Bruce Dickinson
#1
Bruce Dickinson - The Mandrake Project (2024)

[Obrazek: NTItNTY0OS5qcGVn.jpeg]

tracklista:
1.Afterglow of Ragnarok 05:45
2.Many Doors to Hell 04:48
3.Rain on the Graves 05:05
4.Resurrection Men 06:24
5.Fingers in the Wounds 03:39
6.Eternity Has Failed 06:59
7.Mistress of Mercy 05:08
8.Face in the Mirror 04:08
9.Shadow of the Gods 07:02
10.Sonata (Immortal Beloved) 09:51

rok wydania: 2024
gatunek: heavy metal
kraj: Wielka Brytania

skład zespołu:
Bruce Dickinson - śpiew, gitara akustyczna
Roy Z - gitara, gitara basowa
oraz
Dave Moreno - perkusja
Mistheria - instrumenty klawiszowe

Nowe pokolenie słuchaczy heavy metalu wyrosło od czasu, gdy w 2005 roku Bruce Dickinson zaprezentował swoją ostatnią płytę firmowaną własnym nazwiskiem. Wraca jako BRUCE DICKINSON 1 marca 2024 albumem wydanym przez wytwórnię BMG z Nowego Jorku. Interesujący jest fakt, że skład jest praktycznie taki sam, jak na "Tyranny of Souls".

"The Mandrake Project" to album bardziej tradycyjnie heavy metalowy niż "Tyranny of Souls" i po raz pierwszy Dickinson wyłamuje się ze schematu muzyka odchodzącego od korzeni IRON MAIDEN na płytach solowych w tak znacznym stopniu. Mamy tu klasyczny heavy z masywną gitarą Roy Z i wsparciem Mistheria przede wszystkim na planie drugim, choć w tym zakresie jest tu kilka przyjemnych niespodzianek.
Zawsze liczy się po cichu na wysoką formę wokalną Dickinsona, niezależnie od tego, co by nie śpiewał na swoich autorskich płytach. Tym razem jest to forma nierówna i słychać, że bohater jest już jednak chwilami nieco zmęczony. W jego własnym głosie wyprzedzili go już inni, młodsi wokaliści i słychać, że wyprzedzili znacznie.  W tym kontekście rośnie znaczenie samej muzyki, która te pewne niedostatki wokalne powinna i rekompensować i tuszować. Nie jest za szybko, gitara Roya Z jest i masywna i ostra zarazem, sam Dickinson zazwyczaj na jednej płaszczyźnie z gitarą i tylko w refrenach wydaje się być bardziej wyeksponowany. Mastering wykonał Brendan Duffey i po raz kolejny słychać, że on potrafi wybornie stylizować dalsze plany, ale gitary power metalowe wychodzą mu w brzmieniu lepiej niż klasycznie heavy metalowe. Jest umiarkowany epicki mrok w Afterglow of Ragnarok, dobrze prezentuje się Many Doors to Hell, melodyjny, spokojny i ciekawszy w klimatycznych zwrotkach niż w niepotrzebnie rozkrzyczanym wysoko refrenie. Ciekawą kompozycją jest Rain on the Graves, taką w lekko teatralnym stylu z rozległym, tym razem świetnie zaśpiewanym refrenem i masywnymi partiami Mistheria. Gościnnie zagrał tu na gitarze Szwajcar Chris Declercq, który niegdyś także znajdował się w składzie grupy towarzyszącej... Blaze Bayley'owi. Świetnie zaczyna się Resurrection Men i tu wydaje się, że coś chwytającego ze serce się nagle pojawi, ale dalej to ponownie ten masywny heavy metal w średnim tempie i niestety miejscami z niespecjalnie ciekawym, siłowym wokalem Bruce. Balladowy Fingers in the Wounds jest sentymentalny, z zaskakującymi orientalnymi partiami Mistheria, ale jak na tak niedługą kompozycję, to upchano zdecydowanie zbyt wiele nie bardzo pasujących do siebie motywów. Potem taki monumentalizm i epickość w Eternity Has Failed, w wyrazie klasycznie brytyjskim i jakoś na pewno tym razem odnoszący się do późnego IRON MAIDEN. Tu gościnie zagrał w dynamicznej partii instrumentalnej Gus G, wsparł to wszystko Mistheria i jest to najlepszy fragment instrumentalny na tym LP. Mistress of Mercy to taki rozpoznawalny dla Dickinsona heavy metal z echami hard rocka i jaśniejszym refrenem i to nic specjalnego, ładnie natomiast brzmi realnie balladowy Face in the Mirror i to jest w stylu podobnych rzeczy ACCEPT z Tornillo. Ta łagodność kontynuowana jest w Shadow of the Gods z wysublimowanym planem drugim i świetnie zrobionym w pewnym momencie dwukanałowym wokalem, nie jest jednak jasne, dlaczego ostatecznie przechodzą do prostego, rytmicznego heavy metalu w amerykańskim stylu, bez głębszej muzycznej historii. Czy po to, żeby to było dłuższe? Raczej słabo to się prezentuje w połączeniu z płaczącą za chwilę gitarą i majestatem końcówki.
Dziesięć minut z Sonata (Immortal Beloved) to czas spędzony z heavy metalem klimatycznym, na granicy progresywnego, z takim sobie śpiewem lidera i umiarkowanie interesującym refrenem, którego się tu można nasłuchać do woli. Pewnie z powodzeniem to by się mogło znaleźć i na na jakiejś kolejnej płycie IRON MAIDEN, gdyby dać tu kolejno solówki trzech z zaprzyjaźnionych panów. Narracja tej kompozycji jest w równej mierze teatralna, co i usypiająca w pewnych momentach i dobrze, że tu Mistheria daje o sobie znać w większym stopniu niż w tych wcześniejszych, bardziej gitarowych kompozycjach. Trochę wieje nudą, nawet w tej leniwej, bardzo długiej solówce Roy'a Z, która tę kompozycję zamyka.

Podsumowując, te melodie są dobre, choć średnio zapadające w pamięć, jednak jeśli mają one w jakiś sposób konkurować z czołówką tego, co nazywają NWOTHM, to Bruce Dickinson pozostaje mocno z tyłu. Tam, gdzie bardziej wykazuje przywiązanie do klasyki heavy metalu z Albionu wychodzi różnie. Praktycznie na każdej jego wcześniejszej płycie był jakiś mocno wyróżniający się utwór, jakiś killer albo numer muzycznie zaskakujący i budzący emocje, niekoniecznie pozytywne. Tu wszystko jest umiarkowane, zachowawcze, ostrożne i bezpieczne gatunkowo, a gdzie takie nie jest, to i tak nic z tego nie wynika. Jest to także płyta za długa w stosunku do ilości muzycznych pomysłów, jakie się tu pojawiły.
Album na pewno satysfakcjonujący zagorzałych fanów Dickinsona, ale do światowego heavy metalu klasycznego XXI wieku wnoszący niezbyt wiele.


ocena: 7,9/10

new 9.03.2024



NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości