24.06.2018, 15:41:51
Pandaemonium - ...And the Runes Begin to Pray (1999)
Tracklista:
1. The Alchemist 04:52
2. Birth of the Fallen Angel 02:29
3. Sabbath Day 04:25
4. Wings of the Wind 04:29
5. The Dark Before... 04:30
6. The War of Races 04:33
7. ...the Light 03:37
8. Lone Warrior 05:06
9. Pandaemonium 04:53
10. The Alchemist (piano version) 03:34
Rok wydania: 1999
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Włochy
Skład zespołu:
Daniel Reda - śpiew
Alex Nial - gitara
Ragman (Vito Tardia) - gitara
Lorenzo Zirilli - bas
Simone Barbieri - perkusja
Giulio Capone - instrumenty klawiszowe, pianino
Ocena: 6,7/10
29.09.2008
Tracklista:
1. The Alchemist 04:52
2. Birth of the Fallen Angel 02:29
3. Sabbath Day 04:25
4. Wings of the Wind 04:29
5. The Dark Before... 04:30
6. The War of Races 04:33
7. ...the Light 03:37
8. Lone Warrior 05:06
9. Pandaemonium 04:53
10. The Alchemist (piano version) 03:34
Rok wydania: 1999
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Włochy
Skład zespołu:
Daniel Reda - śpiew
Alex Nial - gitara
Ragman (Vito Tardia) - gitara
Lorenzo Zirilli - bas
Simone Barbieri - perkusja
Giulio Capone - instrumenty klawiszowe, pianino
Zespół ten należy do pierwszej fali włoskiego melodic fantasy power metalu i założony został w Mediolanie w roku 1995 na gruzach thrash metalowej formacji Mad Faith. Popularność melodic power we Włoszech sprawiła, że panowie postanowili też spróbować sił w gatunku i ich płyta debiutancka ukazała się nakładem specjalizującej się w promowaniu krajowych grup z tego kręgu wytwórni Underground Symphony w październiku 1999 roku.
Zespół zaprezentował tu utwory w konstrukcji typowe dla głównego nurtu takiego grania, szybkie i z klasycznie grającą sekcją rytmiczną, ale klimat ich kompozycji jednak różnił się od tego, co zaproponowały chociażby KALEDON czy HIGHLORD. Duży wpływ miał tu na to wokalista Daniel Reda, potrafiący śpiewać niezwykle wysoko w niemal kobiecy sposób i stosując także inne głosy, sam ze sobą tu niejednokrotnie prowadził dialogi i teatralnym czy raczej operetkowym charakterze, jak w otwierającym ten album "The Alchemist". Ogólnie słychać tu sporo udziwnień rodem z pandemonium podanego z humorem i przymrużeniem oka ("Birth of the Fallen Angel").
W zespole było dwóch bardzo dobrych gitarzystów i wyróżniał się zwłaszcza Ragman. Grał sporo solówek w różnym stylu, także drobnymi neoklasycznymi naleciałościami i ożywiały one dosyć typowe kompozycje w rodzaju "Sabbath Day" czy "Wings of the Wind" z kolejnymi wokalnymi popisami Reda. W wielu kompozycjach zastosowano także chórki bez piszczących głosów, pojawiają się też wybuchowe pasaże klawiszowe, głównie w tle, przechodzące w sola gitarowe.
Nie zabrakło miejsca i dla pianina w umieszczonej na końcu alternatywnej wersji "The Alchemist" i w symfonicznie zrealizowanym songu "The Dark Before..." pełnym wielogłosowych harmonii wokalnych. Reda czasem brzmi bardzo manierycznie jak w "The War of Races" tu jednak pojawia się ciekawy rycerski motyw z recytacją i akurat w tym numerze stanowi dobre uzupełnienie.
Kto nie lubi bardzo wysoko śpiewających wokalistów, będzie tu miał problem ze zniesieniem Reda, bo nie odpuszcza prawie ani na chwilę prowadząc dramatyczny dialog z chórem w rycerskim "Lone Warrior". Prawie na zakończenie albumu zaśpiewał też w duecie z sopranistką w folkowo-średniowiecznym wstępie do "Pandemonium", ale ta kompozycja rozwija się potem podobnie jak i poprzednie.
Płyta wydaje się wokalnie przeładowana i ten teatralny przekaz, choć nieco inny niż w THY MAJESTIE, trochę zniechęca jako lekko bałaganiarski i przejaskrawiony.
Album został nagrany przy pomocy Matta Stancioiu (LABYRINTH) jako producenta, pomagał on zresztą temu zespołowi już wcześniej w roli sesyjnego perkusisty i basisty. W efekcie brzmieniowo powstała płyta typowa dla soundu włoskiego wypromowanego przez LABYRINTH i podchwyconego przez kolejne liczne zespoły. Rozległe czytelne klawisze, niezbyt ciężkie gitary i średnio głośna perkusja z mocniej natomiast zaznaczonym basem.
Album, nieco bombastyczny, patetyczny i zakręcony zdobył sporą popularność we Włoszech, jednak w roku 2001 skład praktycznie się rozsypał po odejściu obu gitarzystów i perkusisty i zespół popadł na kilka lat w stagnację, wydając kolejny LP dopiero w roku 2005.
Zespół zaprezentował tu utwory w konstrukcji typowe dla głównego nurtu takiego grania, szybkie i z klasycznie grającą sekcją rytmiczną, ale klimat ich kompozycji jednak różnił się od tego, co zaproponowały chociażby KALEDON czy HIGHLORD. Duży wpływ miał tu na to wokalista Daniel Reda, potrafiący śpiewać niezwykle wysoko w niemal kobiecy sposób i stosując także inne głosy, sam ze sobą tu niejednokrotnie prowadził dialogi i teatralnym czy raczej operetkowym charakterze, jak w otwierającym ten album "The Alchemist". Ogólnie słychać tu sporo udziwnień rodem z pandemonium podanego z humorem i przymrużeniem oka ("Birth of the Fallen Angel").
W zespole było dwóch bardzo dobrych gitarzystów i wyróżniał się zwłaszcza Ragman. Grał sporo solówek w różnym stylu, także drobnymi neoklasycznymi naleciałościami i ożywiały one dosyć typowe kompozycje w rodzaju "Sabbath Day" czy "Wings of the Wind" z kolejnymi wokalnymi popisami Reda. W wielu kompozycjach zastosowano także chórki bez piszczących głosów, pojawiają się też wybuchowe pasaże klawiszowe, głównie w tle, przechodzące w sola gitarowe.
Nie zabrakło miejsca i dla pianina w umieszczonej na końcu alternatywnej wersji "The Alchemist" i w symfonicznie zrealizowanym songu "The Dark Before..." pełnym wielogłosowych harmonii wokalnych. Reda czasem brzmi bardzo manierycznie jak w "The War of Races" tu jednak pojawia się ciekawy rycerski motyw z recytacją i akurat w tym numerze stanowi dobre uzupełnienie.
Kto nie lubi bardzo wysoko śpiewających wokalistów, będzie tu miał problem ze zniesieniem Reda, bo nie odpuszcza prawie ani na chwilę prowadząc dramatyczny dialog z chórem w rycerskim "Lone Warrior". Prawie na zakończenie albumu zaśpiewał też w duecie z sopranistką w folkowo-średniowiecznym wstępie do "Pandemonium", ale ta kompozycja rozwija się potem podobnie jak i poprzednie.
Płyta wydaje się wokalnie przeładowana i ten teatralny przekaz, choć nieco inny niż w THY MAJESTIE, trochę zniechęca jako lekko bałaganiarski i przejaskrawiony.
Album został nagrany przy pomocy Matta Stancioiu (LABYRINTH) jako producenta, pomagał on zresztą temu zespołowi już wcześniej w roli sesyjnego perkusisty i basisty. W efekcie brzmieniowo powstała płyta typowa dla soundu włoskiego wypromowanego przez LABYRINTH i podchwyconego przez kolejne liczne zespoły. Rozległe czytelne klawisze, niezbyt ciężkie gitary i średnio głośna perkusja z mocniej natomiast zaznaczonym basem.
Album, nieco bombastyczny, patetyczny i zakręcony zdobył sporą popularność we Włoszech, jednak w roku 2001 skład praktycznie się rozsypał po odejściu obu gitarzystów i perkusisty i zespół popadł na kilka lat w stagnację, wydając kolejny LP dopiero w roku 2005.
Ocena: 6,7/10
29.09.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"