16.06.2018, 16:42:47
Arthemis - Heroes (2010)
Tracklista:
1. Scars on Scars 04:38
2. Vortex 04:52
3. 7Days 04:36
4. This is Revolution 03:45
5. Home 05:51
6. Crossfire 02:47
7. Heroes 06:26
8. Until the End 04:36
9. Resurrection 04:34
10. Road to Nowhere 02:06
Rok wydania: 2010
Gatunek: heavy /power/thrash metal
Kraj: Włochy
Skład zespołu:
Fabio Dessi - śpiew
Andrea Martognelli - gitara
Damian Perazzini - bas
Conrad Rontani - perkusja
Ocena: 8/10
7.10.2010
Tracklista:
1. Scars on Scars 04:38
2. Vortex 04:52
3. 7Days 04:36
4. This is Revolution 03:45
5. Home 05:51
6. Crossfire 02:47
7. Heroes 06:26
8. Until the End 04:36
9. Resurrection 04:34
10. Road to Nowhere 02:06
Rok wydania: 2010
Gatunek: heavy /power/thrash metal
Kraj: Włochy
Skład zespołu:
Fabio Dessi - śpiew
Andrea Martognelli - gitara
Damian Perazzini - bas
Conrad Rontani - perkusja
ARTHEMIS w swoim najsilniejszym składzie utrzymywał się przez lata, stanowiąc na scenie włoskiej jeden z najważniejszych zespołów grających melodyjny power metal w progresywnej miejscami odmianie. w 2008 grupa nagrała bardziej power metalowy album "Black Society" i nagle rozpadła się. Sam na placu boju pozostał tylko gitarzysta Andrea Martognelli i wykazując zarówno silną wole jak i zmysł organizacyjny na przełomie 2009 i 2010 roku zebrał zupełnie nowy skład, złożony z muzyków raczej nieznanych poza grupkami fanów ich wcześniejszych zespołów oraz wokalisty Fabio Dessi, twarzy zupełnie nowej we włoskim metalowym światku. Martognelli zapowiedział też zmianę stylu muzycznego zespołu, zapowiadany był thrash metal i to mocno ostudziło zapał i zainteresowanie dotychczasowych wielbicieli tego bandu. LP ukazał się bez wielkiego szumu i pompy w czerwcu 2010 nakładem włoskiej wytwórni Crash & Burn Records.
Ten album pokazuje jak powinna wygląd solidna płyta heavy power thrashowa, choć tego thrashu tu tyle, co w pewnej riffowej rytmice. Wspaniała część instrumentalna w otwierającym ten album dynamicznym Scar To Scar i nowoczesny wyładowany energią Vortex z niemal modern melodic death metalowej konwencji, to godny podziwu początek płyty, różnorodnej i kryjącej liczne niespodzianki. Sola na tym LP są wyborne, co więcej oddają one ducha starego ARTHEMIS. Bardzo dobrze, że Andrea Martognelli zachował ten swój styl zagrywek, naturalnie dostosowany do realiów tego nieco odmiennego grania. Album nawiązuje w pewnych rozwiązaniach do amerykańskiej stylistyki melodyjnego heavy/power/thrashu w podobnej konwencji i nie tylko, bo mamy tu i groove w melodyjnej odmianie w 7Days, mocne i chwytliwe, a równocześnie wykonane z włoską lekkością i swobodą.
Fabio Dessi... skąd oni wytrzasnęli tego gościa? Doprawdy był to strzał w dziesiątkę i wydobycie na światło dzienne wysokiej klasy metalowego głosu. Niszczy w każdym możliwym stylu w jakim tu przychodzi zaśpiewać. Głos czysty, męski z rockowym feelingiem, i żaden to tam thrashowy wyjec czy szczekacz. Bardzo dobrze wypada nawet w takim średnio udanym This is Revolution, gdzie próba przemycenia akcentów progresywnych z dawnych arthemisowych czasów nie przekonuje mnie. Lepiej to wypada w melodyjnym z lekko radiowym refrenem Home, który nieco zmiękcza ten mocny najeżony ciętymi riffami album. Crossfire to bardzo udany utwór instrumentalny z gitarą w roli głównej, ale i basista tu dokłada swoją cegiełkę. Doły ogólnie są świetne na tym LP, a perkusista zazwyczaj niszczy, tym bardziej, że blachy są cały czas zawzięcie i sensownie tłuczone.
Fabio Dessi... skąd oni wytrzasnęli tego gościa? Doprawdy był to strzał w dziesiątkę i wydobycie na światło dzienne wysokiej klasy metalowego głosu. Niszczy w każdym możliwym stylu w jakim tu przychodzi zaśpiewać. Głos czysty, męski z rockowym feelingiem, i żaden to tam thrashowy wyjec czy szczekacz. Bardzo dobrze wypada nawet w takim średnio udanym This is Revolution, gdzie próba przemycenia akcentów progresywnych z dawnych arthemisowych czasów nie przekonuje mnie. Lepiej to wypada w melodyjnym z lekko radiowym refrenem Home, który nieco zmiękcza ten mocny najeżony ciętymi riffami album. Crossfire to bardzo udany utwór instrumentalny z gitarą w roli głównej, ale i basista tu dokłada swoją cegiełkę. Doły ogólnie są świetne na tym LP, a perkusista zazwyczaj niszczy, tym bardziej, że blachy są cały czas zawzięcie i sensownie tłuczone.
ARTHEMIS zawsze pod względem brzmienia przodował tak jest i tym razem. Album wyprodukowany z wielką starannością i dbałością o szczegóły tyle, że teraz zwrócono uwagę na inne rzeczy niż dotychczas. Ogólnie chyba lepiej brzmi niż CD poprzedni. Pewne zaskoczenie to Heroes. Tu ujawnia się jednak ciągota do grania starej muzyki ARTHEMIS i to wyraża się w momentami budzącej podziw części instrumentalnej, choć sama główna melodia w tej lekko epickiej konwencji rewelacyjna nie jest. Until the End zaczyna się niewinnie, ale potem jest tu wszystko co powinno cechować nowoczesną pół balladę graną przez zespół pretendujący do miana parającego się mocniejszym power. Refren porywający. Resurrection to heavy power thrash pełną gębą, jedynie zabrakło odrobinę lepszego pomysłu na samą melodię. Refren jest taki dwuczłonowy i nie przystaje do całości. Spokojne zamknięcie w instrumentalnym Road to Nowhere, który aż się prosi o rozwinięcie, tyle że może na tym LP dwa kawałki w stylu Heroes to by było za dużo.
Pierwsza połowa albumu lepsza, druga dobra co najmniej.
Pierwsza połowa albumu lepsza, druga dobra co najmniej.
Słychać zarówno świeżość nowej ekipy, jak i jej zaangażowanie. Debiutantów w zespole trema nie zjadła, poczynają sobie śmiało i ten luz, jaki jest potrzebny, aby podobne granie nie męczyło, jest tu obecny niemal cały czas. Płyta jest nieco nierówna to fakt, nie ma tu jednak kompozycji zdecydowanie słabych, nie ma też sztampowego nudnego thrash metalu.
Pewien problem stanowi ukierunkowanie tej muzyki na jakąś określoną grupę słuchaczy. Dla fanów klasycznego euro power metalu może być trochę za ciężka i nowomodna miejscami, ci natomiast, którzy oczekują od heavy/power/thrashu ataku pancernej dywizji na pełnej szybkości też tego nie znajdą. Metal fanów środka, ale chyba także i tych, którym podobał się album poprzedni.
Poziom może nie ten, ale udany start nowej ekipy pod starym szyldem.
Pewien problem stanowi ukierunkowanie tej muzyki na jakąś określoną grupę słuchaczy. Dla fanów klasycznego euro power metalu może być trochę za ciężka i nowomodna miejscami, ci natomiast, którzy oczekują od heavy/power/thrashu ataku pancernej dywizji na pełnej szybkości też tego nie znajdą. Metal fanów środka, ale chyba także i tych, którym podobał się album poprzedni.
Poziom może nie ten, ale udany start nowej ekipy pod starym szyldem.
Ocena: 8/10
7.10.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"