Dying Phoenix
#1
Dying Phoenix - Winter Is Coming (2023)

[Obrazek: 1102977.jpg?5133]

Tracklista:
1. Valar Morghulis 01:19     
2. Weaver of Lies 04:03       
3. Who Owns the North 04:03     
4. Saturnine Days 04:54     
5. Mother of Dragons 04:11     
6. All Men Must Die 02:44     
7. Dead Faces Blue 04:20     
8. All for the Throne 04:55     
9. Attack the Wall 03:23     
10. Deep Down Below 04:12     
11. The Wild 04:01     
12. Valar Dohaeris 03:37

Rok wydania: 2023
Gatunek: Progressive Symphonic Metal
Kraj: Niemcy

Skład:
Pat St. James - śpiew
Erica Bianca - śpiew
Moran Magal - śpiew, pianino, instrumenty klawiszowe
Lea Ciara Czullay - gitara
Rhavin Grobert - bas
Lucas Zacharias - perkusja


Powstanie zespołu datuje się na 2007 rok i tak naprawdę niewiele poza tym wiadomo, jeśli chodzi o początki działalności. Pat St. James miał wizję, w realizacji której pomógł mu znany obecnie z KAMELOT klawiszowiec Oliver Palotai, który jest współtwórcą kompozycji i orkiestracji. Skład udało się zebrać w 2019 roku i realna kariera grupy rozpoczęła się dopiero w 2022 roku, kiedy materiał stawał się rzeczywistością w studio nagraniowym.
Debiut zostanie wydany przez El Puerto Records 26 maja 2023 roku.

Coś z KAMELOT jest tutaj na pewno i to słychać w wielu miejscach, chociaż, co ciekawe, nie jest to tak przeintelektualizowane jak ostatnie płyty amerykańskiej formacji. Kompozycje są znacznie gładsze i z mocniej zaakcentowanymi melodiami w refrenach, co słychać już w Weaver of Lies, w którym słyszalna jest też delikatność FIREWING. Podobnie w Who Own the North, ale to są utwory tylko dobre i gdyby ten album był taki w całości, to trudno by było go uznać za warty uwagi.
Część środkowa płyty to jej najmocniejszy i najjaśniejszy punkt. Saturnine Days jest absolutnie bezbłędny w swojej łagodności i tym, jak się rozwija. Można było mieć wątpliwości co do Erica Bianca, ale tutaj lśni i błyszczy, podobnie jak Pat St. James, który ma głos o sporym zasięgu, szczery i łagodny, spokojny, kojący. Ładnie się uzupełniają i o wiele za mało jest na tym LP takich utwórów. Bardzo dobry jest też bardziej tradycyjny i rozbujany Mother of Dragons z rewelacyjnym refrenem. Cudo i arcydzieło. Jeśli jednak kogoś zastanawiało, gdzie w tym Niemcy, to odpowiedź pada w fatalnym All Men Must Die, który brzmi momentami bardziej jak pijacki TANKARD, tylko jeszcze gorszy wokalnie, a Dead Faces Blue to nic innego jak Zagłębie Ruhry i BLIND GUARDIAN. Definicja poprawności.
Udany jest za to All for the Throne, dramatyczny i w delikatnych refrenach wypadają świetnie, rdzennie teutoński heavy metal Attack the Wall wychodzi niestety tutaj bardzo blado i orkiestracje bardziej uwypuklają brak pomysłu na melodię. Bardziej filmowym urozmaiceniem miało być Deep Down Below, ale zabrakło tutaj przepychu i wokalnego nacisku DAMNATION ANGELS, nacisku na melodię RHAPSODY oraz emocji KAMELOT. Bezpieczny obszar progressive, niestety bez fajerwerków i emocji.
The Wild to ogniskowa ballada, typowa dla BLIND GUARDIAN, dobra, ale nie tak porywająca jak to, co przy akustykach robiło KIUAS.

Brzmienie autorstwa Olivera Palotai oczywiście dobre i bez zaskoczenia. To doświadczony muzyk i dobrze wie, kiedy i co należy wyeksponować. Może przydałaby się większa głębia, ponieważ momentami można odnieść wrażenie, że jest to dość jednoplanowe. Wokaliści krystalicznie czyści, ale momentami jednak za bardzo przytłoczeni przez instrumenty, kiedy za dużo się dzieje. Orkiestracje autorstwa Palotai udane, ale są chwile, kiedy jest ich za mało i nie ma tutaj dalszych planów, przez co wszystko brzmi płasko. To słychać najbardziej w krużgankowych momentach inspirowanych BLIND GUARDIAN.
Zagrane i zaśpiewane to zostało bardzo dobrze, nie ma tutaj przerostu formy nad treścią, mimo concept albumu na podstawie Gry o Tron i dobrze, że nie jest on tutaj głównym planem oraz nie ma żadnych wydumanych narracji, jak to często przy takich LP bywa.
Czegoś zabrakło. Może zdecydowania co do kierunku i wyszła płyta delikatnie i niepotrzebnie eklektyczna. Może bogatszych aranżacji. A może większej ilości tak znakomitych dialogów jak w Saturnine Days i Mother of Dragons, które pokazują, że w tym zespole drzemie potencjał i stać ich na coś więcej niż niemiecka poprawność czy przekombinowany progressive bez historii.
Te dwie kompozycje wzbudzają zachwyt i apetyt na więcej, tym grupa przykuwa uwagę i w tę stronę powinna iść.
Melodyjnego, romantycznego, symfonicznego, a co najważniejsze przebojowego power metalu jak w tych utworach nigdy za wiele.


Ocena: 7.5/10

SteelHammer

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni El Puerto Records.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości