Outworld
#1
Outworld - Outworld (2006)

[Obrazek: R-4204921-1412487862-2921.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Raise Hell 06:12       
2. Riders 05:34     
3. War Cry 06:13     
4. Outworld 06:07       
5. The Never 06:33       
6. City of the Dead 07:09       
7. Prelude to Madness 01:28     
8. Grey Tide 09:14     
9. I. Thanatos 08:50

Rok wydania: 2006
Gatunek: Progressive Power Metal
Kraj: USA

Skład:
Kelly Carpenter - śpiew
Rusty Cooley - gitara
Shawn Kascak - bas
Michael Lewis - perkusja
Bobby Williamson - instrumenty klawiszowe

Założony przez gitarzystę Rusty Cooley'a podobno już w 1997 roku, OUTWORLD realną aktywność zaczął dopiero na przełomie 2002-2003 roku, kiedy to Cooley spotkał na swojej drodze klawiszowca Bobby'ego Williamsona. Ich znajomość zaowocowała najpierw solowym albumem Cooley'a, wydanym nakładem Lion Records w 2003 roku, która gitarzyście przysporzyła dość sporą popularność. I oficjalnie jako powód założenia i czas podawał właśnie ten rok.
Cooley nie miał szczęścia co do składu i bardzo długo nie udawało mu się zebrać na tyle stabilnego, aby nagrać album OUTWORLD i ciągle były problemy z wokalistami i perkusistami. W 2004 roku udało się jednak znaleźć wokalistę, nieznanego wtedy Kelly Carpentera i tymczasowego perkusistę, z którym udało się nagrać demo. Nagrania zostały dobrze przyjęte i udało się zespołowi podpisać kontrakt z Replica Records na debiutancki album.

W 2005 roku album został nagrany w Houston, studio Diamond Recording, założonym przez perkusistę RATT Bobby Blotzer wraz z multiinstrumentalistą Greggiem Gillem, który został też producentem tej płyty. Nagrania poszły sprawnie i płyta była gotowa już w 2005 roku i premiera miała być wiosną 2006 roku, ale z różnych przyczyn jego premiera została znacznie opóźniona i ostatecznie album został wydany 13 listopada 2006 roku.
Mimo, że ten album został nagrany wcześniej, to szybciej Kelly Sundown Carpentera można było usłyszeć w szwedzkim BEYOND TWILIGHT, którego był on członkiem od 2004 roku i planował odejście z OUTWORLD.

Niby Cooley jako inspiracje wskazywał IRON MAIDEN, SYMPHONY X, DREAM THEATRE i PANTERA, to poza orkiestracjami SYMPHONY X pozostałych zespołów jest tutaj niewiele i znacznie bardziej słyszalne są tutaj wpływy pokrętnej, zaskakującej i trudnej muzyki BEYOND TWILIGHT.
Różnorodność motywów i płynność przejść jest zdumiewająca, tak jak niezwykle wysoki poziom techniczny muzyków. Cooley zyskał sławę już na swoim solowym albumie, tutaj jednak czaruje i demoluje złożonymi solami i riffami, czasami pojedynkami z klawiszowcem. Geniusz tej muzyki słychać już w Hell Raise, w którym klawisze są z początku na pierwszym planie, przypominając BT, a w oddali są chóry i orkiestracje, przypominające SYMPHONY X. Dalej jednak jest gitarowa heavy power masakra Cooleya przy akompaniamencie ostrej perkusji Michaela Lewisa oraz przebijającego się przez betonową ścianę dźwięku Kelly Sundown Carpentera. Tak w BEYOND TWILIGHT nie błyszczał i nie była to muzyka tak ostra i bezkompromisowa.
W każdej kompozycji mają do pokazania i powiedzenia więcej, niż wiele zespołów progresywnych USA na całej płycie. Riders to jest geniusz w czystej postaci i tutaj żywiołem prowadzącym jest gitara wraz z Carpenterem. Mocny, świetnie zaznaczony refren i ta genialna, pokrętna gitara! Ile emocji, czasami sprzecznych, od agresji po łagodność, ale jest to zrealizowane bardzo płynnie. Smagają bezlitośnie biczem w Warcry, dają chwilę oddechu w Outworld, kompozycji z wybornymi partiami basu, ustawiają do pionu całą scenę USPM w The Never i niestety tak JAG PANZER po reaktywacji nie grał nigdy i do tego poziomu nawet się nie zbliżył. City of the Dead to typowa "Carpenterowa" kompozycja, sola są tutaj bardzo dobre, ale jednak w tej kompozycji czegoś zabrakło i nie jest to tak mocne uderzenie, jak poprzednie.
Ani tym bardziej tak potężne, jak The Grey Tide. Absolutne 9 minut zniszczenia i wiele zespołów próbowało emulować ten styl, w tym DARK EMPIRE na swojej drugiej płycie, jednak żaden nawet nie zbliżył. Sola są wyborne i nie ma tutaj choćby jednego zbędnego dźwięku, nie ma sztucznego budowania napięcia czy przedłużania kompozycji w nieskończoność jak to robi obecnie wiele amerykańskich zespołów progresywnych, grając 20 minutowe postękiwania, z których 6 ma tylko jakąkolwiek realną wartość.
Album kończy prawie 9 minutowy I, Thanatos i tu jest coś z konsekwencji ADAGIO i BEYOND TWILIGHT, jeśli chodzi o agresywne klawisze. Tu już jednak jest ciężko, momentami nawet bardzo, bez wątpienia jednak na wyróżnienie zasługują genialne sola.
Japonia dostała jeszcze bonus w postaci Polar i to całkiem niezła kompozycja, zagrana z konsekwencją i chłodem TAD MOROSE, którego obecność mniej lub bardziej czuć. Sola najwyższej klasy, ale ogólnie to chyba jedna z najprostszych ich kompozycji.

Gregg Gill odpowiadał tutaj za mix, a Tommy Hansen za mastering. Wyszło mocne, selektywne i głębokie brzmienie, jedyne w swoim rodzaju. Wszystko rozplanowane zostało perfekcyjnie.
Kunszt Cooleya jest tutaj nie do opisania i tylko pokazał tutaj, dlaczego należy się z nim liczyć. Nie bez powodu jest uznawany za mistrza. Kelly Carpenter również wyborny jak zwykle, a sekcja rytmiczna nadąża za gitarzystą i klawiszowcem, co przy tak wymagającej muzyce jest sporym wyczynem.
Niestety, Rusty Cooley nie miał szczęścia. Carpenter chciał odejść już po nagraniu albumu, jednak z grzeczności został w zespole do czasu znalezienia zastępstwa i niedługo po nagraniach odszedł też perkusista Michael Lewis, przez co na zdjęciach albumu znalazł się obecny od 2006 roku perkusista Matt McKenna. W 2006 roku ostatecznie odszedł też Carpenter, na którego miejsce przyszedł inny utalentowany wokalista, Carlos Zema.
Replica Records nie przedłużyło kontraktu, i mimo wydania promo i prób zainteresowania wytwórni materiałem, żadna się nie odezwała i w 2008 roku OUTWORLD przestało istnieć.
Fani sweterków kręcili nosem przez agresję i złożoność, bo mało było piosenek, a dla fanów HELSTAR było tutaj za dużo wszystkiego.
Album jedyny w swoim rodzaju, którego tradycję stara się kontynuować DARKOLOGY, które niestety też wielką popularnością się nie cieszy i od 2015 roku jest kompletna cisza w obozie.
Patrząc z perspektywy czasu, to płyta, która po części pogrążyła scenę metalową, bo poziom instrumentalny i wielu kompozycji, nawet tych w obrębie trochę bardziej pokrętnego heavy power, był zbyt wyśrubowany i od czasu rozpadu tego zespołu zaczął się kryzys w USA, który trwa do dziś.
Na pewno pokazuje bezradność i upadek dzisiejszej sceny, z której obecnie warto interesować jedynie garstką bandów.
Co do niedocenionego geniusza Cooleya, to obecnie udziela się w progressive metalowym DAY OF RECKONING, w którym gitarą niestety już tak nie czaruje.

Ocena: 8.7/10

SteelHammer
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości