Vandroya
#1
Vandroya - One (2012)

[Obrazek: a3866840828_16.jpg]

Tracklista:
1. All Becomes One 01:50     
2. The Last Free Land 05:17     
3. No Oblivion for Eternity 06:00     
4. Within Shadows 05:29       
5. Anthem (For the Sun) 05:56     
6. Why Should We Say Goodbye? 05:23     
7. Change the Tide 05:17     
8. When Heaven Decides to Call 05:34     
9. This World of Yours 04:06     
10. Solar Night 07:39

Rok wydania: 2012
Gatunek: Power Metal
Kraj: Brazylia

Skład zespołu:
Daísa Munhoz - śpiew
Marco Lambert - gitara
Rodolfo Pagotto - gitara
Gee Perlati - bas
Otávio Nuñez - perkusja


VANDROYA zaczynała jako lokalny coverband, z czasem jednak ambicje rosły i zespół chciał zaprezentować coś swojego. W 2005 roku wydają demo, które zostało przyjęte entuzjastycznie przez lokalną scenę, grupa jednak ciągle poszukiwała własnego stylu i grała różne rzeczy, od progressive rocka po tradycyjny heavy metal.
Mimo wielu lat istnienia, dopiero w 2010 roku rozpoczęły się pierwsze nagrania materiału na debiutancki album. W końcu, w 2012 roku pojawiło się pierwsze wydanie tego LP, oczywiście w Japonii przez Spiritual Beast. Dopiero w styczniu pojawiło się wydanie europejskie nakładem Inner Wounds Recordings, a w lutym brazylijskiego potentata, Voice Music.

To album wielu inspiracji i barw, z inspiracjami HELLOWEEN, progressive metalowymi zapędami REDEMPTION i SYMPHONY X, a jednocześnie to wszystko jest takie lekkie w melodiach i wykonaniu jak BURNING POINT z najlepszych lat (i co bez sukcesu próbowali grać w latach 2015-2016).
Gra gitarzystów jest tutaj znakomita i bezbłędna, jak to na Brazylię przystało, dialogi i sola są tutaj bardzo melodyjne, techniczne, jednocześnie niezbyt długie, w końcu chodzi tutaj o ekspozycję melodii oraz imponującą zmienność i płynność temp i motywów, jak na przykład bardzo dobrym No Oblivion for Eternity. Znakomite jest rozpoczęcie w stylu HELLOWEEN The Last Free Land, które kruszącymi gitarami mogą przypominać czasy Walls of Jericho. Rewelacyjne jest potoczyste Within Shadows i jak wiele grup próbowało grać taki power metal można wymieniać bez końca, ale ile na tak wysokim poziomie? No niewiele, a inspiracje twórczością Edu Falaschi, jak chociażby SYMBOLS, jest tutaj nieprzypadkowe. Sekcja rytmiczna wbija tutaj kompletnie w ziemię, tak jak Lambert i Pagotto zresztą. Jak mocno gniecie amerykańską mocą Anthem (For the Sun) jest zdumiewające. I tak jak DORO razem z innymi grupami heavy power rozczarowywało w ostatnich latach, tak tutaj połączenie typowo brazylijskiego, szorstkiego podejścia do US Power z progressive metalem SYMPHONY X z dobrze wykorzystanym motywem ancient robi tutaj wrażenie.
Za instrumenty klawiszowe odpowiada na tym albumie Gabriel Magioni, najbardziej znany z wieloletniej współpracy z brazylijskim SOULSPELL i jak jego orkiestracje i plany ubogacają te kompozycje słychać w znakomitej, podniosłej i rycerskiej balladzie Why Should We Say Goodbye. Żadnych krokodylich łez, sztuczności, tylko podniosłość i prawdziwe emocje, znakomicie poprowadzone przez Daísa Munhoz, która jest w znakomitej dyspozycji głosowej i to jest odkrycie VANDROYA. Nie jest to typowa, heavy metalowa buntowniczka dla nastolatek jakich wiele, ale jej głos to Magia. Materiał wymagający, bo rozwarstwiony stylistycznie, a mimo to spójny w brzmieniu jak i wykonaniu i w każdym wdaniem jest ona diamentem. Nie ma żadnej manieryczności czy dramatycznej egzaltacji. W Why Should We Say Goodbye niszczy wszystkie obiekty naziemne, a w tradycyjnym, brazylijskim power Change the Tide demoluje razem z Leandro Caçoilo z ETERNA z siłą tornada.
To naprawdę ciekawe, jak wiele jest tutaj pomysłów, wydawałoby się czasami nie pasujących do siebie, a jak znakomicie jest to dopasowane w When Heaven Decides to Call, gdzie progressive metal spotyka się z potężnym heavy power, aby eksplodować w neoklasycznym stylu. MOC, MOC i jeszcze raz MOC.
A jaki wspaniały jest This World of Yours i z jaką siłą rażenia gra tutaj sekcja rytmiczna! Co za refren!
Na koniec obligatoryjny od czasów ANGRA niemal ośmiominutowy kolos o progressive metalowym rysie. Gdzieś w tym można dopatrywać się SCELERATA czy PERCEPTION, lżejsza prezentacja w stylu ALMAH, nawet mimo wpływów SYMPHONY X i KAMELOT, jest znakomitym zakończeniem i ukoronowaniem tego LP. Może nie tak niszczącym przystępnością jak pierwsza połowa albumu, ale zostało to wykonane na wysokim poziomie i trudno coś tutaj zarzucić. Może tylko jak mało widowiskowe to jest zakończenie.

Czy Heros Trench się myli? To jeden z wielu mistrzów i nadając temu mocny, US Power metalowe brzmienie w niczym się nie pomylił. Znakomicie szczególnie wypada tutaj Daísa Munhoz, która bez problemu przebija się przez ścianę gitar i atomową sekcję rytmiczną. Znakomity głos, znakomita współpraca wszystkich muzyków!
Do tego album jest przyozdobiony wspaniałą jak zwykle okładką Felipe Machado Franco.
Oczywiście można się dopatrzeć tutaj drobnych mankamentów i nie wszystkie kompozycje są sobie tutaj równe, ale poziom, na jakim zostało to nagrane oraz zaskakująca spójność materiału sprawiają, że nie zwraca się na to aż takiej uwagi.
Debiut VANDROYA został bardzo ciepło przyjęty nie tylko lokalnie, ale i na scenie światowej, wyznaczając pewien nowy standard dla heavy/power metalowej odmiany FEMALE FRONTED METALU.


Ocena: 9.6/10

SteelHammer
Odpowiedz
#2
Vandroya - Beyond the Human Mind (2017)

[Obrazek: NTUtNzg4OC5qcGVn.jpeg]

Tracklista:
1. Columns of Illusion 02:41     
2. The Path to the Endless Fall 06:09     
3. Maya 06:38     
4. Time After Time 04:18       
5. Last Breath 04:33     
6. I'm Alive 04:37     
7. You'll Know My Name 05:59       
8. If I Forgive Myself 06:25       
9. Beyond the Human Mind 10:48

Rok wydania: 2017
Gatunek: Progressive Power Metal
Kraj: Brazylia

Skład zespołu:
Daísa Munhoz - śpiew
Marco Lambert - gitara
Rodolfo Pagotto - gitara
Gee Perlati - bas
Otávio Nuñez - perkusja


Po 5 latach studyjnego milczenia w niezmienionym składzie powraca VANDROYA z drugim albumem, wydanym przez Inner Wound Recordings 28 kwietnia 2017 roku. Premiera w Japonii odbyła się dwa dni wcześniej nakładem Bickee Music.

Niby czas trwania podobny do debiutu, a muzyka jakby inna, bardziej skierowana w stronę progressive metalu amerykańskiego z mniejszym naciskiem na zamaszystość refrenów, a większą na inspiracje SYMPHONY X i ANGRA. To słychać już w The Path to the Endless Fall, który jest ozdobiony znakomitymi dialogami gitarowymi w partii środkowej i poziom na techniczny tego utworu jest wysoki. Co jest na tym albumie ciekawe to fakt, że za dialogi odpowiada tutaj w całości Marco Lambert, który również odpowiada tutaj za materiał, w przeciwieństwie do debiutu, gdzie miał wsparcie Rodolfo Pagotto. To słychać, ponieważ czasami te popisy bywają bardzo skromne i nie tak żywiołowe jak na One.
The Path to the Endless Fall To otwieracz bardzo dobry i wprowadzenie do nowej wizji zespołu, którą słychać w Maya. Słychać ALMAH w progressive metalowych ciągotach i realizacji i to również zostało wykonane bardzo dobrze. Daísa Munhoz oczywiście w formie znakomitej i została tutaj znacznie bardziej wyeksponowana i mimo wymagającego materiału zaśpiewała wzorowo.
Od strony kompozycyjnej dalej już niestety bywa różnie, jest toporny germański Time After Time, przesadnie przesłodzony Last Breath z ciągotami do ANGRA i AVANTASIA w swojej sztucznej przebojowości. I'm Alive to kolejna dawka teutońskiego power metalu, ale zagrana z luzem znanym z  debiutu, ale to You'll Know My Name jest tutaj killerem zagrany z ogromną gracją bez naleciałości Zagłębia Ruhry. Nienagannie wykorzystano tutaj motyw progressive metalowy i stworzono z tego heavy power metalowy hit. Kolejną balladą jest If I Forgive Myself w formie bluesa, przypominającego  amerykańskie MILLENNIUM nieżyjącego niestety Ralpha Santolla z czasów z Jornem, chociaż oczywiście nie tak miażdżące w formie. W końcu Jorn jest tylko jeden.
Na koniec kolos Beyond the Human Mind, ponad jedenaście minut i jest to progressive metalowa wycieczka w stronę SYMPHONY X i ANGRA. Zabrakło tutaj przede wszystkim melodii na tyle dobrej, aby utrzymać uwagę słuchacza przez tak długi czas trwania. Jest tutaj kilka ciekawych pomysłów, jak dramatyczne melorecytacje Munhoz, ale płaski refren w stylu DREAM THEATER zagrany bez wiary i przekonania. Nawet sola, czy to gitarowe, czy klawiszowe, nie są jakoś wyjątkowo wyrafinowane czy interesujące. Są po prostu poprawne, tak jak sama kompozycja.

Sound wykonany w całości przez Marco Lamberta jest dobry, ale to brzmienie typowego progressive power metalu głównego nurtu i nie ma tutaj takiej dbałości o detale, jak na debiucie.
Marco Lambert wziął tym razem na siebie za dużo i wyszedł album dobry, ale już nie tak dopracowany czy interesujący jak debiut.
Ten LP został przyjęty z mieszanymi uczuciami i jeszcze w tym samym roku z zespołu odeszli obaj gitarzyści, Marco Lambert i Rodolfo Pagotto, którzy szybko zostali zastąpieni przez Leandro Erba oraz Sérgio Pusep, kojarzonych głównie z SOULSPELL.
Od tamtej pory z VANDROYA dzieje się niewiele. Po serii singli w 2022 roku i reedycji debiutu nakładem Inner Wound Recordings, zespół nie przejawia żadnej aktywności.


Ocena: 7.5/10

SteelHammer
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości