Ruins of Elysium
#1
Ruins of Elysium - Amphitrite: Ancient Sanctuary In The Sea (2021)

[Obrazek: 902583.jpg?0451]

Tracklista:
1. Alexiel - An Epic Lovestory (Ft. Melissa Ferlaak) 08:23
2. Queen Of The Seven Seas 05:21
3. Belladonna 05:10
4. Leviathan 07:41
5. Oceanic Operetta 02:55
6. Atlas 05:11
7. Book Of Seals 05:43
8. Amphitrite 04:55
9. Okami - Mother Of The Sun (Ft. Föxx Salema) 05:24
10. The Ocean Is Yemanja's (Ft. Rayssa Monroy & Zaiiah) 07:42
11. Cathedral Of Cascades 06:16
12. Canzone Del Mare (Canção do Mar) 08:41

Rok wydania: 2021
Gatunek: Symphonic Power Metal
Kraj: Międzynarodowy (Brazylia/Włochy/Norwegia)

Skład:
Drake Chrisdensen – śpiew
Vincenzo Avallone – gitara, bas
Icaro Ravelo – perkusja

Gościnnie:
Melissa Ferlaak - śpiew
Föxx Salema - śpiew
Rayssa Monroy - śpiew
Zaiiah - śpiew

RUINS OF ELYSIUM to niezbyt znany międzynarodowy projekt, która wymyka się prostemu zaszufladkowaniu i nie ma w nim jakichś wielkich gwiazd estradowych, choć jest znany i doceniany w pewnych kręgach.
Premiera trzeciego albumu grupy planowana jest na 15 stycznia 2021 roku i zostanie wydana nakładem własnym.

To muzyka eklektyczna, czerpiąca garściami z różnych form metalu symfonicznego, w tym bardziej ekstremalnych jego form, jednocześnie, co rzadko spotykane, bardzo spójna i nie ma się wrażenia zlepku różnych losowo dobranych elementów. Inspiracji jest tutaj wiele i usłyszeć można DRAGONLAND (Queen of the Seven Seas), KALEDON (Atlas), RHAPSODY OF FIRE w towarzystwie FALOCNER (Belladonna, te wyborne bardowe, delikatne przejścia!), BETO VAZQUEZ INFINITY (Alexiel - An Epic Lovestory i do tego świetny występ Ferlaak, byłej wokalistki VISIONS OF ATLANTIS).
Jest i regularne RHAPSODY w rycerskim Book of Seals, są i wszystkie odcienie nostalgii EVERGREY w Amphitrite, nawet znalazło się miejsce na ANGELS OF DAMNATION w Okami, Mother of the Sun i zabrakło tutaj jedynie Per Fredrika Åsly.
Jest tutaj 73 minuty materiału i przy takim czasie trudno jest nagrać materiał równy i wpadką jest bardzo egzotyczny i ekscentryczny The Ocean Is Yemanja's, w którym i gościnnie śpiewające panie się nie sprawdzają, ale i melodia jest równie nieprzekonywująca jak te z albumu Roots SEPULTURA. Bezbarwna i słaba kompozycja, szczególnie na tle poprzednich, ale i bardzo dobrego, energetycznego Cathedral of Cascades, inspirowanego wczesnym RHAPSODY, w którym było słychać delikatną domieszkę BLIND GUARDIAN.
Zastanawiać by się mogło, że czegoś jednak tutaj brakuje, ale SECRET SPHERE z DRAGONY spotykają się w rozmarzonym, ciepłym i podniosłym Canzone Del Mare. Bardzo udane, nieprzekombinowane zakończenie, dobrze podsumowujące zawartość albumu.

Na wyróżnienie na tym albumie zasługują orkiestracje, ich realizacja i to, jak są zaaranżowane. Dalsze plany są bardzo bogate i dobrze przemyślane, często bardzo dobrze akcentując melodię, a czasami nawet ją wygrywając, jak we wspaniałym zakończeniu Canzone Del Mare. Filmowy rozmach, dobrze zagospodarowana przestrzeń i dominują nad gitarą. Czy to plus, czy to minus, zależy na kogo się trafi, chciałoby się jednak usłyszeć więcej popisów gitarowych i cofnięcie tego instrumentu wydaje się być celowe i zamierzone, bo nawet perkusja jest mocniejsza. Może i gitara nie jest tutaj taka ważna, szczególnie, jeśli weźmiemy pod uwagę, że Avallone zagrał też na basie, ale mimo że oczekiwać można było więcej, to spisał się dobrze, bo jest to muzyka bogata w pomysły i nadążą ze wszystkim, a to jest godne pochwały.
Icaro Ravelo gra tutaj ciekawe rzeczy, nie brakuje mu finezji i słychać, że to jest to muzyk natchniony i pełen wigoru. Bardzo płynne przejścia, nie boi się używać talerzy. Wystarczy posłuchać jego przejść w Belladonna!
No i w końcu Drake Chrisdensen, tutejszy tenor. To nie jest łatwe zadanie przebić się przez orkiestracje bez sztuczności, nie mówiąc już o mocnej i dynamicznej perkusji, jednak on daje sobie tutaj radę bez problemów i mimo dość różnorodnego materiału, jego niski głos z opanowaniem godnym Mathiasa Blada pasuje i wkomponowuje się w to wszystko perfekcyjnie, i bez problemu sam potrafi pociągnąć kompozycję i kruszyć skały (iście mistrzowski Leviathan!) i ma swój styl. Godne pochwały, że jest w stanie przebić się przez tak bogato zaaranżowane kompozycje, a to nie jest takie proste bez zabrzmienia płasko czy nijako.

Brzmienie. Może i gitara momentami jest zbyt cofnięta i bas nie zawsze ma szansę się przebić, a perkusja mogłaby mieć nieco większą ekspozycję blach, ale tak naprawdę to są drobne mankamenty. Należy pamiętać, że to produkcja własna. I jak na produkcję własną jest to prawdziwe mistrzostwo i cudo i brzmi jak metal symfoniczny, którego mogłaby pozazdrościć niejedna wielka wytwórnia. Orkiestracje nie brzmią ani jak z remizy, ani sztucznie, tylko prawdziwa, wysokiej klasy włoska robota i klasa. Wokalista jest w tym umiejscowiony idealnie i może tylko momentami gitara za bardzo zlewa się z otoczeniem, ale kiedy do tego dochodzi, to orkiestracje pięknie jej melodię nakreślają i jest wspaniała symbioza.
Dowód, że własnym nakładem i środkami można osiągnąć brzmienie, jakiego niejeden wielki zespół by pozazdrościł i nie ma wytłumaczenia dla garażowej roboty.
Bardzo ciekawy album, pełen emocji i zagrany prawdziwie, uczciwie i niezakłamany, bez plastiku czy słodzików i mimo bogatych aranżacji przystępny, pełen melodii i nie nadęty, co jest bardzo ważne, a o czym często się zapomina.
Tutaj nie zapomnieli i wyszedł album bardzo dobry, który razem z TRAGEDIAN wspaniale otwiera rok 2021.
Dobra robota i oby więcej takich płyt!

Ocena: 8.5/10

SteelHammer


Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości Drake'a Chrisdensena i RUINS OF ELYSIUM.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości