20.06.2018, 18:22:17
Fugatta - Mystic Kingdom (2011)
Tracklista:
1. Intro 01:47
2. Secret of Eternity 04:17
3. My Moon 04:52
4. The Last Wizard 04:16
5. Queen Isabel 03:46
6. Land of Misery 04:34
7. Valley of Sorrow 03:45
8. Follow Me Away 05:25
9. Dragon Lance 03:49
10. Magic Place 03:15
11. Across Time 05:12
Rok wydania: 2011
Gatunek: Symphonic Power Metal
Kraj: Meksyk
Skład zespołu:
Daniel Viña - śpiew
Eusebio Ismael Medrano Mendoza - gitara
Jose Roberto Moreno Avila - instrumenty klawiszowe
José Antonio Pareja - bas
Diego Aguilar - perkusja
Ocena: 5/10
30.06.2011
Tracklista:
1. Intro 01:47
2. Secret of Eternity 04:17
3. My Moon 04:52
4. The Last Wizard 04:16
5. Queen Isabel 03:46
6. Land of Misery 04:34
7. Valley of Sorrow 03:45
8. Follow Me Away 05:25
9. Dragon Lance 03:49
10. Magic Place 03:15
11. Across Time 05:12
Rok wydania: 2011
Gatunek: Symphonic Power Metal
Kraj: Meksyk
Skład zespołu:
Daniel Viña - śpiew
Eusebio Ismael Medrano Mendoza - gitara
Jose Roberto Moreno Avila - instrumenty klawiszowe
José Antonio Pareja - bas
Diego Aguilar - perkusja
"Mystic Kingdom" to czerwcowy debiut meksykańskiej grupy FUGATTA w barwach japońskiej wytwórni Radtone Music i we włoskim fantasy melodic symphonic power metalowym stylu. Także trochę niemieckim stylu jeśli brać pod uwagę wysokie wokale pod Michaela Kiske i specyfikę melodii wielu refrenów. Wokalista Daniel Viña śpiewa wysoko nieźle, ogólnie jest rozkrzyczany i rozległy a ponadto często wspomagany przez wokale poboczne innych członków zespołu oraz armii zaproszonych wokalistów w chórach i partiach specjalnych.
Po takim sobie speed power metalowym, helloweenowskim rozpoczęciu w postaci "Secret of Eternity" czeka się na cos więcej i na więcej uporządkowania, bo akurat ta kompozycja jest poniekąd bałaganiarska w formie, poza wyjątkowo klasycznymi powerowymi galopadkami. Keeperowski styl we włoskim sosie to jednak też "My Moon" i "The Last Wizard" gdzie jednak tego sensownego tła symfonicznego jest nieco więcej i nieco więcej nawiązań do rycerskiego grania flower power. Zwalniają w "Queen Isabel", bardziej przebojowym radiowym wyrażeniu melodic metalu , tyle że to motyw ograny i powszechnie znany. "Land of Misery" to klasyczny rycerski power , w typie tego co grały zespoły pierwszej fali szwedzkiej na przełomie stuleci, odrobinę ostrzejszy niż poprzednie kompozycje ale iz bardziej delikatną częścią instrumentalną jakie można było spotkać chociażby u MORIFADE.
Problemem całości albumu jest przeładowanie. No po prostu te kompozycje są przeładowane świdrującymi solówkami, perkusją grającą czasem dla siebie i często niezbornymi partiami klawiszowymi oraz chórkami niezbyt pasującymi do całości. Jesli do tego dodamy speedowe tempa powstaje obraz męczącego na dłuższą metę grania i dobrze, że chociaż te kompozycje nie są zbyt długie. Druga część albumu męczy podobnie, choć "Valley of Sorrow" nieco mniej bo jest trochę wolniejszy. "Follow Me Away" to obowiązkowy song przy pianinie, bez wyrazu niestety a i plany symfoniczne tu raczej ubogie. Można było też znaleźć zapewne lepszy głos żeński do duetu. "Dragon Lance" nie reprezentuje nic ponad to już tu zagrali, no może poza nieco remizowym motywem muzycznym, który tu w pewnych momentach bierze górę. Dużo drobnych wartości, za dużo i zupełnie niepotrzebnie. Neoklasyczne ozdobniki również mogły by zostać albo bardziej rozbudowane albo zupełnie pominięte. To dotyczy również "Magic Place" i ten numer dla RHAPSODY nie stanowi absolutnie żadnej konkurencji.
Po takim sobie speed power metalowym, helloweenowskim rozpoczęciu w postaci "Secret of Eternity" czeka się na cos więcej i na więcej uporządkowania, bo akurat ta kompozycja jest poniekąd bałaganiarska w formie, poza wyjątkowo klasycznymi powerowymi galopadkami. Keeperowski styl we włoskim sosie to jednak też "My Moon" i "The Last Wizard" gdzie jednak tego sensownego tła symfonicznego jest nieco więcej i nieco więcej nawiązań do rycerskiego grania flower power. Zwalniają w "Queen Isabel", bardziej przebojowym radiowym wyrażeniu melodic metalu , tyle że to motyw ograny i powszechnie znany. "Land of Misery" to klasyczny rycerski power , w typie tego co grały zespoły pierwszej fali szwedzkiej na przełomie stuleci, odrobinę ostrzejszy niż poprzednie kompozycje ale iz bardziej delikatną częścią instrumentalną jakie można było spotkać chociażby u MORIFADE.
Problemem całości albumu jest przeładowanie. No po prostu te kompozycje są przeładowane świdrującymi solówkami, perkusją grającą czasem dla siebie i często niezbornymi partiami klawiszowymi oraz chórkami niezbyt pasującymi do całości. Jesli do tego dodamy speedowe tempa powstaje obraz męczącego na dłuższą metę grania i dobrze, że chociaż te kompozycje nie są zbyt długie. Druga część albumu męczy podobnie, choć "Valley of Sorrow" nieco mniej bo jest trochę wolniejszy. "Follow Me Away" to obowiązkowy song przy pianinie, bez wyrazu niestety a i plany symfoniczne tu raczej ubogie. Można było też znaleźć zapewne lepszy głos żeński do duetu. "Dragon Lance" nie reprezentuje nic ponad to już tu zagrali, no może poza nieco remizowym motywem muzycznym, który tu w pewnych momentach bierze górę. Dużo drobnych wartości, za dużo i zupełnie niepotrzebnie. Neoklasyczne ozdobniki również mogły by zostać albo bardziej rozbudowane albo zupełnie pominięte. To dotyczy również "Magic Place" i ten numer dla RHAPSODY nie stanowi absolutnie żadnej konkurencji.
Gitarzysta Eusebio Ismael Medrano Mendoza czyli Chemo, nowy nabytek zespołu z roku 2010 jest może sprawny i szybki, ale to co gra jest zupełnie nierozpoznawalne i nie do zapamiętania. Super szybko i bez sensu. Nawet na koniec tej całej opowieści nie ma konkretnego godnego uwagi zwieńczenia bo melodia "Across Time" należy do mniej atrakcyjnych wśród tych na ogół mało atrakcyjnych jakie tu dominują.
Uczucie zmęczenia potęguje przerysowane brzmienie. Nie chodzi o to, aby to były pastelowe miękkie barwy ale ten sound jest za ostry w gitarze, drugi plan nachalnie pcha się na pierwszy i powstaje chaotyczny natłok dźwięków. Męczy.
FUGATTA tworząc w tyglu stop HELLOWEEN i RHAPSODY zapomniał o dodaniu jakichś własnych składników. Nie uszlachetniających, bo na to zespołu po prostu nie stać.
Przerysowana wizja fantasy symfonicznego power metalu.
Uczucie zmęczenia potęguje przerysowane brzmienie. Nie chodzi o to, aby to były pastelowe miękkie barwy ale ten sound jest za ostry w gitarze, drugi plan nachalnie pcha się na pierwszy i powstaje chaotyczny natłok dźwięków. Męczy.
FUGATTA tworząc w tyglu stop HELLOWEEN i RHAPSODY zapomniał o dodaniu jakichś własnych składników. Nie uszlachetniających, bo na to zespołu po prostu nie stać.
Przerysowana wizja fantasy symfonicznego power metalu.
Ocena: 5/10
30.06.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"