Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
HammerFall - Chapter V: Unbent, Unbowed, Unbroken (2005)
Tracklista:
1. Secrets 06:06
2. Blood Bound 03:49
3. Fury of the Wild 04:44
4. Hammer of Justice 04:38
5. Never, Ever 04:06
6. Born to Rule 04:08
7. The Templar Flame 03:41
8. Imperial (instrumental) 02:30
9. Take the Black 04:47
10. Knights of the 21st Century 10:19
Rok wydania: 2005
Gatunek: heavy metal
Kraj: Szwecja
Skład:
Joacim Cans - śpiew
Oscar Dronjak - gitara
Stefan Elmgren - gitara
Magnus Rosén - bas
Anders Johansson - perkusja
"Unbent, Unbowed, Unbroken" wydany przez Nuclear Blast w marcu 2005 to taki "chłopiec do bicia" dla fanów i antyfanów HAMMERFALL. Najniżej w osobistych rankingach, wiele pretensji wiele gorzkich słów.
Czy rzeczywiście słusznie?
Nie można twierdzić, że jest to jakieś wybitne osiągnięcie zespołu. Trudno oczekiwać, żeby zespół na pięciu kolejnych płytach serwował nieprzerwane pasmo power i heavy metalowych rycerskich hitów na najwyższym poziomie. Taka passa musi się kiedyś skończyć. Jednak mamy tu wciąć kontynuację poprzedniego HAMMERFALL na poziomie solidnym i wstydu zespołowi nieprzynoszącym. Wykorzystane zostały stare pomysły i formy wyrazu, nieco więcej jest heavy metalu klasycznego w tradycji lat 80tych i trochę patentów made in USA.
”Secrets” to klasyczny numer dla grupy z bardzo dobrą częścią instrumentalną, gdzie nawet pobrzmiewają echa jakby muzyki wschodniosłowiańskiej. W „Blood Bound” wyrazista melodia, a numer zwarty, kompaktowy, z chórkami i nie za szybki - tez bardzo dobry. Mniej HAMMERFALL, a więcej... JUDAS PRIEST (?) w “Fury of the Wild”. Wysokie zaśpiewy Cansa sprawiają wrażenie robionych na modłę amerykańskich zespołów heavy metalowych lat 80tych. Niezwykle udany wieloplanowy refren i ogólnie dzieje się w tym utworze wiele ciekawych rzeczy. „Hammer of Justice” już słabszy i co prawda nic zarzucić tu nie można, ale to za mało, aby pozostał w pamięci na dłużej. Za to wspaniały jest pół balladowy „Never, Ever”. Poza piękną melodią otrzymujemy zgrabne połączenie zestawionych kontrastowo delikatnych i mocniejszych partii w refrenie. Również Cans spisał się tu jak należy. „Born to Rule” zalatuje niemieckim heavy power w topornej wersji, przy czym ta toporność z pewnością zamierzona nie była. W takim graniu HAMMERFALL cudów nie pokazuje i dobrze, że to jednorazowa próba przekroczenia niemieckiej granicy na tym LP. Tymczasem bardzo przyjemna odmiana to „The Templar Flame”. Młot opada rycersko, epicko i melodyjnie i kolejny bardzo dobry wycyzelowany refren. Numer ozdobiony solem opartym o główne motywy tej kompozycji i jest to tradycyjne, ale tym razem trafne rozwiązanie. Niestety oczekiwany instrumental, zazwyczaj bardzo mocny punkt ich każdej płyty to tym razem tylko akustyczne plumkanie Dronjaka i ten kawałek, krótki i mało wyrazisty przelatuje gdzieś obok. „Take the Black” to podany w hammerfallowym stylu klasyczny heavy, może nie bardzo oryginalny, ale atrakcyjny w tym całym zestawieniu.
Co do atrakcyjności kończącego płytę ponad 12 minutowego „Knights of the 21st Century” można mieć spore wątpliwości. Niby epicki, heavy metalowy i rycerski, z częścią z metalowego teatru jest i za długi i za monotonny. Pomysł na melodię niespecjalny, a i przyciężkie to nieco... Gdzieś koło piątej minuty zainteresowanie wygasa.
Brzmieniowo płyta mocna. Mocne jest wszystko - od głębokich gitar, do grzmiącej perkusji.
Nawet jakby Cans trochę słabym głosem dysponował do tego ustawionego niemal heavy power brzmienia. Produkcja bez zarzutu i pod tym względem to jedna z płyt najlepszych.
Wszystko bardzo przejrzyste i czytelne, mimo dużego zagęszczenia instrumentów.
Jak stwierdziłem na wstępie, rewelacji nie ma. Płyta kryzysu twórczego, ale HAMMERFALL wraca z tej piątej bitwy z tarczą... może mocno pokiereszowaną, ale trzymaną w garści.
Ocena: 7.8/10
23.07.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
HammerFall - Threshold (2006)
Tracklista:
1. Threshold 04:43
2. The Fire Burns Forever 03:20
3. Rebel Inside 05:32
4. Natural High 04:13
5. Dark Wings, Dark Words 05:01
6. Howlin' With the Pac 04:04
7. Shadow Empire 05:13
8. Carved in Stone 06:10
9. Reign of the Hammer 02:48
10. Genocide 04:41
11. Titan 04:24
Rok wydania: 2006
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Szwecja
Skład zespołu:
Joacim Cans - śpiew
Oscar Dronjak - gitara
Stefan Elmgren - gitara
Magnus Rosen - bas
Anders Johansson - perkusja
Ten album HAMMERFALL wydany przez Nuclear Blast w październiku 2006 zamyka okres klasycznego składu i tradycyjnego stylu, reprezentowanego przez grupę i jest to akcent mocny. Jeśli płytę poprzednią krytykować można za nierówne kompozycje, za dłużyzny czy niespecjalne brzmienie, to tym razem wszystkie te ewentualne mankamenty zostały usunięte. Brzmieniowo jest to najlepiej wyprodukowany LP zespołu z mocnym, niemal heavy powerowym soundem, mięsistymi gitarami i stanowczo brzmiącą sekcją rytmiczną. Także umiejscowienie wokalu w tym wszystkim jest niezwykle udane. Gitary są ostre, ciężkie, a jednocześnie zachowana została pewna ciepła atmosfera, jaka emanuje z albumów HAMMERFALL.
Muzyka HAMMERFALL jest tu rozpoznawalna od pierwszej chwili i po symfonicznym otwarciu już na początku "Threshold" to znakomity, wzorcowy wręcz przykład klasycznej kompozycji zespołu. Jest rycersko, epicko, z łagodniejszymi momentami i świetnym wokalem Cansa, który od dawna nie był w tak dobrej formie. Słabiej może na tym tle prezentuje się wzmocniony krzyczanymi chórkami "The Fire Burns Forever", solo za to jest tu z najwyższej półki. Ogólnie sola gitarowe są na tym LP znakomite, bardzo dopracowane i starannie zagrane, wnoszą też coś zawsze do samego głównego wątku danej kompozycji. Przy tej okazji należy od razu pochwalić instrumentalny "Reign of the Hammer", który można określić jako godną kontynuację "Raise The Hammer" z roku 2000. Krótko i na temat, treściwie i melodyjnie. Na ładną, melodyjną balladę zapowiada się wcześniej "Rebel Inside" i szkoda, że przekształca się w dosyć ciężki, monotonny numer heavy metalowy. Tego klasycznego heavy jest tu dawka spora i nawet można wyłowić elementy amerykańskie, których najwięcej w jest "Howlin' With the Pac" oraz "Shadow Empire". Tu pewne mielizny w refrenie rekompensuje epic heavy rozwinięcie, a wysokie, bardzo dobre wokale Cansa zrobione są w stylu klasycznych płyt z heavy metalem z USA z lat 80-tych.
Najlepsze na tym albumie są jednak "Natural High" i "Dark Wings, Dark Words". Pierwszy posiada jeden z najwspanialszych, hammerfallowych riffów, jakie zaprezentowali i czaruje strzelistym refrenem, drugi to smutnawy, epicki song, który rozwija się wspaniale na tle potężnych chórów, aby osiągnąć kulminację w gitarowym solo o ogromnej sile wyrazu. "Carved in Stone" takze mocno epicki, ale wrażenie, jakie robią dostojne, majestatyczne zwrotki rozwiera bardzo lekki refren, udany, ale może pasujący bardziej do jakiejś szybszej, prostszej speed powerowej kompozycji. Także symfoniczny wstęp jest nieco za długi i tu aż się prosiło dla równowagi o jakieś monumentalne zwieńczenie. "Genocide" bardzo dobry, choć prosty, przy czym interesujące jest wykorzystanie neoklasycznego w konstrukcji otwarcia. Zwieńczenie w postaci "Titan", solidne ale co najwyżej dobre, bo ten numer wiele tu nie wnosi. Ogólnie album dosyć ciężki, momentami podniosły, oparty o stare wzorce heavy metalowe. Fanom powerowych galopad niekoniecznie musi się całościowo spodobać.
Lekko nierówny pod względem kompozycji nadrabia staranną produkcją i wyjątkowo wysokim poziomem wykonania przez doświadczoną ekipę.
Może nie szczyt formy, ale krok naprzód w stosunku do "Chapter V: Unbent, Unbowed, Unbroken". Niestety ostatni rycerski LP HAMMERFALL.
Po cichu liczę, że jeszcze powrócą do takiego grania.
Ocena: 8.5/10
23.07.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
HammerFall - No Sacrifice, No Victory (2009)
Tracklista:
1. Any Means Necessary 03:35
2. Life is Now 04:43
3. Punish and Enslave 03:57
4. Legion 05:36
5. Between Two Worlds 05:28
6. Hallowed Be My Name 03:56
7. Something for the Ages 05:03
8. No Sacrifice, No Victory 03:32
9. Bring the Hammer Down 03:41
10. One of a Kind 06:14
11. My Sharona (The Knack cover) 03:57
Rok wydania: 2009
Gatunek: melodic power metal
Kraj: Szwecja
Skład zespołu:
Joacim Cans - śpiew
Oscar Dronjak - gitara
Pontus Norgren - gitara
Fredrik Larsson - bas
Anders Johansson - perkusja
"No Sacrifice, No Victory" . Lutowa premiera Nuclear Blast. Nie ma zwycięstwa bez ofiar. Czy i na ile taką ofiarą stał się Stefan Elmgren nie ma sensu tu roztrząsać.
Paradoksalnie najlepszą kompozycją na tym albumie jest instrumentalny "Something for the Ages" gdzie nowy gitarzysta Pontus Norgren zaprzecza obiegowym opiniom, że tu nic na tym albumie nie wnosi. Zazwyczaj kojarzy się go z niby metalowym bandem THE POODLES a przecież to także gitarzysta chociażby znakomitego jednorazowego projektu THE RING. Czy sekcja rytmiczna gra na tym albumie źle? W żadnym wypadku a można by nawet powiedzieć, że Johansson tu rozgrywa najlepszą od lat partię na power metalowym albumie. Tak, tym razem HAMMERFALL gra melodic power i dyskusje nad tym, czy jest jeszcze zespołem tradycyjnego heavy metalu tym razem już w grę nie wchodzą. Cans śpiewa, jak przystało na wokalistę grupy takiego stylu. Ani źle ani wybitnie.
To jednak nie jest już w zasadzie HAMMERFALL , który stworzył na debiucie pewna riffową konwencję i z lepszym lub gorszym skutkiem eksploatował ją przez wszystkie kolejne lata. Zapewne zagranie tego wszystkiego jeszcze raz w 2009 wywołałoby ponownie dyskusje o autoplagiacie a, wierni fani byliby zadowoleni umiarkowanie z przynajmniej dobrej płyty. Ta płyta nie jest dobra. Jest naiwną próbą rozszerzenia potencjalnej grupy odbiorców o konsumentów melodic power głównego nurtu i przede wszystkim takich, którzy dopiero się z taką muzyką zapoznają.
Wtórność tej muzyki jest przytłaczająca. Wszystkie te kompozycje zostały już zagrane przez szwedzkie zespoły melodic power z rycerzami i smokami w tle w latach 1999-2005, żeby nie sięgać dalej a lista jest długa. W ten sposób HAMMERFALL pozbierał tu pewną liczbę kamieni z lawiny, jaką sam obruszył w 1997 dając wraz z NOCTURNAL RITES trwały fundament do budowy Szwedzkiego Power Metalowego Zamku.
Jest to album pozbawiony własnej tożsamości. To zbiór coverów gdzie pomijam już "My Sharona" czy pożyczenie jakże rozpoznawalnego tytułu "Hallowed Be My Name" dla zupełnie bezbarwnej kompozycji własnej. HAMMERFALL zrobił na tym LP wszystko, aby upodobnić się do mainstreamu szwedzkiej sceny melodic power w tej bardziej rycerskiej odmianie. Te same chórki, które straszyły na różnych płytach mniej znanych grup, te same melodie... Nie są one złe, jak i nie były złe tamte zespoły, z których większość już nie istnieje.
Niedobrze się jednak stało, że HAMMERFALL stał się cover bandem. Zespół, który położył podwaliny gdy staje się cover bandem, przestaje istnieć. Można by tu bronić tej płyty stwierdzeniem, że HAMMERFALL funduje młodszym słuchaczom sentymentalną wycieczkę w przeszłość, ale po prostu nie sprawdza się jako przewodnik. Oprowadza po riffach i melodiach drugiej kategorii, czasem trzeciej i stwarza wrażenie, że scena szwedzkiego melodic power początków stulecia jest przereklamowana i przeceniona. Tak na dobrą sprawę kompozycje z tej płyty nie mają żadnego klimatu. Często ten klimat tworzyły instrumenty klawiszowe, nawet tam, gdzie same kompozycje pod względem melodii nie należały do atrakcyjnych. HAMMERFALL nadal unika klawiszy i może dlatego te ich utwory brzmią ubogo. Coś tam zagrał gościnnie Jens Johansson w paru miejscach, także na organach kościelnych, tylko że na ten wstęp do "Between Two Worlds" patrzy się z uśmiechem pobłażania, znając "1000 Years" PANTHEIST. Inna muzyka? Owszem, ale to oznacza, że pewnych chwytów należy w melodic power unikać. Inna rzecz, że ta kompozycja i tak przerasta wszystkie inne na tym LP zdecydowanie.
Mieszać z błotem tego albumu nie można, bo byłoby to równoznaczne z deprecjonowaniem ogółu dokonań melodic power ze Szwecji ostatnich dziesięciu lat. Cover band HAMMERFALL odegrał swoje, wykorzystując potencjał techniki nagraniowej, którym zespoły, jakie kopiuje, nie dysponowały. Tak powinien brzmieć nowocześnie wyprodukowany album z tego gatunku i tu jakikolwiek zarzut byłby bezpodstawny.
"No Sacrifice, No Victory"
W bitwie pod Ausculum w roku 279 p.n.e. król Epiru Pyrrus odniósł zwycięstwo nad armią rzymską. Straty były jednak tak duże, że stawiały pod znakiem zapytania wartość tego taktycznego sukcesu. Ofiary, jakie poniósł HAMMERFALL, są nie mniejsze. Tym albumem zespół wtopił się w obszar muzyki, która z lekka przebrzmiała, dlatego że była w ogólnej masie po prostu średnia.
Neofici zapewne są zadowoleni. Koneserzy mniej. Pyrrusowe zwycięstwo.
Ocena 6,5/10
20.02.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Hammerfall - Infected (2011)
Tracklista:
1. Patient Zero 06:01
2. Bang Your Head 03:47
3. One More Time 04:06
4. The Outlaw 04:10
5. Send Me A Sign 04:00
6. Dia De Los Muertos 05:07
7. I Refuse 04:32
8. 666 - The Enemy Within 04:29
9. Immortalized 03:59
10. Let's Get It On 04:05
11. Redemption 07:02
Rok wydania: 2011
Gatunek: heavy/power metal
Kraj: Szwecja
Skład zespołu:
Joacim Cans - śpiew
Oscar Dronjak - gitara
Pontus Norgren - gitara
Fredrik Larsson - bas
Anders Johansson - perkusja
I kolejna płyta HAMMERFAL zaprezentowana przez Nuclear Blast w maju 2011. Okładka jest paskudna, zresztą chodzą głosy, że jest skąd tam zapożyczona.
Tematyka też paskudna, bo zombiaki, zarażeni i podobne rzeczy to jednak nie to samo co rycerze i śmierć na polu bitwy.
Najgorsze z tego wszystkiego jest jednak stylistyczne przemieszanie. Tu w "Patient Zero" jest i heavy power i melodic power i taki metal jak HAMMERFALL grał w dawniejszych latach.
Można się w tym pogubić, chociaż "Bang Your Head" upraszcza sprawę do melodyjnej mieszanki mało wyrazistego melodyjnego power metalu a "One More Time" spokojnie mógłby zostać umieszczony na dowolnej płycie przed 2009. Jest tu rycersko i dumnie i uroczyście w refrenie, ale jak to pogodzić z brakiem rycerzy w tle... Zombiaków nie eksterminuje się mieczem, tylko bardziej nowoczesnymi metodami. Nowoczesnym środkiem nie jest hammerfallowy "The Outlaw" przyzwoity, ale całkiem pozbawiony jakiejś tożsamości utwór. Jest tu jednak przynajmniej metal, którego zupełnie nie ma w akustycznej balladzie "Send Me A Sign". Aby nagrać metalowy akustyczny utwór balladowy, trzeba to umieć i samo plumkanie plus poprawny śpiew nie wystarczy. W mocniejszym fragmencie pokazali, co by z tego było w wersji elektrycznej. Niestety, też nic ciekawego. Słychać, że to HAMMERFALL w "Dia De Los Muertos" i owszem doświadczony zespół potrafi z niczego plus zlepków dawnych pomysłów skleić jakiś utwór, którego przez sentyment można posłuchać bez niecierpliwienia. Typowe tempa HAMMERFALL, typowa linia melodii refrenu i nieco niby mrocznego grania części końcowej. "I Refuse" to prosty melodyjny heavy power metal, zagrany przez doświadczony zespół. Bardzo dobre solo gitarowe tym razem, zwłaszcza w porównaniu z większością innych z tego LP. Doświadczony i wypalony zespół, wypalony w "666 - The Enemy Within", gdzie tylko te wzniosłe klawisze są fajne zaś śpiewanie o Trzech Szóstkach jak o Mieczu Chwały to już nie bardzo. Wypalony w "Immortalized", który ponownie jest zupełnie niekonkretny jak otwieracz, a i o "Let's Get It On" można powiedzieć to samo. Podsumowaniem tego wszystkiego jest "Redemption". Nasuwa się pytanie, czy HAMMERFALL nie powinien zostawić takiego grania grupom wprawionym, grającym melodyjny lekko progresywny power metal z klawiszowym tłem i ozdobnikami od zawsze. Z Finlandii na przykład.
Brzmienie tego albumu jest kapitalne. Mordercze gitary, bas i perkusja w takim brzmieniu się nie trafia często. Po prostu majstersztyk mocy i głębi niezależnie od tego jak daleko posunięta została komputerowa ingerencja w to wszystko. Amerykańska robota. Cans śpiewa bardzo dobrze, chyba już dawno tak dobrze nie śpiewał głosem, którym od kilkunastu lat prowadzi HAMMERFALL od płyty do płyty i od koncertu do koncertu.Wszyscy pozostali zrobili swoje, wypełniając obowiązek. Odegrane w należyty sposób kompozycje melodyjnego heavy power metalu... Są tu próby nawiązania do dawnych lat sławy i chwały, ale to tylko echo, słabe echo w numerach pozbawionych polotu i inwencji.
Najbardziej zabrakło inwencji twórczej. Power metal pozbawiony inwencji twórczej jest jednym z nudniejszych gatunków metalu. Ta płyta jest nudna po prostu w formie, treści i zachowawczym wykonaniu. Wylewać łez nie ma sensu. Lepiej uważnie rozejrzeć się po scenie power metalowej w Szwecji i okolicach szukając nazw niekoniecznie z zawierających słowo "Młot".
Ocena 6,5/10
20.05.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Hammerfall - Glory To The Brave (1997)
tracklista:
1.The Dragon Lies Bleeding 04:22
2.The Metal Age 04:27
3.HammerFall 04:45
4.I Believe 04:49
5.Child of the Damned (Warlord cover) 03:40
6.Steel Meets Steel 03:58
7.Stone Cold 05:40
8.Unchained 05:34
9.Glory to the Brave 07:20
rok wydania: 1997
gatunek: power metal
kraj: Szwecja
skład zespołu:
Joacim Cans - śpiew
Oscar Dronjak - gitara
Glenn Ljungström - gitara
Fredrik Larsson - gitara basowa
oraz
Patrik Räfling - perkusja
Czasem warto wrócić do porzuconych projektów...
HAMMERFALL został założony w roku 1993 w Goteborgu, przez muzyków związanych z gothenburgską sceną melodic death metalową (w tym IN FLAMES). Ponieważ członków bardziej absorbowały sprawy związane z innymi zespołami, w których grali, to projekt HAMMERFALL przez kilka lat pozostał realnie zawieszeniu i coś ruszyło dopiero w roku 1996, gdy w grupie pojawił się obiecujący wokalista Joacim Cans.
Występy na żywo zwróciły uwagę słynnej niemieckiej wytwórni Nuclear Blast, która z miejsca zaproponowała grupie kontrakt płytowy na cztery albumy i HAMMERFALL udał się do studia. W nagraniu tego LP nie mógł uczestniczyć stały perkusista i współtwórca większości kompozycji Jesper Strömblad i zastąpił go jako muzyk sesyjny dosyć doświadczony Patrik Räfling. W studio pojawiły się także jakże znaczące dla szwedzkiego power i heavy metalu takie postacie jak Niklas Isfeldt (wokale poboczne w chórkach), gitarzysta Stefan Elmgren, który zagrał jako gitarzysta prowadzący w I Believe oraz Fredrik Nordström, tu jako klawiszowiec i pianista.
Nuclear Blast miał i ma dobrych agentów, ale chyba nawet oni nie przypuszczali jaką furorę HAMMERFALL zrobi natychmiast na świecie. HAMMERFALL utrafił w swój czas, bo świat był po death/thrashowej nawałnicy i szaroburej rock/metalowej alternatywie spragniony smoków, mieczy i rycerzy w żywej, power metalowej oprawie.
HAMMERFALL to wszystko mu dał.
Ozdobę tego albumu stanowią trzy absolutne mega klasyki HAMMERFAL i rycerskiego power metalu - The Dragon Lies Bleeding, Hammerfall i Unchained. Te kompozycje w swojej rytmice, stylu wokalu i atmosferze wyznaczyły kanon dla heroicznego melodyjnego power metalu nie tylko w Szwecji i nie tylko w Europie. Wspaniałe refreny, wspaniała dynamika!
No, a Hammerfall to chyba podstawowy, sztandarowy power metalowy hymn. Na pewno. Riff główny z tego numeru jest po prostu genialny w swej prostocie! Natomiast epickość Unchained nie podlega żadnej dyskusji.
Mocniejsze, ostrzejsze numery zwłaszcza Metal Age wpłynęły na kształtowanie nieco ciężej grających zespołów power metalowych, korzystających z thrashowych rozwiązań riffowych jak PERSUADER. Steel Meet Steel w jakiś sposób nawiązuje do rycerskiego heavy metalu lat 80tych, także w chórkach, jest jednak zagrany z wykorzystaniem drobniejszych wartości i dlatego brzmi zdecydowanie power metalowo. W podobnym stylu utrzymany jest wolniejszy dostojny Stone Cold, ze wspaniałymi chórkami i odgłosami publiczności w tle. Nagrywając to w ten sposób, HAMMERFALL zapewne nie przypuszczał, że ich występy zgromadzą tysiące i dziesiątki tysięcy ludzi na arenach koncertowych całego niemal świata...
Pięknie brzmi balladowy song I Believe i praktycznie na każdym albumie z melodic power tego typu kompozycja była potem umieszczana. Kompozycja Glory To The Brave jest z kolei jednym z pierwszych heroicznych power metalowych songów, mających swoje źródła w podobnych utworach, chociażby MANOWAR, z klawiszami, gitarami akustycznymi, orkiestracjami i baśniowym delikatnym i ciepłym klimatem. Potem niemal wszystkie zespoły power metalowe prześcigały się w takich kompozycjach i często tworzyły po prostu niesamowite rzeczy.
Na płycie znalazła się także doskonała power metalowa wersja słynnego Child of the Damned amerykańskiego WARLORD.
Cans zaprezentował się jako bardzo dobry wokalista, śpiewający dosyć wysoko, ale w rozważny sposób bez naleciałości typowych dla niektórych powszechnie uznanych wyjców USPM. Gra gitarzystów jest pewna i elegancka, partie basu i perkusji bardzo trafione. Klarowny, niezbyt ciężki sound do dziś wyznacza granice dobrego gustu w produkcji albumów z tego gatunku. Pięknie brzmi głęboka perkusja, szczególnie bębny.
HAMMERFALL z miejsca stał się światową sensacją. W 1995 NOCTURNAL RITES położył podwaliny, a w 1997 HAMMERFALL postawił kropkę nad "i". Melodyjny rycerski i heroiczny power metal zwany często europower metalem narodził się na nowo i już nigdy nie zaginie.
Tak, czasem warto wrócić do porzuconych projektów...
ocena: 9,9/10
new 6.12.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Hammerfall - Legacy of Kings (1998)
tracklista:
1.Heeding the Call 04:30
2.Legacy of Kings 04:13
3.Let the Hammer Fall 04:14
4.Dreamland 05:40
5.Remember Yesterday 05:05
6.At the End of the Rainbow 04:04
7.Back to Back (Pretty Maids cover) 03:37
8.Stronger Than All 04:27
9.Warriors of Faith 04:43
10.The Fallen One 04:23
rok wydania: 1998
gatunek: power metal/heavy metal
kraj: Szwecja
skład zespołu:
Joacim Cans - śpiew
Oscar Dronjak - gitara
Stefan Elmgren - gitara
Magnus Rosén - gitara basowa
Patrik Räfling - perkusja
Sensacyjna popularność "Glory To The Brave" niejako wymusiła na zespole szybkie przygotowanie następnej płyty, oczywiście także wydanej przez Nuclear Blast, a dla Japonii przez Victor. Wyprodukowany wybornie przez Fredrika Nordströma album nagrany został w ustabilizowanym, nowym składzie, bez muzyków IN FLAMES, którzy skupili się na swoim zespole. Patrik Räfling został stałym perkusistą, Stefan Elmgren przestał być gościem, a stał się filarem, a nowym basistą został Magnus Rosén. Gości oczywiście nie zabrakło i tym razem. Honorowym był William John Tsamis z WARLORD, który zagrał w At the End of the Rainbow, a przy fortepianie zasiedli Fredrik Nordström i Lars-Olof Forsberg.
Oczekiwania były ogromne i z pewnością wszyscy pracowali tam pod wielką presją. Przygotowanie godnego następcy debiutu było prawdziwym wyzwaniem. Fenomenalne pierwsze płyty nagrywało i nagrywa sporo zespołów, ale powtórzyć to płytą drugą udaje się bardzo nielicznym. Chyba HAMMERFALL miał pomysłu na metal co najwyżej na pół godziny i całe szczęście, że cover PRETTY MAIDS został tak wybornie zagrany i dobrze dobrany, że stanowi właściwie integralną część własnej muzyki HAMMERFALL. Jest to zapewne najlepszy cover tej słynnej holenderskiej ekipy nagrany przez inny zespół metalowy. Trudno jednak uznać za lepszy niż dobry song balladowy Remember Yesterday, trochę celujący w gusta radiowe, czy też mdły i przesłodzony The Fallen One z fortepianem, skierowany najbardziej w stronę Japonii.
Ale oczywiście HAMMERFALL to HAMMERFALL i początek tej płyty to szybki, rytmiczny i heroiczny Heeding the Call, z tym lekkim chóralnym refrenem, jaki był potem kopiowany przez setki zespołów. Utrzymany w podobnym klimacie Legacy of Kings jest przez wielu uważany za jeden z najlepszych kawałków grupy. Bardzo dobrze poradzili sobie z trochę amerykańskim Let the Hammer Fall z drobnymi naleciałościami US Metalu i tu cofnęli się o jakieś 15 lat, wracając do dziecięcych lat heavy metalu w USA. Oczywiście w znacznie nowocześniej aranżacji. A jeśli jeszcze bliżej Ameryki to HAMMERFALL z Tsamisem rozegrał udaną partię w At the End of the Rainbow, który w jakiś sposób pasowałby do dyskografii WARLORD. Zapewne w roku 1998 Cans nie sądził, że niedługo dostąpi zaszczytu stania się jednym z Warlordów... Dreamland jest mocno zbliżony do numerów z pierwszej płyty i jest tu kolejny absolutnie klasyczny refren HAMMERFALL otoczony absolutnie klasycznym stylem riiffowania gitarzystów. Patrząc chłodnym okiem, to jednak chyba Stronger Than All jest kompozycją w tym typie minimalnie lepszą z powodu nie tak dużego rozdźwięku pomiędzy epickością zwrotek i lekkością refrenu. Podkreślić należy także wartość rycerskiego Warriors of Faith, który w znacznej mierze wyznacza późniejszy styl gry Szwedów. Ta instrumentalna partia to jakby fundament do Raise The Hammer z kolejnej płyty.
Cans śpiewa wybornie, pewniej niż na debiucie, natomiast gitarowa robota Elmgrena jest trochę inna niż Glenna Ljungströma i te gitary w sumie są razem bardziej classic metalowe. Świetne są partie perkusji pomysłowego Patrika Räflinga, sola gitarowe niezbyt skomplikowane, ale efektowne, a kilka basowych szarż Magnusa Roséna mocno podnosi pozytywne ciśnienie znawcom tego instrumentu.
Z całą pewnością ten album nie ma tej niesamowitej atmosfery debiutu i jest to płyta nastawiona na sukces komercyjny, przy zachowaniu zasadniczego stylu muzyki zespołu. Album dopracowany, wypolerowany pod każdym względem, trochę kłaniający się odradzającemu się metalowemu mainstreamowi, ale w sumie bardzo dobry, mimo kilku słabszych momentów, zapewne zamierzonych, ale nie do końca spełniających swoje zadanie.
Płyta po raz kolejny biła rekordy popularności w Europie i na Dalekim Wschodzie, choć spece trochę kręcili nosami.
ocena 8/10
new 12.06.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Hammerfall - Renegade (2000)
tracklista:
1.Templars of Steel 05:24
2.Keep the Flame Burning 04:40
3.Renegade 04:21
4.Living in Victory 04:43
5.Always Will Be 04:49
6.The Way of the Warrior 04:07
7.Destined for Glory 05:10
8.The Champion 04:57
9.Raise the Hammer 03:22
10.A Legend Reborn 05:11
rok wydania: 2000
gatunek: power metal/heavy metal
kraj: Szwecja
skład zespołu:
Joacim Cans - śpiew
Oscar Dronjak - gitara
Stefan Elmgren - gitara
Magnus Rosén - gitara basowa
Anders Johansson - perkusja
Patrik Räfling odszedł, Jesper Strömblad pomagał przy kompozycjach już trochę mniej, ale Młot musiał upaść po raz trzeci.
Nikt sobie nie mógł wyobrazić, że HAMMERFALL nie nagra kolejnej wysokiej klasy płyty, a Nuclear Blast szykował się na kolejną lawinę zakupów. HAMMERFAL pozyskał znakomitego perkusistę Andersa Johanssona, jednego ze słynnych braci grających onegdaj w RISING FORCE Malmsteena, wyjechał do USA i tam w spokoju nagrał w WireWorld Studios w Nashville album "Renegade".
Płyta ukazała się w październiku roku 2000 i Dronjak i Elmgren zadziwili jedną z najwspanialszych heavy metalowych kompozycji instrumentalnych wszech czasów Raise the Hammer. Po prostu wstyd nie znać tego absolutnego gitarowego majstersztyku zagranego z nieprawdopodobną gracją i maestrią.
No i co tu dużo mówić HAMMERFALL zdewastował ogólnie. Jest tu jeden numer lżejszy i taki trochę słabszy na tle pozostałych, czyli Always Will Be, ale jest wielu, którym się to bardzo podobało. Reszta to rycerskie, heroiczne granie czegoś pomiędzy heavy i power metalem, z najwyższej możliwej półki.
Dosyć ciężkie wolne granie w zwrotkach Templars of Steel połączone zostało z wybornym lżejszym podniosłym refrenem, w szybszym Keep the Flame Burning ten jeden z ich najsłynniejszych refrenów po prostu eksploduje niespodziewanie z tą lekką swobodą, jaka była niedostępna dla większości grup rozpoczynających wyścig do sławy nie tylko w Szwecji.
Tytułowy Renegade wyprowadzony rykiem motorów Harley-Davidson z klubu motocyklowego w Nashville stał się symbolem nowego Freeway Mad i wskrzeszeniem tradycji SAXON sprzed 20 lat. Porywający energią i melodią heavy metalowy potwór! W dalszej części albumu pojawia się drugi taki ultra killer The Champion, mój osobisty faworyt z tego LP, z być może najwspanialszym refrenem tej grupy w ogóle. Ach, to nieśmiertelne:
"Oh, oh, oh
All she needed was a Champion
Oh, oh, oh
Crying for a saviour to fight for her life"
Takie rzeczy to już tylko potem robił chyba DREAM EVIL w pierwszych latach swej kariery, która przecież bez wątpienai została zainspirowana przez HAMMERFALL.
Living in Victory to kolejny przykład tego najbardziej dla HAMMERFALL grania w średnio szybkich tempach i wykorzystaniem drobnych gitarowych wartości na przemian z długimi wybrzmiewaniami. W sumie mało komu udało się potem podrobić ten styl gry gitarzystów HAMMERFALL.
I tak killer za killerem... Szczery dramatyzm i moc rycerskiego przekazu The Way of the Warrior, niesamowita głębia epickiego grania w Destined for Glory z potężnymi gitarami no i to dostojne zakończenie w postaci A Legend Reborn. Tak się gra rycerski heavy metal bez uciekania się do szybkości, nadmiernej mocy gitar i gniewu.
Cans zaśpiewał wyśmienicie już z pozycji gwiazdy, bezbłędnie technicznie na tle fenomenalnego tu duetu gitarzystów. W przyjętej konwencji pracy gitar sekcja rytmiczna nie musiała się specjalnie wysilać i być oryginalną i dobrze, bo stosunkowo prosta robota zrobiona przez Johanssona jest godna podziwu. Ten doświadczony perkusista zdecydowanie zrozumiał intencje pozostałych muzyków. To szlachetna i inteligentna perkusja.
Realizacja tego LP jest godna szacunku. W swojej klasie to perfekcja z krystaliczną przejrzystością i genialnym ustawieniem głosu Cansa oraz dwoma kanałami gitarowymi. Końcowy mastering zrobił Eric Conn, który wówczas nie był jeszcze tak znany jak kilka lat później, choć w 1999 pracował z Rolan-dem Grapowem przy "Kaleidoscope".
Przez wielu ten album uważany jest za najdoskonalsze dzieło zespołu, które cieszyło się i nadal cieszy się niesłabnącą popularnością. Płyta doczekała się wielu wydań i reedycji i ustawiła HAMMERFALL na szczycie Metalowego Olimpu.
ocena: 9,8/10
new 15.06.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Hammerfall - Crimson Thunder (2002)
tracklista:
1.Riders of the Storm 04:34
2.Hearts on Fire 03:51
3.On the Edge of Honour 04:50
4.Crimson Thunder 05:53
5.Lore of the Arcane 01:27
6.Trailblazers 04:39
7.Dreams Come True 04:03
8.Angel of Mercy (Chastain cover) 05:38
9.The Unforgiving Blade 03:40
10.In Memoriam 04:22
11.Hero's Return 05:23
rok wydania: 2002
gatunek: power metal/heavy metal
kraj: Szwecja
skład zespołu:
Joacim Cans - śpiew
Oscar Dronjak - gitara
Stefan Elmgren - gitara
Magnus Rosén - gitara basowa
Anders Johansson - perkusja
HAMMERFALL przystępując do nagrania kolejnej płyty startował juz zdecydowanie z pozycji lidera europejskiego power i heavy metalu w odmianie rycerskiej. Płyta powstawała w Niemczech, w Holandii, a nawet na hiszpańskiej Teneryfie. Zaproszono licznych gości w tym Mata Sinnera oraz Rolfa Köhlera z MoDERN TALKING, który już wcześniej uświetniał chórki BLIND GUARDIAN, FREEDOM CALL, GAMMA RAY, GRAVE DIGGER, HELLOWEEN i IRON SAVIOR.
Efekt pracy zespołu przedstawiła wytwórnia Nuclear Blast 28 października 2002, choć faktyczna premiera miała miejsce 23 tego miesiąca w Japonii (Victor).
Nie warto było niczego zmieniać w stylu, po prostu nie warto było i HAMMERFALL zagrał podobnie jak na "Renegade" - dumnie i heroicznie. Otwarcie jest tu bardzo dobre, ale nie imponujące. Riders of the Storm to utwór zagrany w średnim tempie z chóralnym, przebojowym i nieco radiowym refrenem, ale rzecz jasna w rycerskim stylu.
Potem żarty się kończą i następuje seria potężnych power epickich killerów, aczkolwiek także z bardzo gładkimi i przystępnymi melodiami. Taki jest szybki i napakowany energetycznymi riffami Hearts on Fire oraz zagrany z ogromną werwą i w riffowej stylistyce debiutu On the Edge of Honour. W tym numerze ogniskuje się cała metalowa filozofia HAMMEFALL. No i ten słynny refren! Tytułowy Crimson Thunder toczy się znacznie wolniej, jest zarazem łagodny i monumentalnie dostojny, Trailblazers to ponownie powrót do szybszego grania i tu trzeba zauważyć bardzo ciekawie rozplanowaną linię melodyczną, z kilkoma trudnymi wykonawczo dla Cansa momentami. The Unforgiving Blade jest bardzo dobry, zagrany nie za szybko z mocnymi akcentami gitarowymi i w rytmice przypominający niektóre kompozycje MANOWAR, tu też są najmocniejsze chórki, wzbogacone o głosy dodatkowych wykonawców. Zakończenie w postaci Hero's Return niezwykle epickie i ten utwór należy do najbardziej potoczystych na całym albumie.
Jest na tej płycie jeden utwór słaby, który lekko psuje obraz całości. To bardzo naiwnie prezentujący się song balladowy Dreams Come True ze smyczkowymi ornamentacjami (Boris Matchin). No jakoś to tak sztucznie brzmi, jakoś lekko nieszczerze. Za to w obszarze tego łagodnego grania instrumentalny In Memoriam autorstwa Elmgrena jest po prostu wyborny i poruszający. Cudowny gitarowy motyw przewodni !
Umiejętność doboru coverów przez HAMMERFALL jest zadziwiająca. To zawsze niemal brzmi jak ich własny numer i tym razem utwór CHASTAIN Angel of Mercyzabrzmiał podobnie. Świetne wykonanie.
Chórki w składzie Dronjak, Ellmgren, Mat Sinner i Köhler są na tej płycie dewastujące. Ponieważ Cans ogólnie śpiewa dosyć wysoko, więc te są usytuowane niżej, bardzo bojowe i rozkrzyczane i w refrenach się to świetnie wzajemnie uzupełnia. Gra gitarzystów jest imponująca, a ich zgranie perfekcyjne. Anders Johansson też kilka razy pokazał swoje nieprzeciętne umiejętności.
Tym razem po raz pierwszy za całość produkcji i brzmienia odpowiedzialny był Charlie Bauerfeind i jeśli się posłucha tego albumu pod kątem soundu, to staje się jasne, dlaczego największe i najsłynniejsze zespoły europejskie oddawały bez wahania swoje nagrania do obróbki właśnie jemu.
Przy okazji tej płyty warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt. Był to pierwszy album HAMMERFALL, na który kompozycje przygotował tylko Cans i Dronjak bez pomocy Stromblada. Stylistycznie praktycznie różnicy nie ma, choć można zauważyć pewną minimalną komercjalizację, ale chyba tylko w ramach odniesień do przyjaznego szerszemu gronu słuchaczy stylu DREAM EVIL. Byli tacy, którzy kręcili na to nosem, ale fani byli po raz kolejny zachwyceni, co przełożyło się na ilość sprzedanych płyt.
HAMMERFALL u szczytu popularności.
ocena: 9,1/10
new 7.07.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Hammerfall - ®Evolution (2014)
Tracklista:
1. Hector's Hymn 05:54
2. ®Evolution 04:25
3. Bushido 04:41
4. Live Life Loud 03:32
5. Ex Inferis 04:41
6. We Won't Back Down 04:19
7. Winter Is Coming 03:49
8. Origins 04:58
9. Tainted Metal 04:37
10. Evil Incarnate 04:36
11. Wildfire 04:04
12. Demonized 03:36 (japanese bonus track)
Rok wydania: 2014
Gatunek: heavy/power metal
Kraj: Szwecja
Skład zespołu:
Joacim Cans - śpiew
Oscar Dronjak - gitara
Pontus Norgren - gitara
Fredrik Larsson - bas
Anders Johansson - perkusja
Dzieło "Infected" z roku 2011 przyjęte zostało z mieszanymi uczuciami i raczej można by powiedzieć, że Młot wypadł im z ręki, a nie opadł bojowo. Nie takiej muzyki oczekiwali fani zespołu...
HAMMERFAL pewne rzeczy chyba przemyślał, zajął Castle Black Studios w USA i tam nagrał kolejną płytę, wydaną przez Nuclear Blast z równoległą premierą w Japonii (wytwórnia Chaos Reigns) 27 sierpnia 2014 roku. Na okładkę wrócił Mlot, ponownie stworzony na potrzeby zespołu przez Andreasa Marschalla.
Ten album otwiera Hector's Hymn i gdy ta kompozycja z fenomenalnym refrenem w klasycznym hammerfallowym stylu rozbrzmiewa dumnie, to można tej ekipie wybaczyć wszystko to, co zepsuła w roku 2011. Absolutna moc i absolutny klasyk HAMMERFALL!
Och, jak epicko rozpoczyna się ®Evolution, jak pięknie i łagodnie śpiewa potem Cans i tylko ten refren mógłby być doprawdy lepszy. Wraca elegancki i dumny HAMMERFALL w umiarkowanych tempach Bushido, wraca monumentalizm osiągnięty prostymi środkami w Live Life Loud zagranym w typowym dla grupy rytmie z rozległymi chórkami.
Jest tu także dużo tego najlepszego stylu narracji epickiej HAMMERFALL w Ex Inferis wzbogaconej o gotyckie elementy w chórach. Znakomity numer to potoczysty, rycerski We Won't Back Down, gdzie Cans śpiewa w duecie z Amerykaninem Jamese Michaelem, który przemknął już na płycie poprzedniej, a tu zaśpiewał także w Bushido i Winter Is Coming. Bardzo dobrze to wyszło także i w tej nostalgicznej i romantycznej kompozycji.
No, a potem rewelacyjny, pełen życia i metalowej energii Origins rodem niemal z 1997 roku i czego więcej można oczekiwać od HAMMERFALL ? Właśnie tego. Komu mało, ten otrzymuje równie mocarny i pompatyczny epicko Tainted Metal z wybornie rozplanowanymi gitarami, grającymi niby proste rzeczy... I poprawka w dynamicznym Wildfire. Zniszczenie!
Z całą pewnością te kompozycje po części nie mają aż takiej mocy rażenia jak największe klasyki z płyt poprzednich, ale to utwory bardzo dobre, bez wpadek i skazy. Jedynie może Evil Incarnate od tego trochę odstaje, bo nie bardzo się tu mogą zdecydować czy być mrocznymi, czy przyjemnie epicko melodyjnymi. Za to solo jest wyborne, choć trochę krótkie.
Tak przy okazji... Japończycy otrzymali doskonały tym razem melodyjny i rycersko przebojowy bonusowy Demonized...
Forma wokalna Cansa jest kapitalna, a do tego wspierany jest przez po prostu niesamowity Azusa Pacific University Choir z miasta Azusa w Kalifornii i jego wejścia na tym albumie to po prostu brylant. Absolutne mistrzostwo! No, a w wokalach pobocznych jeszcze i Mistrz Mats Leven!
Ekstremalnie klasyczne dla HAMMERFALL są sola Dronjaka i Norgrena i są co najmniej bardzo dobre nawet w tych numerach, gdzie same melodie są nieco słabsze. Melodyjne, epickie, czytelne sola. Sekcji rytmicznej wreszcie chce się naprawdę grać i tu także czuć ten pierwotny entuzjazm HAMMERFALL gdzieś z początków kariery.
Nad soundem pracowała stara ekipa z Fredrikiem Nordströmem i Henrikiem Uddem i jest to klasyczny sound HAMMERFALL, nawet taki bardziej z końca lat 90tych niż ten z XXI wieku, co słychać, chociażby w ostrzejszych, mniej głębokich gitarach.
Tym razem Młot dostojnie opadł. HAMMERFALL powrócił do grania tego, co mu wychodziło zawsze najlepiej, i na co chyba tak naprawdę czekali fani zespołu. Nie jest to może płyta z hammerfallowej szpicy, ale do tej szpicy to dostać bardzo trudno. HAMMERFALL wraca w godnym stylu.
ocena: 8,9/10
new 11.07.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Hammerfall - Built to Last (2016)
Tracklista:
1. Bring It! 04:18
2. Hammer High 04:37
3. The Sacred Vow 04:11
4. Dethrone and Defy 05:10
5. Twilight Princess 05:03
6. Stormbreaker 04:51
7. Built to Last 03:52
8. The Star of Home 04:47
9. New Breed 05:02
10. Second to None 05:29
Rok wydania: 2016
Gatunek: heavy/power metal
Kraj: Szwecja
Skład zespołu:
Joacim Cans - śpiew
Oscar Dronjak - gitara
Pontus Norgren - gitara
Fredrik Larsson - gitara basowa
David Wallin - perkusja
oraz chór Gości
W roku 2014 w HAMMERFALL pojawił się nowy perkusista David Wallin. Nowy, ale znany na metalowej scenie z występów w takich zespołach jak STORMWIND czy MEDUZA. Na nową płytę z jego udziałem przyszło jednak poczekać do listopada 2016, gdy zresztą już przestał być członkiem zespołu, choć tylko na krótko.
Wokal Cansa nagrywany w był w USA, reszta w Szwecji, wszystko według tradycyjnej sprawdzonej recepty iw jednym oczywiście celu - Młot musi uderzyć!
W rozpoczynającym ten LP Bring It! uderza nieco ociężale i trudno uznać ten numer za szczególnie porywający jako opener, ratuje go jednak bardzo dobry refren. Prawdziwie potoczystego heavy/power HAMMERFALL trochę tu jednak brakuje. Młot podnosi się zaraz w Hammer High i tu na tle potężnych bębnów chóralnie zaczyna się cos epickiego i w wymiarze metalu MANOWAR, jednak tylko do momentu gdy wchodzą gitary i dosyć miałki w sumie refren, a może nie tyle miałki ile bardziej pasujący do stylistyki MAJESTY niż HAMMERFALL. Taki nieco plastykowy to wyraz barbarzyńskiego heavy metalu niestety... Także i solo dosyć niezdecydowane... The Sacred Vow jest dobry, bez błysku i bardzo typowy dla stylu zespołu z pierwszej dekady XXI wieku i jakoś tu nastąpił powrót do zachowawczego grania z "Chapter V" podobnie jak w co najwyżej dobrym New Breed. Niezbyt się wychylają z czymkolwiek w tej kompozycji, podobnie zresztą jak w Stormbreaker. Pokazują klasę w autentycznie epickim, patetycznym i szybszym Dethrone and Defy i tu gitarzyści dewastują precyzyjnymi riffami a Cans jest elegancki, ale nie nadmiernie ugrzeczniony jak w poprzednich kompozycjach. Jest także bardzo udana partia instrumentalna z urozmaiconymi zagrywkami Dronjaka i Norgrena.
Tina Fernström (flet) i Joakim Svalberg (instrumenty klawiszowe, także w OPETH i YNGWIE MALMSTEEN) wsparli HAMMERFALL w balladowym, heroicznym songu Twilight Princess, który niektórzy uważają za bardzo tandetny. Nieprawda, tu jest właśnie moc heroicznego, epickiego metalu w pompatycznej formie, no i Cans śpiewa tu rewelacyjnie. Dumny, dramatyczny refren tej kompozycji jest przepiękny i poruszający.
Tytuł, który znajduje się na okładce, musi się czymś wyróżniać. Tu mamy numer patetyczny, monumentalny niezbyt szybki, poniekąd hymnowy a jego największą zaletą jest niesamowity chór złożony z elity szwedzkiego i nie tylko metalu różnych odmian i gatunków. Moc! I można nawet wybaczyć to, że sama melodia nie jest na miarę najsłynniejszych podobnych hitów HAMMERFALL. Typowy w średnio szybkim tempie HAMMERFALL jest bardzo dobry i to taki numer trochę zbudowany z tego co już kiedyś było, ale doświadczona ekipa bardzo umiejętnie to maskuje.
Na koniec jeszcze raz pompatycznie i zarazem łagodnie w Second to None. Nieco tu niezdecydowania czy być bardziej łagodnym, czy pompatycznym, ale to bardzo dobre zakończenie płyty.
Na pewno do udanych elementów tego albumu należą chórki w wykonaniu potężnej ekipy gości i to nie byle jakich, bo te nazwiska są pierwszoplanowe w metalu skandynawskim oraz dodatkowe wokale Matsa Levena. To wyborne wsparcie dla Cansa, który zresztą śpiewa wyśmienicie. Pochwalić należy również partie perkusji Wallina, który dobrze wpisał w ogólną klasyczną motorykę zespołu.
Złego słowa nie można powiedzieć o produkcji. Spółka Fredrik Nordström/Henrik Udd ma wypracowany specyficzny rozpoznawalny sound HAMMERFALL, tego się trzyma i efekt jest wyborny. Jedyne co tu jest nowego, to lekko cofnięta perkusja, choć uzyskała ona jakby własny autonomiczny plan.
Grając tyle lat w zasadzie w tym samym stylu, HAMMERFALL nadal jest atrakcyjny, jest w miarę twórczy i solidnie okopał się na pozycjach, do których nikt nigdy się zbliżyć nawet nie próbował. Jest na tym albumie kilka mniej interesujących momentów, ale trudno jest komponować same mega killery, pozostając jednocześnie wiernym bardzo sztywnej formule, jak sobie ten zespół narzucił.
ocena: 8/10
new 2.08.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Hammerfall - Dominion (2019)
Tracklista:
1. Never Forgive, Never Forget 05:31
2. Dominion 04:39
3. Testify 04:29
4. One Against the World 03:53
5. (We Make) Sweden Rock 04:15
6. Second to One 04:10
7. Scars of a Generation 04:41
8. Dead by Dawn 03:59
9. Battleworn 00:38
10. Bloodline 04:46
11.Chain of Command 04:00
12.And Yet I Smile 05:28
Rok wydania: 2019
Gatunek: heavy/power metal
Kraj: Szwecja
Skład zespołu:
Joacim Cans - śpiew
Oscar Dronjak - gitara
Pontus Norgren - gitara
Fredrik Larsson - gitara basowa
David Wallin - perkusja
oraz
James Michael - fortepian
oraz Chór
16 sierpnia 2019. Po trzech latach oczekiwania Napalm Records przedstawia oczekiwany z wielkim zainteresowaniem nowy album HAMMERFALL "Dominion". Co jeszcze można zrobić w ramach sztywnej metalowej recepty stworzonej przez Szwedów ponad 20 lat temu?
Coś można. Otwarcie jest wyborne i godne najlepszych płyt HAMMERFALL. Never Forgive, Never Forget to utwór w najbardziej lubianej przez fanów motoryce, epicki, z podniosłym refrenem, porywający w znanych, ale świetnie zagranych riffach, no i ten Joacim, który jest niezniszczalny, a powiem więcej, im bardziej czas upływa, tym o jest po prostu lepszy. Godny podziwu bezbłędny, absolutnie bezbłędny technicznie występ Cansa na tym LP jest jego ogromną zaletą i ozdobą.
Może i tytułowy Dominion, lekko mroczny, trochę zbyt patetyczny i niepotrzebnie aż tak głosowo symfoniczny (choć chóry świetne) nie jest na tym albumie najlepszy, ale mocarny Testify już zdecydowanie się wyróżnia łączeniem painkillerowej stylistyki zwrotek i tradycyjnych heroicznych refrenów HAMMEFALL. Krzyczane chórki potężne, a sola wysmakowane i niezbyt skomplikowane. Taka klasyka HAMMERFALL. Być może One Against the World zagrany szybciej zrobiłby jeszcze lepsze wrażenie, ale wtedy zapewne fenomenalny hymnowy refren w tym dostojnym tempie nie robiłby takiego piorunującego wrażenia. Absolutny true metalowy refren! Gdy HAMMARFAL gra true - to niszczy. Absolutnie niszczący jest Bloodline z instrumentalnym preludium Battleworn. Nowy klasyk na miarę klasyków z pierwszych płyt. Wszystko, co najlepsze z czasów "Glory To The Brave", bez wątpienia.
W kwestii wykonania jedna uwaga. Tym razem w ogólnym przekroju sola gitarowe są nie zawsze najwyższej klasy. Jest tu próba dopowiadania nimi głównej historii, ale często są to zagrywki jednak zbyt proste, mało technicznie wyrafinowane. HAMMERFALL ogólnie gra od zawsze metal dosyć prosty, w tym jego urok, ale dodatkowe upraszczanie tego schematyzmem solówek to nie jest dobry pomysł. A chyba taki był pomysł, bo przecież tych gitarzystów stać w tym aspekcie na znacznie więcej.
Coś romantycznego, coś przy fortepianie... Tym razem Second to One. Powiem krótko. Piękne, poruszające, eleganckie.
Potem potężna heroiczna, rycerska galopada i metalowy sztorm we wspaniałym dumnym Scars of a Generation. Młot opada, Młot miażdży! Wolniejszy, rytmiczny Dead by Dawn jest bardzo dobry, choć już takich podobnych numerów na poprzednich albumach było kilka, ale chórki kruszą żelazobeton!
Końcówka albumu jest wyborna, bo Chain of Command spełnia wszelkie wymagania bojowego atrakcyjnego numeru heavy/power, a And Yet I Smile takiego mocniejszego romantycznego numeru w pompatycznym stylu, jaki nie zawsze HAMMERFAL wychodził najlepiej, ale tym razem wyszedł.
W tym wszystkim dyskusyjny jest (We Make) Sweden Rock. Ja oczywiście rozumiem nostalgiczne przesłanie tej kompozycji, rozumiem ten hołd złożony przeszłości, ale ogólnie w warstwie muzycznej jest to numer nieco infantylny i taki z lekka komercyjnie nieszczery, jakby ten sukces w metalowym radio musiał nadejść. Ja takiej nachalnej metalowej dydaktyki historycznej czy autobiograficznej nie kupuję...
Co jak zwykle atrakcyjne? Chóry, chórki. Wspaniałe i moc ludzi tam się udziela. Jest ekipa DREAM EVIl, Jest Jake E, jest dawny gitarzysta HAMMERFALL Stefan Elmgren, jest Mats Leven, są Amerykanie, w tym James Michael, jest także twórca okładki (i nie tylko tej) Sam Didier, słynny także jako twórca okładek do takich gier komputerowych jak "WarCraft", "StarCraft" czy "Diablo". Po prostu słychać jak oni się przy tym wszyscy świetnie bawią!
Nad produkcją trudno to się zanadto rozwodzić, bo to ekstraklasa. Płyta nagrywana była w Szwecji oraz w Los Angeles, mix i mastering to Fredrik Nordström i jest to produkcja wzorcowa i typowa dla ostatnich płyt HAMMERFALL, choć można odnieść wrażenie, że gitary są nieco cięższe i ostrzejsze.
Wyeksploatowana konwencja? Nadal nie i HAMMERFALL udowadnia to na tej płycie, która jest lepsza, dużo lepsza od poprzedniej.
ocena: 8,9/10
new 17.08.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Hammerfall - Hammer of Dawn (2022)
Tracklista:
1. Brotherhood 04:40
2. Hammer of Dawn 04:02
3. No Son of Odin 04:00
4. Venerate Me 04:43
5. Reveries 04:45
6. Too Old to Die Young 05:07
7. Not Today 05:41
8. Live Free or Die 03:51
9. State of the W.I.L.D. 04:52
10.No Mercy 04:04
Rok wydania: 2022
Gatunek: heavy/power metal
Kraj: Szwecja
Skład zespołu:
Joacim Cans - śpiew
Oscar Dronjak - gitara
Pontus Norgren - gitara
Fredrik Larsson - gitara basowa
David Wallin - perkusja
oraz
King Diamond - śpiew ("Venerate Me")
oraz Chór
I znowu uderza Młot. 25 lutego uderzył nowy album zespołu, wydany przez Napalm Records.
Braterstwo broni zostaje zawarte już w openerze i grupa gra oczywiście wyśmienicie technicznie, Cans w niezmiennie wybornej formie i jest dynamicznie i bojowo, ale jednak nie tak porażająco jak w przypadku Never Forgive, Never Forget. Doświadczenie i jasno sprecyzowana konwencja trochę tu spowodowały sztampowość w melodii, aczkolwiek refren miejscami jest po prostu ujmujący. Za to tytułowy Hammer of Dawn jest fantastyczny w tym dostojnym tempie i szybującej ku niebu epickości. Te chóry! Klasa ta sama co w roku 2019. Ten element jest zrobiony na całej płycie bezbłędnie, perfekcyjnie zarówno w wykonaniu, jak w ustawieniu ich w kompozycjach. I ci Goście, którzy w nim śpiewają... Sława! Przyspieszają w dosyć typowym dla stylu zespołu No Son of Odin i tu chyba ten refren, wolniejszy i średnio wyrazisty jest słabszym momentem tej płyty. W Venerate Me nieoczekiwany dosyć gość zaśpiewał, bo King Diamond, raczej z tego rodzaju heavy metalem nie kojarzony. Fenomenalny, majestatyczny heroiczny utwór. Te główne riffy niby takie proste, ale ta rytmika i odcienie neoklasyki są zrobione w nader atrakcyjny sposób i jest to killer bez epatowania nadmierną mocą. Monumentalizm rycerski! I oczywiście także King Diamond nie zawodzi. Potem ten uroczysty rodzaj kompozycji zespołu w Reveries, spokojnie rozwijany z narastającym finałem, choć przedtem jest łagodnie, epicko i refleksyjnie, choć zdecydowanie i bez balladowych kompromisów. Jedna z najlepszych, dumnych solówek z tej płyty tu rozbrzmiewa. Pięknie! Bardzo dobrze przemyślany jest układ kompozycji na tym albumie, Szybszy, ale bez nadmiernego pędu Too Old to Die Young. Pierwsze riffy są porywające, potem jednak nieco to siada w złagodzeniu całości i po miecz się tu raczej nie sięga. Refren zachowawczy i już parokrotnie na płytach HAMMERFALL się podobny pojawiał, ale jak można się nie zachwycić tą częścią instrumentalną z klasycznymi patentami gitarzystów zespołu na granie czegoś, co power metalem nie jest, a ma swój niepowtarzalny dynamizm i potoczystość. A Not Today po prostu przeszywa serce! Ten Joacim, te klasyczne gitary, te pełne treści sola... No po prostu super poruszający balladowy song. Taki dojrzały, taki głęboko zapadający w pamięć... Majstersztyk! Live Free Or Die jednak trochę się łamie w refrenie, ale ten LP jest albumem melodii zwrotek, gdy refreny są nieco słabsze. Tu moc w zwrotkach jest z HAMMERFALL. I w porywającej części instrumentalnej, gdy obaj gitarzyści wygrywają te swoje solowe cudeńka - także Moc jest z nimi. State of the W.I.L.D jest po prostu bardzo dobrym, typowym średnio szybkim utworem HAMMERFALL, ale ogólnie lekko odstaje poziomem od ich najlepszych tego rodzaju. Po prostu to już było i bywało lepiej. Zakończenie, podsumowanie to zawsze bardzo ważny element na płytach tego zespołu. Tym razem akcent jest mocny i gitary ryczą, tempo wysokie, melodia heroiczna, taka z najbardziej klasowych albumów wczesnego HAMMERFALL. Znakomicie, potoczyście i z brawurowymi wstawkami chórków oraz natarciami solowymi gitarzystów. Cały HAMMERFALL w pełnej krasie!
Zapewne nikt tak dobrze nie czuje brzmienia HAMMERFALL jak Fredrik Nordström. To słychać w perfekcyjnym mixie i masteringu i produkcja jest równie godna podziwu, jak ta z płyty poprzedniej. Można powiedzieć, że HAMMERFALL dorobił się własnego, rozpoznawalnego soundu, a o to jest w obecnej dobie bardzo trudno. Można też powiedzieć, że HAMMERFALL niczego nowego nie zagrał. To bardzo dobrze. Po prostu Młot musi uderzyć jak należy. I uderzył! Uderzył jeszcze mocniej niż w roku 2019.
ocena: 9,3/10
new 28.02.2022
Podziękowania dla wytwórni Napalm Records za udostępnienie tego albumu.
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:984
Hammerfall - Avenge the Fallen (2024)
Tracklista:
1. Avenge the Fallen 03:29
2. The End Justifies 05:10
3. Freedom 04:22
4. Hail to the King 04:33
5. Hero to All 04:57
6. Hope Springs Eternal 05:32
7. Burn It Down 04:21
8. Capture the Dream 04:37
9. Rise of Evil 04:01
10. Time Immemorial 05:57
Rok wydania: 2024
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Szwecja
Skład zespołu:
Joacim Cans - śpiew
Oscar Dronjak - gitara
Pontus Norgren - gitara
Fredrik Larsson - gitara basowa
David Wallin - perkusja
Dziewiątego sierpnia, Młot opada już po raz trzynasty, tym razem jednak w barwach dobrze znanego, niemieckiego potentata Nuclear Blast.
Ostatnie albumy to była skondensowana i dobrze zrównoważona formuła i filozofia kompozycji HAMMERFALL. Oczywiście od strony technicznej nie można tutaj zarzucić nic, bo Joacim Cans jest jak zwykle w formie doskonałej i jego mocny, epicki śpiew chwyta za serce jak zwykle, a sekcja rytmiczna wybija bitewne rytmy z dokładnie taką samą mocą i przekonaniem, zgodnie z tradycją.
Są również tradycyjne okrzyki "oooo-oooo", jak w bardzo dobrym, melodyjnym Freedom, rozgrywanym jak zwykle i ze znakomitymi dialogami gitarzystów. Avenge The Fallen to prosty, ale przekonujący heavy metal w wydaniu HAMMERFALL, próbujący nawiązywać do wolniejszych kompozycji "Legacy of Kings". Podobnie może kojarzyć się The End Justifies, który jest równie lekki, jak utwory z drugiej płyty, chociaż na ile to jeszcze HAMMERFALL, a na ile stylistyka THE STORYTELLER to każdy niech oceni sobie sam. A jeśli nadal istnieją takie osoby, które nie widzą różnicy, pomiędzy MANOWAR a HAMMERFALL, to wystarczy posłuchać Hail to the King, w którym ogromny nacisk został położony na bas oraz Cansa i nawet w zagrywkach gitarowych można doszukać się gry MANOWAR, chociaż Dronjak i Norgren potrafią zagrać te rzeczy z większą finezją. Z kolei Hero To All to klasyk HAMMERFALL, któremu nie można nic zarzucić.
Hope Springs Eternal to powrót do debiutu, jednak ta ballada nie ma takiej mocy przebicia, takiej dawki dobrze zrównoważonego smutku i rycerskości jak Glory to the Brave. Jest to kompozycja udana ze znakomitymi chórami, które tym razem wydają się być bardziej donośne niż na albumach poprzednich, ale to może być zasługa Thomasa Vikström oraz Niklasa Isfeldta, którzy są jednymi z gości. Mogło być z tego jednak dużo więcej, szczególnie w dzisiejszych czasach.
Burn it Down niejako nawiązuje do pomysłów z rEvolution, ale na takich albumach jak Hammer of Dawn czy Renegade zostałby uznany tylko za niezły. Na Capture The Dream zabrakło bardziej chwytliwej melodii i tutaj znów wracamy do Legacy of Kings w tej metalowej lekkości z dalekimi echami rocka. W Rise of Evil w refrenie HAMMERFALL wydaje się być chaotycznie zastąpiony niemieckim MAJESTY i szczerze powiedziawszy dziwne, że zespół tutaj tak się pogubił.
Na koniec Time Immemorial, melodic metal w stylu Legacy of Kings, zagrany i zaśpiewany łagodnie, ciepło i bez kontrowersji.
Tradycyjnie pieczę nad zespołem trzymał Fredrik Nordström i jak zwykle jest to sound bardzo dobry, rozpoznawalny jako szwedzki.
Tym razem HAMMERFALL wzięło na nostalgię i niczym tutaj nie zaskoczył. Wyoski poziom wykonania niestety nie idzie w parze z kompozycjami, które są jednak o poziom niżej w porównaniu z Hammer of Dawn. Może to kwestia czasu i niektóre melodie i refreny nie zostały dopracowane tak, jak powinny i pomysły mogły poleżeć dłużej, aby dojrzeć do czegoś większego.
To nadal HAMMERFALL, nadal dobry, ale po tylu znakomitych albumach, tutaj apetyt nie został do końca zaspokojony.
Młot opadł z gracją, ale nie tak spektakularnie, jak wcześniej.
Ocena: 7.8/10
SteelHammer
|