War Dogs
#1
War Dogs - Die By My Sword (2020)

[Obrazek: R-14637519-1578671727-7126.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Die by My Sword 05:05     
2. Castle of Pain 03:26     
3. Wings of Fire 05:36     
4. Master of Revenge 05:07     
5. Kill the Past 04:41     
6. Ready to Strike 03:10     
7. The Shark 04:30     
8. The Lights are On 05:37     
9. Gorgon Eyes 03:05     
10. Wrath of Theseus 03:41

Rok: 2020
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Hiszpania

Skład:
Alberto Rodríguez - śpiew
Eduardo Antón - gitara
Enrique Mas - gitara
Manuel Molina - bas
José V. Aldeguer - perkusja

War Dogs powstało w 2015 roku, jednak jakąkolwiek prawdziwą działalność podjął dopiero w 2017 roku, bo wtedy udało im się uzupełnić skład o drugiego gitarzystę i wokalistę. Na scenie hiszpańskiej zespół zaistniał w 2018 roku EP War Dogs, wydanym przez uznaną hiszpańską wytwórnię Rock-CD Records, ostatecznie jednak płyta została wydana nakładem innej, równie dobrze znanej wytwórni, Fighter Records.

Nagrana została klasyczna, heavy metalowa płyta z korzeniami sięgającymi UK. Dużo się przewija w tym grania klasycznego Iron Maiden i już otwierający Die By My Sword nie pozostawia co do tego złudzeń z basem wysuniętym na pierwszy plan, ale nad całością unosi się też duch USA i delikatnie zaznaczony szwedzki akcent.
Co do tytułowego otwieracza, to jest to pewnie i solidnie zagrany heavy metal bez kompromisów. Castle of Pain to jeszcze więcej klasyki, ale o ile takie chórki mogły brzmieć uroczo i z przymrużeniem oka 40 lat temu, tak dzisiaj ani nie robią wrażenia, ani nie brzmi to aż tak dobrze. Wings of Fire zagrany szybko i pewnie, ale melodia nie jest tutaj wyraźnie zaznaczona i bardziej koncentruje się tutaj na sekcji rytmicznej niż głównym motywie. W podobnym klimacie Kill the Past wydaje się być lepiej zrealizowany.
Master of Revenge zagrany jest podniośle, dumnie i jest coś tutaj z Manilla Road i jest znacznie ciekawszy od Castle of Pain. Chociaż w tych klimatach, moim zdaniem, dużo lepiej gra Lords of the Trident, ale porównywanie do mistrzów nie wydaje się być fair.
Jest i szwedzki akcent Enforcer w udanym Ready to Strike, a żeby Manilla Road stało się za dość, to w The Shark śpiewa gościnnie Brian Patrick i mimo dobrego występu gościa, to poprzednie kompozycje były lepsze. Może lekka spina z powodu tak uznanego tytana sceny? Co by jednak nie mówić, sola bardzo dobre i z luzem.
The Light Are On wyborny i perkusyjna ściana i mocny śpiew Alberto Rodríguez wydobywają w refrenie coś z amerykańskiej epiki i trudno mi jednoznacznie wskazać, czy w tych podniosłych momentach więcej słyszę Solitude Aeturnus czy może Candlemass Marcolina.
Gorgon Eyes to znów speedowe natarcie, chociaż tutaj w refrenie czegoś zabrakło, podobnie jak we Wrath of Theseus.

Brzmienie idealnie dobrane do grania, gitary brzmią dobrze, ale sekcja rytmiczna wyborna, z przodującym basem. Słusznie został wysunięty, bo nie pogrywa tylko do melodii. Ale za brzmienie odpowiada Olof Wikstrans z Enforcer, to niczego innego pod względem produkcji nie można było się spodziewać.
Klasyczne dwugitarowe natarcie, klasyczna sekcja rytmiczna i wszyscy spisali się tutaj świetnie. Alberto Rodríguez to niezły wokalista, jest cały legion lepszych i może ktoś z większym pazurem by nadał błysku niektórym momentom, ale wtedy by prawdopodobnie ubył lekko czar tego wszystkiego.
Kompozycyjnie nie ma tutaj niczego uwłaczającego czy kompromitującego, ale i nie ma tutaj specjalnie czym się zachwycić.
Bez wątpienia solidny debiut, może nie wstrząsający metalowym światem w posadach, ale pokazujący, że hiszpańskie zespoły podjęły dobrą decyzję, otwierając się na świat i śpiewać po angielsku.
Płyta warta przesłuchania, szczególnie dla fanów Iron Maiden, Manilla Road czy oczekujących na nowe arcydzieło Lords of the Trident, które pewnie kiedyś nadejdzie.
Bo na mejdenowe Dawn of Silence już od lat nie ma co liczyć.

Ocena: 7.6/10

SteelHammer
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości