Sorizon
#1
Sorizon - Behind The Emerald Starscape (2010)


[Obrazek: R-12993905-1546091633-9929.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Cosmic Eden 03:58     
2. Atlantis 03:51       
3. Lady of the Sea 05:13     
4. Kirsnabogg 01:18     
5. Beauty in Darkness 05:14       
6. Don't Just Exist 04:25       
7. Earth War I 03:10       
8. Buried 03:13       
9. Bridges Burned 05:09       
10. La Fee Verte 04:39       
11. Outreach 03:30

Rok wydania: 2010
Gatunek: Progressive Power Metal
Kraj: USA

Skład:
Keith McIntosh - śpiew
Danny Mann - gitara
Keith Hoffman - bas
Sean Elston - perkusja


SORIZON założone zostało przez McIntosha, Manna i Elstona w 2008 roku, którzy spotkali się w JOUST, lokalnym projekcie muzycznym, kiedy classic metal przeżywał swoją młodość.
Do grupy dołączył basista Keith Hoffman, który niedługo po nagraniu debiutu odszedł z zespołu. Pracowali dwa lata i owocem tej pracy było Behind The Emerald Starscape, wydane własnym nakładem 24 stycznia 2010 roku.

Zespół raczej z obrzeży USA i mało znany, jednak jest to bardzo ciekawe odkrycie, które pokazuje pewien stereotyp sceny USA tamtych czasów, ale i poszukiwanie nowej drogi, przecieranie szlaków. W końcu ile było wtedy zespołów w USA, które grały power metal europejski?
Niewiele, i pod tym względem jest to odkrycie ciekawe, szczególnie kiedy są to natarcia rodem SONATA ARCTICA i sceny skandynawskiej ogólnie i echa tego słychać w Atlantis czy Lady of the Sea, w którym nie są wcale tak odlegli od DRAGONLAND. Oczywiście jednak trzeba zaznaczyć, że nie jest to euro power w linii prostej i są to raczej kontrasty dla ostrej i surowej, konsekwentnej amerykańskiej gry i Lady of the Sea to wyborna mieszanka najlepszych elementów obu kontynentów. Podobnie Atlantis zresztą. Cosmic Eden to dobry wstęp, chociaż tutaj za bardzo zbliżają się do ostatnich, żenujących płyt DARK EMPIRE, ale wychodzą z tego obronną ręką, tak jak w bardzo chłodnym kopiowaniu ADAGIO w Beauty in Darkness, w którym jest też pierwiastek WINTERHORDE. Kiedy są bliżej power metalu typowego w Don't Just Exist brzmi to bardzo ładnie i elegancko, zwiewnie i nie w tamtym czasie nie było zbyt wielu, którzy grali z tak autentyczną lekkością. Może DARK EMPIRE na debiucie, ale to było wieki temu.
Słychać, że to nie są amatorzy i sekcja rytmiczna gra tutaj na bardzo wysokim poziomie i Elstona warto tutaj posłuchać. McIntosh to bardzo wszechstronny wokalista i brzmi świetnie w każdej wersji, nawet w kompozycjach tak miernych jak Buried, w których bez sukcesów próbują imitować IMAGIKA i w tym utworze wychodzi im to najgorzej, niepotrzebne też są eksperymenty w La Fee Verte, który bez udziwnień wokalnych by był znacznie lepszy. Danny Mann to solidny gitarzysta, który potrafi zagrać w rockowym wyczuciem i kończący album prosty i melodyjny Outreach jest udany i pokazuje jego talent.

Porównań do SONATA ARCTICA czy może nawet STRATOVARIUS uniknąć trudno, skoro jest to typowy sound Finnvox wykonany przez samego mistrza, Mika Jussila. Bardzo dobre brzmienie i nie można tutaj zbyt wiele zarzucić, a tylko chwalić.
Album pełen różnych pomysłów, trochę nierówny, ale zrealizowany na wysokim poziomie, przecierający szlaki i który nie trafił w swój czas.
Zespół zauważony lokalnie, ale poza tym wielkiej kariery nie zrobił, a szkoda, bo jest w tym potencjał i dziwne, że przy takiej ilości przeciętnych albumów, które potrafią wydać wielcy gracze nikt nie zainteresował się SORIZON.
Swoją obecność jednak zaznaczyli i słychać, że do swojej muzyki podchodzą poważnie i skład wzbogacony został o drugiego gitarzystę.
Obiecujący zespół z Orange County.

Ocena: 7.9/10

SteelHammer
Odpowiedz
#2
Sorizon - Somnus (2013)


[Obrazek: R-17841328-1615740056-1062.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Hypnagogia 01:25     
2. Captor of Dreams 05:32     
3. Escaping the Witch 06:15     
4. The Second Betrayal 03:31     
5. Morpheus 04:13     
6. Slumber Into Death 06:20     
7. Illusions 07:20     
8. Somberland 00:52     
9. The Twisted Hands of Fate 03:52     
10. No More Fairytales 06:22

Rok wydania: 2013
Gatunek: Progressive Power Metal
Kraj: USA

Skład:
Keith McIntosh - śpiew
Danny Mann - gitara
Tim Hall - gitara
Kevin Vickers - bas
Sean Elston - perkusja


SORIZON jakiś sukces odniósł, ale bardziej lokalny niż światowy, co jednak grupy nie zniechęciło i skład został poszerzony o drugiego gitarzystę i do grupy dołączył nowy basista Kevin Vickers, który miał na swoim koncie występ w OMEGALORD.
Po trzech latach, powracają z drugą płytą, wydaną ponownie własnym nakładem.

Europejskie echa są nadal słyszalne, szczególnie w bardzo melodyjnych zwolnieniach i harmoniach, jak w Escaping the Witch z agresywnymi, mocnymi partiami US Power czy rozpoczynającym Captor of Dreams z furią godną MEGADETH i IMAGIKA. Nie jest to aż tak europejska płyta jak poprzednia, ale to jeszcze nie był ten czas. Morpheus już zdradza amerykańskie korzenie i progressive, będąc gdzieś pomiędzy SYMPHONY X, OPETH a KREATOR, szczególnie w mocniejszych partiach, gdzie sola gitarowe są bardzo ostre i wyraziste, a sekcja rytmiczna bardzo dynamiczna i bogata.
Vickers to bardzo dobry basista i w tej kompozycji słychać, że nie jest tylko tłem dla gitary, a Elston pokazał klasę już na płycie poprzedniej.
Dodatkowa gitara daje tutaj bardzo dużo i nie ma tutaj zbyt wiele przestrzeni, a sola i dialogi są bardzo dobre i drobne ozdobniki są tutaj udane. Niestety Slumber Into Death i Illusions to uboższa wersja SYMPHONY X, a w Illusions dochodzi OPETH w najprostszej możliwej wersji z cytatami. Fanem takiej muzyki nie jestem, a już szczególnie przez 7 minut i to na płycie, która wstępnie powala energią. Typowy i tylko solidny progressive USA jest w mocnym The Twisted Hands of Fate, podobnie jak kończący album No More Fairytales z rockowym luzem i poza solami niestety nie ma czym się tutaj zachwycić i jest to nieciekawe jak ostatnie minuty w stylu OPETH.

Tym razem zespół zwrócił się w stronę Szwecji, a konkretnie Fascination Street, gdzie album został poddany masteringowi przez uznanego Tony'ego Lindgren, który nadał temu albumowi mocne, amerykańskie brzmienie z surową perkusją i pulsującym, wysuniętym basem. Ponownie bardzo dobra robota.
Instrumentalnie, kiedy mają, co grać jest to muzyka poziom wyżej i ponownie McIntosh pokazał wokalną klasę.
Album niezdecydowany, ze śladowymi ilościami muzyki europejskiej, w większości jednak zdominowany przez pewną zachowawczość sceny USA tamtego okresu.
Dobry album, ale bez blasku poprzednika.

Ocena: 7/10

SteelHammer
Odpowiedz
#3
Sorizon - Thanatos Rising (2021)

[Obrazek: R-17841739-1615740968-4394.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Descending into Darkness 01:19     
2. Thanatos Rising 04:43     
3. A Distant Echo 03:12     
4. Lost in a Dream 04:45     
5. Eternity's Door 01:10     
6. Prisoner to Yourself 05:08     
7. Hidden Evils 03:56     
8. Imminent Contact 04:03     
9. Destined for Despair 05:31     
10. Awaken to this Light 05:47     
11. Virtual Deception 04:09     
12. Worth and Wisdom 04:28    

Rok wydania: 2021
Gatunek: Progressive Power Metal
Kraj: USA

Skład:
Keith McIntosh - śpiew
Danny Mann - gitara
Tim Hall - gitara
Kevin Vickers - bas
Sean Elston - perkusja


Po lokalnych trasach koncertowych i dwóch EP, SORIZON zaczęło przygotowywać materiał na trzeci album, którego nagrania trwały już od 2018 roku. Wstępnie premiera albumu planowana była na lato 2020 roku, jednak z powodu światowego kryzysu tak się nie stało i dopiero 26 lutego 2021 można było usłyszeć trzecią już płytę tej grupy z Orange County, wydaną nakładem własnym.

Skład bez zmian, ale muzyka ewoluowała i jest mniej OPETH. Tym razem jest to muzyka znacznie mocniej usadzona w USA i tamtejszej scenie progressive. Jest mocno, szorstko i słusznie zespół tym razem darował sobie 6-7 minutowe kompozycje, w których przynudzali i nie ma aż tyle zbędnego eklektyzmu. Jest za to potężna jak zwykle sekcja rytmiczna i świetny, rozrywający głos McIntosha, któremu wtórują mocne gitary, słychać jednak stanowczą dominację perkusji i tym razem gitarowo duet ma chyba mniej do powiedzenia, jeśli chodzi o sola. Są raczej skromne, czasami ich nie ma jak w inspirowanych OPETH Destined for Despair, jest też OPETH Awaken to this Light i w tych kompozycjach nie zawsze zespół niestety przekonuje. Znacznie lepiej brzmią w przewidywalnym, oczywistym, niemalże archetypowym graniu amerykańskim, jak rozpoczynającym, tytułowym Thanatos Rising, Lost in a Dream czy heavy metalowym Worth and Wisdom, który jest świetnym akcentem kończącym płytę.
To solidny album, równy poza brakiem oryginalności zarzucić coś trudno, bo takie utwory jak Virtual Deception i Hidden Evils są zadowalające, nawet jeśli są momenty, kiedy za bardzo idą w stronę CAGE.
Jest to muzyka przewidywalna i oryginalnością nie powala, ale lepiej zagrać solidnie jak w A Distant Echo z bardzo dobrze zaznaczonym, tradycyjnym i rozbujanym refrenem niż eksperymentalne dziwadła dla zamkniętego, małego grona.

Płyta została zrealizowana samodzielnie i zespół dobrze dobrał brzmienie do materiału i jak na własną produkcję trudno tutaj się przyczepić. Nie jest tak selektywne jak płyta poprzednia, perkusja nie jest tak mocna i bas czasami ginie a gitary może za bardzo rozmyte, ale nie utrudnia to odsłuchu i nie męczy, a to jest najważniejsze i brzmienie oddaje sens tego LP.
Dobra produkcja, projekt dobrych kolegów, którzy chcieli coś zagrać i się tym podzielić, który nie miał zawojować świata. Takie powroty po tylu latach kończą się różnie, ale zespół wychodzi z tego obronną ręką, bo takich płyt progressive, nawet z USA, jest mało, gdzie nie jest to muzyka pretensjonalna, a jasna i czytelna, bez zbędnego snobizmu, a dla każdego. Równo, jasno i czytelnie, bez morderczych killerów, ale i bez kompromitujących kapiszonów.
Zespół niedawno podpisał kontrakt z holenderską wytwórnią No Dust Records, aby wydać ten album w Europie i dobrze, że w końcu ktoś się nimi zainteresował, bo zasługują na rozgłos i szansę i może nie będzie trzeba czekać 8 lat na kolejną płytę.

Ocena: 7.5/10

SteelHammer
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości