19.06.2018, 22:15:58
Dyslesia - In Veins, Hearts and Minds (2008)
Tracklista:
1. All That Will Be 04:30
2. Dependance 04:09
3. Earthquakes 05:10
4. Golden Path 06:06
5. Face 04:59
6. Come To Me 04:22
7. Illusion 04:38
8. A Tale Is Done 03:24
9. Time Of Tension 04:02
10. Where I Learn To Forget You (Departure) 04:38
11. Earthquakes (Radio Edit) 03:45
Rok wydania: 2008
Gatunek: Power Metal
Kraj: Francja
Skład zespołu:
Thierry Lebourg - śpiew
Fabrice Dutour - gitara
Francois Loprete - gitara
Sylvain De Nicola - bas
Francois Brisk - perkusja
Ocena: 5/10
14.06.2011
Tracklista:
1. All That Will Be 04:30
2. Dependance 04:09
3. Earthquakes 05:10
4. Golden Path 06:06
5. Face 04:59
6. Come To Me 04:22
7. Illusion 04:38
8. A Tale Is Done 03:24
9. Time Of Tension 04:02
10. Where I Learn To Forget You (Departure) 04:38
11. Earthquakes (Radio Edit) 03:45
Rok wydania: 2008
Gatunek: Power Metal
Kraj: Francja
Skład zespołu:
Thierry Lebourg - śpiew
Fabrice Dutour - gitara
Francois Loprete - gitara
Sylvain De Nicola - bas
Francois Brisk - perkusja
DYSLESIA był zespołem bardzo aktywnym na przełomie stuleci i nagrał w latach 1999-2002 trzy płyty z muzyką power metalową, ocenianą różnie, ale dającą grupie miejsce istotne wśród skromnej liczby bandów z Francji grającej tej gatunek metalu. Celował w prostych kompozycjach o sporej dynamice i często melodiach zwrotek znacznie lepszych niż nie zawsze atrakcyjnych i dopracowanych refrenów. Potem na wiele lat umilkli i album "In Veins, Hearts and Minds" wydany przez Rupture Music w kwietniu 2008 stanowił raczej nieoczekiwany powrót na scenę. Mimo upływu czasu zaprezentowali to samo co wcześniej, powielili te same błędy i ta płyta mogła w ich przypadku ukazać się równie dobrze pięć lat temu.
Typowy power metal wsparty pewnymi thrashowymi akcentami, może co najwyżej trochę chłodniejsza to muzyka w samych riffach przetykana wolnymi bardzo melodyjnymi fragmentami. Ostrzej śpiewający Lebourg z taką bliżej niekreśloną chrypką i wysiłkiem wypada często rozpaczliwie i to, co było w tym aspekcie takie wdzięczne wcześniej, tym razem drażni. Potężny bas warkoczący wraz z mocarną perkusją i od czasu do czasu nowoczesny ekscytujący riff jak w "Dependance" czy w "Face". Francuska elegancja tu schematyczna i sztywna na granicy bezduszności i na próżno szukać takich naiwnych, ale uroczych hiciorów jak pamiętny "Rest In Space", chociażby. Nieco więcej ciepła w "Earthquakes" i tu echa dawnych melodii są słyszalne, ale dobre wrażenie ulega zatarciu w dłuższym i nudnym, pozbawionym treści muzycznej, pełnym fałszów wokalnych "Golden Path".
Dobre sola gitarowe, to trzeba oddać gwoli sprawiedliwości - różnorodne i bogate nawet zaskakujące niekiedy niebanalnymi motywami i wcześniej tego DYSLESIA raczej nie proponowała. Twardy, bezwzględny power metal w "Come To Me" z konkretną udaną melodią, to także pewne zaskoczenie i to najlepszy kawałek na płycie, gdzie także ta klimatyczna, wolniejsza partia jest zrobiona na wysokim poziomie i z intrygującym planem drugim. Ten sam chwyt zastosowany w "Illusion" już nie wypalił. W "A Tale Is Done" znów potwierdzili prawdę o sobie, że nie są mistrzami refrenów, a w ogranym w motywie głównym "Time Of Tension" już zaczynają męczyć. Uspokojenie na koniec następuje w akustycznej balladzie "Where I Learn To Forget You (Departure)" poprawnej, ale pozostawiającej obojętnym, może poza wskazaniem na dobry wokal tym razem i piękne solo rockowe gitarzysty.
DYSLESIA nie chciała być radosna i słoneczna tym razem, zagrali nieco nowocześniej i bardziej w specyficznej manierze francuskiej, nie starczyło jednak pomysłów i wyobraźni na komplet przynajmniej dobrych numerów. Zapewne i umiejętności indywidualnych też zabrakło, aby w takim graniu się czymś wyróżnić. Album bardzo dobrze zrealizowany pod każdym względem, klarowny w doborze brzmienia instrumentów, czytelny, przejrzysty i z przemyślanym doborem poziomu mocy. Pozostawia jednak obojętnym, choć po kilku przesłuchaniach zyskuje odrobinę... po czym zaczyna nudzić.
Dosyć obojętnie przyjęta została ta płyta i grupie nie udało się powrócić do grona zespołów francuskich, o których się mówi głośniej. Znów zamilkli, a w 2010 opuścił ich perkusista Francois Brisk. Od tego czasu nie dają znaku życia, ale kto wie, może jeszcze kiedyś nagrają coś na miarę przynajmniej LP "Who Dares Win".
Typowy power metal wsparty pewnymi thrashowymi akcentami, może co najwyżej trochę chłodniejsza to muzyka w samych riffach przetykana wolnymi bardzo melodyjnymi fragmentami. Ostrzej śpiewający Lebourg z taką bliżej niekreśloną chrypką i wysiłkiem wypada często rozpaczliwie i to, co było w tym aspekcie takie wdzięczne wcześniej, tym razem drażni. Potężny bas warkoczący wraz z mocarną perkusją i od czasu do czasu nowoczesny ekscytujący riff jak w "Dependance" czy w "Face". Francuska elegancja tu schematyczna i sztywna na granicy bezduszności i na próżno szukać takich naiwnych, ale uroczych hiciorów jak pamiętny "Rest In Space", chociażby. Nieco więcej ciepła w "Earthquakes" i tu echa dawnych melodii są słyszalne, ale dobre wrażenie ulega zatarciu w dłuższym i nudnym, pozbawionym treści muzycznej, pełnym fałszów wokalnych "Golden Path".
Dobre sola gitarowe, to trzeba oddać gwoli sprawiedliwości - różnorodne i bogate nawet zaskakujące niekiedy niebanalnymi motywami i wcześniej tego DYSLESIA raczej nie proponowała. Twardy, bezwzględny power metal w "Come To Me" z konkretną udaną melodią, to także pewne zaskoczenie i to najlepszy kawałek na płycie, gdzie także ta klimatyczna, wolniejsza partia jest zrobiona na wysokim poziomie i z intrygującym planem drugim. Ten sam chwyt zastosowany w "Illusion" już nie wypalił. W "A Tale Is Done" znów potwierdzili prawdę o sobie, że nie są mistrzami refrenów, a w ogranym w motywie głównym "Time Of Tension" już zaczynają męczyć. Uspokojenie na koniec następuje w akustycznej balladzie "Where I Learn To Forget You (Departure)" poprawnej, ale pozostawiającej obojętnym, może poza wskazaniem na dobry wokal tym razem i piękne solo rockowe gitarzysty.
DYSLESIA nie chciała być radosna i słoneczna tym razem, zagrali nieco nowocześniej i bardziej w specyficznej manierze francuskiej, nie starczyło jednak pomysłów i wyobraźni na komplet przynajmniej dobrych numerów. Zapewne i umiejętności indywidualnych też zabrakło, aby w takim graniu się czymś wyróżnić. Album bardzo dobrze zrealizowany pod każdym względem, klarowny w doborze brzmienia instrumentów, czytelny, przejrzysty i z przemyślanym doborem poziomu mocy. Pozostawia jednak obojętnym, choć po kilku przesłuchaniach zyskuje odrobinę... po czym zaczyna nudzić.
Dosyć obojętnie przyjęta została ta płyta i grupie nie udało się powrócić do grona zespołów francuskich, o których się mówi głośniej. Znów zamilkli, a w 2010 opuścił ich perkusista Francois Brisk. Od tego czasu nie dają znaku życia, ale kto wie, może jeszcze kiedyś nagrają coś na miarę przynajmniej LP "Who Dares Win".
Ocena: 5/10
14.06.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"