Luca Turilli
#1
Luca Turilli - King of the Nordic Twilight (1999)

[Obrazek: R-1529671-1387459762-8279.jpeg.jpg]

tracklista:
1.To Magic Horizons 01:21
2.Black Dragon 05:04
3.Legend of Steel 05:21
4.Lord of the Winter Snow 06:06
5.Princess Aurora 03:47
6.The Ancient Forest of Elves 04:44
7.Throne of Ice 01:51
8.Where Heroes Lie 04:25
9.Warrior's Pride 03:47
10.King of the Nordic Twilight 11:38
11.Sofðu unga ástin min 02:12 (bonus, hidden track)

rok wydania: 1999
gatunek: symphonic epic power metal
kraj: Włochy/ Niemcy

skład zespołu:
Olaf Hayer - śpiew
Luca Turilli - gitara, instrumenty klawiszowe
Sascha Paeth - gitara basowa, gitara akustyczna, gitara
Robert Hunecke-Rizzo - perkusja
Michael Rodenberg - instrumenty klawiszowe, cymbały, pianino
oraz Goście

Luca Turilli miał pomysły, które z braku czasu lub z powodu niezgodności artystycznych nie mogły zostać zrealizowane w ramach RHAPSODY. Jednym z nich była trylogia epicka fantasy The Virtual Odyssey Saga, która ostatecznie w zaplanowanym kształcie się nigdy nie ukazała, ale której cześć pierwsza wydana została przez niemiecką wytwórnię Limb Music w listopadzie 1999 roku.

Turilli do nagrania tej płyty nie zaprosił muzyków włoskich a tylko niemieckich, powierzając męskie partie wokalne mało jeszcze wówczas znanemu, ale doskonale rokującemu Olafowi Hayerowi, a funkcję basisty Saschy Paethowi, który właśnie zakończył swoją przygodę z HEAVENS GATE. Pojawili się także inni uznani instrumentaliści, Rannveig Sif Sigurðardóttir w żeńskich głównych partiach wokalnych ponadto potężny chór mieszany (a w nim między innymi Thomas Rettke z HEAVENS GATE) oraz smyczki, flet i tajemniczy Lord James David jako Narrator.

To zrealizowane z rozmachem przedsięwzięcie w sumie nie bardzo odbiegało od tego, co Turilli proponował w RHAPSODY, jednak udział muzyków niemieckich spowodował, że wszystko zabrzmiało mocniej i bardziej monumentalnie.
Patetyczne symfoniczne intro jest typowe dla Turilli, chóry pompatyczne i perfekcyjne i to wyborny wstęp do szybkiego neoklasycznego Black Dragon, gdzie Hayer daje popis bezbłędnego śpiewu na fundamencie neoklasycznym i Turilli nie musi go tu nawet specjalnie wspierać swoją gitara, podobnie jak chóry. Jest melodic power metalowa przy tym, i to bardzo przyjazna dla słuchacza. Potem misternie utkany z klawiszy i fletu wstęp do Legend of Steel prowadzi do kolejnej melodyjnej opowieści minstrela, z kolejnym zrobionym z rozmachem refrenem w stylu niemieckim bardziej niż włoskim.
Warto zwrócić uwagę na dosyć wysmakowane klawisze, nie tylko w tej kompozycji. Dużo Michael Rodenberg gra w stylu neoklasycznym, ale i folkowym czy też nawet nieco fantazyjnie progresywnym. To urozmaicenie tej stosunkowo pod względem melodii nieskomplikowanej muzyki. Pięknie klawisze kontrują gitarę w Lord of the Winter Snow, gdzie dramatyzm narasta z każdą sekundą i jest to utwór pełen rozmachu, choć nie został zagrany ani zbyt szybko, ani z nadmiernie rozbudowanym planem symfonicznym. Oczywiście druga część, łagodna w formie i elegancka w wykonaniu jest bardzo charakterystyczna dla stylu Turilli, choć niekoniecznie dla RHAPSODY. Pięknym głosem sopranistka islandzka Rannveig Sif Sigurðardóttir zaśpiewała Princess Aurora i ten fragment operowy zapada głęboko w pamięć. Wspaniały popis w pełnej poetyki kompozycji przy pianinie Michaela Rodenberga.
The Ancient Forest of Elves to skoczna folk/power metalowa opowieść o elfach, numer solidny, aczkolwiek nieco chyba zbyt prosty jak ten album. Stylistyki włoskiej znowu znacznie mniej niż niemieckiej, może nawet spod znaku BLIND GUARDIAN.
Podobnie Where Heroes Lie, mocniejszy niż to co grają Włosi, ale wysmakowany w ornamentacjach w stylu włoskim i to bardzo dobry heroic melodic power metal, w klasycznej europejskiej odmianie. Klasyczna pieśń barda Warrior's Pride jest niezła, jednak chyba można było się spodziewać czegoś więcej, mimo pełnego patosu refrenu, który chyba potem był zbyt często wykorzystywany w AVANTASIA gdy Armia Tobiasa uderzała  w podniosłe tony.
Kolos epicki tym razem zamyka całość. Turilli w King of the Nordic Twilight rzuca na szalę cały swój talent kompozytorski i swoją zebraną  Dywizję. Wokalizy, chóry symfoniczne, patos niebywały, niczym w RHAPSODY. Długie wybrzmiewania gitary na tle monumentalnych klawiszy, to dramatycznych, to triumfalnych no tak, on jednak potrafi tworzyć takie giganty epickie w symfonicznym stylu. Jakże to wciąga w tej skocznej melodii i jak dobrze wchodzi w pewnym momencie Hayer. Nie ma nadmiernego ciężaru, jest nadzieja i jest mnóstwo pozytywnej energii. I tak jak należały by oczekiwać zwieńczenie jest podniosłe, pełne fanfar i chórów, a na koniec jeszcze raz Rannveig Sif Sigurðardóttir śpiewa kołysankę...

Cóż, wykonanie jest perfekcyjne, brzmienie wyśmienite, choć Sascha Paeth zrobił to raczej w manierze niemieckiej i to słychać bardzo wyraźnie. Bardzo dobra płyta, stworzona przez doświadczony zespół, ale czegoś tu brak... Może za dużo tu rutyny, a za mało realnej magii, której od Luca Turilli należało oczekiwać.
Chyba najlepiej na tym wszystkim wyszedł Olaf Hayer, który został natychmiast dostrzeżony i w roku następnym dołączył do szwedzkiego DIONYSUS, a potem jego kariera potoczyła się już z górki. Sam Luca Turilli pokazał klasę, ale nie wybiegł wcale tak daleko z obszaru RHAPSODY. Album został przyjęty na tyle ciepło, że Turilli postanowił ten projekt kontynuować.

ocena 8,3/10

new 22.09.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Luca Turilli - Prophet of the Last Eclipse (2002)

[Obrazek: R-1100358-1556303129-4627.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Aenigma 01:58
2.War of the Universe 04:19
3.Rider of the Astral Fire 05:12
4.Zaephyr Skies' Theme 03:19
5.The Age of Mystic Ice 04:54
6.Prince of the Starlight 05:14
7.Timeless Oceans 04:18
8.Demonheart 05:09
9.New Century's Tarantella 05:15
10.Prophet of the Last Eclipse 11:49

rok wydania: 2002
gatunek: symphonic power metal
kraj: Włochy/ Niemcy

skład zespołu:
Olaf Hayer - śpiew
Luca Turilli - gitara
Sascha Paeth - gitara basowa
Robert Hunecke-Rizzo - perkusja
Michael Rodenberg - instrumenty klawiszowe, pianino
oraz Goście

Poraz drugi Luca Turilli zebrał ten sam skład główny co poprzednio w Wolfsburgu w styczniu 2002 roku i nagrał kolejny album z symfonicznym power metalem, tym razem w obszarach i tematach kosmicznych. Liczba Gości jest ogromna, zarówno w chórach jak i wyeksponowanych żeńskich wokalach, pojawili się również instrumentaliści ze świata smyczków.

Ten album to doskonalsza wersja stylu z 1999 roku z jeszcze lepszym wokalem Hayera i potężnymi symfonicznymi chórami w stylu, jaki jeszcze nie pojawił się na taką skalę w RHAPSODY. Te chóry są fenomenalne w pełnym pędu War of the Universe, co więcej i ta kompozycja i pozostałe także, mimo swojego neoklasycznego fundamentu brzmią bardziej nowocześnie niż utwory z macierzystej formacji Turilli. Nowocześniej, ale zachowana została ta lekkość i niezwykła elegancja  RHAPSODY w Rider of the Astral Fire, choć generalnie akurat tu melodia jest bardzo typowa i poniekąd wtórna.
 
Bez wątpienia na plus należy zaliczyć instrumentalny Zaephyr Skies' Theme, wsparty wokalizami żeńskimi. Nie wszystkie kompozycje są w pełni udane i The Age of Mystic Ice ma bardzo ubogie zwrotki, a chóry i bardzo typowy flower power refren ledwie to maskują. W innych znowu utworach jasnym płomieniem eksplodują nietypowe pomysły aranżacyjne i tu przoduje nie tylko symfoniczny, ale i heroicznie power metalowy rozpędzony Prince of the Starlight i to jest faktycznie ekstraklasa! Bardzo dobrze został także zrobiony nieodzowny romantyczny i łagodnie zaśpiewany przez Hayera song Timeless Oceans, który co najważniejsze, nic nie traci podniosłego i "kosmicznego" klimatu całej płyty. Kosmiczne, futurystyczne klawisze łączą się z chórami w Demonheart i ten utwór jest bardzo reprezentatywny dla całości, której same melodie nie są zbyt oryginalne, ale już aranżacje na pewno tak. Doprawdy, chóry są na tej płycie fantastyczne. Nie można tego jednak powiedzieć o powszedniości melodii New Century's Tarantella, gdzie chyba Luca odkurzył coś z szuflady RHAPSODY i to raczej sprzed kilku dobrych lat.
Główny punkt ciężkości został przesunięty na finałowego kolosa Prophet of the Last Eclipse. Tu lider zebrał wszystkie siły i uderzył mocno i zdecydowanie w opcji nowoczesności przekazu planów dalszych, klasycznych, bardzo klasycznych chórów, nerwowego rytmu, budowania napięcia narastającego nieustannie do kulminacji. Rola główna przypadła znowu chórom i klawiszom, ale odsunięcia gitary na plan dalszy specjalnie się tu nie odczuwa.

Grają wszyscy tu wyśmienicie i co ciekawe, ogólnie Turilli pozostaje tu (zapewne świadomie) w cieniu jako gitarzysta. Główny ciężar realizacji soundu spoczął na Paethu i po raz kolejny to tak nie brzmi typowo we włoskim stylu, jest nieco bardziej sterylnie i wolnej przestrzeni jest także więcej.
Ogólnie album ostrożnie dawkowanego eksperymentu, gdzie same melodie są elementem wtórnym w stosunku do aranżacji i pewnych chwytów realizacyjnych, których w zasadzie Turlii potem już nigdy nie stosował.
W roku 2006 pod szyldem LUCA TURILLI Turilli nagrał jeszcze jeden album "The Infinite Wonders of Creation", kontrowersyjny przez wokalną ekspozycję pieśniarki gospel Bridget Fogle z Nowego Jorku, z którą nagrał także w tym samym roku LP sygnowany jako LUCA TURILLI'S DREAMQUEST  ("Lost Horizons"). Album nie został przyjęty zbyt przychylnie i okazał się ostatnim. Sam lider ostatecznie ogłosił zamknięcie projektu LUCA TURILLI w roku 2011 i powołał do życia LUCA TURILLI'S RHAPSODY.


ocena 8,3/10

new 12.12.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości