Dark Haven
#1
Dark Haven - Fallout (2010)

[Obrazek: NC01NjMyLmpwZWc.jpeg]

Tracklista:
1. Intro 01:00     
2. Embracing the Carnage 04:19     
3. Mechanics of War 03:22     
4. Shades of Ivory 05:16     
5. Aphelion 05:47     
6. Faceless Sons 04:28     
7. Skyscraper 05:03     
8. Abysmal Horror 03:58     
9. Through Dying Eyes 04:21     
10. Azimuth 04:40     
11. Malice 06:24

Rok wydania: 2010
Gatunek: Melodic Death Metal
Kraj: USA

Skład:
Don Linneman - śpiew
Brennan Kilpatrick - gitara
Ryan Kilpatrick - bas
Nate Falzon - perkusja
Lance Orosco - instrumenty klawiszowe


DARK HAVEN ze stanu Kalifornia założone zostało w 2004 roku i na scenie lokalnej próbowali być aktywni, wydając EP w 2005 i 2007 roku, nie wzbudzając jednak zainteresowania u żadnej wytwórni.
W końcu, 6 marca 2010 roku, został wydany debiut własnym nakładem.

DARK HAVEN oferuje melodic death metal w formie tradycyjnej, z subtelnymi orkiestracjami w tle, kiedy uderzają w extreme melodic metal, jest to bardziej DIMMU BORGIR niż ABIGAIL WILLIAMS, co słychać w solidnym otwieraczu Embracing the Carnage, dobrym, może i nawet najsłabszy na płycie, ale jednocześnie bardzo mylącym co do zawartości całego albumu.
Embracing the Carnage to najbardziej standardowy z najbardziej standardowych symphonic black/melodic death metalowych kompozycji skandynawskich, z ogromnym naciskiem na rozmach i orkiestracje, a niekoniecznie melodie. To się zmienia bardzo szybko, bo już w MEchanics of War orkiestracje schodzą na dalszy plan, a znacznie większy nacisk jest położony na gitarę i melodie. W realizacji jest to bardzo podobne do tego, co zaoferowało rok później SERENITY IN MURDER, muzykę bliską scenie fińskiej i grup z okręgów KALMAH i CHILDREN OF BODOM. Melodie są znakomite i muzycznie to jest pewien kompromis pomiędzy Europą a USA, co słychać w szorstkim, bardziej agresywnym Shades of Ivory. Refren chłodny i skandynawski, zwrotki i przejścia surowe na kanwie amerykańskiego death metalu i thrashowej motoryce.
Sola gitarowe są z tych oszczędnych i to jedynie przedłużenie motywu przewodniego utworu niż opowiedzenie historii czy techniczny popis wart owacji na stojąco. To idealnie zgrany zespół, gdzie nikt nie wychodzi przed szereg i świetnie się tutaj uzupełniają, jak w wybornym Aphelion albo Faceless Sons z solidnie wplecionym motywem ancient, świetnym urozmaiceniem, jakim bez wątpienia jest  tradycyjny akcent szwedzkiej sceny melodic death i świetną pracą perkusji. Sekcja rytmiczna z USA w tym gatunku rzadko rozczarowują i nie inaczej jest z DARK HAVEN. Azimuth próbuje nawiązywać do najlepszych tradycji BEFORE THE DAWN, ale nie jest to tak miażdżące i czysty śpiew nie jest aż tak bardzo powalający i czarujący.
Punktem kulminacyjnym jest najdłuższy Malice, w którym jest wszystko, co najlepsze z CHILDREN OF BODOM i KALMAH.
Kompozycyjnie album równy i świetnie zagrany, ale do poziomu wybitnego zabrakło kropki nad i, ostatecznego szlifu, jaki chociażby miał debiut STARKILL, w którym popisy gitarowe są niesamowite i po latach nadal niedoścignione.

Produkcja solidna i bez niespodzianek. Perkusja mocarna jak to w USA, gitara szorstka i ostra, umiejscowienie orkiestracji w centrum ciekawe i nieprzytłaczające, przez większość czasu to subtelne, ale wyraźnie zaznaczone tło, nadające większej przestrzeni, dzięki czemu nie jest to tak duszne jak wiele amerykańskich produkcji tego gatunku.
Don Linneman zaśpiewał bardzo dobrze i jego harsh i growl są perfekcyjnie dopasowane do muzyki. Symbioza muzyków, ich współpraca jest tutaj interesująca.
Niestety, Don Linneman jeszcze w tym samym roku opuścił zespól i zaczęły się problemy składowe, zostali tyko Brandon McLaughlin, Brennan Kilpatrick oraz podobno perkusista Nate Falzon. Cisza trwała wiele lat, ale  w okrojonym składzie, prawdopodobnie już bez perkusisty, nagrany został po ponad 7 latach drugi album grupy, zatytułowany Dark Haven, jednak to był znacznie mniej interesujący melodic death metal sceny skandynawskiej, który brzmiał jak wiele produkcji z tego regionu.
W 2020 roku były zapowiedzi kolejnego albumu, ale na zapowiedziach się skończyło i słuch o zespole zaginął.
Wielka strata, bo to był kolejny obiecujący zespół po DESTROY DESTROY DESTROY, który mógł namieszać w gatunku.
Obecnie jedyne, co pozostaje, to ocalić ten album od zapomnienia.



Ocena: 9/10

SteelHammer
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości