła ona zestaw kompozycji zawierających liczne znane i powszechnie lubiane kasparkowe motywy, w zgrabnie zaaranżowanych kompozycjach, gdzie oczywiście nie mam mowy o oryginalności. Słuchamy włoskiego RUNNING WILD i przypominają się najlepsze lata tamtej ekipy, chociaż jest tu kilka elementów co najmniej kontrowersyjnych.
Gra gitarzystów nie budzi wątpliwości, że to dobrzy, zgrani ze sobą muzycy i to wszystko jest bardzo dopracowane we wzajemnym wspieraniu się obu gitarzystów. Jest także sporo niezłych solówek i kilka riffów w stylu Kasparka, ale jednak swoistych i wymyślonych przez SILVERBONES. Tyle że jakoś tu trochę brakuje tej pirackiej mocy i jest to wszytsko zagrane trochę za lekko i za ostrożnie. Gładkie to jest i bardzo ułożone, po prostu za bardzo.
Kolejna rzecz to wokalista. To taki nieco amatorski śpiew dobrego gitarzysty, bez wyrazu, płaski i bez pirackiego zadziora. Tu potrzebny by był ktoś z bardziej przepalonym rumem gardłem, ktoś kto na tle zwiewnych i zgrabnych gitarowych zagrywek zachęciłby słuchacza do chwycenia za kordelas i ruszenie do abordażu. Także chórki, skromne raczej, są słabe i ta załoga, co go wspiera, prezentuje się dosyć rachitycznie.
Brak również zdecydowanego killera, takiego by wiatr zadął w żagle pirackiego okrętu, bo tempa są wyrównane i chwilami odnosi się wrażenie, że grają ponownie to samo co kilka minut wcześniej. Pozostaje jakiś ulotny ślad, że grają kasparkowy piracki metal, ale co konkretnie, to nie bardzo wiadomo. W zasadzie to najbardziej zapada w pamięć umieszczony na końcu
Black Bart, głównie z powodu kilku dynamicznym riffów podpatrzonych chyba u Ceda. Niestety wokalista tu już zupełnie opadł z sił i wydaje z siebie chwilami bardzo słabe dźwięki.

Krytyka krytyką, ale w sumie jak się lubi RUNNING WILD, to nie jest to złe. Brak pazura i killerów, ale i tak jest to lepsze od tego, co sam Kasparek proponuje na kilku płytach z poprzednich lat.
Grupa  w roku 2018 została zreformowana, pojawiło się trzech nowych członków, w tym wokalista Alessandro Da Re i może za jakiś czas zabiorą nas na kolejną piracką wyprawę.


ocena: 7,3/10

new 27.05.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Silverbones - Brethren of the Coast (2023)

[Obrazek: 1183196.jpg?2443]

tracklista:
1.Winds of Reprisal 02:12
2.Raise the Black 04:58
3.Granite Heart 04:20
4.Brethren of the Coast 04:50
5.Headless Rider 04:12
6.Dead Men Tell No Tales 05:20
7.The Battle of Texel 04:40
8.Die for the Crown 04:35
9.Invincible Armada 07:50

rok wydania: 2023
gatunek: heavy metal
kraj: Włochy

skład zespołu:
Lorenzo Vincenzo Nocerino - śpiew
Enrico Antonello - gitara
Marco Salvador - gitara
Andrea Franceschi - gitara basowa
Fabio Tomba - perkusja 


Skład, który został sformowany przez Andrea Franceschi w roku 2018 rozleciał się nie nagrawszy niczego i ekipę trzeba było budować na nowo. Udało się to dopiero w roku bieżącym i 23 listopada amerykańska wytwórnia Stormspell Records przedstawi drugi album tej "pirackiej" ekipy.

Tak, jest to druga wyprawa piratów z Conegliano (wypływają z Adriatyku), jednak nie przynosi w ostatecznym rozrachunku łupów większych niż w roku 2016, a może nawet są one i skromniejsze. Owszem, Lorenzo Vincenzo Nocerino to wokalista dosyć doświadczony, ale to głos łagodny i delikatny miejscami jak pianka do golenia Gilette i trudno, by siał postrach wśród załóg napadniętych statków, a tym bardziej okrutnej i rozgrzanej rumem własnej korsarskiej ekipy. To śpiew sympatyczny, ale może w innych gatunkach melodyjnego metalu, na przykład w power metalu z klawiszami (tak, dobrze wypadł w brytyjskim ASCENDANTS OF KINGS w tym roku) tu jednak, w SILVERBONES niespecjalnie się komponuje w kasparkowymi riffami, zresztą dosyć ogranymi w takich utworach jak Granite Heart czy Brethren of the Coast. A początek, czyli Raise the Black to ogólnie bardzo blady początek jak na wciągnięcie pirackiej flagi na maszt. Mało ekscytujące są te melodie i te gitarowe motywy i co z tego, że nowym gitarzystą jest znany z ostatniej płyty BURNING BLACK "Remission of Sin" Enrico Antonello, skoro pewnie na etap kompozycyjny, przychodząc do zespołu w tym roku, nie miał większego wpływu i zagrał to, co miał już przygotowane przez lidera. A tu sensacji nie ma i taki piracki heavy z elementami power jak Headless Rider to taka druga liga w stosunku do BLAZON STONE Ceda, choć akurat ten numer jest jednym z tu najbardziej udanych. Jest jednak i nudnawo w miarowym, pozbawionym większych wzlotów Dead Men Tell No Tales, a radośnie skoczny z battle folkowymi akcentami The Battle of Texel jest naiwny i pozbawiony realnej energii. Tak, kompozycyjnie to wyszło przeciętnie, bo jak się tu emocjonować niedookreślonym w melodii Die for the Crown... Na koniec coś dłuższego. Invincible Armada. No jest lepiej, dużo lepiej tak w tych pompatycznych epickich partiach, jak i w pirackich kasparkowych natarciach słychać, że gitarzyści tu przejmują rolę główną. Uratował się SILVERBONES na koniec, ale to jednak nie jest pełne wypłynięcie na powierzchnię. Byłoby, gdy takich utworów było jeszcze trzy przynajmniej. A tak końcowe wrażenie bardzo dobre, ale mielizny na jakie wpadają wcześniej, pozostają i tak w pamięci.

Reasumując - piracka męska wyprawa to nie jest. Raczej rejs wycieczkowy po Morzu Śródziemnym dla japońskich turystów z dziećmi.


ocena: 6,9/10

new 14.11.2023

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Stormspell Records
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości