Blasdead
#1
Blasdead - Another Dimension (1996)

[Obrazek: My0xNTkzLmpwZWc.jpeg]

Tracklista:
1. Another Dimension 07:12     
2. Killer of the Skys 04:36     
3. Painted Faces 05:31     
4. Try Your Faith 06:31     
5. Wasted World 05:15     
6. Internal Bleeding 07:21     
7. Reverently 01:11     
8. Leave Me Alone 06:14     
9. Nightmare 04:24

Rok wydania: 1996
Gatunek: Heavy/Speed Metal
Kraj: Japonia

Skład:
Jeff Rowe - śpiew
Shoji Yasuno - gitara
Yoshio Enari - bas
Tatsuya Takeyari - perkusja


BLASDEAD to zespół kultowy, cieszący się w Japonii sporą popularnością.
Założony w 1990 roku, początkowo był to projekt instrumentalny, którego skład z czasem urósł do czterech gitarzystów, co przyciągało tłumy na koncerty.
Sytuacja się zmieniła w 1994 roku, kiedy w składzie został sam Shoji Yasuno, który chciał kontynuować muzyczną podróż. Skład udało się zebrać jeszcze w tym samym roku i w 1995 nagrane zostało demo Try Your Faith, którym udało się zainteresować wytwórnię Lard Records i podpisać z nią kontrakt na debiut, który wydany został w 1996 roku.

Z historycznego punktu widzenia jest to album interesujący, ponieważ speed metal z naleciałościami thrash metalowymi nie był w Japonii w tamtym okresie zbyt popularny, szczególnie w tak surowym wykonaniu momentami na poziomie pierwszych płyt RUNNING WILD. Sporo jest w tym RAGE, które słychać w Killer of the Skys, Painted Faces i Try Your Faith, w którym budują klimat łagodniejszą partią.
Nawet kiedy kompozycja to co najwyżej power thrashowa poprawność jak Wasted World, na uznanie zasługuje Shoji Yasuno, który jest znakomitym i bardzo biegłym gitarzystą. Każde jego solo to tutaj widowiskowy shred, w którym nie ma przesady czy nieczytelności, nie brakuje też drobnych miniatur i ozdobników, wykazuje się sporą pomysłowością i bardzo dobry Wasted World to wyborny pokaz jego umiejętności. Pozostali muzycy nie pozostają mu dłużni i sekcja rytmiczna jest tutaj kapitalna. Yoshio Enari robi tutaj za drugą gitarę i jego popisy są tutaj świetne, a gra Tatsuya Takeyari jest bardzo żywiołowa i pełna energii, co w takiej muzyce jest potrzebne. Jeff Rowe to ciekawy wokalista, ochrypły jak Wagner i równie żarliwy, poza partiami czystymi i spokojnymi, w których wypada płasko i manierycznie, momentami kompromitująco jak w Painted Faces. Brzmi znacznie lepiej w speed metalowych wybuchach wulkanu.
W Leave Me Alone dochodzi do mieszanki USA, gdzieś pomiędzy CYCLONE TEMPLE a HEATHEN, ale najbardziej kultowy jest tutaj Nightmare. Idealne połączenie thrash i power i mieszanka RAGE, która porywa tłumy do dziś i doczekał się wielu wersji.

Produkcja jest bardzo dobra, selektywna i surowa, inspirowana Niemcami w bębnach, ale USA w ostrej, rozdzierającej gitarze i przestrzeni, którą słychać najbardziej w chórkach w stylu Bay Area.
Wykonanie nie budzi żadnych zastrzeżeń, włożono w to dużo serca i to podbija ocenę tego albumu.
Kompozycyjnie jest bardzo różnie, refreny nie zawsze są dobre czy nawet dobrze zaznaczone, ale największym ich problemem jest to, że są mało interesujące, jak w Painted Faces czy Killer of the Skys i można by to uznać za syndrom wczesnego okresu RAGE, gdzie jeszcze nie do końca był wypracowany styl i starano się przykryć to popisami muzyków.
Debiut został dobrze przyjęty i kariera BLASDEAD rozpoczęła się na dobre.


Ocena: 7.4/10

SteelHammer
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości