Sabbrabells
#1
Sabbrabells - Sabbrabells (1983)

[Obrazek: R-5171780-1409564218-9909.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Devil's Rondo 06:15       
2. Hell's Rider 04:50       
3. 破壊 (Hakai) 06:23       
4. Wolf Man 02:44     
5. 束縛 (Sokubaku) 07:34     
6. 鏡張りの部屋 (Kagamibari no Heya) 07:01     
7. Black Hill 05:01

Rok: 1983
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Japonia

Skład:
Kiichi Takahashi - śpiew
Hiroyuki Sano - gitara
Junichiro Matsukawa - gitara
Keiichi Miyao - bas
Fumikazu Sekiguchi - perkusja


Sabbrabells to jeden z ważniejszych zespołów heavy metalowych z Japonii, którego historia założenia nie jest do końca jasna, a niektóre źródła potrafią się nawet wykluczać.
Metal w Japonii już był wcześniej, jak chociażby Bow Wow czy Loudness, ale na ile to był metal, a na ile zmetalizowany hard rock z drobnymi inspiracjami brytyjskim heavy metalem to temat na oddzielną dyskusję.

Sabbrabells to było jednak coś innego. Tak jak Loudness raczej nieśmiało pożyczało trochę od Saxon, tak Sabbrabells  postanowiło pożyczać od Accept, Manowar, Judas Priest i trochę Black Sabbath. Do tego podlali to wszystko okultystycznym, sosem w tekstach.
Rozkrzyczany gitarowo Devil's Rondo to UK jak nie patrzeć i sola gitarowe są tutaj świetne. Hell's Rider mocno inspirowany Accept, ale i niesamowicie przeciętny. Hakai za to solidne, jest tu coś z psychodelicznego grania, coś z Black Sabbath, zagrane dość ciekawie i to chyba najciekawsza z dłuższych kompozycji tego albumu. Wolf Man to udane i treściwe zderzenie Tank z Angel Witch.
Soku Baku to coś z wczesnego Manowar lekko podlanego purpurowym sosem, również udane. Jest epicko i podniośle, a w solo wszystko eksploduje.
Kagamibari no Heya to znów coś z Black Sabbath, ale niestety zagrane słabiej. Fajne solo i przyspieszenie w drugiej połowie, ale refreny i melodia niestety nie porywają. W Black Hill chętniej słucha się solówek niż tego, co ufundowali w drugiej połowie. Miał być okultyzm, wyszła bezsilność i nuda.

Brzmienie jak na tamte czasy jest bardzo dobre, selektywne i świetnie słychać każdy instrument, mimo że sekcja rytmiczna nie robi nic ponad przeciętnego.
Sola na tej płycie są bardzo dobre i duet Sano/Matsukawa świetnie się dogaduje i uzupełnia.
Wokalnie jest niestety gorzej. Kiichi Takahashi nie jest zły, bo nie fałszuje za dużo, ale zabrakło mu iskry i siły w głosie. Śpiewa poprawnie, chociaż czasami zdarzają się fatalne w skutkach wpadki wokalne, gdzie brzmi jakby śpiewał kompletnie bez przekonania i siłowo.
Jedna z pierwszych, jeśli nie pierwsza płyta, która tknęła tematykę okultyzmu w Japonii, po części też może dlatego zespół okazał się hitem i koncertowali sporo, podpisując kontrakt z dużą i uznaną wytwórnią Nexus, która później wynalazła innych tytanów japońskiego metalu, Anthem.
Dobra płyta, wpływowa, dobrze zagrana, ale przeciętnie zaśpiewana.


Ocena: 7.1/10

SteelHammer
Odpowiedz
#2
Sabbrabells - Sailing on the Revenge (1986)

[Obrazek: R-12035323-1526992894-4229.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Devil's Rondo 04:05       
2. Hawk Emblem 02:27     
3. 破壊 (Hakai) 04:39       
4. Dead Point 03:01     
5. Running My Way 04:21     
6. Moon Struck 03:48     
7. Diamond City 03:31       
8. 鏡張りの部屋 (Kagamibari no Heya) 04:52       
9. Your Song 05:00       
10. Sailing on the Revenge 04:40


Rok: 1986
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Japonia

Skład:
Kiichi Takahashi - śpiew
Hiroyuki Sano - gitara
Junichiro Matsukawa - gitara
Keiichi Miyao - bas
Shigeo Ishibashi - perkusja


Sabbrabells powraca z nową płytą pod szyldem wytwórni Nexus, która już wtedy była prężnie działającą wytwórnią, wydającą nie tylko japońskie edycje płyt takich zespołów jak Manowar czy Virgin Steele, ale i japońskiej, jak Anthem czy Earthshaker.
Nie dziwi więc, że Nexus przygarnął Sabbrabells, które świeciło sukcesy i pomogło pobudzić japońską scenę metalową. Po wielu koncertach, przyszedł w końcu czas na nowy materiał i trzy lata po debiucie pojawiło się Sailing on the Revenge, który zawiera również stare kompozycje, ale pierwszy raz na CD i ten LP jest uznawany prze zespół za ich pełnoprawny deboiut.

Jest krócej, jest przystępniej, co słychać w skróconych wersjach starych utworów i można by powiedzieć, że wyszło im to na dobre, gdyby nie jeden szczegół, mianowicie Takahashi. Wybitnym śpiewakiem nie był nigdy, trudno nawet powiedzieć, żeby był dobry, ale teraz brzmi przeciętnie, a momentami słabo.
Ciekawiej jest, kiedy wchodzą w speed power pod Metal Church w Hawk Emblem i gdyby taka była cała płyta, to by było konkretne zniszczenie, a tak to granie pod Accept w Hakai, Running My Way, Diamond City i to w marnym wydaniu.
Moon Struck to bardzo przeciętny teutoński heavy metal, ale Your Songs to ballada. Muzycznie to może i jakoś się to broni, bo mniej jest toporności Accept a więcej UK/USA, ale Takahashi jest po prostu fatalny. Na koniec Accept w Sailing on the Revenge i oddech ulgi, że to koniec.

Brzmienie dobre i są niemal nieznaczące pogłosy Tightrope Anthem, ale to nie dziwi, skoro za mastering odpowiadała ta sama osoba, Akira Makino. Tutaj jest nieco bardziej wypolerowane, ale bardzo możliwe, że to zasługa remastera z 2000 roku.
Gitarowo w większości jest słabiej niż poprzednio i sola nie porywają, zmienił się perkusista i Fumikazu Sekiguchi został zastąpiony przez Shigeo Ishibashi, ale znaczącego wpływu to nie ma dla tej płyty. Takahashi po prostu fatalny i on tylko pogłębia przeciętność płyty.
Inny wokalista jednak by nie uratował w większości miałkich kompozycji.

Ocena: 5.2/10

SteelHammer
Odpowiedz
#3
Sabbrabells - One Night Magic (1987)

[Obrazek: R-5172204-1409564644-3408.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Introduction 00:32     
2. Black Iron Horse 02:45     
3. 死神の涙 (Shinigami no Namida) 03:54     
4. Last Survivor 04:52     
5. Foolish Street 03:42       
6. Black Hill 04:31       
7. November's Mystery 04:26     
8. Darkness World 04:57       
9. One Night Magic 05:16       
10. The Mist 05:03

Rok: 1987
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Japonia

Skład:
Kiichi Takahashi - śpiew
Hiroyuki Sano - gitara
Junichiro Matsukawa - gitara
Keiichi Miyao - bas
Shigeo Ishibashi - perkusja

Japonia to scena bezlitosna i wiele formacji atakowało płytami co roku, aby nie zostać zepchniętym w cień, to ekipa Sabbrabells postanowiła zebrać się i nagrać nowy materiał

Kiedy wchodzą w speedmanię jest dobrze, może i Black Iron Horse już wtedy był oklepany do bólu przez cały legion speed metalowych zespołów z UK, Belgii, Holandii czy nawet USA. Świetne sola, pewnie zagrane i nawet aż tak nie zwraca się uwagi na fałszowanie Takahashi. Shinigami No Namida to może przeciętne granie pod Accept z punktującym basem, ale środkowa partia i solo są świetne.
Zmetalizowany hard rock z glamem atakuje w Last Survivor i poza solem to raczej kompozycja bezbarwna., podobnie Last Survivor. Black Hill to mieszanina Accept ze speed i ciekawsze to jest kiedy przyspieszają niż zwalniają, bo refren niestety jest dość kiepski i w tym stylu November's Mystery jest bardziej udany i nawet Takahashi daje radę, ale środkowa partia znów świetna. Może rozpoczynanie zapożyczeniem Darkness World nie napawa optymizmem, ale to solidna kompozycja, utrzymana raczej w średnich tempach. Zaskoczeniem płyty jest tytułowy One Night Magic, z którego bije pewność i moc, może i trochę wczesnego Manowar, podobnie The Mist, w którym jest nie tylko Manowar, ale i może coś z Black Sabbath. Minimalizm niezwykły i zadziwia, że Takahashi jednak potrafi śpiewać łagodniejsze kawałki.

Wyszedł album o ligę lepszy niż poprzedni, ze znacznie lepszymi solami gitarowymi, ale i świetną sekcją rytmiczną. Na poprzedniej płycie tak nie grali, a czasami nawet przyćmiewają gitarzystów. Brzmieniowo też to zostało dobrze rozwiązane i brzmi to lepiej niż Sailing on the Revenge. Perkusja momentami wręcz bitewna i ciekawy zabieg, że jest w tych momentach wysunięta razem z basem. Wokalnie było marnie, ale tutaj Takahashi daje radę, może nawet i zaskakuje tym, że śpiewać potrafi.
Może i płyta nierówna, ale na pewno ciekawsza i nie aż tak wyprana z mocy.
Jednak to było za mało i skład niedługo po jej wydaniu się wykruszył, a zespół rozpadł i został zapomniany. Przypomniało o nim dopiero Nexus w 2000 i 2007 roku, wydając remastery Sailing on the Revenge oraz tego albumu. W 2015 na chwilę się reaktywowali, aby zagrać razem z Double Dealer, Outrage i Anthem z okazji trzydziestolecia debiutu Anthem, biorąc Diokena na wokalistę. Potem znów była cisza, ale w tym roku zespół podobno się reaktywował w niepełnym składzie, ale żadnej konkretnej działalności nie widać.


Ocena: 7.2/10

SteelHammer
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości