Feanor
#1
Feanor - We Are Heavy Metal (2016)

[Obrazek: R-9697770-1484949023-3337.jpeg.jpg]

tracklista:
1.We Are Heavy Metal 05:20
2.Ëol the Dark 04:47
3.Ëarendil the Sailor 05:48
4.The Discipline of Steel 03:37
5.Dagor nuin Giliath 07:01
6.Water Gardens 02:07
7.White and Blue Eyes 04:57
8.Crying Games 04:34
9.The Visitors 07:31
10.In the Darkness 04:48
11.The Scribe 02:31
12.The Epic of Gilgamesh Pt.1 (The Quest for Glory) 06:28

rok wydania: 2016
gatunek: traditional heavy metal
kraj: International (Argentyna, USA, Niemcy)

skład zespołu:
Sven D'Anna - śpiew
Walter Angelus - gitara
Gustavo Acosta - gitara basowa
Frank Gilchriest - perkusja
oraz:
Tony Martin - śpiew
Ross The Boss Friedman - gitara
David Shankle - gitara

FEANOR jako grupa argentyńska istniała od roku 1996 nagrała serię kaset demo i dwie płyty w XXI wieku z metalem w języku hiszpańskim i w zasadzie poza Ameryką Południową, czy ściślej mówiąc samą Argentyna była raczej nieznana.
Jednak w roku 2016 jej założyciel i basista Gustavo Acosta wpadł na pomysł jej całkowitego zreformowania i przekształcenie w ekipę "All Stars", co mu się udało. Pod sztandarem "We Are Heavy Metal" zebrali się najwięksi true heavy metalowi muzycy z USA i Niemiec, by z grać wspólnie Heavy Metal. Głównym gitarzystą był nadal występujący w tej ekipie od kilku lat Walter Angelus, ale wsparli go Ross The Boss i David Shankle (obaj ex MANOWAR), za bębnami zasiadł sam Frank Gilchriest (RIOT, ex VIRGIN STEELE), a frontmanem został Sven D'Anna z WIZARD, przy czym w jednej kompozycji pojawił się także Tony Martin (ex BLACK SABBATH). W roku 2016 argentyńska wytwórnia Icarus Music, a niebawem także Massacre Records, wydali album zatytułowany "We Are Heavy Metal".

Grupa, zagrała potężny true heavy metal inspirowany siłą rzeczy po części MANOWAR, ale również klasycznym heavy niemieckim i tym co można usłyszeć na albumach ROSS THE BOSS.
Rozpoczyna się to wszystko od We Are Heavy Metal, solidnego ale jednak pozostawiającego spory niedosyt We Are Heavy Metal, który tak najbardziej przypomina te bardziej epickie kompozycje ... WIZARD, choć gra tu Ross The Boss.
Myślę jednak, że na lepszych płytach WIZARD ta kompozycja niczym szczególnie by się nie wyróżniała. Ross The Boss gra także w kolejnym Ëol the Dark, ale tu już jest niemal czysty styl MANOWAR i Sven doskonale wchodzi w rolę Erica Adamsa i nawet trudno go było posądzić o umiejętność takich barbarzyńskich true zaśpiewów. Ta dostojna kompozycja ma pewne drobne przestoje, ale refren jest fenomenalny, a gra Rossa The Bossa równie natchniona jak w MANOWAR.
W Ëarendil the Sailor grupa radzi sobie bez gości. Tu wszystko zaczyna się od gitary akustycznej a potem jest ten pełne dramatycznego romantyzmu true heavy metal, który polatuje ku niebu w Grecji i we Włoszech. Przepięknie grają w spokojnym tempie, a wokal Svena jest fenomenalny w tym wyrażeniu epickiej mocy. Zniszczenie, całkowite zniszczenie!
The Discipline of Steel to szybka kompozycja nawiązująca do classic heavy amerykańskiego z lat 80tych i tu jest bardzo dobrze, choć nie jest to może utwór mistrzowski, ale Angelis zagrał tu doskonałe solo na wielkiej szybkości.
Dagor nuin Giliath to true metalowy potwór leniwie i epicko toczący się w tradycji podobnych songów MANOWAR, z wysuniętym do przodu wokalem Di'Anna i towarzyszących mu classic chórków. Potem to wszystko nabiera szybkości i mocy, pojawiają się co dziwne jakby pirackie motywy z RUNNING WILD, potem gitara akustyczna (po raz drugi) i ogólnie jest to zróżnicowane i chyba aż za bardzo. Niby udane, ale jednak przekombinowane... Water Gardens to miniatura instrumentalna, po której następuje White and Blue Eyes, który w jakiś sposób nawiązuje do stylu amerykańskiego, może nawet do VIRGIN STEELE i tu grają kapitalnie pełną emocji melodię, a przejścia i sola gitarzystów (Ross The Boss!)kruszą zbrojony beton i odrywają tynk ze ścian. Fantastyczny jest klimat tej kompozycji, po prostu fantastyczny!
W Crying Games także Ross the Boss i tu grają klasyczny koncertowy wymiatacz z Tony Martinem jako wokalistą na sporej szybkości w tradycji amerykańskiej z prostym refrenie i aż się czeka na solo po porywającym refrenie. Sola dewastuje, a Martin jeszcze bardziej i tak, to prawdziwy wymiatacz heavy metalowy. Gdy już pozamiatali  zaczynają kolejny melodyjny true heavy metalowy numer w stylu rozbudowanego hymnu The Visitors z mocarnymi bębnami i chwilami bardzo misterną i delikatną gitarą oraz przepiękną łagodną i bardzo uroczystą partią Svena, który zaśpiewał tak, że po prostu człowiek się wzrusza i tyle, tym bardziej że zaśpiewał prawie a capella. A potem gitarzysta sieje zniszczenie w pełnym rockowego feelingu szybkim solo. Ta kompozycja ma pozytywny wydźwięk, natomiast In the Darkness to numer nieco bardziej ponury, przynajmniej w twardych topornych gitarach i to jest najsłabsza rzecz na tej płycie. Taki trochę przaśny classic heavy metal, grany na obu półkulach przez zespoły, która zazwyczaj mają mało do powiedzenia. Super szybkie sola Davida Shankle nie tylko tego nie ratują, ale raczej zaciemniają dodatkowo cały obraz. No, po prostu raczej słabe... Na miejscu Acosta, to bym tego po prostu na tej płycie nie umieścił.
The Sribe to narracyjno- symfoniczny wstęp do The Epic of Gilgamesh (narrator Fritz Greenawalt) i po raz kolejny FEANOR gra epicko, szybko, po części power metalowo i ponownie w stylu podobnym do WIZARD z czasów opowieści o Odynie i Thorze. Tu oczywiście Sven czuje się jak w domu i bryluje wraz z gitarą wspierany pzrez true chórki. Ogólnie moc i epickość od początku do końca i tylko ciągu dalszego brak...

Sven D'Anna jak najbardziej sprawdził się w roli Pierwszego Gardła Światowego True Heavy Metalu, zaproszeni gitarzyści dali z siebie wszystko, a Gilchriest zagrał jak na płytach VIRGIN STEELE i jak Columbus w MANOWAR. Partie perkusji są po prostu przepotężne.  Argentyńczycy także nie muszą się tu wstydzić swojego występu u boku znacznie sławniejszych kolegów. Sound jest klasyczny dla true heavy wysokiej klasy i tu brawa dla lidera Gustavo Acosta jako producenta i całej argentyńskiej ekipy dźwiękowców, która ten album zrealizowała w swoim kraju.

Oczywiście nie jest to zespół, który istnieje w jednym miejscu i czasie. Muzycy zagraniczni spoza Argentyny nagrywają swoje rzeczy, ale kto wie co może się zdarzyć, bo w 2018 do grupy na stałe dołączył David Shankle. Druga część opowieści o Gilgameszu jak najbardziej pożądana i oczekiwana.

ocena: 8,5/10

new 1.10.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Feanor - Power Of The Chaos One (2021)

[Obrazek: 919387.jpg?2014]

tracklista:
1.Rise of the Dragon 05:36
2.Power of the Chosen One 05:44
3.This You Can Trust 04:01
4.Metal Land 04:09
5.Hell Is Waiting 04:36
6.Together Forever 04:25
7.Bringer of Pain 03:50
8.Lost in Battle 05:15
9.Fighting for a Dream 06:18
10.The Return of the Metal King (The Odyssey in 9 Parts) 19:32


rok wydania: 2021
gatunek: traditional heavy metal
kraj: International (Argentyna, USA, Niemcy)

skład zespołu:
Sven D'Anna - śpiew
Walter Angelus - gitara
David Shankle - gitara
Gustavo Acosta - gitara basowa
Emiliano Wachs - perkusja

Walter Angelus po raz drugi prowadzi do boju międzynarodowy skład FEANOR na nowej płycie "Power Of The Chaos One", którą w kwietniu wydała wytwórnia Massacre Records. Od 2018 David Shankle jest stałym członkiem zespołu i gości gitarzystów tym razem nie ma. Jest nowy perkusista, chociaż określenie "nowy" w przypadku Wachsa jest historycznie niesłuszne. Grał on już w tym zespole w latach 1999- 2001. 

Nie ma Rossa The Bossa i jednak jest zdecydowanie mniej MANOWAR i dużo więcej niemieckiej stylistyki. To słychać w Rise of the Dragon i Power of the Chosen One, gdzie dynamiczne zwrotki są w manierze WIZARD, a refreny w stylu MAJESTY z dawniejszych czasów. Power of the Chosen One trochę trywialny i co najwyżej dobry w swojej kategorii. Za to energiczne zniszczenie sieją w szybkim i z ryczącymi gitarami This You Can Trust i to taki WIZARD z ostrzejszych czasów. Jest moc! No jest heroicznie i niezwykle epicko w heavy/power metalowym stylu. I gdzieś, a na pewno w apokaliptycznej końcówce pojawia się MANOWAR. Dostojnie posuwa się do przodu Metal Land i tu na pewno mamy do czynienia z klimatami dumnego MANOWAR, ale także i MAJESTY z całą pewnością. Klasyczny, niezwykle udany, bojowy hymn Metalowej Braci. A zaraz potem brawurowy, szybki i patetyczny popis całej ekipy w fantastycznym Hell Is Waiting i tu się czuje heavy/power i USPM z USA. Wolniejszy i dumny Together Forever  jest bardzo melodyjny w epickim stylu i tu zarówno surowsze zwrotki, jak i łagodniejszy refren "dla koncertowej publiczności" w manierze MAJESTY. Potem przychodzi czas na surowy i mroczny, bardzo amerykański Bringer of Pain, przypominający kompozycje DSG i po raz kolejny jest bardzo dobrze. Lost in Battle jest epickim heavy metalem romantycznym, z pełnym majestatycznego dramatyzmu refrenem i wolnym jak na ten album tempie i to wzrusza, zdecydowanie wzrusza. Ten łagodniejszy, bardziej poetycki klimat został utrzymany w Fighting for a Dream i tu w roli głównej jest Sven D'Anna, przez niemal połowę tej kompozycji wspierany ażurowymi partiami obu gitarzystów.
No wreszcie The Return of the Metal King (The Odyssey in 9 Parts). Tak, coś tak czułem, może się pojawić reminiscencja Achilles, Agony and Ecstasy in Eight Parts, bo w końcu David Shankle i nawiązania do MANOWAR... Nie ma Rhino, więc i nie ma rozbudowanej partii perkusyjnej, co zresztą jakoś z mody wyszło zupełnie w wieku XXI, jest za to partia symfoniczna dobrej klasy, trochę łagodnej gitary i masywne części heavy/power metalowe, zdecydowanie bardziej masywne, niż większość kompozycji z tego albumu. Te fragmenty są w pierwszej części barbarzyńskie jak WOTAN i MANOWAR w wolnych i umiarkowanych tempach, potem bardziej przypominający bezkompromisowy USPM rycerski z Ameryki z lat 80tych i dopiero pod koniec wchodzą ponownie na obszary MAJESTY i oczywiście WIZARD. Ogólnie to wyszło bardzo dobrze, choć może jako całość jest to zbyt mało zróżnicowana opowieść. Kilka bardzo dobrych motywów muzycznych, połączonych średniej klasy przerywnikami i jakoś dramatyzm i napięcie tu nie narasta tak jak by się tego oczekiwało.

Guitar Hero David Shankle gra oczywiście wybornie, choć może za dużo tu chwilami nieokreślonego shredu, z drugiej strony momentami zachwyca i zadziwia także doskonałą współpracą z Walterem Angelusem. Bardziej dostojne i heroiczne duety i pojedynki obu gitarzystów dewastujące za każdym razem, a za te w Hell Is Waiting, Bringer of Pain i Together Forever brawa przy otwartej kurtynie po prostu! Sven wypadł rewelacyjnie. Śpiewa zarówno w podobnych klimatach i rejestrach jak w WIZARD, ale robi także bardzo udane podejścia pod Adamsa, chociażby w finałowej części Together Forever. Sekcja rytmiczna potężna, a bojowe litaury Emiliano Wachsa często przywodzą na myśl te grane przez Columbusa. Ogólnie wykonanie i zgranie tej ekipy, która przecież na co dzień razem nie występuje, jest godne podziwu.
Za realizację odpowiada jak zwykle Gustavo Acosta i argentyński Mistrz inżynierii dźwięku Sebastián Manta tym razem wsparci doświadczeniem Davida Shankle. Bardzo dobrze dobrane jest to brzmienie, w klasycznej manierze classic epic metalu tak amerykańskiego, jak i europejskiego (niemieckiego).
Tak jak można było oczekiwać, po raz kolejny międzynarodowa ekipa z argentyńskimi korzeniami przedstawiła wysokiej klasy album z czystej wody heroicznym, tradycyjnym heavy metalem.
Płyta zdecydowanie godna polecenia fanom gatunku.


ocena: 9/10

new 24.04.2021
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości