Carmeria
#1
Carmeria - Advenae (2021)

[Obrazek: MDktOTk2MC5qcGVn.jpeg]

Tracklista:
1. Advenae 01:59      
2. Morningstar 04:47      
3. Carpe Noctem 04:31       
4. En Rapture 03:52       
5. Relinquished 04:45       
6. To Lead the Blind 04:45     
7. Celestia 04:02       
8. Solaris 04:48       
9. Starfall 05:57       
10. Veil of Sanctitude 05:40     
11. Halo 06:14      
12. Eternity 11:38

Rok wydania: 2021
Gatunek: Symphonic Power Metal
Kraj: Australia

Skład zespołu:
Jordan Von Grae - śpiew
Jerry Zahija - gitara
Tory Giamba - bas
Lachlan Blackwood - perkusja
Mishka Bobrov - instrumenty klawiszowe


CARMERIA z Sydney istnieje od 2012 roku, zaczynając jako kolejna grupa female fronted metal, jednak problemy z utrzymaniem składu sprawiły, że debiut udało im się zaprezentować dopiero w 2021 roku, tym razem z wokalistą i ze wsparciem samego Lorda Tima.

I chyba nie bez powodu Tim Ian Grose zainteresował się tym zespołem, ponieważ na debiucie jest sporo nawiązań do DUNGEON i LORD w heavy/power metalowej manierze z ostrymi, ciekawymi wokalami w wykonaniu Jordan Von Grae, który bez problemu przebija się przez ostrą jak brzytwa gitarę i mocną sekcję rytmiczną.
Tak, En Rapture ma w sobie coś z albumu The Final Chapter DUNGEON, zrealizowane w formie bogatszej dzięki orkiestracjom i planom klawiszowym Mishka Bobrova. Poza czystymi wokalizami jest jeszcze oczywiście growl i harsh, bardzo dobre, chociaż wkomponowane w sposób przewidywalny i bez niespodzianek, a przynajmniej nie ma tutaj niczego, czym nie zachwycił LORD na znakomitym Ascendance w 2007 roku. Kij ma dwa końce i o ile metalu w stylu lordowskim, wykonanym dobrze, słucha się przyjemnie, to jednak LORD to zrobił lepiej. Nie ma tutaj niczego niespodziewanego, zespół niczym nie zaskakuje, bo i wykonanie, mimo że solidne, to jednak nie jest poziom ani Lorda, ani niszczycielskiego huraganu energii o mocy tysiąca słońc Tima Yatrasa. Bardziej refleksyjny, delikatnie epicki Relinquished jest udany, a jakże, tak jak pozostałe kompozycje z Morningstar na czele, ale zabrakło killerów z prawdziwego zdarzenia. Czegoś, co by zaznaczyło obecność CARMERIA na scenie. Z drugiej strony, tak klasycznie heavy/power metalowych albumów bez udziwnień i elementów modern jest coraz mniej i na pochwałę zasługuje również fakt, że bez wątpienia są szczerzy w tym, co tutaj grają. Grają z przekonaniem, Jerry Zahija to dobry gitarzysta, chociaż może mało widowiskowy. To Lead the Blind jest ciekawy w wykorzystaniu motywów progressive metalowych, szczególnie w chłodnych refrenach i jest w tym coś z Set in Stone LORD.
Pozostałością po pierwszym okresie, tym bardziej gothic metalowym jest tutaj bez wątpienia delikatne Celestia i bardzo pastelowy Solaris, bardzo słodkie, nawet aż za bardzo i nie do końca pasujące do tego LP. DUNGEON tak, ale nie w tak miękkiej formie. Druga połowa albumu jest zdecydowanie mniej atrakcyjna i słabsza. Starfall próbuje być bardziej stonowany i progressive metalowy, podobnie jak wcześniejsze albumy australijskiego VOYAGER i to jest nawet niezłe, szczególnie, że Von Grae to ekspresywny wokalista, ale nie ratuje miałkich Veil of Sanctitude czy Halo.
Na koniec kolos, ponad jedenastominutowy Eternity i oczywiście, że jest tu LORD, LORD mocny i heavy/power metalowy z ciągotami do extreme melodic metalu, co słychać w dramatycznych planach klawiszowych. Szkoda, że nie wykorzystują tutaj potencjału melodii, która może i jest ograna, ale podana w ciekawy sposób. Refren jest zdecydowanie zbyt łagodny jak na tak wielki dramatyzm tutaj budowany. Nie podoba mi się również partia środkowa, złagodzenie zupełnie niepotrzebne. Zamiast tego można było bardziej rozbudować drugą połowę kompozycji, która jest bardzo dobra, a solo jakże typowe dla LORD w swojej surowiźnie. Za mało jest tutaj takich właśnie momentów!

Produkcja w wykonaniu Lorda Tima oczywiście nie budzi zastrzeżeń, tak jak wykonanie, jedynie same kompozycje. Niepotrzebnie pod koniec album uderza w bardziej progressive metalowe czy nawet niemal gotyckie rejony, które nie zostały zrealizowane w sposób tak ciekawy i przekonujący, jak pierwsza połowa tego LP.
Ciekawy debiut z kosmopolitycznej Australii, która w ostatnich latach została nieco zapomniana.


Ocena: 7.4/10

SteelHammer
Odpowiedz
#2
Carmeria - Tragédie d'amour (2024)

[Obrazek: 1255495.jpg?3215]

Tracklista:
1. Call Forth My Sorrow 04:57      
2. A Thousand Winter Rains 04:19      
3. Thorns 03:43      
4. Leading the Lyre 03:40      
5. Whispers of Forgiveness 02:41      
6. Shadow's Throne 05:34      
7. Immortal 04:24      
8. Burning Ships 02:58      
9. The Hoping Heart 03:36      
10. A Vision in Passing 05:17

Rok wydania: 2024
Gatunek: Power Metal
Kraj: Australia

Skład zespołu:
Jordan Von Grae - śpiew
Jerry Zahija - gitara
Emma Louise Nagy - bas, śpiew
Lachlan Blackwood - perkusja
Mishka Bobrov - instrumenty klawiszowe


Po udanej, krajowej trasie koncertowej i pozyskaniu nowej basistki, 23 sierpnia 2024 roku CARMERIA wydaje swoją drugą płytę, tym razem już bez wsparcia Lorda Tima.

Zmiany zaszły również w muzyce i jest to bardziej tradycyjny power metal ze skrętami w stronę modern, co słychać już w Call Forth My Sorrow, gdzie typowe, czyste zaśpiewy Goteborga kontrastują z tradycyjnym power metalem. Orkiestracje tym razem nie są tak istotne i większy nacisk położony został na kontrastuje wokale w stylu DIVINEFIRE, w stylu bardziej modern. Emma Louise Nagy to niezła basistka, ale i dobrze uzupełnia tutaj Jordana Von Grae, który śpiewa ciekawiej niż na debiucie. Gdyby szukać inspiracji poza Szwecją, to na pewno byłby to hiszpański ORION CHILD, aranżacje są podobne, chociaż tutaj został położony większy nacisk na melodie, jak na przykład w A Thousand Winter Rains.
Jerry Zahija gra tutaj ciekawiej i sola są jeszcze bardziej melodyjne, tak jak poprzednio jednak zespół ma pewien kryzys tożsamości i nie jest do końca zdecydowany co do tego, czy chce grać cięższy power metal z modern metalowym odcieniem, czy może post metalowe, radiowe piosenki jak w fatalnym Thorns, miałkim i przerysowanym Burning Ships czy kiepskim, rockowym Leading the Lyre. Tutaj można więcej posłuchać Nagy i jak wspomniałem, jest niezła, ale bardziej jako uzupełnienie niż wokalistka prowadząca. Po nijakim Whispers of Forgiveness, Shadow's Throne słucha się z ogromną przyjemnością. Jest udany, delikatny refren w lekko gothic metalowej manierze. W podobnej manierze utrzymany jest Immortal i może gdyby taki kierunek obrali, to ten LP byłby ciekawszy.
Zabrakło na tym albumie tylko konkretniejszych, bardziej świeżych refrenów. Bardzo dobrym tego przykładem jest The Hoping Heart, który nie jest zły, ale wtórność i wykonanie nie pomagają nakreślić tutaj własnej tożsamości. To samo można powiedzieć o kończącym A Vision in Passing, wiele zespołów naśladujących EVERGREY próbowało grać coś takiego i niestety niewielu udało się uchwycić ten autentyczny, szwedzki chłód i smutek. Aranżacje nie są wystarczająco bogate i zbyt duży nacisk został położony tutaj na Jordana Von Grae. Odważnie, ale on sam nie jest w stanie pociągnąć tej kompozycji i wychodzi z tego poprawność VOYAGER.

Dla CARMERIA to bez wątpienia nowy kierunek i jest to LP inny od debiutu, dlatego też nie ma za bardzo sensu ich porównywanie. Tutaj postawiono na muzykę bardziej przystępną, jednocześnie osobistą, chociaż niewystarczająco dopracowaną i chwilami bardzo nieprzemyślaną.
Byłby z tego całkiem solidny EP, gdyby się pozbyć synkretycznych mielizn, a tak jest tylko prawie dobry album z paroma solidnymi kawałkami.


Ocena: 6.7/10

SteelHammer

Podziękowania dla zespołu CARMERIA za udostępnienie materiałów do recenzji.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości