Nevermore
#1
Nevermore - Nevermore (1995)

[Obrazek: R-746781-1162143282.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. What Tomorrow Knows 05:11       
2. C.B.F. 06:03     
3. The Sanity Assassin 06:21     
4. Garden of Gray 04:48     
5. Sea of Possibilities 04:19
6. The Hurting Words 06:17     
7. Timothy Leary 05:12       
8. Godmoney 04:44

Rok wydania: 1995
Gatunek: Groove/Thrash/Heavy Metal
Kraj: USA

Skład:
Warrel Dane - śpiew
Jeff Loomis - gitara
Jim Sheppard - bas
Van Williams - perkusja
Gościnnie:
Mark Arrington - perkusja (1, 4, 6, 8)

SANCTUARY po dwóch dobrze przyjętych albumach powoli zyskiwało na popularności, tym samym promując scenę metalową z Seattle. Wydawało się, że najlepsza lata jeszcze przed nimi i uda im się przebić do mainstreamu, jednak fala grunge i death metalu pokrzyżowała te plany. Z powodu spięć w wytwórnią Epic Records, która chciała, aby zespół poszedł bardziej w kierunku grudge oraz w samym zespole, w 1992 roku podjęto decyzję o jego rozwiązaniu. Gitarzysta Lenny Rutledge postanowił pójść drogą grunge, z kolei Warrel Dane i Jim Sheppard postanowili założyć NEVERMORE.
Zaprosili do zespołu gitarzystę Jeffa Loomisa, który nie dostał się do MEGADETH z powodu wieku i zamiast niego przyjęto Marty Friedmana a z SANCTUARY zagrał 1 koncert i był członkiem przez 4 miesiące z powodu rozpadu zespołu. Perkusistą został bliżej nieznany Mark Arrington.
 
W 1992 roku pojawiło się pierwsze, dość obszerne demo, zatytułowane Utopia, jednak nie wzbudziło ono zbyt wielkich emocji. W 1994 roku udało się i demo zauważyła potężna wytwórnia Century Media, która podpisała kontrakt z NEVERMORE i debiut, zatytułowany Nevermore, został wydany 1 stycznia 1995 roku. W tym czasie zdążyły zajść zmiany w zespole i w 1994 roku dołączył perkusista Van Williams, który zagrał w połowie kompozycji.
Debiut to produkt swoich czasów. Są zalążki tworzenia się stylu NEVERMORE, co słychać w C.B.F oraz The Sanity Assassin, w których słychać pozostałości SANCTUARY  w bardzo wysokim śpiewie Dane’a.
Album jednak zaczyna się słabym What Tommorow Knows, który miał być próbą mechanicznego thrashowania z elementami groove, ale zabrakło tutaj wszystkiego, co w Cuatro było najlepsze, czyli melodii, refrenów i techniki, bo solo jest wyjątkowo słabe, a zostało to zastąpione przez grunge. Podobnie niezbyt porywający jest Garden of Gray, w którym rozbrzmiewają echa US Power Metalu, ze wskazaniem na METAL CHURCH. To jest niezdecydowana płyta, na której grają różne rzeczy, Sea of Possibilities  to znów US power z grona poprawnych, The Hurting Words to ballada w stylu OVERKILL i METAL CHURCH, którą wyróżnia jedynie wokalista. Jest znów coś z groove w Timothy Leary, ale takie rzeczy grało ciekawiej chyba nie tylko F&J, ale i SACRED REICH.
Na koniec znów F&J i SR w Godmoney i ponownie są zalążki tego, co NEVERMORE będzie grać w przyszłości, jednak to nadal co najwyżej dobrze zagrany US power z elementami heavy metalu.
 
Skojarzenia z FLOTSAM AND JETSAM raczej nieprzypadkowe, biorąc pod uwagę, że za mix odpowiada Neil Kernon, który tworzył brzmienie Cuatro, a mastering Joe Gastwirt i chociaż w tym wszystkim dobrze słychać bas, ale to nie ten poziom. To typowe,  głośne brzmienie gitary połowy lat 90-tych i mogło to brzmieć lepiej, bardziej metalowo, a mniej grunge i innych tworów tych czasów.
Poza Warrelem Dane’em, który niestety formą też nie nie zawsze powala, trudno mówić, żeby ktoś tu faktycznie błyszczał, bo poza kilkoma solami i momentami jest to granie raczej na poziomie rzemieślniczym, do tego bardzo niezdecydowane, przez co płyta jest niespójna. Prawdopodobnie wynika to z krótkiego czasu, jaki zespół miał na nagrania i nie było czasu, aby to wszystko dopracować.
Album został dobrze przyjęty w prasie, co poskutkowało koncertami z BLIND GUARDIAN i DEATH, ale o wielkiej popularności i sławie jeszcze nie było mowy, a przy okazji dyskusji o zespole ta płyta często jest pomijana, a w topkach na szarym końcu.
Płyta zestarzała się strasznie i nawet sam zespół pokazał, że wszystkie te pomysły można było zrealizować lepiej.
 
Ocena: 5.8/10
 
SteelHammer
Odpowiedz
#2
Nevermore - The Politics of Ecstasy (1996)

[Obrazek: R-754718-1515522253-9203.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Seven Tongues of God 05:59
2. This Sacrament 05:10     
3. Next in Line 05:34       
4. Passenger 05:26     
5. The Politics of Ecstasy 07:57       
6. Lost 04:15     
7. The Tiananmen Man 05:25     
8. Precognition 01:37     
9. 42147 04:59       
10. The Learning 09:43

Rok wydania: 1996
Gatunek: Groove/Thrash/Heavy Metal
Kraj: USA

Skład:
Warrel Dane - śpiew
Jeff Loomis - gitara
Pat O'Brien - gitara
Jim Sheppard - bas
Van Williams - perkusja

NEVERMORE poszukiwało drugiego gitarzysty niedługo po nagraniu debiutu i po przejrzeniu taśm demo, wybór padł na wtedy nieznanego Pata O’Briena.  W 1996 roku został wydany ciepło przyjęty EP In Memory, który był promocją dla kolejnego albumu, który został wydany dwa miesiące później, Politics of Ecstasy, ponownie nakładem Century Media.
 
Poprawa względem debiutu jest ogromna, chociaż nadal jest to muzyka dość odhumanizowana i modern w wydźwięku. To słychać w pokrętnym i łamanym Seven Tongues of God i słychać, ile ta muzyka zyskała dzięki zatrudnieniu drugiego gitarzysty. Partie gitarowe są znacznie bogatsze, sola są bardzo dobre i niemal każda kompozycja na tym zyskała, najbardziej słychać to w US power opartym o JAG PANZER 42147.
Mimo że melodie są lepsze niż na albumie poprzednim, czego dowodem jest tytułowy, apokaliptyczny  w klimacie Politics of Ecstasy, ale są też pozostałości po debiucie, a mianowicie monotonia i schematyzm albumu. To słychać w This Sacrament i tytułowej kompozycji bardzo mocno, bo po prostu się dłużą i PoE nie musiało trwać prawie 8 minut, bo nie są w stanie zająć sensownie tego czasu. Najbardziej to jednak wychodzi w Passenger, ale ta kompozycja broni się doomowym klimatem i ten schematyzm jest nieunikniony w takich utworach.
Kończący to wszystko The Learning to zapowiedź tego, co nadejdzie, chociaż w lepszej i przystępniejszej formie.
Jest thrashowanie i ciężar, ale zabrakło w tym wszystkim faktycznej treści i nie mam tu na myśli tekstów, którym zarzucić coś trudno. Jednolitość i jednostajność kompozycji oraz brak mocnych melodii, których niedobór jest nadrabiany techniką sprawiają, że to dobra płyta, wymagająca, ale nie dająca zbyt wiele w zamian.
Najgorsza w tym wszystkim jest chyba perkusja, która można odnieść wrażenie jest głównie robiona techniką opukiwania zestawu w stylu rzemieślniczym, ale bez blasku poza kilkoma momentami.
 
Brzmienie jest czystsze niż na debiucie i nie jest tak męczące, chociaż gitary nadal można odnieść wrażenie, że są sztucznie dociążone, a perkusja momentami brzmi dość płasko i pusto, szczególnie to słychać w wolniejszych partiach. Ogólnie jednak jest lepiej niż poprzednim razem.
Zespół się rozwinął, płyta spotkała się z pozytywnym przyjęciem, ale to jeszcze nie było to.
Poszukiwania swojego miejsca w świecie trwały nadal.
 
Ocena: 7.3/10
 
SteelHammer
Odpowiedz
#3
Nevermore - Dreaming Neon Black (1999)

[Obrazek: R-746808-1515619023-6471.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Ophidian 00:46       
2. Beyond Within 05:11     
3. The Death of Passion 04:10     
4. I Am the Dog 04:13     
5. Dreaming Neon Black 06:26     
6. Deconstruction 06:39       
7. The Fault of the Flesh 04:54       
8. The Lotus Eaters 04:25     
9. Poison Godmachine 04:33     
10. All Play Dead 04:58     
11. Cenotaph 04:39     
12. No More Will 05:45     
13. Forever 09:20

Rok wydania: 1999
Gatunek: Groove/Thrash/Heavy Metal
Kraj: USA

Skład:
Warrel Dane - śpiew
Jeff Loomis - gitara
Tim Calvert - gitara
Jim Sheppard - bas
Van Williams - perkusja

Zespół powoli zyskiwał na popularności, jednak Politics of Ecstasy jeszcze nie pomogło się przebić. Niedługo po nagraniu albumu odszedł Pat O’Brien w klimacie małego skandalu, ale znalazł sobie miejsce w znanym i kontrowersyjnym na całym świecie CANNIBAL CORPSE, czyli w muzyce, która mu w duszy grała, bo nie chciał nosić drapiącego, golfowego sweterka.
Następcę udało się znaleźć w 1997 roku i po rozpadzie FORBIDDEN do zespołu dołączył Tim Calvert.
6 stycznia 1999 roku zostało wydane Dreaming Neon Black, ponownie nakładem Century Media.
 
W wywiadach podkreślane było, że to bardzo osobista dla Dane’a płyta i dotyczy jego prywatnego życia. To ciężka i wymagająca płyta, może Beyond Within, który mniej lub bardziej jest kontynuacją Politics of Ecstasy tego aż tak nie zdradza, bo to mocny i gniotący US power, ale już tutaj słychać zmiany, nie tylko w czystszym i jeszcze bardziej różnorodnym śpiewie wokalisty, ale i konstrukcji kompozycji, z dużym naciskiem na melodię, dramaturgię i technicznymi, choć dość oszczędnymi solami.
Znacznie więcej ze swoich umiejętności pokazuje również Van Williams w bardzo płynnych przejściach i bogatych partiach perkusji i jest to zmiana niezwykła, porównując to z tym, co grał na debiucie i płycie poprzedniej.
I am a Dog ciężarem pokazuje, jakiego grania na debiucie zabrakło, ciekawe jest za to brzmiące nieco w gotyckim stylu Dreaming Neon Black. Prosta, hipnotyczna konstrukcja, podkreślona melodia i refren. Deconstruction to pozostałość po starym NEVERMORE i to jest kompozycja dobra, którą ratują sola, ale próby przekombinowania kończą się graniem raczej schematycznym. Podobny, choć bardziej nostalgiczny próbuje być minimalistyczny The Lotus Eater z ogromnym naciskiem na wokalizy i nakładkach. Jest dramaturgia, ale zabrakło melodii. Bardzo przebojowy jest All Play Dead i wypada ciekawiej od Deconstruction i The Lotus Eater, które próbowały osiągnąć podobny efekt, ale jednak bez skutku. Cenotaph nie ma nic wspólnego z kultowym BOLT THROWER i jego tradycją, ale jest to ponownie nawiązanie do pomysłu z Deconstruction, grania wolniejszego, z dużym naciskiem na klimat i śpiew.
Album kończy No More Will, który jest zapowiedzią energicznego i przebojowego grania, które będzie na kolejnej płycie. Solidnie zrealizowana kompozycja, chociaż mogło być więcej sol.
 
Mocne brzmienie, bardzo dobre ustawienie perkusji, wszystkich planów i Neil Kernon z Raymon Bretonem nie zawiedli. Perkusja nie brzmi tak płasko i sucho jak poprzednio, nie ma wrażenia sztucznego nadmuchania i duszności.
Muzycy spisali się tutaj bardzo dobrze. To jeszcze nie jest ich pełnia możliwości, ale to bardziej osobista płyta Warrela Dane’a i on tutaj jest najważniejszy. Pozostali się dostosowują, ale jednak jest to nieco ambitniej zagrane, mimo że z większą przebojowością.
Prasa była zachwycona i ta płyta otworzyła wrota kariery dla zespołu i stał się rozpoznawalny na całym świecie.
To płyta wymagająca, ale i taka, która musi trafić w swój dzień, aby ją docenić.
Fanów album dzieli do dziś, chociaż nie tak bardzo jak to, co nagrają kilka lat później.
 
Ocena: 8/10
 
SteelHammer
Odpowiedz
#4
Nevermore - Dead Heart in a Dead World (2000)

[Obrazek: R-2650807-1515627702-4742.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Narcosynthesis 05:31     
2. We Disintegrate 05:11     
3. Inside Four Walls 04:39       
4. Evolution 169 05:51       
5. The River Dragon Has Come 05:05       
6. The Heart Collector 05:55     
7. Engines of Hate 04:42       
8. The Sound of Silence (Simon & Garfunkel cover) 05:13     
9. Insignificant 04:56     
10. Believe in Nothing 04:21     
11. Dead Heart in a Dead World 05:06

Rok wydania: 2000
Gatunek: Groove/Thrash/Heavy Metal
Kraj: USA

Skład:
Warrel Dane - śpiew
Jeff Loomis - gitara
Jim Sheppard - bas
Van Williams - perkusja


Tim Calvert odszedł z zespołu niedługo po Dreaming Neon Black i nie dotrwał do nagrania kolejnej płyty, jedynie do końca trasy koncertowej. Zespół nie szukał drugiego gitarzysty na stałe, a na koncertach rolę drugiego gitarzysty odgrywali Curran Murphy i Chris Broderick.
Następca DNB był bardzo wyczekiwany i zespół nie kazał długo czekać. W 2000 roku nagrany został Dead Heart In a Dead World.
 
Po części logiczna kontynuacja płyty poprzedniej, co słychać w bardzo melodyjnym Narcosynthesis, tylko z jeszcze bardziej podkreślonymi refrenami. Tym razem jednak różnica jest znaczna, bo cały zespół dostaje szansę zabłysnąć, szczególnie Jeff Loomis, który gra tutaj wspaniałe sola.
Nacisk na melodię jest ogromny i We Disintegrate i nakładki wokalne są tutaj zrealizowane wybornie, tak jak perkusja Van Williamsa, który na tym albumie odgrywa swoje najlepsze partie do tej pory. Mechaniczne, powtarzalne granie w Inside Four Walls zabija i pokazuje, że pomysły z pierwszych dwóch płyt mogły być zrealizowane znacznie lepiej, szczególnie inspiracje FLOTSAM AND JETSAM. Balladowy, hipnotyczny Evolution 169 jest zrealizowany bardzo dobrze, heavy metalowy fundament mocno trzyma tę kompozycję, a Warrel Dane śpiewa jeszcze lepiej, niż poprzednio.
W The River Dragon Has Come głównie przykuwa uwagę ekspozycja basu i ciekawe partie perkusji, ale zabrakło tutaj przebojowości kompozycji poprzednich, którą starają się nadrobić techniką.
Technika i melodia dobrze za to uzupełniają się w The Heart Collector, ale bardzo przeciętnie wypada tutaj Engines of Hate. Niby miało być brutalnie i ostro, a wyszło dość nudne amerykańskie granie bez polotu, w którym poza stroną techniczną nie ma nic ciekawego. Nie ma to nawet porównania do genialnego coveru Simon & Garfunkel The Sound of Silence. Zagrane wybornie, z werwą i melodią, której zabrakło w Engines of Hate.
Jeśli chodzi o ballady na tej płycie, to moim faworytem jest Insignificant. Piękne, z mocą, idealna symbioza zespołu i nie ma tutaj zbędnej nuty, tylko ogromny i namacalny ładunek emocji. Przy tym Believe In Nothing brzmi blado, bo to prosta ballada na rockowym fundamencie i takie rzeczy lepiej grało SAVATAGE czy Oliva solo.
Na koniec techniczna eksplozja i szaleństwo w tytułowym Dead Heart In a Dead World. Mocno zagrane, bardzo dobra melodia i każdy spisał się na medal. Idealne zakończenie albumu.
 
Za mix i mastering odpowiada tutaj Andy Sneap i spisał się na medal. Idealne, ostre gitary, selektywne brzmienie, dzięki czemu świetnie słychać bas, pomimo mocnej perkusji. Brzmienie godne nowego millenium. Świetny śpiew Warrela Dane’a, ciekawa perkusja Van Williamsa, bardzo dobre partie basu Shepparda oraz porywające sola gitarowe Jeffa Loomisa, okraszone atrakcyjnymi melodiami.
Zespół tym albumem tylko potwierdził słuszność swojej obecności na szczycie i popularność tylko rosła.
W 2003 roku jednak postanowili podzielić fanów.

 
Ocena: 8.4/10
 
SteelHammer
Odpowiedz
#5
Nevermore - Enemies of Reality (2003/2005)

[Obrazek: R-929194-1425823012-4958.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Enemies of Reality 05:11     
2. Ambivalent 04:12     
3. Never Purify 04:04       
4. Tomorrow Turned into Yesterday 04:35     
5. I, Voyager 05:49     
6. Create the Infinite 03:39     
7. Who Decides 04:15       
8. Noumenon 04:37     
9. Seed Awakening 04:31

Rok wydania: 2003
Gatunek: Groove/Thrash/Heavy Metal
Kraj: USA

Skład:
Warrel Dane - śpiew
Jeff Loomis - gitara
Jim Sheppard - bas
Van Williams - perkusja

Po długiej trasie koncertowej, NEVERMORE nagrywa nowy materiał. Poprzeczka została postawiona dość wysoko albumem poprzednim i oczekiwania były wysokie. Odpowiedź pojawiła się w 2003 roku i ponownie w składzie była tylko czwórka.

 
Tym razem postanowili spróbować różnych rzeczy, od rockowej przebojowości, zbliżania się do granic death thrashu po muzykę bardzo pretensjonalną, może nawet niepotrzebnie próbującą być lekko snobistyczną.
Enemies of Reality to zniszczenie od początku do końca i zwiastuje wyborną płytę. Bogate, mocne, uderzające partie perkusji, świetne sola gitarowe Loomisa to wizytówka tego utworu. Podobnie jest w Ambivalent, w którym ściana gitar i perkusja masakrują, tak jak ostry śpiew Dane’a. W Never Purify już niestety wytracają na tempie i tę kompozycję ratuje już jedynie zjawiskowa część środkowa.
Tommorow Turned Into Yesterday to bardzo płaczliwa ballada, nazbyt rockowa i przypominająca te słabsze, niemetalowe elementy zespołu. I, Voyager może robić wrażenie od strony instrumentalnej i wokalnej, ale refren jest średnio udany i jest to co najwyżej niezła kompozycja. To jest jakby muzyka kilku światów, jest eklektycznie, Create the Infinite to chaos, nad którym zespół niestety nie panuje. Słychać, że miało być połączenie mocy i przebojowości, ale niestety nie wyszło ani jedno, ani drugie, szczególnie przez koszmarną partię środkową.
Who Decides jest znacznie lepszą balladą od Tommorow Turned Into Yesterday, chociaż i to kompozycja bardzo przerysowana i momentami zbyt pastelowa, jednak bardziej strawna. Noumenon to stonerowy scrap, którego było, jest i będzie na pęczki i często od takich amatorskich brzmień takie zespoły zaczynają ustawiać sprzęt.
Na koniec mocny i zabójczy Seed Awakening, który ma świetne przejścia i kontrasty, wzorowe partie perkusji i całkiem niezłe sola.
 
W 2003 roku album podzielił fanów zespołu, głównie przez godne pożałowania brzmienie, które było bronione przez niektórych argumentem stylizacji na death metal, jednak nawet garażowe dema z regionów świata, gdzie nie dochodzi prąd nie brzmiały tak amatorsko. Nie było ani amerykańskiego brudu, ani gęstości szwedzkich bagien, ani niemieckiego, teutońskiego odhumanizowania czy holenderskiej, kleistej precyzji death metalu, tylko przeciętne brzmiąca płyta. Inni tytani USA postawili na eksperyment w 2003 roku, ale to było zagranie w pełni zamierzone. Jednak to opowieść na inną okazję.

Ostatecznie rozważania czy to stoner, death czy muzyka ludowa plemienia Yonglu wydają się bezcelowe i zbyt głębokie doszukiwanie się czegoś, czego nie ma i nie było, bo zawiniła zwykła fuszerka i brak doświadczenia.
W końcu często się zapomina (albo i się pomija), że album powstał w bardzo przeciętnym klimacie w zespole, który był skonfliktowany z wytwórnią, która obcięła budżet na nagrania. Do tego producentem i odpowiedzialnym za ostateczne brzmienie był Kelly Gray, który jedyne doświadczenie, jakie miał z metalem to QUEENSRYCHE, i to z czasów, kiedy metalu już tam nie było od dłuższego czasu.
Podróż z kapitanem bez doświadczenia i skonfliktowaną załogą prawie zawsze kończy się na skałach albo górze lodowej, nie inaczej było tym razem. Koń jaki jest każdy widzi - czy może raczej słyszy.
Argumenty obrońców nie zadziałały i przez falę krytyki w 2005 roku wyszła re-edycja z mocnym, bardzo dobrym, ostrym i czystym brzmieniem ze świetnie ustawioną sekcją rytmiczną i gitarami. Różnica była taka, że na stanowisku zasiadł ponownie Andy Sneap, który ma doświadczenie i wie, jak ma to brzmieć. I nie zawodzi.
Większość kompozycji zagrana bez zarzutu od strony technicznej, ale wyszła płyta nierówna, niezdecydowana i eklektyczna, niestety nie pozytywnym tego słowa znaczeniu. W połowie zabrakło refrenów, melodii i mocnego spoiwa dla utworów, które brzmią jak zwykły ciąg pomysłów bez czegoś, co by solidnie je łączyło.
Niedługo po re-edycji przyszedł czas na kolejny album, na którym zespół odkupił swoje winy.
 
Ocena: 7.2/10
 
SteelHammer
Odpowiedz
#6
Nevermore - This Godless Endeavor (2005)

[Obrazek: R-2237461-1515770689-1800.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Born 05:05     
2. Final Product 04:21     
3. My Acid Words 05:41     
4. Bittersweet Feast 05:01       
5. Sentient 6 06:58     
6. Medicated Nation 04:01     
7. The Holocaust of Thought 01:27     
8. Sell My Heart for Stones 05:18       
9. The Psalm of Lydia 04:16     
10. A Future Uncertain 06:07       
11. This Godless Endeavor 08:55

Rok wydania: 2005
Gatunek: Progressive Metal
Kraj: USA

Skład:
Warrel Dane - śpiew
Jeff Loomis - gitara
Steve Smyth - gitara
Jim Sheppard - bas
Van Williams - perkusja

Enemies of Reality podzieliło fanów. Zabrakło melodii i były próby eksperymentowania, dość nieudane zresztą, co było ukoronowane amatorskim, fatalnym brzmieniem. Był to pojedynek zespołu z wytwórnią i sprawdzali, kto się podda. Ostatecznie, obie strony się dogadały, wyszła poprawiona re-edycja i zaczęły się prace nad kolejnym albumem.
Obawy były spore, do zespołu dołączył gitarzysta Steve Smyth, znany z VICIOUS RUMORS i TESTAMENT i trudno było stwierdzić, czego oczekiwać.
25 lipca 2005 przyszedł czas na This Godless Endeavor.
 
Born jest wszystkim tym, co było na Enemies of Reality, a może raczej tym, czym miało być. Mocno i wyraźnie zaznaczony refren, nienaganna technika i Warrel Dane, dający najlepszy występ w swojej karierze jak do tej pory.
Przykładem jak podać granie progresywne przystępnie jest wyborny Final Product. Wszystko, co najlepsze w NEVERMORE znajduje tutaj swoje ujście i jest ten typowy, nostalgiczny klimat. Zmiany tempa zrealizowane pierworzędnie. I sola.
Sola na tym albumie są pierwszej wody i nawet w słabych kompozycjach, jak Bittersweet Feast one błyszczą. To jest niestety koszmarek i pozostałość najgorszych elementów Enemies of Reality, bo nie ma ani dobrej melodii, ani nawet refrenu, tylko niepotrzebna próba grania ambitnego, przykryta pustym dźwiękiem bez treści.
Świetny jest za to lekko balladowy Sentient 6, który pokazuje wysoką dyspozycję głosową Dane’a, niestety Medicated Nation poza olśniewającą partią środkową nie ma niestety wiele do zaoferowania, poza drugą połową. Po miłym dla ucha przerywniku jest emocjonalna ballada Sell My Heart For Stones, nawiązująca do albumu Dead Heart In a Dead World i zrealizowana na solidnym poziomie, chociaż może nieco zbyt pastelowa. Dynamit Psalm of Lydia to jest wszystko, czego brakowało w Bittersweet Feast i Medicated Nation, podobnie jak w mniej udanych kompozycjach EoR i to samo można powiedzieć o mocnym, ze świetnie podkreśloną melodią A Future Uncertain.
Zakończeniem jest 9 minutowy This Godless Endeavor. Piękne zwieńczenie i podsumowanie działalności zespołu. Emocjonalne wokale Dane’a, pokazujące wszystkie jego umiejętności, mordercza perkusja Van Williamsa, zachwycające pojedynki gitarowe Loomis/Smyth i podkreślający i czasami wygrywający wspaniałe, posępne melodie Jim Sheppard. W tej kompozycji dzieje się wiele, ale jest to podane bardzo przystępnie. Wspaniałe zwieńczenie i podsumowanie zawartości płyty, perfekcyjnie wyważone i mnogość motywów i pomysłów nie przytłacza.
 
Magnum opus zespołu, tym razem brzmienie bez udziwnień i jest zrealizowane od początku do końca wzorowo, ale po takim profesjonaliście, jak Andy Sneap nie można było oczekiwać niczego innego.
Każdy odgrywa tutaj swoje role najlepiej jak potrafi, pokazując cały swój potencjał i wachlarz umiejętności, a te są na całkiem wysokim poziomie.
NEVERMORE znalazło się na szczycie i niestety wraz ze sławą przyszło ego i pogłębiające się problemy w zespole.
W tym czasie Dane postanowił spróbować swoich sił solo, podobnie jak Loomis, i zaczęli pracować nad materiałami na swoje solowe płyty.
 
Ocena: 8.6/10
 
SteelHammer
Odpowiedz
#7
Nevermore - The Obsidian Conspiracy (2010)
 
[Obrazek: R-3991078-1515776088-3528.jpeg.jpg]
 
Tracklista:
1. The Termination Proclamation 03:12                
2. Your Poison Throne 03:54        
3. Moonrise (Through Mirrors of Death) 04:03
4. And the Maiden Spoke 05:00                 
5. Emptiness Unobstructed 04:39             
6. The Blue Marble and the New Soul 04:41      
7. Without Morals 04:19              
8. The Day You Built the Wall 04:23        
9. She Comes in Colors 05:34      
10. The Obsidian Conspiracy 05:16
 
Rok wydania: 2010
Gatunek: Progressive Power Metal
Kraj: USA
 
Skład:
Warrel Dane - śpiew
Jeff Loomis - gitara
Jim Sheppard - bas
Van Williams - perkusja
 
Po solowych płytach muzyków, w 2009 roku zawrzało, kiedy oficjalnie NEVERMORE zapowiedziało kolejny album, nad którym spekulowano już od 2007 roku i co do którego były coraz większe wątpliwości z powodu problemów w zespole. A tych nie brakowało i czasami nie było pewności, czy trasa koncertowa zostanie zakończona i czy koncert w ogóle się odbędzie. Oczywiście obietnice były wielkie, najbardziej wymagający i dojrzały materiał, dzikie, solowe popisy Loomisa, który tym razem zagra sam i bez problemu sobie poradzi, mordercze wokale Dane’a, wszystko, co fani chcieli usłyszeć.
Po opóźnieniach, album w końcu pojawił się najpierw w Europie 28 maja 2010 roku, a w Ameryce 5 czerwca nakładem Century Media.
 
Nie bez powodu The Obisidian Conspiracy został wybrany na utwór promujący album razem z Emptiness Unobstructed, do którego nakręcono teledysk.
Te dwa utwory to bardzo dobra i przemyślana dźwignia marketingowa. Emptiness Unobstructed to solidny melodic metal z elementami gothic, nawiązujący do solowej twórczości Warrela oraz Dreaming Neon Black/Dead Heart In a Dead World. Z kolei The Obisidian Conspiracy to bezpośrednia kontynuacja This Godless Endeavor i brzmi jak odrzut z tej właśnie płyty. Bardzo dobrze zagrany, ostry i surowy z solidną pracą gitary i jednym z najlepszych na płycie sol oraz wyborną  i złożoną pracą sekcji rytmicznej.
Pozostałe kompozycje to już raczej poprawność NEVERMORE i próba ucieczki do sprawdzonych już motywów. The Termination Proclamation i Your Poison Throne nie robią wrażenia i są to raczej pozostałości po Enemies of Reality i płyty poprzedniej, w których słychać już starzejący się głos Warrela Dane’a, któremu daleko do formy lat wcześniejszych. Braki pomysłów starają się maskować w The Day You Built The Wall, ale gdzie temu do Evolution 169 albo Sentient 6?
Oczywiście po premierze albumu już tak kolorowo nie było, iluzja dojrzałej płyty oraz wspaniałej współpracy upadła i peanów pochwalnych nad własnym dziełem od zespołu nie było słychać, za to wina została przerzucona na producenta Petera Wichersa. Tylko skąd się wzięły covery The Doors i The Tea Party?
 
Andy Sneap to Andy Sneap i spisał się jak należało. Wspaniałe bębny i talerze, jak zwykle w jego wykonaniu i szkoda, że tak wyśmienita praca poszła na album tak przeciętny.
Loomisa tutaj prawie nie ma, jego sola w większości są bardzo proste i oszczędne, Dane śpiewa dobrze, ale gwiazdami są tutaj bez wątpienia Jim Sheppard i Van Williams. Prawdziwi profesjonaliści i tak też zagrali.
Zespół długo nie wytrzymał i po trasie koncertowej w 2011 roku zaprzestał działalności i ten album jest odzwierciedleniem tego, że tak naprawdę zostało to nagrane z powodu kontraktu.
Warrel Dane postanowił w pełni skoncentrować się na reaktywowanym SANCTUARY wraz z Sheppardem, Loomis postawił na ARCH ENEMY, a Van Williams dołączył do niezbyt udanego projektu z Mattem Barlowem ASHES OF ARES.
W 2015 roku Warrel Dane stwierdził, że zespół nigdy nie został oficjalnie rozwiązany i planowane jest wznowienie działalności oraz kolejny album, który by miał mieć premierę w 2017 roku.
Ostatecznie z tych planów nic nie wyszło, między innymi z powodu przedwczesnej śmierci wokalisty 13 grudnia 2017 roku.

 
Ocena: 6.1/10
 
SteelHammer
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości