Ad Infinitum
#1
Ad Infinitum - Chapter I: Monarchy (2020)

[Obrazek: R-15061398-1602445530-3343.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Infected Monarchy 05:48     
2. Marching on Versailles 03:53     
3. Maleficent 03:51     
4. See You in Hell 03:50     
5. I Am the Storm 04:23     
6. Fire and Ice 04:35     
7. Live Before You Die 04:10       
8. Revenge 04:37     
9. Demons 03:57     
10. Tell Me Why 03:58

Rok wydania: 2020
Gatunek: Symphonic Metal
Kraj: Szwajcaria

Skład:
Melissa Bonny - śpiew
Adrian Thessenvitz - gitara
Jonas Asplind - bas
Niklas Müller - perkusja


Melissa Bonny dziś znana jest z gościnnych występów w WARKINGS, SERENITY, eksperymentalnego RAGE OF LIGHT i przez niektórych prawdopodobnie z jej debiutu w EVENMORE, który chyba rozpadł się zaraz po jej odejściu.
To wszechstronna wokalistka i założyła symphonic metalowy AD INFINITUM i dobrze, bo nie każdy lubi awangardowe brzmienia. Założony w 2018 i składający się z muzyków szerzej nieznanych bardzo szybko przykuł uwagę austriackiego Napalm Records (który miał w planach wydanie RAGE OF LIGHT), kontrakt został podpisany, a jego owocem jest debiut, wydany 3 kwietnia 2020 roku.

To bez wątpienia utalentowana wokalistka, która ucieka od pewnej sztampy i nie jest kolejną, wysoko piejącą sopranem wokalistką i podobnie jak Adrienne Cowan sama daje sobie radę dobrze z growlem. Może nie ma tak heavy metalowego i dominującego głosu jak Cowan, jest bardziej subtelna i nie tak rozkrzyczana, ale to jest inne spektrum symfonicznego metalu z rozdroży EPICA i AFTER FOREVER.
Kiedy potrzeba, Bonny oczywiście potrafi rozerwać słuchacza growlem w Maleficent i Marching of Versailles, który ma w sobie pierwiastek epickiego, marszowego tempa WARKINGS.
See You in Hell to dobrze ukazana delikatniejsza strona zespołu, ale przy okazji też rozsądnym posunięciem było stworzenie krótkiego, ale spójnego materiału, trwającego nieco ponad 40 minut i kompozycjami rzadko wykraczającymi poza 4 minuty. Nie jest to materiał zbyt odkrywczy, ale dzięki temu, że nie koncentrują się zbytnio na jednym motywie i nie ma tutaj 8, 10 czy 15 minutowych kolosów jest to muzyka w miarę spójna. Trudno tutaj wyjątkowo pochwalić pozostałych muzyków, może poza perkusistą Niklasem Müllerem, który wkłada tutaj sporo energii. Oczywiście są tutaj jakieś sola, ale to jest raczej przedłużenie motywu głównego.
Dzięki temu rozpoczynający album Infected Monarchy błyszczy, nie ma zbędnych zapychaczy, wybornie wplecione są tutaj orkiestracje i płynność refrenów SEVEN SPIRES jest tutaj słyszalna. Słucha się tego bardzo przyjemnie, podobnie I Am the Storm.
Gorzej album wypada w drugiej połowie. Live Before You Die, bo to AMARANTHE i BATTLE BEAST w refrenie w formie niestety niezbyt porywającej i przekonującej, z płaską melodią, ale i mało ciekawą gitarą. Średnio też wypada Demons pod WITHIN TEMPTATION i EPICA i te kombinacje i melodie słyszało się w znacznie lepszych kombinacjach. Revenge jakoś się ratuje miksem WITHIN TEMPTATION a WARKINGS, ale Tell Me Why to standardowa ballada takich albumów, udana, ale to nie emocje i moc SERENITY.

Jacob Hansen i tym razem nie zawiódł i stanął na wysokości zadania i cieszy, że nie jest to ani sterylnie wypolerowany, czysty szwedzki plastik AMARANTHE, ani tym bardziej miękkie i ciche jak VISIONS OF ATLANTIS. Mocne bębny, solidna ekspozycja orkiestracji i delikatnie w tle pulsujący za gitarą bas. I krystalicznie czysty głos Bonny, która elegancko wypełnia całą wykreowaną przestrzeń.
To profesjonalnie zrealizowana płyta przez ludzi doświadczonych, której można bez wstydu posłuchać, ale jest tutaj kompozycyjna rutyna. Większość rzeczy działa tak, jak zaplanowano.
Może i RAGE OF LIGHT to muzyka zbyt eksperymentalna, ale z jednej skrajności przeszli w drugą i tym razem nagrali płytę bardzo bezpieczną, trzymając się schematu i tylko delikatnie próbując zaznaczyć własną tożsamość.
Oczywiście zespół okazał się wielkim sukcesem i jest to kolejny sukces wytwórni, ale na kolejnym albumie, planowanym na ten rok, mam nadzieję, że będą znacznie lepiej nakreślone, a przede wszystkim bardziej wyraziste melodie.
Nawet, jeśli te nadzieje się nie spełnią, to zawsze jest Bonny.


Ocena: 7.5/10

SteelHammer
Odpowiedz
#2
Ad Infinitum - Chapter II - Legacy (2021)

[Obrazek: 973802.jpg?3305]

Tracklista:
1. Reinvented 03:22     
2. Unstoppable 04:13     
3. Inferno 03:56     
4. Your Enemy 03:51     
5. Afterlife 03:35     
6. Breathe 03:08     
7. Animals 03:43     
8. Into the Night 03:04     
9. Son of Wallachia 03:59     
10. My Justice, Your Pain 04:10     
11. Haunted 03:36     
12. Lullaby 03:56

Rok wydania: 2021
Gatunek: Symphonic Metal
Kraj: Szwajcaria

Skład:
Melissa Bonny - śpiew
Adrian Thessenvitz - gitara
Korbinian Benedict - bas
Niklas Müller - perkusja


AD INFINITUM jest na fali i powraca zaledwie po roku z nowym albumem, na którym zagrał nowy basista Korbinian Benedict.
Premiera została wyznaczona na 29 października 2021 roku przez Napalm Records.

Zaczyna się lekko, zwiewnie, bezpiecznie i bardzo przewidywalnie, w klimatach AMARANTHE i WITHIN TEMPTATION w Reinvented. Poprawne granie szwedzkie, w porównaniu z mistrzowskim Unstoppable wypada dość blado. Wyborne nakładki wokalne, symbioza orkiestracji z metalem wspaniale poprowadzona i odnoszę wrażenie, że Thessenvitz stara się być bardziej aktywny i gitarowo ma więcej do powiedzenia. Sola są raczej skromne, ale lepiej nakreślone niż poprzednio.
Sporo tutaj AMARANTHE, Inferno jest bliskie temu, co było u Szwedów na dwóch albumach poprzednich jak i innych grupach, chociażby METALITE i to również brzmi dobrze, ale nie robi wrażenia. Your Enemy na tle inspiracji AMARANTHE wypada znacznie lepiej, bo tutaj bezpośrednio nawiązują do złotych czasów The Nexus, podobnie w bardzo dobrym, ciepłym Animals, którego klimat jest niesamowity, tak jak lekkość i autentyczność. Bardzo interesująco wypada Afterlife, w którym gościnnie śpiewa Nils Molin z DYNAZTY i AMARANTHE, które tutaj jest jedynie w refrenie. Elegancko zagrany metal symfoniczny z barokowym tłem, piękny duet, który ewidentnie prowadzi Bonny. Breathe to absolutnie zniszczenie. Wspaniałe orkiestracje, dramatyczna melodia, tutaj jest realizacja na poziomie DAMNATION ANGELS, żadnych pasteli, koloryzowania, tylko elegancja i chłód.
Breathe jest wprowadzeniem do drugiej połowy albumu, która jest bardzo udana. Into the Night to moc SEVEN SPIRES w połączeniu z melodyjnością AMARANTHE, pięknie wypada rozmarzony Son of Wallachia, powala szwedzki w wykonaniu Haunted, a Lullaby to AMARANTHE w bardzo dobrym wydaniu i tutaj mają znacznie więcej do powiedzenia od AMARANTHE na ostatnich 3 płytach.

Jacob Hansen tym razem postawił na produkcję znacznie mocniejszą i bardziej skandynawską, bliską temu, co było na pierwszych dwóch albumach AMARANTHE. Mocna perkusja, ostra i precyzyjna gitara z subtelnym, metalicznym basem, a przestrzenią uzupełnioną o orkiestracje. Może i sound dla niego typowy, ale perfekcyjnie dopasowany do muzyki.
Melissa Bonny? Absolutne zniszczenie. Mistrzyni. Głos ciepły i piękny, charyzmatyczny, a kiedy zajdzie potrzeba absolutnie rozdzierający growlem i harshem. Ona jest największym walorem tego zespołu, ale i absolutną czołówką wokalistek. Żadnej sztuczności czy pisków, tylko prawdziwy, czysty przekaz emocji.
Przy debiucie można było kręcić nosem, tym razem trudno, nawet kiedy jest to w niewielu kompozycjach poprawna kalka AMARANTHE. Album dosłownie płynie, refreny są bardzo melodyjne i tak jak poprzednio można było mieć zarzut co do czytelności melodii, tym razem są prawidłowo i mocno nakreślone. Spory krok naprzód i rozwój.
SEVEN SPIRES w tym roku rozczarowało i nagrało płytę dobrą, ale poniżej oczekiwań. AD INFINITUM nagrało album zwarty, spójny i bardzo dobry, pełen świetnych melodii i refrenów, nieskomplikowaną i niewydumaną.
Moje nadzieje zostały spełnione i zespół jest na dobrej drodze. Pozostaje liczyć, że z niej nie zboczą na trzeciej płycie i będzie więcej killerów jak Breathe i Unstoppable.


Ocena: 8.4/10

SteelHammer

Przedpremierowa recenzja dzięki wytwórni Napalm Records.
Odpowiedz
#3
Ad Infinitum - Chapter III - Downfall (2023)

[Obrazek: 1079116.jpg?3910]

Tracklista:
1. Eternal Rains 03:54     
2. Upside Down 03:15
3. Seth 03:44     
4. From the Ashes 04:41     
5. Somewhere Better 04:08     
6. The Underworld 03:59     
7. Ravenous 03:37     
8. Under the Burning Skies 03:57     
9. Architect of Paradise 03:33     
10. The Serpent's Downfall 04:07     
11. New Dawn 03:53     
12. Legends 04:03

Rok wydania: 2023
Gatunek: Symphonic Metal
Kraj: Szwajcaria

Skład:
Melissa Bonny - śpiew
Adrian Thessenvitz - gitara
Korbinian Benedict - bas
Niklas Müller - perkusja


Tym razem AD INFINITUM potrzebowało chwili oddechu, ale po dwuletniej przerwie, w tym samym składzie nagrany został trzeci album, którego wydaniem ponownie zajęła się wytwórnia Napalm Records. Premiera odbędzie się 31 marca 2023 roku.

O klątwie trzeciej płyty mówić tutaj trudno. Zagrane to zostało z przytupem i rozmachem, słychać dopracowanie kompozycji. Filarem jest oczywiście Melissa Bonny, która jest w znakomitej dyspozycji wokalnej i śpiewa jeszcze lepiej i podniosła poprzeczkę.
Od strony technicznej nie ma niespodzianek i to jest gatunkowy standard z energiczną sekcją rytmiczną i delikatnie rozmytą gitarą. Orkiestracje ponownie zostały zaaranżowane przez gościnnie występującego Eliasa Holmlida z DRAGONLAND, który jak zwykle spisał się bardzo dobrze w nakreślaniu dalszych planów i jego subtelna, wysmakowana gra sprawia, że Under the Burning Skies, a szczególnie bardzo udany Architect of Paradise, są tak dobre. Ekspozycja melodii jest ważna i robi on tutaj znakomitą robotę. Stylistycznie jest więcej tutaj AMARANTHE, ale w większości bez rockowych i kiczowatych naleciałości. Może nawet doszukać się echa WITHIN TEMPTATION i SIRENIA, ale słucha się tego bardzo dobrze.
Eternal Rains, Upside Down to tradycyjne utwory wpisujące się w konwencję gatunku, za udany można też uznać jest też pozytywny New Dawn, ciekawym eksperymentem jest Legends zabarwiony rockiem i może tylko orkiestracje momentami są lekko zbyt kiczowate. Na plus tutaj skromne ozdobniki Adriana Thessenvitza, ale mam nadzieję, że to tylko jednorazowy eksperyment, bo od takiego grania do VOLBEAT i LACUNA COIL nie jest wcale tak daleko i breakdowny niczego tutaj nie zmieniają.
Większość czasu zespół trzyma się tutaj wolniejszych temp i rzadko rozpędzają się bardziej, ale nie ma tutaj wrażenia monotonii czy zlewania się kompozycji w jedno. Są wystarczająco zróżnicowane, a melodie i klimat tworzony przez wokalistkę na tyle zróżnicowany, że nie ma z tym problemu. Bardzo udana jest półballada Somewhere Better, ciekawie operują w okolicach IGNEA z motywem ancient w Seth, a The Underworld przypomina złote lata AMARANTHE, przyjemny też jest marszowy The Serpent's Downfall.

Za brzmienie ponownie odpowiada Jacob Hansen, który tym razem postawił na brzmienie bardziej sterylne i nowocześniejsze, z mocną perkusją i większą przestrzenią. Ustawienie instrumentów nie budzi zarzutów, w końcu to Mistrz.
Trudno tutaj mówić o kompozycjach słabych, bo ich tutaj nie ma i jak wspomniałem wcześniej, słychać, że to jest dopracowane i przemyślane, chociaż czasami trzeba się dobrze wsłuchać, aby usłyszeć melodie i docenić pewne walory. Tego poprzednio nie było. Zabrakło tutaj tylko jakiegoś hitu z prawdziwego zdarzenia i ballady, która sama wyciskałaby łzy z oczu, jak przykładowo to miało miejsce na poprzednim LP albo tegorocznym ASYLUM PYRE. Eternal Rains i Upside Down są bardzo dobre, jak najbardziej, ale nie podnoszą tak poprzeczki, jak Breathe, nie ma tak niszczącego poziomu przebojowości jak w Animals czy Son of Wallachia. Zabrakło kropki nad i, która pozwoliła by rozpatrywać ten album na poziomie wyższym niż bardzo dobrego. Nadal to jednak poziom, który wyróżnia ich na tle konkurencji. No i jest rewelacyjna Melissa Bonny.
Chapter II był nierówny, ale miał hity, które zapadają w pamięć na zawsze. Chapter III jest bardziej wyrównany, ale zabrakło pierwiastka mocy, killera z prawdziwego zdarzenia.
To nadal bardzo dobry album i grupa nadal dopracowuje swój styl. I bardzo dobrze.


Ocena: 8/10

SteelHammer

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Napalm Records.
Odpowiedz
#4
Ad Infinitum - Abyss (2024)

[Obrazek: 1258247.jpg?2549]

Tracklista:
1. My Halo 03:44  
2. Follow Me Down 03:08
3. Outer Space 04:28
4. Aftermath 03:31
5. Euphoria 04:16
6. Surrender 03:46
7. Anthem for the Broken 04:19
8. The One You'll Hold On To 03:33
9. Parasite 03:30
10. Dead End 03:23

Rok wydania: 2024
Gatunek: Modern/Alternative Metal
Kraj: Szwajcaria

Skład zespołu:
Melissa Bonny - śpiew
Adrian Thessenvitz - gitara
Korbinian Benedict - bas
Niklas Müller - perkusja


AD INFINITUM przedstawi swój czwarty album 11 października 2024 roku nakładem Napalm Records.

Zmiany w muzyce słychać już w My Halo, jest bardziej modern, jest alternative i tym razem są bliżej tego, co na najnowszym albumie zaprezentuje włoski NEVER OBEY AGAIN. Że Melissa Bonny jest wyśmienitą wokalistką wątpliwości nie ma i ten LP jest kolejnym w jej dyskografii, gdzie spisała się rewelacyjnie. Pięknie i z żarem zaśpiewała w tęsknym Euphoria z prostym, ale konkretnym solem Thessenvitz i może więcej tutaj WITHIN TEMPTATION z czasów The Heart of Everything, ale zostało to wykonane wzorowo. Za bardzo udany można uznać również Follow Me Down z motywem ancient, jednak w Outer Space i Aftermath jest bardziej abstrakcyjnie i w stylu RAGE OF LIGHT, gdzie nie potrafią pogodzić kontrastów.
Fatalnie prezentuje się Surrender, gdzie rapowe i popowe zagrywki są stawiane naprzeciw ostrych i przesterowanych gitar i to jest eksperyment, bez którego ten LP jakoś by przetrwał. Oniryczny Anthem for the Broken jest bardzo dobry, tak jak rozmarzony The One You'll Hold On To i to jest kompozycja, w której brutalniejsze partie mają sens i są wplecione z głową. Dead End to przyzwoite zakończenie, chociaż AD INFINITUM na swoim koncie miewało kompozycje świeższe i bardziej przebojowe.
Sekcja rytmiczna gra tutaj dobrze, chociaż nie ma tutaj niczego, co by zachwyciło. Sola gitarowe Thessenvitza są za to dobre, szczególnie, kiedy tła klawiszowe przypominają te z EVERGREY. Znakomite wyczucie melodii.

Brzmienie jest bardzo dobre i Jacob Hansen przemycił tutaj nieco z EVERGREY, szczególnie w kwestii przestrzeni i wyszło to znakomicie. Bas jest wzorowy.
Jest bardziej przebojowo niż na Downfall, kompozycje są bardziej czytelne, chociaż chwilami niepotrzebnie idą w rejony metalu bardziej eksperymentalnego czy alternative, nie zawsze też pasuje tutaj brutalizacja i podobne błędy powiela chociażby NEVER OBEY AGAIN.
AD INFINITUM zaskakuje tutaj zdecydowaną zmianą kierunku w stronę modern metalu i wyszło to solidnie, chociaż nie bez błędów i do uciekania się do pewnych utartych już schematów. Kolejny bardzo dobry LP w wykonaniu tej grupy, jeszcze bardziej czarujący tutaj boską Melissą Bonny.


Ocena: 8.2/10

SteelHammer

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Napalm Records.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości