Lazarus Dream
#1
Lazarus Dream - Alive (2020)

[Obrazek: 159f6009-1000-4245-8a75-45a180bc2403.jpg]

Tracklista:
1. Dawn Of Time 07:38
2. House Of Cards 04:31
3. Wings Of An Eagle 05:27
4. Can’t Take My Soul Away 05:03
5. Listen 05:28
6. Fleshburn 07:44
7. The Healing Echoes 06:24
8. Desert Mind 05:56
9. Visions and Sins 05:12
10. Steam 05:44
11. Don’t Blame Me 05:03
12. Hotel Overload 04:26
13. Days Of Darkness And Rain 04:42

Rok wydania: 2020
Gatunek: Melodic Heavy Metal/Hard Rock
Kraj: Niemcy

Skład:
Carsten Lizard Schulz - śpiew
Markus Pfeffer - gitara, bas, instrumenty klawiszowe
Guests:
Markus Kullmann - perkusja

Carsten Lizard Schulz powraca z kolejnym projektem, który powstał przy udziale multiinstrumentalisty Markusa Preffera z progressive metalowego WINTERLAND. Na szczęście obyło się bez automatu perkusyjnego i zagrał na tym albumie Markus Kullmann z SINNER, VOODOO CIRCLE, chociaż jako gościa podaje się również Thomasa Riedera, znajomego Preffera z WINTERLAND.
I to tyle z historii - wiadomo, że powstał w 2020 roku i udało się w tym samym czasie nagrać oraz wydać materiał nakładem Pride & Joy i premiera albumu będzie miała miejsce 13 listopada 2020 roku.

Siedmiominutowy Dawn of Time mówi wszystko o tym albumie tak naprawdę - DOMAIN, DOMAIN i jeszcze raz DOMAIN. Co prawda nie z czasów Stardawn, tylko wczesny, bardziej hard rockowy z nutką heavy metalu tu i gdzie indziej power. Jak to drzewiej bywało w DOMAIN.
Na pewno w bardzo dobrej formie jest Schulz, ale on w takiej luźniejszej i lżejszej muzyce zawsze czuł się dobrze, nie tylko metalowej i z różnymi odniesieniami, czy to do bluesa czy rocka, co słychać w klimatycznym Listen chociażby. Prawdziwy, uniwersalny głos do każdej muzyki. Taki głos wymaga godnej oprawy gitarowej i Preffer daje radę. Może nie ma jakichś wielkich fajerwerków czy wtrąceń neoklasycznych jak w DOMAIN, ale gitarowo jest to na tyle bogate, na ile pozwalają ramy gatunku. Czyli skromnie, ale schludnie, bo wiadomo, kto tu jest gwiazdą. Bardzo tęskno Lizardowi było do DOMAIN, to słychać w chórach, to słychać we Fleshburn z motywem ancient, w którym pobrzmiewają echa MOON' DOC. O dziwo w tych najdłuższych kompozycjach nie nudzą i wychodzą z nich obronną ręką, czasami jest nieco szybciej, przynajmniej na tyle, na ile gatunek pozwala, jak w House of Cards, głównie jednak starają się trzymać temp wolniejszych. Najmniej udany jest chyba The Healing Echoes, bo i Schulz jakoś śpiewa bez przekonania, jego charakterystyczne chórki słabo pasują do tego bardziej mrocznego i ciężkiego heavy metalu, sama melodia i refren niestety też nie porywają. Z podobnymi problemami boryka się też Holet Overload, który jest rock metalem bez historii i odrzutem z PHENOMENA. Coś z PHENOMENA może i słychać w Don't Blame Me, ale to co najwyżej poprawne granie. Coś tam od Jorna czy Sinnera też próbują podpatrzeć w Desert Mind, coś tam można usłyszeć i z DOKKEN, jak w Days of Darkness and Rain czy Visions and Sins i fani pewnie będą zachwyceni, tak jak fani starszego DOMAIN.
Może i Steam jest wtórny, powszedni, ale z jaką lekkością i energią jest to zagrane i to jest ten przyjemny power rock, gitara szaleje jak na solidny, energetyczny metal przystało. Za mało jest takich kompozycji i więcej jest tych bardziej stonowanych, wolniejszych. Moim zdaniem większy potencjał ma zespół właśnie w takich kawałkach. Perła płyty.

Za brzmienie odpowiada Markus Teske. Solidne, klasyczne brzmienie bez wodotrysków. Może nie jest to produkcja tak potężna jak na płytach SINBREED czy RED CIRCUIT, ale jest dobrze i słychać, że za cel obrane było... DOMAIN.
Solidny, choć odtwórczy debiut, nie wnoszący zbyt wiele nowego do świata metalu czy poruszający jego posady, ale dobrze jest usłyszeć Carstena Lizard Schulza w udanym repertuarze, który śpiewa z takim przekonaniem.
Tylko szkoda, że to nie jest Stardawn II. Albo chociaż The End of Never.
Może kiedyś.

Ocena: 7.3/10

SteelHammer

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Pride & Joy Music
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości