03.03.2022, 23:03:18
Gauntlet Rule - The Plague Court (2022)
Tracklista:
1. The Caneham House 04:16
2. Run the Gauntlet 04:14
3. The Well of Shadows 04:30
4. Runes of the Autumn Witch 05:51
5. Dying for My Dreams 04:10
6. Valley of Thorns 04:02
7. Plague Court 03:58
8. By the Gods Who Are Not 03:59
9. A Choir of Angels 05:06
10. Death Will Be Ours (And Ours Alone) 08:26
Rok wydania: 2022
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Szwecja
Skład:
Teddy Möller - śpiew
Rogga Johansson - gitara
Peter Svensson - bas
Gościnnie:
Blaze Bayley - śpiew
Lorraine Gill - śpiew
Kjetil Lynghaug - gitara
Lars Demoké - perkusja
Ocena: 5/10
SteelHammer
Przedpremierowa recenzja dzięki wytwórni From the Vaults.
Tracklista:
1. The Caneham House 04:16
2. Run the Gauntlet 04:14
3. The Well of Shadows 04:30
4. Runes of the Autumn Witch 05:51
5. Dying for My Dreams 04:10
6. Valley of Thorns 04:02
7. Plague Court 03:58
8. By the Gods Who Are Not 03:59
9. A Choir of Angels 05:06
10. Death Will Be Ours (And Ours Alone) 08:26
Rok wydania: 2022
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Szwecja
Skład:
Teddy Möller - śpiew
Rogga Johansson - gitara
Peter Svensson - bas
Gościnnie:
Blaze Bayley - śpiew
Lorraine Gill - śpiew
Kjetil Lynghaug - gitara
Lars Demoké - perkusja
Rogga Johansson to tytan death metalowej sceny szwedzkiej, muzyk bardzo aktywny, co widać po bardzo długiej liście albumów i zespołów, w jakich zagrał i które stworzył.
Tym razem Rogga postanowił zaskoczyć i stworzyć projekt lżejszy, heavy i power metalowy, zapraszając swoich stałych współpracowników, jak Kjetil Lynghaug z PAGANIZER, perkusistę Larsa Demoké z niedawno stworzonego CATACOMB, Petera Svenssona z ASSASSIN'S BLADE.
Rolę wokalisty w drodze wyjątku przejął Teddy Möller, basista WUTHERING HEIGHTS oraz wokalista LOCH VOSTOK.
Może nie jest to największy projekt all-star w dziejach, ale jednak gwiazdy i wydaniem debiutanckiego albumu zajęło się From the Vaults, które wyznaczyło premierę na 18 marca 2022 roku.
To są muzycy z wieloletnim stażem i doświadczeniem, jednak to wszystko niestety nie przekłada się na jakość kompozycji i poza stroną techniczną jest to festiwal porażek i odgrzewanych kotletów, kompletnie przepalonych i zwęglonych. Coś, o czym szczerze mówiąc wolałbym nie pisać, ostatecznie jednak po prostu tak trzeba. Dla potomnych.
Johansson nagrywa różne rzeczy, niektóre pełne absolutnie dewastujących melodii jak debiut REVOLTING czy jego projekt z niezniszczalnym Speckmannem, ale heavy/power metal okrutnie uwypukla powszedniość i przewidywalność motywów, kompletną archaiczność kompozycji i ich fundamentów.
The Caneham House to średnio interesujący niemiecki heavy metal przełomu lat 80-90-tych, jest teutoński GRAVE DIGGER w Valley of Thorns, ale zagrany jakby bez przekonania i zupełnie wyprany z energii. Jest i leniwie podany US Power Run the Gauntlet oraz The Well of Shadows, które naprawdę marnie próbuje naśladować SATAN'S HOST. Zabrakło pazura i potężnego uderzenia.
To jest absolutny stereotyp heavy/power, jaki można zobaczyć w serialach czy filmach, to jest zobrazowanie tego, jak wyobrażają sobie heavy metal osoby, które raczej tego gatunku muzycznego unikają i coś tam wiedzą. Są ryczące, ale ugłaskane gitary, są stereotypowe melodie rodem z dżingla, jest jakiś tam ciężar, ale niezbyt wielki, aby nie przyprawić kogoś z rodziny przed telewizorem o szybsze bicie serca albo demoralizować młodzież morderczą energią.
Czy inaczej da się opisać Dying for My Dreams, w którym zaśpiewał Blaze Bayley? Poprawny heavy metal, jak najbardziej, ale czy ktoś by zwrócił uwagę na taką kompozycję, słuchając The Man Who Would Not Die albo Promise and Terror?
Co najwyżej mógłby to podbić punktację King of Metal.
Warsztatu tutaj nie brakuje i gitarzyści starają się grać ciekawie, podobnie perkusista i od strony technicznej nie mam nic do zarzucenia, ale Teddy Möller stara się tutaj strasznie się hamuje. Gdzie moc i werwa, charyzma LOCH VOSTOK? Gdzie ta energia?
Kompozycyjnie jest to album kompletnie niezdecydowany i bez konkretnego motywu przewodniego, czy to ma być niemiecki heavy, US POWER czy może granie bardziej wyspiarskie?
A Choir of Angels to pokaz bezradnego, amerykańskiego grania i przypomnienie o TAIST OF IRON, o którym raczej mało kto pamięta.
Nad Death Will Be Ours (And Ours Alone) nie ma co się pastwić, tylko odesłać do NIVIANE, gdzie gra się porywający, marszowy amerykański metal.
Sound klasyczny i selektywny, ale z kompletnie nijaką gitarą bez energii, ale za to perkusją charakterystyczną dla projektów Johanssona. Absolutnie nic szczególnego, tak jak niestety sama muzyka.
Wielka szkoda, bo ten skład ma potencjał na dużo więcej, ale zabrakło odwagi, aby wyjść z bezpiecznej strefy i zagrano album heavy/power zupełnie bez tożsamości i zwyczajnie nijaki. To da się naprawić, bo jest Teddy Möller i wystarczy zagrać materiał z większą energią, w którym poczuje się jak ryba w wodzie, a nie jak prawnik kajający się przed majestatem sądu w przegranej sprawie. Tym bardziej, że Rogga ma przecież doświadczenie w graniu cięższym, a tag heavy/power ewoluował na tyle, że mogli zagrać agresywniej i to tylko by się przysłużyło sprawie. A cisza SATAN'S HOST tylko by pomogła im się bardziej wybić. Pozostaje mieć nadzieję, że na kolejnym albumie zostaną wyciągnięte słuszne wnioski i będzie lepiej. Pozostaje zachwycać się innymi, bardziej udanymi projektami Johanssona, a tych nie brakuje. Na ten moment, to nie jest jeden z nich.
Niestety, ten album jest skazany na zatonięcie w oceanie heavy metalowej poprawności.
Ocena: 5/10
SteelHammer
Przedpremierowa recenzja dzięki wytwórni From the Vaults.