Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Lords of Black - Icons of the New Days (2018)
tracklista:
1.World Gone Mad 06:48
2.Icons of the New Days 04:49
3.Not in a Place Like This 04:18
4.When a Hero Takes a Fall 05:04
5.Forevermore 06:04
6.The Way I'll Remember 05:09
7.Fallin' 04:25
8.King's Reborn 07:58
9.Long Way to Go 04:56
10.The Edge of Darkness 06:30
11.Wait No Prayers for the Dying 04:55
12.All I Have Left 11:34
rok wydania: 2018
gatunek: melodic heavy/power metal
kraj: Hiszpania
skład zespołu:
Ronald Romero - śpiew
Antonio Hernando - gitara, gitara basowa, instrumenty klawiszowe, syntezatory ( 1, 5, 8, 10)
Daniel Criado - gitara basowa
Andrés Cobos - perkusja, instrumenty klawiszowe, pianino, syntezatory
oraz
Victor Diez - pianino (6,7)
Trzecia płyta płodnej formacji z Hiszpanii, pierwsza z nowym basistą Danielem Criado, ponownie wydana przez Froniters Records w maju 2018.
Główna gwiazda - Ronald Romero, to ogólnie bardzo zapracowany wokalista, a że wysokiej klasy, to pokazał na nowej, również tegorocznej płycie japońskiego zespołu DESTINIA wirtuoza gitary Nozomu Wakai, no i oczywiście w RAINBOW.
Melodyjny heavy metal z klawiszami, bogatymi klawiszami, to specjalność LORDS OF BLACK.
To także umiarkowane tempa i ostry, chwilami drapieżny, a jednocześnie tak emocjonalny wokal Romero.
Jego dyspozycja to połowa sukcesu tego zespołu, w tym roku jest po prostu wspaniały i dlatego subtelnie mroczny otwieracz World Gone Mad jest tak wyborny, a skromny dosyć w melodii Icons of the New Days nabiera takiej siły wyrazu.
When a Hero Takes a Fall to taka kompozycja, której tu jeśli się zna twórczość LORDS OF BLACK, należało oczekiwać. Szybciej, bardziej potoczyście, classic metalowo, gitarowo i jest to kolejny wielki hit zespołu. No mało kto jest taki przekonujący w refrenach jak Romero. Po prostu mistrz.
Metal nastroju, metal klimatu, ciężki, lecz w jakiś sposób przebojowy. Czy zrobiony w tym stylu Forevermore może pozostawić obojętnym? W żadnym wypadku nie. Klawiszowa i syntezatorowa robota Cobosa i Hernando bezpretensjonalna, szczera i zrozumiale strawna. Idealnie wpasowali się w ciężką, ołowianą gitarę Antonio, czasem tworząc dla niej tło, czasem prowadząc ją po linii melodycznej, jak w nowocześnie zaaranżowanym Not in a Place Like This z rozległym refrenem o podniosłej melodii. Cudownie odmalowana melancholia pianinem przez Victora Diez w The Way I'll Remember, poruszającym, dynamicznym, a jednocześnie łagodnym songu. Jeśli ktoś jeszcze tu nie usłyszał jak wybornie gra Antonio Hernando, to niech posłucha jego shredu w tej kompozycji i akustycznej gitary na jej zakończenie...
Fallin' jest równie klimatyczny jak numer poprzedni, jednak znacznie ostrzejszy i więcej tu dramatyzmu w melodii, są echa neoklasyki, ale przede wszystkim to klimat i jeszcze raz klimat.
Bardzo dużo mają do powiedzenia także w dłuższych kompozycjach. Potężny heavy/powerowy początek King's Reborn, epickie wokale i ten zestaw ciętych morderczych riffów! Całościowo coś po prostu niesamowitego w kategorii emocjonalny heavy epic metal. Kolejne super solo Hernando. No i ten poruszający do głębi, wyciskający łzy All I Have Left. Ileż się tu dzieje... Heavy metalowe misterium. Na kolana!
"Harder & Faster" w Long Way to Go i po raz kolejny rzucają na kolana. Maniera niemiecka, a elegancja i gracja iberyjska...
To brzmi jak zaginiony numer z albumu "Seven Seals" PRIMAL FEAR. Mrok i niepokój w rwanych riffach The Edge of Darkness i drugie, ciemne oblicze Romero. On po prostu umie zaśpiewać wszystko.
W mocarnym Wait No Prayers for the Dying Hernando rozwinął także swoje talenty jako gitarzysta tworzący misterne aranżacje gitarowe, a jednocześnie prowadzący szybkobieżny pociąg pancerny po thrashmetalowych szynach. Absolutna dewastacja.
Realizacja doskonała, swoista, rozpoznawalna. Po raz kolejny Roland Grapow nadał ostateczny szlif zespołowej pracy hiszpańskiej ekipy inżynierów dźwięku. Tym razem efekt lekkiego spłaszczenia i skomasowania instrumentów na mniejszej przestrzeni przyniósł doskonały efekt. To kula ze zubożonego uranu wystrzelona z działa elektromagnetycznego. Perfekcja!
Hiszpański metal anglojęzyczny już dawno przestał być ciekawostką. O ile kiedyś, na początku XXI wieku, było po prostu kilka perełek i grup wybitnych, ignorowanych przez mainstream, to teraz praktycznie każda kolejna płyta i każdy kolejny zespół rozbija skandynawsko - niemiecko - brytyjski mur. To już nie jest ciekawostka, to już nie jest gonienie najlepszych. To jest już czołówka, którą należy gonić. I jest to coraz trudniejsze.
Natomiast LORDS OF BLACK to grupa genialna od początku, od pierwszej płyty, i teraz swoją supremację po prostu po raz kolejny udowadnia.
LORDS OF BLACK nagrał wspaniały heavy metalowy album. Coś pięknego! Majestat!
ocena: 10/10
new 19.07.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Lords of Black - Lords of Black (2014)
tracklista:
1.Doomsday Clock (Intro) 01:48
2.Lords of Black 04:52
3.Nothing Left to Fear 05:12
4.Would You Take Me 04:02
5.The World That Came After 03:47
6.Too Close to the Edge 04:25
7.At the End of the World 04:19
8.Forgive or Forget 03:34
9.Out of the Dark 04:32
10.The Grand Design 03:19
11.The Art of Illusions, Part I: Smoke and Mirrors 05:04
12.The Art of Illusions, Part II: The Man from Beyond 05:21
13.When Everything Is Gone 09:58
rok wydania: 2014
gatunek: melodic heavy power metal
kraj: Hiszpania
skład zespołu:
Ronald Romero - śpiew
Antonio Hernando - gitara
Víctor Durán - gitara basowa
Andrés Cobos (Andy C.) - perkusja, instrumenty klawiszowe, pianino, syntezatory
Genialne zespoły pojawiają się zazwyczaj niespodziewanie, ale LORDS OF BLACK z Madrytu powstał z inicjatywy tak wybitnych gwiazd sceny metalowej, że należało oczekiwać, po prostu należało oczekiwać czegoś niezwykłego. Zwłaszcza, jeśli spotyka się w jednym zespole Ronald Romero, Tony Hernando, który nie mógł pozostać poza muzyką po odejściu z SARATOGA w roku 2013 wraz z Cobosem, poprzednio także w DARK MOOR.
Nakładem własnym nagrali i wydali album zatytułowany po prostu "Lord Of Black", który ukazał się w maju 2014.
Tak, to Panowie Czerni. To Królowie Mroku i i Mistrzowie Melancholijnego Klimatu.
Ten album jest jednym wielkim popisem Romero w nieustającej serii wspaniałych kompozycji, potężnych, kruszących gitarą Hernando i cudownie inkrustowanych instrumentami klawiszowymi, pianinem i syntezatorami Andy C.
Moc i majestat! Nikt tak nie gra jak LORDS OF BLACK, z takim ładunkiem dumnych melodii i patetycznych rozwiązań aranżacyjnych. Hipnotyczne granie, po prostu hipnotyczne w takich kompozycjach jak Nothing Left to Fear i... no przecież we wszystkich pozostałych. Perfekcja zmian tempa, perfekcja w budowaniu nastroju, a przy tym jakże potężnie grają.
To co oni grają, nie jest proste, prostym się tylko wydaje. Podziały rytmiczne są nieraz po prostu zadziwiające...
Te refreny, fantastyczne, śpiewane z taką pasją przez Ronalda Romero jak w Would You Take Me... Romero to obecnie absolutna światowa czołówka wokalistów światowych w obrębie heavy i power i ci, którzy walą tłumnie na koncerty RAINBOW, gdzie teraz śpiewa, nie robią tego tylko dla muzyki RAINBOW, ale także by zobaczyć i posłuchać jego magicznego głosu. Tu także jest magiczny od pierwszej do ostatniej sekundy.
Jakie finezyjne sola gra Tony! Owszem, w SARATOGA także można było takie usłyszeć, ale przecież nie w takim natężeniu i nie w takiej ilości. Takie smutne nieco ciepło muzyczne, jakie ta ekipa generuje w większości tych kompozycji jest siłą iberyjskiego metalu i mało kto spoza tego obszaru potrafi zrobić coś podobnego. Ta muzyka nie dołuje, ma wyraźne pozytywne przesłanie, mimo trudnych tematów jakie poruszane są w tych kompozycjach, a przy tym tyle dramatyzmu, monumentalnego dramatyzmu jak w At the End of the World. Magia. Magia w Forgive or Forget, magia w Out of the Dark... I ten kunszt kompozytorski w The Art Of Illusions w obu częściach. Nie odpuszczają ani na moment, czy to krótki The Grand Design czy najdłuższy majstersztyk When Everything Is Gone.
Brzmienie tego albumu to znaczna część jego wartości. To Roland Grapow to wyczarował w swoim słowackim studio i jeśli czasem mu się zdarzało mieć słabsze chwile w mixie i masteringu, to tym razem doszedł do absolutnej perfekcji, co więcej stworzył po prostu dla tego zespołu nową jakość brzmienia, niepowtarzalną i rozpoznawalną. Mocarne głębokie gitary, piękna wyrazista perkusja i Romero jak Heros postawiony w centrum. Podkreślam, perfekcja!
W roku 2014 zdarzyło się coś niezwykłego. Powstał zespół, który jest zjawiskowy na skalę światową, który zmienia optykę spojrzenia na metal melodyjny, przebojowy w inteligentny sposób i klimatyczny. I poruszający, przede wszystkim poruszający.
ocena: 10/10
new 27.07.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Lords of Black - II (2016)
tracklista:
1.Malevolently Beautiful (Intro) 00:48
2.Merciless 05:13
3.Only One Life Away 06:10
4.Everything You're Not 04:20
5.New World's Comin' 04:37
6.Cry No More 04:52
7.Tears I Will Be 06:16
8.Insane 04:40
9.Live by the Lie, Die by the Truth 04:28
10.Ghost of You 09:04
11.The Art of Illusions Part III: The Wasteland 04:51
12.Shadows of War 04:15
13.Lady of the Lake (Rainbow cover) 03:32
rok wydania: 2016
gatunek: melodic heavy/power metal
kraj: Hiszpania
skład zespołu:
Ronald Romero - śpiew
Antonio Hernando - gitara
Javier García - gitara basowa
Andrés Cobos (Andy C.) - perkusja, instrumenty klawiszowe, pianino, syntezatory
Ten zespół jest po prostu niesamowity. Druga płyta została wydana przez Frontiers Records w marcu 2016 i po raz drugi LORDS OF BLACK pokazuje, że jest zespołem zjawiskowym na skalę światową.
Tak, oczywiście Ronald Romero, ale i nowy basista, praktycznie nieznany Javier García, zresztą co tu mówić o wykonaniu, skoro forma Hernando jest wyborna, a Andy C. to po prostu Andy C.
Kompozycje są utrzymane w pełnym posępnego dramatyzmu stylu z debiutu, Merciless dewastuje w szybszym tempie już na samym początku, a potem... Potem już tylko magia w dostojnym Only One Life Away i co za moc i patos. Po prostu niesamowite to jest! Tam gdzie pojawia się w pewnych fragmentach pianino, także w wykonaniu Victora Díeza (Everything You're Not, New World's Comin', Tears I Will Be), który wcześniej wspierał Hernando w jego solowych projektach jest jeszcze więcej rozmachu, ale to Hernando tu tworzy potęgę soundu, który stanowi fundament dla niszczących wokali Romero. A Romero... po prostu Arcymistrz, zjawisko ponadczasowe i więcej trudno tu o nim powiedzieć. Czy epicki, czy też romantyczny, jest jednakowo wspaniały i ta muzyka bez niego pewnie i tak zabrzmiałaby wybornie, ale czy aż tak magicznie? Te refreny, ten fantastyczny refren z Tears I Will Be... I jak te refreny wyrastają i rozkwitają z pełnych melodyjnego dramatyzmu i romantyzmu zwrotek Insane i Live by the Lie, Die by the Truth. Magia !
Pamiętają o korzeniach i historii w kapitalnym, poświęconym Philowi Lynottowi i THIN LIZZY Cry No More. Kolosy nieraz wymagają cierpliwości, nastawienia się na dziesięć minut. Ghost of You się chłonie, czy może raczej ta kompozycja pochłania bez reszty i nie można się uwolnić potem od tych przecudownych muzycznych motywów.
Melodyjnie, energicznie i z drapieżną gracją rozgrywają The Art of Illusions, a potem heroiczny bez trywialnej rycerskości Shadows of War. Hit za hitem, killer za killerem.
Nad soundem w studio w Madrycie pracowała grupa kompetentnych inżynierów dźwięku pod kierunkiem Antonio Hernando, ale ostateczny kształt nadał temu w swoim słowackim studio Roland Grapow i stworzył arcydzieło brzmienia. Ja sobie po prostu nie wyobrażam, by to można było zrobić lepiej i bardziej odpowiednio do stylu muzycznego LORDS OF BLACK. Mocny, głęboki, wieloplanowy sound z idealnym ustawieniem Romero, gorący i klarowny sound metalu emocji i wzruszeń.
Absolutne mistrzostwo po raz drugi. Najlepszy hiszpański zespół w metalowej historii tego kraju. A tak naprawdę grupa światowego formatu, niedościgniona w maestrii tworzenia poruszającego klimatu.
ocena: 10/10
new 1.12.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Lords of Black - Alchemy of Souls Part I (2020)
tracklista:
1.Dying to Live Again 04:55
2.Into the Black 03:58
3.Deliverance Lost 05:41
4.Sacrifice 04:38
5.Brightest Star 04:49
6.Closer to Your Fall 04:17
7.Shadows Kill Twice 06:18
8.Disease in Disguise 05:08
9.Tides of Blood 04:44
10.Alchemy of Souls 10:22
11.You Came to Me (Piano version) 02:42
rok wydania: 2020
gatunek: melodic heavy/power metal
kraj: Hiszpania
skład zespołu:
Ronald Romero - śpiew
Antonio Hernando - gitara, gitara basowa, instrumenty klawiszowe, syntezatory
Daniel Criado - gitara basowa
Johan Nunez - perkusja
Prezentację nowego albumu LORDS OF BLACK zapoczątkowano tym razem w Japonii (Ward), a w innych obszarach świata przedstawi go Frontiers Records 6 listopada. Początkowo wydawało się, że na tej płycie zaśpiewa także znakomity Diego Valdez, który zastąpił Romero w roku 2019, jednak ostatecznie Ronnie powrócił w 2020 i to jego tu ponownie można usłyszeć. Klasa Romero jest to oczywiście poziom światowy z najwyższej półki i jego popis wokalny na nowej płycie jest równie fascynujący i ekscytujący, jak na poprzednich, zresztą także i ogólne wykonanie, choć w składzie nie ma już Andrésa Cobosa. Godnie zastąpił go Johan Nunez, aktualny perkusista FIREWIND.
Muzyka z tego albumu jest stylistyczną kontynuacją tego, co LORDS OF BLACK gra od samego początku, i jest to pełen żaru i mroku melodyjny heavy/power metal, genialnie prowadzony głosem przez Romero, okraszony po raz kolejny fantastycznymi refrenami, gdzie melancholia miesza się z posępnością. Niesamowita seria przepięknych kompozycji do jakich grupa zdążyła już wszystkich przyzwyczaić. Piękny obraz, tym bardziej muzyczny, opisać jest bardzo trudno. Te refreny wplecione w pełne niuansów aranżacje... Te refreny z Dying to Live Again, z Into the Black czy potężnego Disease in Disguise!
Ten łagodny, wysublimowany sposób prowadzenia mega eleganckich Deliverance Lost, Sacrifice, czy też pełnego koronkowych aranżacji przebojowego Closer to Your Fall. Ten nostalgiczny smutek i dramatyzm, tak poetycko podany w Brightest Star I te refreny... Po prostu miazga i zniszczenie! LORDS OF BLACK rzuca na słuchacza mroczny, melodyjny urok. Jaki czar melancholijnej i mrocznej poetyckości rzucają w Shadows Kill Twice... Nie do odparcia po prostu.
Warto zwrócić uwagę, że Tides of Blood trochę stylistycznie odbiega od pozostałych kompozycji i słychać tu wyraźnie echa BLACK SABBATH Martin i Dio Era oraz DIO. Mocny, po części epicki heavy metal w nowocześniejszej formie, kruszący i dewastujący. Nie wiem czy kompozycja ta była przygotowywana pod ogólnie znane walory głosowe Valdeza, ale i Ronnie sobie z tym wybornie poradził, nadając własny rys i tożsamość LORDS OF BLACK.
I wreszcie potężny i monumentalny, epicko patetyczny kolos Alchemy of Souls. Ileż tu się dzieje, jak to zostało genialnie rozplanowane! Fantastyczny utwór po prostu.
Te pełne maestrii sola Hernando... Magia.
Mix i mastering zrobił Roland Grapow, no bo kto inny, jak nie on dla LORDS OF BLACK? Fenomenalny po raz kolejny sound i po prostu chwilami nie wiadomo czy skupiać się na melodiach i wykonaniu czy też na hipnotycznym, głębokim brzmieniu całości. Grapow Mistrz nad Mistrze!
W mojej skromnej opinii, którą zresztą podzielają tysiące, LORDS OF BLACK jest najlepszym, jeśli spojrzeć na ogólny dorobek, zespołem grającym melodyjny heavy/power na świecie.
Niesamowita sprawa, niesamowita...
ocena: 10/10
new 4.11.2020
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Lords of Black - Alchemy of Souls Part II (2021)
tracklista:
1.Prelude (alchimia Confessio 1458 A.D.) 01:00
2.Maker of Nothingness 05:05
3.What's Become of Us 04:58
4.Bound to You 05:20
5.Before That Time Can Come 05:37
6.Mind Killer 04:17
7.Death Dealer 05:13
8.Prayers Turned to Whispers 04:51
9.In a Different Light 05:32
10.How Long Do I Have Now 05:09
11.Fated to Be Destroyed 06:18
12.No Hero is Homeless 05:40
13.Sympathy (Uriah Heep cover) 07:07
rok wydania: 2021
gatunek: melodic heavy/power metal
kraj: Hiszpania
skład zespołu:
Ronald Romero - śpiew
Antonio Hernando - gitara, instrumenty klawiszowe
Daniel Criado - gitara basowa
Johan Nunez - perkusja
Nie trzeba było zbyt długo czekać na drugą część "Alchemy of Souls". Frontiers Records wydała nowy album LORDS OF BLACK 15 października.
Tym razem trzeba zacząć od końca. Łzy wzruszenia pociekły mi po policzkach, gdy usłyszałem "Sympathy". Jeden z najlepszych zespołów oddał hołd Johnowi Lawtonowi, który zmarł 29 czerwca 2021. Nieśmiertelny hit URIAH HEEP w fenomenalnym wykonaniu LORDS OF BLACK. Fenomenalny Ronald śpiewający jak John. Magia... Coś cudownego i tak wzruszającego. Nowe pokolenie dla pokolenia, które powoli odchodzi tam, daleko...
Ten zespół jest wielki. Jest wielki przez duże W. Kolejna godzina muzyki LORDS OF BLACK, która jest podróżą po krainie melancholii, emocji skrajnych i melodii absolutnie doskonałych, absolutnie genialnie zagranych i Romero, po prostu jest Romero, fenomen, nie do podrobienia Arcymistrz. Ja już nie mówię nawet o tym wstrząsającym, przepięknym i jakże subtelnie wykonanym Before That Time Can Come, który pilotował ten album. To taka kompozycja ponadczasowa, taka prawdziwa jest ta historia... Jest melodic heavy/power i jest melodic heavy/power w wydaniu LORDS OF BLACK. Niepowtarzalny, przepełniony głębokimi emocjami jak w Maker of Nothingness, mrocznym, drapieżnym, epickim, jak w melancholijnym i nostalgicznym What's Become of Us... Magia, po prostu magia... Tyle można napisać o każdej z tych kompozycji, tyle dobrego, tyle ciepłych słów, tym cieplejszych, że ta muzyka jest taka pełna ciepła. Taki romantyzm, taki dramatyzm ubrany w kapitalne, ultra nośne melodie. Ten klasyczny dla nich niepokój malowany melodią to Bound to You, Są przebojowi bez najmniejszego wysiłku, będąc jednocześnie mrocznymi i posępnymi, osiągając to prostymi środkami w Mind Killer, w Prayers Turned to Whispers. LORDS OF BLACK !
Potężnie riffowo w dostojnym stylu atakują w Death Dealer i jak zwykle pojawia się refren tak rozległy, tak pełen emocji. I potrafią być atrakcyjni, grając ciężko i zarazem nieco progresywnie w In a Different Light i znowu powalający mrocznym majestatem refren. LORDS OF BLACK ! Zniszczenie! Ta swoboda rozgrywania niemal gotyckich tematów w akcentowanym pianinem How Long Do I Have Now jest po prostu zadziwiająca. I popis całego zespołu w fantastycznie zaaranżowanym Fated to Be Destroyed, gdzie obok power metalu pojawiają się brutalniejsze elementy heavy/thrashu. Surowo, twardo, bezwzględnie, ale przecież nie w poruszającym romantycznym refrenie. Co za kapitalne zderzenie stylów i klimatów! I mocny, dumny heavy/power metalowy killer No Hero is Homeless wieńczy to wspaniałe dzieło. LORDS OF BLACK !
Jak oni wszyscy pięknie grają, z jakim zaangażowaniem, z jaką pasją, jak fantastycznie się rozumieją i jak doskonale wzajemnie uzupełniają. I Ronnie. Który już raz o nim wspominam, ale przecież można tak o nim mówić bez końca. Jaka wspaniała realizacja i ten sound, jaki tworzy dla tego zespołu od lat Roland Grapow jest po prostu perfekcyjny.
Ten zespół pochodzi z innej galaktyki, tak jak z innej galaktyki pochodzi GALNERYUS. To zjawisko pozaziemskie.
ocena: 10/10
new 15.10.2021
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:980
Lords of Black - Mechanics of Predacity (2024)
Tracklista:
1. For What Is Owed to Us 04:16
2. Let the Nightmare Come 05:11
3. I Want the Darkness to Stop 05:58
4. Let It Burn 04:34
5. Can We Be Heroes Again 05:44
6. Crown of Thorns 06:51
7. Obsessions of the Mind 05:06
8. Build the Silence 05:16
9. A World That’s Departed 11:08
10. Born Out of Time 05:40
Rok wydania: 2024
Gatunek: Melodic Heavy/Power Metal
Kraj: Hiszpania
Skład zespołu:
Ronald Romero - śpiew
Antonio Hernando - gitara, instrumenty klawiszowe
Daniel Criado - gitara basowa
Johan Nunez - perkusja
LORDS OF BLACK. Niesamowity zespół, bardzo konsekwentny w swojej stylistyce, gdzie nie ma miejsca na choćby błędną nutę. Nagranie jednego perfekcyjnego albumu może się przydarzyć każdemu, ale pięć potężnych monolitów świadczy o tym, że to nie fart, tylko talent.
Szósty monolit był wyczekiwany jak na szpilkach i każdy odliczał dni do premiery. Żadnych zmian składu, bo zwycięskiego składu się nie zmienia i w końcu, po trzech dłużących się latach, 15 marca 2024 roku mamy okazję doświadczyć kolejnej godziny muzyki LORDS OF BLACK dzięki wytwórni Frontiers Records.
Ciekawa jak zwykle okładka autorstwa Felipe Machado Franco, chociaż kolory tym razem nie są tak nasycone, nie ma kontrastu płyty poprzedniej czy urzekającej kolorystki Alchemy of Souls Part I. Po części te wyblakłe kolory okładki jak i tytuł tego LP oddają całą jego zawartość. Jest to muzyka wyblakła, ponura i niezwykle wściekła. Gdzieś wyparowała niemal całkowicie otoczka melancholii, ale i ciągłości, transu, w jaki wprowadzały albumy poprzednie od początku do końca.
Z jaką furią zaczyna się For What is Owed To Us, jak zmieszany w tym gniewie jest Romero, jak topornie to zostało zagrane, mechanicznie, jakby chcieli konkurować ze szwedzkim OVERDRIVE. Drugi raz zespół krzyczy na słuchacza w Let The Nightmare Come i słychać, że to próba unowocześnienia, tylko po co? Zwrotki są mało atrakcyjne i szkoda, że ten nostalgiczny refren przyozdabia kompozycję tak topornie wykonaną w zwrotkach. Czy ktoś spodziewał się miernej kopii PRIMAL FEAR od LORDS OF BLACK? Let It Burn to pierwszy raz, gdzie zaczynają spadać na dno z metalem bez historii, ale Can We Be Heroes Again jest kompletnym zaprzeczeniem poprzednich LP. Bardzo naiwny i radiowy rock dla kolorowej młodzieży, zagrany fatalnie i to jest pierwszy raz, kiedy Romero jako wokalista zupełnie mnie nie przekonuje. Brzmi on bardzo sztucznie, manierycznie, to już nie jest nawet poziom SUNSTORM, to jest kompletna degrengolada i komercha. Tak będąc przy SUNSTORM, to Obsessions of the Mind brzmi rodem z ich repertuaru niezobowiązującego rocka.
To jest też pierwszy raz, kiedy LORDS OF BLACK prezentuje materiał tak irytująco eklektyczny, który ma trafić do każdego, ale nie przyłożono do każdego z tych styli uwagi. To tylko potęguje wrażenie słuchania kompilacji albo zbioru/dema do prezentacji i sprawdzenia zainteresowania wytwórni.
A World That’s Departed zabrakło żaru, zabrakło mocy, zabrakło LORDS OF BLACK, jest za to blady progressive metal z obszarów DREAM THEATER. Jedyne, co tutaj jest ciekawe to fakt, że na chwilę przebijają się tutaj promienie LORDS OF BLACK, od 6 do 8 minuty i jak ogromna jest to różnica w wykonaniu, prezentacji melodii i zniszczenia przez Romero. Dwie minuty to jednak za mało, aby przecierpieć jedenaście. Born Out of Time lepiej traktować tylko jako ciekawostkę, bo tylko w tym wszystkim brakowało gładkiego power metalu niemieckiego bez historii. Nie ma sensu kopać leżącego i porównywać do No Hero is Homeless z Alchemy of Souls Part II.
Przed kompletną kompromitacją ten LP ratują dwa utwory. Pierwszy to tradycyjny dla LORDS OF BLACK Crown of Thorns, monolityczny, ze stopniowo budowanym napięciem, które schodzi w nostalgicznym refrenie. Drugim, najpotężniejszych hitem jest najlepszy I Want The Darkness to Stop. Mistrzostwo wykonania, jest taki LORDS OF BLACK, jakiego się oczekiwało. Szkoda, że serca starczyło tylko na te dwie kompozycje.
Za sound odpowiada ponownie Roland Grapow, ale tak jak zespół i on się pogubił. Wyszło brzmienie bardzo ograniczone, jednoplanowe, przestrzeni tutaj prawie nie ma. Jedna z gorzej wyprodukowanych przez niego płyt i tylko podkreśla niespójność, eklektyzm i nierówną jakość zebranych tu kompozycji. Brakuje charakterystycznego dla Grapowa dopieszczenia i ekspozycji detali, tylko czy jest tutaj coś wartego uwagi?
Wiele jest tutaj elementów wspólnych z ostatnim albumem KINGCROWN. Brzmienie jest nieinteresujące, ale największym problemem jest brak pomysłu na wyraziste melodie i ciekawe refreny.
Ogółem wszystko na tym LP zostało zagrane bez wiary i przekonania, z niepotrzebną złością i agresją.
Liczyłem na kolejnego pewniaka do najlepszej dziesiątki tego roku. Niestety, jest to największe rozczarowanie tego roku, co jest przygnębiające i frustrujące.
W końcu kiedyś musi być ten pierwszy raz i pozostaje obserwować, czy będzie poprawa w nadchodzących latach, ponieważ jeszcze za wcześnie na przekreślanie.
Szczęście w nieszczęściu, że wszystko, czego tu zabrakło jest na tegorocznym LP hiszpańskiego ADVENTUS.
Ocena: 6.5/10
SteelHammer
|