01.03.2021, 12:32:43
Rhapsody - Symphony Of Enchanted Lands II - The Dark Secret (2004)
tracklista:
1.The Dark Secret (The Ancient Prophecy / Ira Divina) 04:12
2.Unholy Warcry 05:53
3.Never Forgotten Heroes 05:33
4.Elgard's Green Valleys 02:19
5.The Magic of the Wizard's Dream 04:30
6.Erian's Mystical Rhymes (The White Dragon's Order) 10:32
5.The Magic of the Wizard's Dream 04:30
6.Erian's Mystical Rhymes (The White Dragon's Order) 10:32
7.The Last Angels' Call 04:37
8.Dragonland's Rivers 03:44
9.Sacred Power of Raging Winds 10:07
10.Guardiani del destino 05:51
11.Shadows of Death 08:13
12.Nightfall on the Grey Mountains 07:20
8.Dragonland's Rivers 03:44
9.Sacred Power of Raging Winds 10:07
10.Guardiani del destino 05:51
11.Shadows of Death 08:13
12.Nightfall on the Grey Mountains 07:20
Rok wydania: 2004
Gatunek: Symphonic Power Metal
Kraj: Włochy
Skład zespołu:
Fabio Lione - śpiew
Luca Turilli - gitara
Patrice Guers - gitara basowa
Alex Staropoli - instrumenty klawiszowe
Alex Holzwarth - perkusja
oraz
Dominique Leurquin
i Goście
Gatunek: Symphonic Power Metal
Kraj: Włochy
Skład zespołu:
Fabio Lione - śpiew
Luca Turilli - gitara
Patrice Guers - gitara basowa
Alex Staropoli - instrumenty klawiszowe
Alex Holzwarth - perkusja
oraz
Dominique Leurquin
i Goście
Ten album to pierwsza część nowej sagi RHAPSODY, zatytułowanej "Dark Secret", zrealizowanej z ogromnym rozmachem w uzupełnionym o nowych muzyków składzie. Jest to pierwsza płyta, gdzie zagrał na perkusji Alex Holzwarth, dołączył na basie Patrice Guers, a gościnnie partie gitary rytmicznej zagrał Dominique Leurquin, postać istotna dla późniejszych losów różnych wariantów RHAPSODY. Album wydany został przez Steamhammer we wrześniu roku 2004.
Rozmach tego przedsięwzięcia jest przeogromny. W nagraniach wzięła udział Orkiestra Symfoniczna ze Zlína pod batutą Petra Pololáníka, wystąpiły przepotężne chóry (Akademiicki Chór z Brna), a chórkach takie metalowe gardła jak Olaf Hayer, Thomas Rettke, państwo Rizzo, amerykańska sopranista Bridget Fogle, jest lutnia, jest harfa i Sir Christopher Frank Carandini Lee jako The Wizard King we wspaniałych narracjach.
Jest wszystko poza porywającą metalową muzyką, do jakiej RHAPSODY przyzwyczaił wcześniej. Warstwa symfoniczna jest w power metalu fajna, dopóki nie zaczyna stanowić elementu dominującego. Tu niestety tak się dzieje, wielkie kompozycji do połowy wypełniają piękne popisy orkiestry, ale metalu w tym mało i nawet gdy w końcu gitary zaczynają się pojawiać w zmasowanych atakach to jest to bardziej dysonans niż muzyczna harmonia. Część utworów ogólnie ma charakter raczej symfonicznego rocka z elementami folk lub muzyki filmowej i w sumie raz orkiestra i chóry przytłaczają, a raz wieje nudą z elfami i podobnymi stworkami w tel i roli głównej. Szybkie tempa i mało wyraziste w sumie melodie powodują, że zapamiętać z tego wszystkiego cokolwiek jest trudno, a już na pewno nie za pierwszym razem. Fabio Lione śpiewa wybornie, ale cóż z tego, skoro nie ma tu pola do popisu w realnym heroicznym romantyzmie, jest przytłoczony symfoniką i chórami, które zamiast go wspierać, spychają niejednokrotnie na plan dalszy. Zachwycającym momentów niewiele i pewnie na pierwszym miejscu byłby tu refren z The Magic of the Wizard's Dream.
Jest to także opowieść ogólnie bez narastającego napięcia, mało epicka, a finałowy Nightfall on the Grey Mountains to taki raczej po prostu przeciętny "rhapsody metal".
Luca Turilli zagrał tu wiele solówek, jednak w większości jest to sztuka dla sztuki, ekwilibrystyka z elementami shredu i progressive guitar work, czasem na granicy chaosu.
Sascha Paeth zmiksował to jak należy z ukłonem w stronę orkiestry i chórów, mastering zrobił zaś bliżej nieznany dotąd Filip Heurckmans i można mieć zastrzeżenia do raz zbyt ciężkich, a raz zbyt suchych gitar i mało wyrazistej perkusji. Basu praktycznie nie słychać wcale. Nawet orkiestra czasem brzmi zbyt płasko.
Wielkie brawa dla wszystkich Gości z orkiestrą z Czech na czele, ale jako album power metalowy z zacięciem epickim jest to przeciętne. Sztuka dla sztuki i zdecydowany przerost formy nad treścią.
ocena: 6,9/10
new 1.03.2021
Rozmach tego przedsięwzięcia jest przeogromny. W nagraniach wzięła udział Orkiestra Symfoniczna ze Zlína pod batutą Petra Pololáníka, wystąpiły przepotężne chóry (Akademiicki Chór z Brna), a chórkach takie metalowe gardła jak Olaf Hayer, Thomas Rettke, państwo Rizzo, amerykańska sopranista Bridget Fogle, jest lutnia, jest harfa i Sir Christopher Frank Carandini Lee jako The Wizard King we wspaniałych narracjach.
Jest wszystko poza porywającą metalową muzyką, do jakiej RHAPSODY przyzwyczaił wcześniej. Warstwa symfoniczna jest w power metalu fajna, dopóki nie zaczyna stanowić elementu dominującego. Tu niestety tak się dzieje, wielkie kompozycji do połowy wypełniają piękne popisy orkiestry, ale metalu w tym mało i nawet gdy w końcu gitary zaczynają się pojawiać w zmasowanych atakach to jest to bardziej dysonans niż muzyczna harmonia. Część utworów ogólnie ma charakter raczej symfonicznego rocka z elementami folk lub muzyki filmowej i w sumie raz orkiestra i chóry przytłaczają, a raz wieje nudą z elfami i podobnymi stworkami w tel i roli głównej. Szybkie tempa i mało wyraziste w sumie melodie powodują, że zapamiętać z tego wszystkiego cokolwiek jest trudno, a już na pewno nie za pierwszym razem. Fabio Lione śpiewa wybornie, ale cóż z tego, skoro nie ma tu pola do popisu w realnym heroicznym romantyzmie, jest przytłoczony symfoniką i chórami, które zamiast go wspierać, spychają niejednokrotnie na plan dalszy. Zachwycającym momentów niewiele i pewnie na pierwszym miejscu byłby tu refren z The Magic of the Wizard's Dream.
Jest to także opowieść ogólnie bez narastającego napięcia, mało epicka, a finałowy Nightfall on the Grey Mountains to taki raczej po prostu przeciętny "rhapsody metal".
Luca Turilli zagrał tu wiele solówek, jednak w większości jest to sztuka dla sztuki, ekwilibrystyka z elementami shredu i progressive guitar work, czasem na granicy chaosu.
Sascha Paeth zmiksował to jak należy z ukłonem w stronę orkiestry i chórów, mastering zrobił zaś bliżej nieznany dotąd Filip Heurckmans i można mieć zastrzeżenia do raz zbyt ciężkich, a raz zbyt suchych gitar i mało wyrazistej perkusji. Basu praktycznie nie słychać wcale. Nawet orkiestra czasem brzmi zbyt płasko.
Wielkie brawa dla wszystkich Gości z orkiestrą z Czech na czele, ale jako album power metalowy z zacięciem epickim jest to przeciętne. Sztuka dla sztuki i zdecydowany przerost formy nad treścią.
ocena: 6,9/10
new 1.03.2021
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"