Warmen
#1
Warmen - Beyond Abilities (2001)

[Obrazek: LTQyNzQuanBlZw.jpeg]

Tracklista:
1. Beyond Abilities 03:27       
2. Spark 04:31       
3. Hidden 03:27       
4. Trip to... 03:07     
5. Dawn 04:45     
6. Singer's Chance 05:03       
7. Alone (i-Ten cover) 03:46     
8. Confessions 02:46     
9. Salieri Strikes Back 05:17     
10. War of Worlds 03:47     
11. Finale 06:33

Rok wydania: 2001
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Finlandia

Skład:
Antti Warman - gitara
Sami Virtanen - gitara
Lauri Porra - bas
Mirka Rantanen - perkusja
Janne Warman - instrumenty klawiszowe

Gościnnie:
Kimberly Goss - śpiew (3, 7, 12)
Timo Kotipelto - śpiew (2, 6)
Pasi Nykänen - śpiew (5)


WARMEN powstało z inicjatywy klawiszowca CHILDREN OF BODOM Janne Warmana w 2000 roku, kiedy to w tym samym czasie świętej pamięci Alexi Laiho nagrywał debiut SINERGY.
W COB nie do końca w tamtym czasie mógł pokazać swój talent i tak powstał debiut Unknown Soldier wydany 24 lutego 2000 roku. Był to niemal czysto instrumentalny album, pełen neoklasycznych popisów i progressive metalowych pasaży. Poziom wykonania technicznego był niezaprzeczalny, jednak już utwory śpiewane przez Kimberly Goss z SINERGY były bardzo marne i nieatrakcyjne, kompletnie oderwane od głównej osi power metalowej. Ten LP należy traktować jedynie jako techniczną ciekawostkę, choć w obecnych czasach już takiego wrażenia nie robi.
Po umiarkowanie przyjętym debiucie, rok później Spinerfarm Records wydaje 29 października 2001 roku kolejną płytę.

Na wstępie już należy zaznaczyć, że mimo większej ilości utworów z wokalistami, nadal głównie rozchodzi się tutaj o kunszt wykonawczy lidera, którego wspierają gitarą brat Antti Warman i Sami Virtanen. Może nie jest to czysto kuprijowska dominacja instrumentów klawiszowych, ale są momenty, kiedy gitary są zdecydowanie drugoplanowe. Kompozycje instrumentalne zostały zagrane na wysokim poziomie, wplatając motywy neoklasyczne i inne smaczki sceny fińskiej, która w tamtym czasie kwitła i była pewnego rodzaju wyznacznikiem świeżości i jakości. Trip to... to tylko przedsmak neoklasycznego wykonania przeplatanego z progressive w Salieri Strikes Back, chociaż można odnieść wrażenie, że akurat te utwory są bardzo monotematyczne w motywach i skromne. Ciekawiej prezentuje się War of Worlds, bardziej przypominający dokonania Richard Andersson z czasów MAJESTIC. Aż prosi się, aby ktoś tutaj zaśpiewał, podobnie w Finale, którym jest TIME REQUIEM.
Teraz słów kilka o kompozycjach śpiewanych. Te znacznie odstają od tych instrumentalnych, tak w konstrukcji jak i poziomie wykonania i w tych grają jak zupełnie inny zespół z trzeciej ligi power metalu Finlandii. Spark z Timo Kotipelto jest bardzo dobry jako urozmaicenie w stylu STRATOVARIUS, ale to granie bardzo proste, gładkie i melodic metalowe, gdzie sola gitarowe jak i klawiszowe są niesamowicie oszczędne. W centrum jest Timo Kotipelto, który śpiewa bardzo dobrze, ale to nie oznacza, że musi być taki regres wykonawczy, aby taki wokalista był w centrum. Singer's Chance to STRATOVARIUS siódmej wody z inspiracjami Infinite, który już niestety nie był tak dobry, jak Trylogia.
Kimberly Goss śpiewa w repertuarze bardziej rockowym i Hidden to utwór niezobowiązujący i średnio pasujący do całości, tak jak rockowy cover i-TEN Alone. Dawn to koszmar i czas, kiedy THRONE OF CHAOS umierało nim dobrze rozpoczęła się ich kariera. Modern groove okropność, przypominająca słusznie miniony kryzys metalowy lat 90.

Mix i mastering został oczywiście wykonany w Finnvox Studio i jest to bardzo typowy sound tamtego okresu bez choćby krzty osobowości. Oczywiście techniczne dobre, ale bez blasku i czegoś, co by grupę wyróżniało. Wyszło zachowawczo.
Album kompletnie bez motywu przewodniego, gdzie wysokiej jakości utwory instrumentalne przeplatają się z poprawnym melodic metalem, miałkim rockiem i czymkolwiek jest Dawn.
Wykonanie to za mało, aby uznać ten LP za dobry, szczególnie kiedy wykonanie dzieli ogromna przepaść pomiędzy kompozycjami. Jedyne, czego warto tutaj posłuchać poza instrumentalnymi kawałkami, które i tak są bardzo schematyczne i chłodne, to Spark, gdzie Timo Kotipelto dał dobry występ, ale jednak nie tak dobry, jak na najlepszych płytach STRATOVARIUS.


Ocena: 6/10

SteelHammer
Odpowiedz
#2
Warmen - Accept the Fact (2005)

[Obrazek: LTUxMzQuanBlZw.jpeg]

Tracklista:
1. Accept the Fact 03:57       
2. Invisible Power 04:39       
3. Waters of Lethe 03:10     
4. Roppongi Rumble 03:55       
5. They All Blame Me 05:28       
6. Puppet 04:29     
7. Lying Delilah 05:00     
8. Return of Salieri 04:49     
9. Somebody's Watching Me (Rockwell cover) 03:46

Rok wydania: 2005
Gatunek: Progressive/Melodic Power Metal
Kraj: Finlandia

Skład:
Antti Warman - gitara
Lauri Porra - bas
Mirka Rantanen - perkusja
Janne Warman - instrumenty klawiszowe

Gościnnie:
Timo Kotipelto - śpiew (2, 6)
Marko Vaara - śpiew (3, 7)
Jonna Kosonen - śpiew (5)
Alexi Laiho - śpiew (9)


Przy okazji wielu tras koncertowych z CHILDREN OF BODOM, był czas na przemyślenia i obmyślanie kompozycji na kolejny solowy album. Po 4 latach, Spinefarm Records wydaje trzeci album 6 lipca 2005 roku.

Skład został ujednolicony i teraz na gitarze gra brat Janne Warmana, jest w tamtym czasie znany i uznany już perkusista Mirka Rantanen ze znakomitego THUNDERSTONE. Dobry skład, który wskazywałby na ujednolicenie kompozycji mimo różnych wokalistów.
Dziwne i niezrozumiałe jest dla mnie, dlaczego zawsze w utworach instrumentalnych WARMEN pokazuje zaawansowany poziom wykonawczy, ale już w kompozycjach śpiewanych zmieniają się w niemal podrzędny cover band. Początek? Pozytywny, neoklasycznie zakręcony w stylu STRATOVARIUS i SONATA ARCTICA Accept the Fact, a potem przeciętne kopiowanie STRATOVARIUS z progressive metalowymi ciągotami Invisible Power, gdzie Kotipelto próbuje, ale coś jest nie tak. Gra niezwykle oszczędna, niesamowicie poprawna i bez blasku, bez życia i werwy, a na dokładkę dochodzi rockowy Waters of Lethe, zupełnie bezbarwnie zaśpiewany przez Marko Vaara. Tu był potrzebny inny wokalista, mocniejsze brzmienie, inne aranżacje... Tutaj bardziej nadawał by się Rick Altzi. Zaraz po tym kompletna schizofrenia i instrumentalny power metalowy Roppongi Rumble. Żeby oni tak z życiem grali w głównych kompozycjach. Tymczasem They All Blame Me to kompletna rockowa porażka i nawet nie chcę tego przyrównywać do SARACEN.
Puppet to tylko biedna wersja KENZINER, gdzie zespół znów jest bardzo wstrzemięźliwy w kwestii umiejętności i najbardziej tutaj szkoda Timo, który stara się jak może ratować tę fińską poprawność. Dziwnie wypada tutaj utrzymana w chłodnym, niemal gothic suomi klimacie w refrenie Lying Delilah. Może nie tak porywające, jak czołowe grupy fińskie, ale jest to w granicach poprawności w swojej przewidywalności. Japoński bonus Faithful Eyes bardziej przypomina KENZINER w bogatych aranżacjach klawiszowych, ale to niestety nadal co najwyżej poprawna kopia.
Luźna neoklasyka powraca w Return of Salieri i jest to wstęp do coveru ROCKWELL, w którym zaśpiewał sam Alexi Laiho. Budzi mieszane uczucia i trudno powiedzieć, dlaczego akurat Laiho i dlaczego akurat ten utwór. Jest więcej pytań niż odpowiedzi.

Ponownie Finnvox Studio i nie ma tutaj żadnych niespodzianek, wszystko ładnie i klarownie, brzmi to bardzo dobrze w instrumentalnych, neoklasycznych pasażach i uniesieniach, w śpiewanych jednak bywa już różnie.
Jaki jest koń każdy widzi. Poprawny album z fińskim metalem.


Ocena: 5/10

SteelHammer
Odpowiedz
#3
Warmen - Japanese Hospitality (2009)

[Obrazek: Mi02MDI1LmpwZWc.jpeg]

Tracklista:
1. Japanese Hospitality 04:23     
2. Eye of the Storm 03:27     
3. Goodbye 03:40     
4. My Fallen Angel 04:27       
5. Don't Bring Her Here 03:02     
6. High Heels on Cobblestone 03:47     
7. Switcharoo 04:10       
8. Black Cat (Janet Jackson cover) 04:23       
9. Unconditional Confession 03:58       
10. Separate Ways (Journey cover) 05:26

Rok wydania: 2009
Gatunek: Progressive/Power Metal
Kraj: Finlandia

Skład:
Antti Warman - gitara
Lauri Porra - bas
Mirka Rantanen - perkusja
Janne Warman - instrumenty klawiszowe

Gościnnie:
Timo Kotipelto - śpiew (2)
Jonna Kosonen - śpiew (3, 5, 8)
Pasi Rantanen - śpiew (4, 10)
Alexi Laiho - śpiew (6)
Marko Vaara - śpiew (9)


Kolejny album WARMEN z nowym gościem, Pasi Rantanenem, został wydany przez Spinefarm Records 26 sierpnia 2009 roku.

Japanese Hospitality inspiruje się bogatymi pasażami Richarda Anderssona, nadając temu progressive metalowy szlif i duety braci Warman są tutaj dobre, ale bardziej interesująco wygląda znacznie bogatszy w pomysły Switcharoo. Należy przyznać, że jest atrakcyjniej i Eye of the Storm z Timo Kotipelto to solidny metal w stylu STRATOVARIUS i na całym albumie słychać postęp w kwestii pogodzenia techniki z utworami, w których udzielają się goście.
Bardzo dużo tym razem śpiewa tutaj Jonna Kosonen i kompozycje z nią uderzają w główny nurt gothic metalu tamtego okresu, z gitarami i aranżacjami bardziej w stylu modern i ekspozycją prostych, melodyjnych refrenów, naładowanych fińską energią. KATRA może i takie rzeczy prezentowała lepiej, ale w ramach gatunku Goodbye, Don't Bring Her Here się sprawdzają i to są protoplaści METALITE i AMARANTHE. Moim zdaniem jednak cover JANET JACKSON zupełnie niepotrzebny i nie prezentuje tutaj sobą nic ciekawego. Z coverów lepiej prezentuje się Separate Ways JOURNEY, ale Pasi Rantanen w takiej muzyce się sprawdza i słychać, że jest spełniony. Najlepszy jego występ tutaj to jednak My Fallen Engel, gdzie słychać inspiracje THUNDERSTONE i LEVERAGE w płynnych refrenach z delikatną nutą nostalgii i wyjątkowo tutaj czasami przeszkadza nazbyt agresywna gra Janne Warmana w refrenach, gdzie niepotrzebnie wybija się na pierwszy plan, przytłaczając solidny refren. Na plus świetny dialog braci Warman.
High Heels on Cobblestone bardziej przypomina NORTHER niż CHILDREN OF BODOM, Laiho zaśpiewał bardzo dobrze, z heavy metalowym luzem zagrał przyjemnie Antti Warman i tym razem wyjątkowo klawisze są na planie dalszym jak na płytach CHILDREN OF BODOM z tamtego okresu. Solo gitarowe bardzo dobre, może nawet najlepsze na całym LP.

Sound Finnvox Studio nie budzi zastrzeżeń, jest mocno i soczyście z wyeksponowanym basem i jest to pierwszy raz, kiedy to brzmienie nie nudzi powszedniością.
Tym razem Warman stworzył materiał znacznie bardziej atrakcyjny od strony refrenów i melodii oraz w końcu próbując wyrównać przepaść techniczną. Goście się spisali, a poziom techniczny w kompozycjach z ich udziałem można w końcu uznać za dobry, najwyższy jak do tej pory.
WARMEN zagrało w końcu coś więcej niż tylko samozachwyt techniczny nad swoimi umiejętnościami. Może nadal poniżej oczekiwań w kwestii składu, ale wyszło coś dobrego, a to już jest duży krok naprzód.


Ocena: 7.4/10

SteelHammer
Odpowiedz
#4
Warmen - First of the Five Elements (2014)

[Obrazek: NS0yMDExLmpwZWc.jpeg]

Tracklista:
1. Intromental 03:31     
2. The Race 03:54     
3. The Red Letter 03:52     
4. Ruler of Your World 04:10     
5. Suck My Attitude 04:02     
6. When Worlds Collide 03:30
7. First of the Five Elements 03:41     
8. Devil in Disguise 04:28     
9. Like a Virgin (Madonna cover) 03:38     
10. Anger 04:17     
11. Human Race 04:45     
12. Man Behind the Mask (Alice Cooper cover) 03:38

Rok wydania: 2014
Gatunek: Power Metal
Kraj: Finlandia

Skład:
Antti Warman - gitara
Jyri Helko - bas
Mirka Rantanen - perkusja
Janne Warman - instrumenty klawiszowe

Gościnnie:
Pasi Rantanen - śpiew (2, 4, 6, 8, 10, 11)
Jonna Kosonen - śpiew (3, 9)
Alexi Laiho - śpiew (5, 12)



Solowy projekt Janne Warmana przypomina o sobie po 5 latach, w stałym składzie, który uzupełniają goście. Tylko wytwórnia się zmieniła i wydania piątego albumu we wrześniu 2014 roku podjęła się londyńska wytwórnia PledgeMusic.

Intromental to niestety bardzo blade wprowadzenie, w którym o kunszcie wykonawczym mówić trudno, kiedy poziom zaawansowania prezentują w okolicach trzeciej ligi melodic metalu szwedzkiego.
Największą zmianą jest liczba gości, gdzie zdecydowanie mocnym atutem jest Pasi Rantanen z THUNDERSTONE, który śpiewa w połowie kompozycji i jest w formie, jakiej należało się po nim spodziewać. Mocny głos prawdziwego rockmana. Na Japanese Hospitality utwory z jego udziałem były najciekawsze i miały w sobie pierwiastek LEVERAGE i THUNDERSTONE. Tym razem niestety mało tutaj Finlandii, a więcej siłowego heavy i power metalu szwedzkiego odartego z mocy z pomocą typowo fińskiego brzmienia w perkusji, jak i w gitarach, które są bardzo delikatne. The Race to świetny tego przykład, gdzie pomysł na główną melodię zapożyczony jest z LION'S SHARE, ale bez soczystości i ciężaru gitary brzmi to płasko, a Pasi Rantanen, mimo starań, brzmi blado w takim bezsilnym graniu, szczególnie w refrenie. Tak samo czeka się na jakiś refren w Ruler of Your World, który zaczyna się obiecująco, ale to tylko poprawne kopiowanie LEVERAGE, które jednym uchem wpada, a drugim wypada.
Suck My Attitude to wulgarne granie CHILDREN OF BODOM z tamtego okresu i poza formą Laiho niewiele jest tutaj dobrego do powiedzenia, ponieważ melodia jest mało wyszukana, a poziom techniczny znacznie poniżej oczekiwań. Man Behind the Mask za to bardziej przypomina nieudaną kopię 5 STAR GRAVE. Jonna Kosonen zaśpiewała tym razem tylko w dwóch kompozycjach i The Red Letter to krążenie wokół VOLBEAT a THUNDERSTONE, które jest bardzo przeciętne. Cover Madonny wyszedł słabo i to bardziej oferta dla fanów bezosobowego hair metalu.
Ale wracając do Pasi Rantanen... No szkoda go w tak przeciętnym repertuarze i When Worlds Collide to bardzo przeciętny power metal, którego nawet nie ma co porównywać do STURM UND DRANG. Devil in Disguise to bardziej JORN i MASTERPLAN i niestety do tego typu muzyki Rantanen zwyczajnie nie pasuje. Podobnie jest w Human Race i nawet Pasi próbuje się stylizować na Jorna, ale ten jest tylko jeden. Anger to poprawne nawiązanie do debiutu THUNDERSTONE i to tak naprawdę tyle.

Killerów brak, kompromitacji kilka, ale przytłacza przeciętność i bezbarwność tego albumu, tak samo to, jak bardzo bezstylowy i niespójny on jest. Czysto synkretyczny LP, który nie wykorzystuje nawet w połowie potencjału głównego gościa.
Można było zagrać sympatyczny heavy power fiński. Tymczasem jest mielonka skandynawska, która tylko była pakowana w Finalndii.


Ocena: 4.5/10

SteelHammer
Odpowiedz
#5
Warmen - Here For None (2023)

[Obrazek: 1142576.jpg?0800]

Tracklista:
1. Warmen Are Here for None 03:37       
2. The Driving Force 04:02     
3. A World of Pain 03:09     
4. Too Much, Too Late 03:57     
5. Night Terrors 03:30     
6. Hell on Four Wheels 03:39     
7. The End of the Line 04:15     
8. Death's on Its Way 03:19     
9. The Cold Unknown 03:54     
10. Dancing with Tears in My Eyes (Ultravox cover) 03:22

Rok wydania: 2023
Gatunek: Melodic Death Metal
Kraj: Finlandia

Skład:
Petri Lindroos - śpiew
Antti Warman - gitara
Jyri Helko - bas
Seppo Tarvainen - perkusja
Janne Warman - instrumenty klawiszowe


Po nieudanym First of the Five Elements, WARMEN zniknęło na wiele lat i wydawało się, że to koniec działalności z powodu braku jakiejkolwiek aktywności.
Ostatecznie jak się okazało to nie koniec i w 2023 roku został zebrany nowy skład i perkusistą został znany z THE SCOURGE Seppo Tarvainen, a wokalistą Petri Lindroos, znany z NORTHER, które porzucił w 2009 roku, aby skoncentrować się w pełni na ENSIFERUM, w którym śpiewa do dziś.
Wydania podjęła się młoda niemiecka wytwórnia Reaper Entertainment i premiera odbyła się 18 sierpnia 2023 roku.

Zmiany widoczne są od razu. Nie ma gości, tylko zatrudniono pełnoprawnego wokalistę, a gatunek z power metalu przeszedł do melodic death metalu. W końcu Petri Lindroos.
Lindroos śpiewa jak Lindroos i jego harsh jest niezły, ale to tylko gatunkowa poprawność i tak jak w NORTHER, na tle innych za bardzo się nie wyróżnia. Problemem jednak nie jest on, tylko kompozycje, które są bardzo przeciętne, archaiczne i generyczne. To można by było jeszcze jakoś przeżyć, w końcu jest to gatunek potężnie wyeksploatowany, tylko nie ma tutaj ani porywających refrenów, ani melodii, ani nawet krzty oryginalności. Stwierdzić, że to siódma woda po CHILDREN OF BODOM słuchając Warmen Are Here for None to jak nic nie powiedzieć. To tylko odtworzenie pomysłów z Are You Dead Yet? bez jakichkolwiek zmian, bo i plany klawiszowe, jak i same aranżacje brzmią przestarzale.
Coś tam próbują wnieść z KING OF ASGARD i THOUSAND YEAR DOOR w The Driving Force z epickim zacięciem w grupowych zaśpiewach, ale jest to bezsensownie poprowadzone i z agresywnych natarć niewiele tutaj wynika, skoro większość utworu odegrana jest w power metalowej manierze. Coś tam próbują wystrugać w klimatach NORTHER w A World of Pain z thrash metalową motoryką skradzioną z LEGION OF THE DAMNED i wypada to nawet nieźle w tych partiach z Feel the Blade, refren jednak to już inna historia i nawet jak na NORTHER jest to mało atrakcyjne przy grze Janne Warmana, który gra tutaj poniżej oczekiwań i głównie powtarza swoje kwestia z ostatnich płyt CHILDREN OF BODOM.
Too Much, Too Late jest za bardzo płaczliwy nawet dla SOLUTION .45 i najlepiej z tego wszystkiego prezentuje się prostolinijny Night Terrors w stylu CHILDREN OF BODOM. Dla najtwardszych fanów CHILDREN OF BODOM jest Hell on Four Wheels wyciągnięty rodem z Relentless Reckless Forever i lepiej takie szybsze granie wypadło w ZHAKIAH. Wolniejszy The End of the Line to chyba miała być odpowiedź na KALMAH, ale jest to niesamowicie miałkie i toporne w próbach tworzenia nostalgicznego klimatu, motyw przewodni bardzo słaby i  niewiele pozostaje z tego w głowie. 
Death's on Its Way to takie nijakie, bezpieczne granie w klimatach SURVIVORS ZERO, ale bez ich pazura i miażdżących melodii, a uciekanie się do metalcore wyszło bardzo średnio. No i na koniec The Cold Unknown i faktycznie to jest wielka niewiadoma i trudno stwierdzić, co zespół chciał tu przekazać. Niby ma być ciężko, a sola typowe dla fińskiego melodic power.
Cover ULTRAVOX to tylko ukoronowanie przeciętności tego LP.

Sound jest poprawny w ramach tego, co zaprezentowano, ale poziom techniczny jest o wiele poniżej oczekiwań i bracia Warman niestety tutaj się nie popisali. Od frontalnych ataków instrumentalnych lat poprzednich, przeszli do defensywy na dalsze plany, grając oszczędnie, a sola gitarowe są krótkie i służą głównie jako przedłużenie melodii. Może i jest parę dłuższych popisów, ale to nawet nie jest poziom porównywalny do mało znanych klonów SONATA ARCTICA z melodyjnymi utworkami.
Here for None... Tytuł bardzo trafny, bo tu naprawdę nic nie ma, poza przeciętnością. Nawet jeśli uznać, że to najlepsza płyta NORTHER.


Ocena: 5.5/10

SteelHammer
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości