Holy Tide
#1
Holy Tide – Aquila (2019)

[Obrazek: R-13809809-1561620760-9267.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Creation - The Divine Design 02:04      
2. Exodus 05:52                  
3. Chains of Enoch 04:46                
4. Godincidence 04:51
5. Curse and Ecstasy 05:38         
6. Eagle Eye 05:08             
7. The Crack of Dawn 06:47          
8. Lord of the Armies 03:20         
9. Sunk into the Ground 05:09
10. The Age of Darkness 03:45
11. The Shepherd's Stone 05:22                
12. Lamentation 05:49  
13. Return from Babylon 04:48                  
14. The Name of Blasphemy 05:22
 
Rok: 2019
Gatunek: Power Metal
Kraj: Międzynarodowy (UK/Włochy/Brazylia)
 
Skład:
Fábio Caldeira - śpiew
Gustavo Scaranelo - gitara
Joe Caputo - bas
Michael Brush – perkusja
 
Kolejny rok, kolejny międzynarodowy projekt, założony w 2018 roku, prawie składający się z gwiazd, bo poza Michaelem Brushem z Magic Kingdom resztę kojarzę bardzo słabo i część tych ludzi wygląda bardziej jakby pochodziła z zespołów głębokiego brazylijskiego zaplecza.
Niby Brazylia, Włochy, UK w składzie, a jakoś bardziej słychać w tym wszystkim Skandynawię, z kolei tła przywodzą na myśl Francję w swojej elegancji. Muzyka za to z nurtu Christian Power – jest tutaj coś z grzeczności Narnia, ale i jakby próby grania pod Signum Regis, chociaż do tego poziomu nawet się nie zbliżają.
 
To poprawnie zagrana muzyka, która może się podobać, chociaż słychać, że kompozycyjnie zabrakło szlifu i to już słychać w Chains of Enoch, który jeśli chodzi o styl jest dość reprezentatywny, ale w drugiej połowie wychodzi właśnie ten brak dopieszczenia. Dobre solo i tło, ale ostatecznie jest to jednak tylko sztuczne wydłużenie kompozycji, które nic nie wnosi. Godincidence pod tym względem lepszy, ale i to kolejny utwór, który nie wybija się niczym w całym morzu takich zespołów. Curse and Ecstasy niezłe, bo w refrenach słychać silne inspiracje Instanzia, która od lat już nic nie nagrało, chociaż znowu, to jednak nie ta liga i na końcu znów wychodzą dłużyzny.
Eagle Eye zaczyna się, jakby w końcu miało być prawdziwe, mocne i symfoniczne uderzenie, ostatecznie odpływa to w stronę Skandynawii, chociaż zagrane lekko jakby z niemiecką topornością, szczególnie przy próbie wprowadzenia growlu i falsetu i jest to próba dość przeciętna. Chociaż falset niezły i może gdyby tego było więcej, to by była płyta ciekawsza. The Crack of Dawn to najprostszy z możliwych wolniej zagrany power, który brzmi bardzo topornie.
Lord of the Armies to z początku ogromne i ożywcze przyspieszenie, aby potem przejść do typowego i ogranego poweru w refrenach z pogranicza Stratovarius i Sonata Arctica, a może nawet i Power Quest. Co by nie powiedzieć o samej kompozycji, to solo jest bardzo dobre.
Od tego momentu płyta już zaczyna się strasznie dłużyć i Sunk into the Ground po prostu nudzi. Brzmi jak wyprany z mocy brytyjski heavy metal. Takich kompozycji jak The Age of Darkness i to w lepszym wykonaniu jest na pęczki czy to w Finlandii, Szwecji czy nawet Niemczech, podobnie zresztą The Shepherd’s Stone, który próbuje zaskakiwać zmianami tempa, ostatecznie jednak jest bezpiecznie i nudno.
Lamentation można uznać za najciekawszą kompozycję tej płyty, zagrane jest to podniośle i bardzo dobrze zaśpiewane, do tego bardzo dobrze wplecione orkiestracje. Gościnnie udzielił się tutaj Tilo Wolff i spisał się dobrze. Return from Babylon też całkiem niezłe, chociaż kompozycja mogła być krótsza, a tak to ma się wrażenie, jakby była sztucznie wydłużona i niepotrzebnie rozlazła.
The Name of Blasphemy to znów teutoński power przemieszany ze Szwecją, ciekawy, chociaż szkoda, że nie zagrany mocniej, bo brzmi to trochę jak bezduszny christian power.
 
Brzmienie jest bardzo dobre, szczególnie ustawienie sekcji rytmicznej, która tutaj brzmi idealnie. Fabio Caldeira to solidny wokalista, chociaż nieco manieryczny, za to Scaranelo gra tutaj bardzo dobre sola, często o wiele ciekawsze od samych kompozycji i to samo można powiedzieć o sekcji rytmicznej, która jest bardzo solidna.
Dziwna to płyta, bo zagrana kompetentnie i na poziomie, ale same kompozycje są co najwyżej poprawne i chyba jedynymi, którzy będą nimi zachwyconymi będą fani nurtu Christian Metalu, którzy nie mają zbyt wygórowanych wymagań, bo ani to Narnia, ani Golden Resurrection czy nawet Signum Regis.
Po prostu poprawne granie, które ma potencjał na coś więcej, ale ten album jest stanowczo za długi i przez te niemal 70 minut potrafią znudzić.
 
Ocena: 6.8/10
 
SteelHammer
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości