Dee Snider
#1
Dee Snider - Leave The Scars (2021)

[Obrazek: R-19676107-1627633188-4331.png.jpg]

tracklista:
1.I Gotta Rock (Again) 04:02
2.All or Nothing More 03:53
3.Down but Never Out 03:36
4.Before I Go 04:15
5.Open Season 03:58
6.Silent Battles 04:29
7.Crying for Your Life 03:58
8.In for the Kill 03:57
9.Time to Choose 02:57
10.S.H.E. 03:45
11.The Reckoning 04:02
12.Stand 03:55

rok wydania: 2021
gatunek:  heavy/power metal
kraj: USA

skład zespołu:
Dee Snider - śpiew
Charlie Bellmore - gitara
Nick Petrino - gitara
Russell Pzutto - gitara basowa
Nick Bellmore - perkusja


Stary Mistrz rock arena, glamu i melodic heavy metalu zapowiedział jakiś czas temu najmocniejszą płytę w swoim muzycznym dorobku i słowa dotrzymał. 30 lipca Napalm Records zaprezentował "Leave The Scars".

Aby było profesjonalnie ostro i ciężko De Snider zaprosił do składu braci Bellmore z metalcore bandu KINGDOM OF SORROW, z którymi współpracę nawiązał już przy okazji poprzedniej płyty, no i gościnnie pojawił się Kanibal George "Corpsegrinder" Fisher, dodając ryki w Time to Choose. Kompozycja ta promowała ten album i w sumie nie jest to taki zły heavy/power z elementami groove. Bo generalnie mamy tutaj do czynienia z takim typowo amerykańskim heavy/power i USPM, twardym i siłowym i... mało interesującym, jak sztampowe ograne w zasadniczych motywach I Gotta Rock (Again), The Reckoning, Open Season, Down but Never Out, All or Nothing More, choć tutaj refren jest udany w bardziej melodyjnym stylu. Tej melodii jest też nieco więcej w Before I Go, jest to jednak ten typ melodii, jaki onegdaj można było usłyszeć w wykonaniu MVP. Dosyć dobre jest budowanie posępnego, lekko epickiego klimatu w wolniejszym Silent Battles, ale już mocny, drapieżny i mroczny Crying for Your Life jest bardzo powszedni dla sceny heavy/power USA. Takie prężenie muskułów bez sensu jak w przypadku THE THREE TREMORS, chociażby. Próbą bardziej tradycyjnego grania metalu jest dobry In for the Kill, tyle że w ostatnim czasie sporo zespołów z Ameryki debiutowało w podobnym stylu i taki utwór na ich płytach jest co najwyżej średniej klasy. Miałki jest nastawiony chyba na  szturmowanie dolnych pozycji tabeli metalowych radiowych list przebojów S.H.E.
Coś tam drgnęło na samym końcu w balladowym, ale dosyć mocno zagranym Stand i jest to utwór nostalgiczny, poetycki, ale równocześnie męski i to przypomina podejście do teamu przez ACCEPT z Tornillo.

Dee Snider śpiewa mocno, w stylu odpowiednim do tej muzyki idąc śladami Seana Pecka i innych twardych amerykańskich frontmanów i wychodzi mu to bardzo dobrze, instrumentaliści są wysokiej klasy i wiedzą, o co tutaj powinno chodzić. Współpraca gitarzystów znakomita, perkusja pełna dynamizmu, a bas znanego z nowego składu HOLY MOTHER Russela Pzutto miejscami porywający w wysuniętych partiach. Jest na tej płycie sporo gang chórków, ale akurat tutaj nie są specjalnie udane, dosyć głuche i jakby bez mocy i iskry. Po prostu poprawne i niewiele wnoszące.
Bardzo dobra jest produkcja, jak na heavy/power z USA wypolerowana i dopieszczona w szczegółach i tu duże uznanie dla Nicka Bellmore, który zrobił mix i mastering.
Co z tego jednak, skoro oryginalności brak, brak także tego rockowego feelingu, jaki Dee Snider ma we krwi, a który tu skrzętnie ukrył pod maską umiarkowanie tylko melodyjnego, pancernego heavy/power made in USA. Jeśli album jest skierowany do amerykańskiego słuchacza, to owszem, w tym kraju nadal jest spora grupa fanów lubujących się w takim graniu, ale światowe trendy są inne. Na fali jest realnie melodyjny heavy/power metal i znając talent Snidera do tworzenia przebojów, mógł pójść właśnie taką drogą z większą korzyścią dla metalu światowego.
Jak to mówią -  "nic specjalnego".


ocena: 6,7/10

new 30.07.2021
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości