Degrees of Truth
#1
Degrees of Truth - The Reins of Life (2016)

[Obrazek: 611036.jpg?2245]

Tracklista:
1. Pattern 01:00     
2. Finite Infinite 05:27     
3. The Reins of Life 11:01     
4. Evolution 05:42     
5. Civilization 04:37     
6. Subtle Borderline 04:07     
7. The World Beneath My Feet 05:59     
8. Fine Art of Havoc 05:58     
9. The Grim Lesson (Evolution Demise) 03:20     
10. Deep Six 06:03     
11. Pillar of Hope 10:32

Rok wydania: 2016
Gatunek: Progressive Symphonic Metal
Kraj: Włochy

Skład:
Claudia Nora Pezzotta - śpiew
Graziano Franchetti - gitara
Matteo Clark - bas
Luca Ravezzani - perkusja
Gianluca Parnisari - instrumenty klawiszowe



Założony w 2014 roku przez Gianluca Parnisari w Lombardii zespół pełny skład zebrał dopiero w 2016 roku i w ciągu tych dwóch lat materiał był komponowany.
Debiut został wydany przez kultową włoską wytwórnię Underground Symphony 17 października 2016 roku.

Został nagrany album z typowym, włoskim progressive, gdzie wokalistka jest w centrum kompozycji i sprawdza się dobrze, przynajmniej w momentach nostalgicznych i spokojnych, ponieważ kiedy dochodzą już gitary, to wypada niestety płasko i blado. Słychać to w Finite Infinite, który rozpoczyna się pięknie i spokojnie, aby rozwinąć się w bardziej progressive metalowy twór z kręgów DGM i VISION DIVINE, jednak bez technicznego kunsztu wymienionych.
The Reins of Life krąży gdzieś pomiędzy DGM a STARBYNARY, ale motają się przez tych jedenaście minut, bez konkretnego motywu przewodniego, który by to jakoś wszystko wiązał albo refrenu wartego zapamiętania. Zabawy z orkiestracjami są ciekawe w Evolution i przebija się tutaj włoska teatralność, ale ciężko w zamęcie stylistycznym stwierdzić, czy to miało być nawiązanie do szeroko pojętej sceny flower power w planach klawiszowych, czy może BLACK JESTER w wykorzystaniu elementów progressive, a może TEMPERANCE w partiach modern. W swojej pokrętności to się jeszcze może podobać i pomaga im się to wybić przed szereg wielu grup progressive metalowych, ale nie ma tutaj zdecydowania co do kierunku. Civilization to power metal typowo pozytywny z elementami flower power, potem jest chłodniejszy i bardziej skandynawski w wydźwięku The World Beneath My Feet ze stosunkowo agresywnymi klawiszami i wisienką na eklektycznym torcie jest tutaj mocno inspirowany DIMLIGHT Fine Art of Havoc i kto wie, czy album by nie był ciekawszy, gdyby tak właśnie grali.
Bardzo trudno stwierdzić, co chciano tym LP osiągnąć, kiedy w Deep Six uderzają wyliczonym chłodem albo Pillar of Hope w którym przez 10 minut można usłyszeć TEMPERANCE przemieszane z EDENBRIDGE. Źle to zostało poprowadzone, niepotrzebne melorecytacje również wplecione bez większego sensu... Kolejny wielki znak zapytania czym ta płyta ma być.

Brzmienie klasyczne dla wytwórni i do tej muzyki ewidentnie zabrakło szlifu i tutaj potrzebny był sound czystszy, bardziej sterylny, tymczasem postawiono na włoski power, którego tutaj tak dużo nie ma.
Ciężkostrawny album bez celu, melodii czy emocjonalnych uniesień. Poprawnie wykonany poprawny progressive metal z paroma ciekawymi momentami.


Ocena: 6/10

SteelHammer
Odpowiedz
#2
Degrees of Truth - Time Travel Artifact (2019)

[Obrazek: 772990.jpg?0622]

Tracklista:
1. Ark 02:40       
2. The Remedy 04:29     
3. The Void Within 03:39       
4. Dream I - Compàs 05:31       
5. Dream II - Long Way, Silk Road 04:39     
6. Dream III - Lìthos 14:40       
7. Dream IV - The Post-War Solace 05:42     
8. Love Me, Protect Me 05:20     
9. Proximate 04:02     
10. Time Travel Artifact 05:32

Rok wydania: 2019
Gatunek: Progressive Symphonic Metal
Kraj: Włochy

Skład:
Claudia Nora Pezzotta - śpiew
Andrea Boccarusso - gitara
Samuele Di Nardo - bas
Luca Ravezzani - perkusja
Gianluca Parnisari - instrumenty klawiszowe


Debiut nie zyskał zbyt wielkiej popularności i trzeba było uzupełnić skład o nowego gitarzystę oraz basistę. Współpracy z żadną wytwórnią nie udało się nawiązać, więc album został wydany nakładem własnym 6 czerwca 2019 roku.

Kolejny raz ładna kolorystycznie i stylistycznie okładka, progressive i muszę przyznać, że Ark jest wstępem interesującym, stawiającym naprzeciw sobie style smutnego EVERGREY i pozytywnego NIGHTWISH. Może męski głos, prawdopodobnie Gianluca Parnisari, to nie jest dewastujący Thomas Steffen Englund, ale dobrze się wpisuję w tę stylistykę z całkiem ożywczym solem gitarowym. Tak, końcowa partia to ewidentnie TEMPERANCE i ktokolwiek tam śpiewa, to jest on tutaj bardzo dobry.
Bardziej progresywny The Remedy  to również wokalny duet, udany, z echami TEMPERANCE w refrenach, ale progressive LABYRINTH w rozwinięciu i tak dobrze na debiucie nie grali. W takim stylu to jest bardzo dobre, solidny jest inspirowany TEMPERANCE The Void Within, bardzo pozytywny z charakterystycznym dla Włoch naciskiem na orkiestracje. Compàs to takie łagodne granie pod MYRATH i w chłodnych refrenach w stylu EPICA jest to jeszcze całkiem niezłe w swojej dramaturgii, Long Way, Silk Road już niestety w stylu MYRATH, czy może raczej EDENBRIDGE, wypada niestety przeciętnie i jakoś mało metalowo, powielając pomysł z Compas. Rozumiem założenie conceptu, ale powtarzanie tego samego pomysłu w następnej kompozycji to jednak drobna przesada.
Punk kulminacyjny to Lithos, bardzo rozwlekły, z niesamowicie dłużącym się wstępem i pod tym względem przypominający raczej MAGIC KINGDOM z problemami z konstrukcją. Pianino może i ładne z orkiestracjami w 4 minucie ze świetnym duetem wokalnym, który ewidentnie jest za krótki. Barw progressive nabierają dopiero niemal w 6 minucie, ale z tych progresywnych figur niewiele wynika. Mało się dzieje, za dużo ciszy, znakomite duety, których jest o wiele za mało. Przesadnie przerysowany The Post-War Solace jest poprawny z partią progressive kompletnie z czapy i tylko DREAM THEATER w tym wszystkim zabrakło.
Love Me, Protect Me w swojej rockowej lekkości to bardzo ładna, romantyczna i ciepła ballada, Claudia Nora Pezzotta śpiewa tutaj pięknie i nie ma tutaj manieryczności z debiutu. Bardzo miła dla ucha muzyka relaksacyjna z delikatnym męskim głosem w oddali, nadającym temu ogromnej przestrzeni, a solo eleganckie i z wyczuciem, bez przerostu nad treścią. Najjaśniejszy punkt tego LP, bo Proximate to już poprawne granie z kręgów MOONLIGHT HAZE, pomieszane ze STARBYNARY i to już jest niestety ciężkostrawne.
Na koniec Time Travel Artifact z ciekawymi orkiestracjami, przypominającymi MOONLIGHT CIRCUS. Zakończenie dobre, ale nie tak mocne i zapadające w pamięć, jak Love Me, Protect Me.

Tym razem brzmienie jest czystsze i bardziej przystępne, z mocniej zaakcentowanymi planami symfonicznymi i wokalistką. Może typowo włoskie w wykonaniu, ale słucha się tego dobrze i niewiele można zarzucić.
Debiut zawierał przeciętny progressive metal z drobnymi przebłyskami, tutaj jest chociaż jeden killer i kilka dobrych utworów w ramach gatunku z mocniej naznaczonymi melodiami, co dało LP bardziej interesujący, choć nadal raczej bez własnej tożsamości.


Ocena: 7.5/10

SteelHammer
Odpowiedz
#3
Degrees of Truth - Alchemists (2023)

[Obrazek: 1127839.jpg?4847]

Tracklista:
1. Imperfect Conconction 04:01        
2. Godless Symphony 04:44        
3. Over the Tide 04:32     
4. Flightmare 03:44  
5. Wreckage of a Lifetime 04:13        
6. Misconnection 04:53         
7. Tiny Box of Horrors 05:18         
8. Thread of Life 06:18         
9. Bound to Rise 05:05         
10. Alchemists 03:55

Rok wydania: 2023
Gatunek: Modern Symphonic Metal
Kraj: Włochy

Skład:
Claudia Beltrame - śpiew
Daniele Brianza - gitara
Samuele Di Nardo - bas
Lorenzo Corsalini - perkusja
Gianluca Parnisari - instrumenty klawiszowe


Kolejne zmiany w zespole, znów nowy gitarzysta i basista oraz wokalistka Claudia Beltrame, której jest to debiut.
Tym razem grupą zainteresowała się wytwórnia Scarlet Records, która wyda ten LP 23 czerwca 2023 roku.

Coś z AMARANTHE, coś z SIRENIA, MOONLIGHT HAZE i TEMPERANCE, tym razem wyszła muzyka znacznie bardziej przebojowa, rytmiczna i energiczna, z bardzo mocno zaznaczonymi refrenami i dużym naciskiem na sample. Jedynym śladem po progressive albumów poprzednich jest symfoniczny wstęp Imperfect Conconction, ale Godless Symphony to już SIRENIA, Over the Tide VISIONS OF ATLANTIS i AMARANTHE, a Flightmare to MOONLIGHT HAZE i TEMPERANCE.
Dobre, łatwo zapadające w pamięć, Flightmare z przyjemnym, power metalowym, choć bardzo krótkim niestety rozwinięciem. Modern metalowy szlif AMARANTHE i METALITE w opozycji do NIGHTWISH jest obecny w Wreckage of a Lifetime i jest to całkiem niezłe w wykorzystaniu sampli, melodii i kontrastujących pomysłów. Misconnection jak dla mnie zupełnie nietrafiony i niepasujący do tego albumu, w stylu aranżacji krążący gdzieś pomiędzy PAIN OF SALVATION a EVANESCENCE i szkoda tutaj udanego, bardziej metalowego zakończenia.
Tiny Box of Horrors kładzie bardzo duży nacisk na orkiestracje i tutaj wracamy do Włoch, do MOONLIGHT HAZE i tutaj bardzo dobrze wypada nowa wokalistka. Pewna siebie, mocny głos bez siłowania się na sopran, bardzo swobodna i czująca ten styl. Dobry jest rozbujany w stylu METALITE Bound to Rise z rockowym feelingiem i bardzo udany jest też bogaty symfonicznie tytułowy Alchemists.

Mix wykonał sam Gianluca Parnisari, z masteringiem pomógł Giovanni Versari i wyszedł sound bogaty, czysty i typowo włoski, chociaż bez dopieszczenia najwyższej klasy, chociaż do tej muzyki nie było wcale to potrzebne. Jest lepiej zaznaczony bas niż na poprzednich nagraniach zespołu, mocniejsza ekspozycja wokalistki, która bez wątpienia jest atutem grupy.
DEGREES OF TRUTH tym razem porzuca progressive metal na rzecz bardzo popularnego modern melodic metalu z elementami symfonicznymi i wyszło im to na dobre, chociaż bez rewolucji.
Fanom ze spektrum przebojowego modern metalu powinno się to podobać.


Ocena: 7.4/10

SteelHammer

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Scarlet Records.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości