01.03.2021, 18:16:29
Rhapsody Of Fire - Triumph or Agony (2006)
tracklista:
1.Dar-Kunor 03:13
2.Triumph or Agony 05:02
3.Heart of the Darklands 04:10
4.Old Age of Wonders 04:35
4.Old Age of Wonders 04:35
5.The Myth of the Holy Sword 05:03
6.Il canto del vento 03:54
7.Silent Dream 03:50
8.Bloody Red Dungeons 05:11
9.Son of Pain 04:43
10.The Mystic Prophecy of the Demonknight 16:26
I. A New Saga Begins
II. Through the Portals of Agony
III. The Black Order
IV. Nekron's Bloody Rhymes
V. Escape from Horror
11.Dark Reign of Fire 06:26
I. A New Saga Begins
II. Through the Portals of Agony
III. The Black Order
IV. Nekron's Bloody Rhymes
V. Escape from Horror
11.Dark Reign of Fire 06:26
Rok wydania: 2006
Gatunek: Symphonic Power Metal
Kraj: Włochy
Skład zespołu:
Fabio Lione - śpiew
Luca Turilli - gitara
Patrice Guers - gitara basowa
Alex Staropoli - instrumenty klawiszowe
Alex Holzwarth - perkusja
oraz
Dominique Leurquin - sola gitarowe
i Goście
Gatunek: Symphonic Power Metal
Kraj: Włochy
Skład zespołu:
Fabio Lione - śpiew
Luca Turilli - gitara
Patrice Guers - gitara basowa
Alex Staropoli - instrumenty klawiszowe
Alex Holzwarth - perkusja
oraz
Dominique Leurquin - sola gitarowe
i Goście
Ponownie chór i orkiestra z Czech, siedem osób jako narratorzy występujących tu postaci, niemiecka ekipa realizacyjna z Saschą Paetchem na czele, metalowe gardła takie jak Olaf Hayer, Thomas Rettke i wszyscy niemal ci sami goście, którzy tak dzielnie budowali "cinematic" klimat pierwszej części sagi "Dark Secret". Album ten ukazał się z powodów formalno prawnych pod nową, rozszerzoną nazwą zespołu - RHAPSODY OF FIRE we wrześniu 2006 nakładem Steamhammer, a w USA Magic Circle Music.
Tym razem orkiestra i elementy symfoniczne zostały nieco cofnięte, na plan, który tylko umownie można nazwać drugim, a Fabio Lione i klasyczne chórki wysunięto bardziej do przodu i Fabio jest oczywiście wspaniały w swoim romantycznym, heroicznym majestacie, podobnie jak towarzyszące mu głosy. Nieco podniosłego mroku, sporo klasycznych zagrywek RHAPSODY z dawnych lat i już Triumph or Agony prezentuje się wybornie, jak na zasadniczy wstęp do epickiej historii fantasy przystało. I kapitalny refren w Heart of the Darklands z fantazyjnymi akcentami neoklasycznymi tworzy kolejny świetny utwór.
Te zamkowe songi minstreli w wykonaniu RHAPSODY oczywiście zawsze są wysublimowane i subtelne, jednak nie każdy lubi ten gatunek, choc tu dla tworzenia atmosfery na pewno jest to potrzebne. Bardziej epicko to oczywiście prezentuje się w podniosłym, niemal true jak MANOWAR The Myth of the Holy Sword i Fabio jest tu po prostu niesamowity, a chórki i chóry mu towarzyszące godne lidera. Należy odnotować wyśmienite solo gitarowe Dominique Leurquin, który na tej płycie udziela się kilka razy jako twórca takich cudeniek. Tak trochę folkowa i trochę italo canto jest środkowa część tego albumu (Il canto del vento) i nie rozpędza się w tylko dobrym także dosyć łagodnym i sentymentalnym Silent Dream. Nie rozpędza się także w Bloody Red Dungeons, pełnym dumy i dostojeństwa oraz surowych emocji i tu chyba po raz pierwszy od dawna w historii zespołu potężny chóralny symfoniczny refren robi większe wrażenie niż partia Fabio Lione. Tu się cały czas na coś zanosi i jest oczywiste że mega romantyczny symfonicznie zaaranżowany song Son of Pain z mieszanym duetem, ale z Fabio jako postacią centralna i tragiczną jest wstępem do czegoś, co jest na tej płycie najważniejsze i decydujące.
Tak, to podzielona na pięć części suita epicka The Mystic Prophecy of the Demonknight i jest tu wszystko, co być powinno w tak kulminacyjnej kompozycji, ale jednak nie jest to poziom mistrzostwa, którego by można oczekiwać od RHAPSODY. W znacznej części kompozycja ma od połowy charakter słuchowiskowy, jest to ozdobione przepięknym planem symfonicznym, ale całościowo ten kolos trochę rozczarowuje, najbardziej zapewne z powodu braku realnie monumentalnego patosu. Pojawia się on na krótko w świetnym motywie ostatniego segmentu i tak w zasadzie to Dark Reign of Fire w pełni symfoniczny i oparty na chórach jest dopełnieniem tej suity, i główna rola przypada narracjom i tworzeniu baśniowego, niepokojącego i niemal elegijnego klimatu... Wiele pozostaje niedopowiedziane, bo na to będzie jeszcze czas w części trzeciej.
Tym razem realizacja jest wspaniała, soczysta, metalowa, symfonicznie ustawiona we właściwych proporcjach i to teraz Fabio Lione jest postacią centralną. Wybornie brzmi grzmiąca perkusja Alexa Holzwartha, bas tworzy czytelne doły, sola w zasadzie wszystkie bez wyjątku pełne maestrii i co najważniejsze muzycznej treści, a wracając do Fabio... kto wie, może to jego do tej pory nawet najlepszy występ w RHAPSODY, pełen technicznie zaawansowanego operowego autentycznego dramatyzmu. Goście jak zwykle rewelacyjni i dali z siebie wszystko co najlepsze, a czeska orkiestra i chór, choć już nie na planie pierwszym, wywołuje zachwyt.
Pierwsza część tej płyty jest najlepsza, środkowa trochę może zbyt delikatna, finał dobry i miejscami bardzo dobry, ale RHAPSODY nie stworzył tu monumentu na miarę Gargoyles, Angels of Darkness. Co jednak najbardziej istotne, zespół powrócił go grania symfonicznego power metalu w stylistyce odpowiadającej oczekiwaniom tych, którzy liczyli na metalowe dzieło, a nie na bilet do filharmonii i opery.
ocena: 8,2/10
new 1.03.2021
Tak, to podzielona na pięć części suita epicka The Mystic Prophecy of the Demonknight i jest tu wszystko, co być powinno w tak kulminacyjnej kompozycji, ale jednak nie jest to poziom mistrzostwa, którego by można oczekiwać od RHAPSODY. W znacznej części kompozycja ma od połowy charakter słuchowiskowy, jest to ozdobione przepięknym planem symfonicznym, ale całościowo ten kolos trochę rozczarowuje, najbardziej zapewne z powodu braku realnie monumentalnego patosu. Pojawia się on na krótko w świetnym motywie ostatniego segmentu i tak w zasadzie to Dark Reign of Fire w pełni symfoniczny i oparty na chórach jest dopełnieniem tej suity, i główna rola przypada narracjom i tworzeniu baśniowego, niepokojącego i niemal elegijnego klimatu... Wiele pozostaje niedopowiedziane, bo na to będzie jeszcze czas w części trzeciej.
Tym razem realizacja jest wspaniała, soczysta, metalowa, symfonicznie ustawiona we właściwych proporcjach i to teraz Fabio Lione jest postacią centralną. Wybornie brzmi grzmiąca perkusja Alexa Holzwartha, bas tworzy czytelne doły, sola w zasadzie wszystkie bez wyjątku pełne maestrii i co najważniejsze muzycznej treści, a wracając do Fabio... kto wie, może to jego do tej pory nawet najlepszy występ w RHAPSODY, pełen technicznie zaawansowanego operowego autentycznego dramatyzmu. Goście jak zwykle rewelacyjni i dali z siebie wszystko co najlepsze, a czeska orkiestra i chór, choć już nie na planie pierwszym, wywołuje zachwyt.
Pierwsza część tej płyty jest najlepsza, środkowa trochę może zbyt delikatna, finał dobry i miejscami bardzo dobry, ale RHAPSODY nie stworzył tu monumentu na miarę Gargoyles, Angels of Darkness. Co jednak najbardziej istotne, zespół powrócił go grania symfonicznego power metalu w stylistyce odpowiadającej oczekiwaniom tych, którzy liczyli na metalowe dzieło, a nie na bilet do filharmonii i opery.
ocena: 8,2/10
new 1.03.2021
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"