09.03.2024, 14:36:09
Ivory Tower - Heavy Rain (2024)
tracklista:
1.Black Rain 05:53
2.Holy War 06:28
3.Never 05:48
4.The Destination 06:54
5.60 Seconds 04:17
6.Heavy Ride 05:33
7.Recover 05:13
8.Monster 05:41
9.Voices 07:06
10.The Tear 05:22
rok wydania: 2024
gatunek: power metal
kraj: Niemcy
skład zespołu:
Francis Soto - śpiew
Sven Böge - gitara
Björn Bombach - gitara basowa
Thorsten Thrunke - perkusja
Frank Fasold - instrumenty klawiszowe
oraz
Florian Tabbert - perkusja (1,7)
Na dzień 29 marca przewidziana jest premiera nowej płyty IVORY TOWER, tak jak poprzednio nakładem słynnej niemieckiej wytwórni Massacre Records.
W roku 2021 Dirka Meyera zastąpił weteran sceny niemieckiej Francis Soto, który występuje od 2017 także w innym niemieckim metalowym zespole INFINITY CALL.
IVORY TOWER przesunął się z obszarów grania progresywnego w kierunku power metalu już na poprzedniej płycie, teraz jednak już nawet trudno mówić tu o progresywności, poza szczątkowymi elementami w niektórych kompozycjach. Znowu tytuł albumu jest w pełni adekwatny do zawartości i ekipa z Kilonii zalewa słuchacza deszczem ciężkich power metalowych riffów, granych z niebywałą energią, a miejscami i odrobiną szaleństwa praktycznie przez całą godzinę, bo tyle ten album trwa. Francis Soto to odpowiedni następca Meyera i jego mocny, głęboki głos, to głos rasowego frontmana heavy/power. Nie jest łatwo być realnie zauważalnym na tle takiej mocnej gitarowej ściany i gwałtownych, a przy tym nieustannych ataków Svena Böge. Gra wybornie, z pasją i nieprawdopodobną energią, a sola są zazwyczaj finezyjne i nasycone treścią. Zdecydowanie wspiera go sekcja rytmiczna i bardzo dobre linie basu stworzył na tym LP Björn Bombach. W ramach tej gitarowej burzy pędu i naporu Frank Fasold raczej statystuje, choć jest kilka bardziej znaczących epizodów z jego udziałem, ale tylko epizodów. W opcji wykonania jest tu wszystko jak należy, jednak trudno jest wytrzymać bez zmęczenia tę godzinę z power metalem szkoły niemieckiej z okresu wczesnego BRAINSTORM, skoro brakuje tu wyrazistych melodii i konkretnych refrenów, które by choć kilka razy złamały tę gitarową hegemonię Böge. Może pierwsze piętnaście minut jest w tej konwencji fajne, ale potem zaczyna się granie rzeczy do siebie podobnych, w sumie te riffy powtarzają się w nieco tylko odmiennych konfiguracjach i od połowy ma się wrażenie, że to wszystko już tu było. Podobne do siebie są te kompozycje, nieraz bardzo podobne i słychać, że grupa zatraciła lub porzuciła tę zdolność budowania muzyki zróżnicowanej i miejscami zaskakującej kontrapunktami.
Bezwzględne power metalowe parcie do przodu w niemieckim, choć nie teutońskim stylu od początku do końca. A nieliczne chwile wytchnienia, to tylko skromne przystanki przed kolejną falą gitarowej riffowej ulewy.
Tony Lindgren wykonując mastering zadbał przynajmniej o to, żeby nie zabrzmiało to zbyt twardo i brutalnie. To minimalne zmiękczenie gitary tu na plus, podobnie jak zaniechanie wciskania tu przesadnie głośnej perkusji.
Power metal doby obecnej przestał być od dosyć dawna atrakcyjny samą energią i potęgą wykonania. Potrzebne są melodie, przy czym niekoniecznie w epicko heroicznym stylu. Tu tego zabrakło i jest to krok wstecz w stosunku do płyty poprzedniej,
ocena: 7,1/10
new 9.03.2024
Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Massacre Records
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"